Czy muzyka leczy
We wtorkowej „Rzeczpospolitej” ukazał się taki artykuł. O jego jakości świadczy nie tylko fakt, że widnieje tam, iż Mozart napisał „Sonatę na dwa pianina”. Jest tam niejakie pomieszanie z poplątaniem, poczynając od pierwszego zdania. Muzyka, której „roztargnieni młodzi ludzie” słuchają zwykle na słuchawkach, to niekoniecznie ta sama, o której mówią cytowani w artykule autorzy, a postronnych irytuje nie to, że młodzi ludzie słuchają, tylko to, że zwykle robią to na marnych słuchawkach, podkręcając głośność na maksa, co powoduje, że do uszu sąsiadów dochodzą najprzykrzejsze w brzmieniu, najbardziej dokuczliwe częstotliwości. Z czego słuchający kompletnie nie zdają sobie sprawy, albo też nie chcą sobie zdawać.
Wracając do meritum. Artykuł jest częściowo wzięty stąd. I tu są wymienione rzekome stany ducha wzbudzane przez kontakt z muzyką (czemu ich jest akurat dziewięć?), ale moim zdaniem nostalgie to nie całkiem tęsknota, transcendance to niezupełnie uduchowienie, a już na pewno agitation to nie ożywienie, tylko raczej niepokój. Cytowana jest też tu Edith Lecourt, której streszczenie interesującego referatu na temat Jeśli muzyka leczy, to co leczy? znalazłam tutaj, no i Oliver Sachs, znany przede wszystkim z książki tłumaczonej też na polski: Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem (na jej podstawie operę kameralną napisał Michael Nyman). Otóż dwa lata temu Sachs wydał książkę Musicophilia, poświęconą muzykoterapii. Nie czytałam jej, ale z oglądu cytatów widzę, że to też rzecz bliższa literaturze niż dziełu naukowemu, z subiektywnymi refleksjami na temat oddziaływania muzyki na człowieka, i opowiastkami o pacjentach. Mówi o takich zjawiskach, o jakich kiedyś tu mówiliśmy jako o dźwiękowych pocztówkach, Także chyba wspominaliśmy o tym, że pamięć melodii bywa dłuższa niż pamięć wydarzeń (z takim przypadkiem u osoby chorej na Alzheimera spotkałam się osobiście). Muzyka więc Alzheimera nie wyleczy, ale poprawi jakość życia. Zdrowemu też. Wspomniana Edith Lecourt w swoim referacie mówi, że na pytanie, czy muzyka leczy, najchętniej odpowiedziałaby, że nie leczy niczego konkretnego. Można po prostu powiedzieć: ça fait du bien – i chyba ten zwrot najlepiej i najprościej oddaje odpowiedź na pytanie: czy muzyka leczy.
Jednak nie jestem pewna słuszności innego cytatu z Sachsa. „Mówi się, że ptaki śpiewają, ale czy one zachwycają się tym śpiewem? Czy znamy jakieś zwierzę, które spontanicznie zaczyna tańczyć przy muzyce, tak, jak to robią dzieci? Tak jak język, muzyka jest właściwością czysto ludzką”. To dlaczego niektóre pieski „śpiewają” do muzyki? Czują, że to coś specjalnego. Niektórym z nich pewnie dźwięki muzyczne mogą sprawiać przykrość, ale jak sobie przypomnę mojego pieska-artystę, który od pewnego momentu ewidentnie swoim „śpiewem” się popisywał, to naprawdę mam wątpliwości, czy muzyka jest właściwością czysto ludzką…
Komentarze
[Złośliwość]Czyli artykuł był napisany na poziomie telewizyjnych wiadomości?[/Złośliwość]
Muzyka towarzysząca porannej gimnastyce jest bardzo zdrowa 🙂
A mówiąc zupełnie poważnie — nie spodziewałbym się niczego innego. Muzyka może wspierać ducha, jeśli ktoś potrafi z tego korzystać. Duch może pomagać walczyć z chorobą, jeśli ktoś ma dostatecznie silnego. I tyle.
Miałam kiedyś myszkę (właściwie myszka, nazywał się Gulliver). Zwykły czarno-biały ciapciuś, tak zwany „laboratoryjny”.Zdarzyło się kiedyś, że do naszego mieszkania przyszła śpiewaczka, koleżanka mojej Siostruni, aby popróbować przed koncertem. Ledwie zaczęła, Gulli podniósł łebek, nastawił uszka … i pisnął. Najwyraźniej chciał nawiązać kontakt. 🙂
Z muzykoterapią jest chyba tak samo jak w hipoterapią albo joggingoterapią i innymi jeszcze „terapiami”. Zaraz sie wytłumaczę. Muzyka jest w hierarchii potrzeb jest czymś wyszukanym, wyższym. Na jednego oddziaływuje jedno, na kogo innego drugie, na jednego słabiej na innego mocniej- wszystko zależy od wrażliwości osobniczej, wychowania, doświadczenia, edukacji stanu ducha itp. Pewnie można by generalnie doszukać się prawidłowości jaka muzyka pobudza, jaka uspakaja, jaka wskazana jest przed egzaminem, a jaka po przeżyciu traumatycznym. Myślę nawet, że pozytywną rolę spełnić mogą tutaj wykwalifikowani specjaliści potrafiący z jednej strony dotrzeć do człowieka i dobrze zdiagnozować indywidualne przypadki i dobrze dobrać muzykę. Czyli w założeniu muszą mieć wiedzę i z jednej i drugiej strony, a ich rolą jest nie żadna terapia a poradnictwo.. Zgadzam się z tezą, że muzyka nie leczy niczego konkretnego, ale poprawia jakość życia tak samo osoby zdrowej, jak i chorej, albo niepełnosprawnej np. umysłowo. Jak powszechnie wiadomo za poprawę nastroju wobec wszystkich trudnych sytuacji odpowiedzialne są naturalne substancje euforyzujące – tzw. endorfiny (ich pochodną jest morfina), które na skutek różnych z reguły przyjemnych bodźców wydzielają się w naszym mózgu i poprawiaja nastrój, wzmacniają motywację itp. Odwrotnie, odstawienie od ulubionego bodźca (muzyki) działa jak odstawienie narkotyku, osobie uzależnionej. Dokładnie tak samo działa jogging dla osoby systematycznie biegającej. Oczywiście sprowadzenie działania muzyki do jakiejś konkretnej substancji chemicznej, czy struktury mózgu to domena neurofizjologii czy morfologii; innym językiem opisują to psychologowie, a ponieważ badają i opisują rzeczy mało uchwytne werbalnie, więc starają się wyrażać precyzyjnie i ściśle wprowadzając konkretne – choć umowne -kryteria (stąd pewnie tutaj akurat 9). Wątpię jednak czy opisy neurofizjologiczne, psychologiczne i czy jakiekolwiek inne -iczne oddają istotę sprawy.
Chcecie sie usmiechnąć? To prosze coś z życia:
http://www.mp.pl/praca/index.php?id=11059
jeśli ktoś nie może otworzyć tego linka to informuję że jest to oferta nieźle płatnej pracy dla lekarza histopatolga, wymagane jest m.in. doświadczenie, umiejętność wykonywania sekcji zwłok i znajomość angielskiego umożliwiająca kontakt z pacjntami.
A jak denat nie zna angielskiego…? 🙄
A ja tego zdrajcę Sacksa nawet dotąd lubiłem! 🙁 Jak on może wypowiadać się na temat uczuć zwierząt nie będąc sam zwierzęciem? Co on może na ten temat wiedzieć poza tym, jak ludzie wyobrażają sobie, co zwierzęta czują? 👿
A w Szwajcarii to nawet jest weterynarz, który rozwija muzykoterapię dla zwierząt i twierdzi, że ma bardzo dobre wyniki. Jak ktoś chce przeczytać więcej, ale po niemiecku, to tu
http://mitglied.lycos.de/Tierinformation/tieremusicamedica.html
Artykuł jest niestety na poziomie kiepskiej pizzy, ale to mnie już nie dziwi. Nic mnie nie dziwi. Niczego nie będzie.
Kilka dni temu czytałem o podobnych rewelacjach o związkach pomiędzy ładnymi/ brzydkimi kobietami i mężczyznami. Takie pseudo-naukawe pierdoły, o których wszyscy na chłopski rozum wiedzą, ale „grupa naukowców” musi dostać grant, opisać to w uznanej publikacji i wtedy dopiero jest odkrycie.
Wczoraj też (przypadkowo, przysięgam!) włączyłem Dziennik Telewizyjny (a.k.a. Wiadomości). Załamałem się. Nie samą treścią, ale prowadząca jakieś miny stroi, jakieś tekściki dowcipaski puszcza, jakieś dynamicznie zmontowane przebitki i montaże. I to był pierwszy materiał!!!
Nie mogę nawet powiedzieć, jak wszystko schodzi na psy, żeby nie urazić Bobika.
To, że muzyka uzdrawia i uspokaja przecież wszyscy wiemy od dawna. Dlaczego w gabinetach dentystycznych puszczają muzykę poważną?
Dlaczego, kiedy wyłaziłem w podłodze dołek, chodząc w nocy z dzieckiem na rękach, żeby usnęło, to puszczałem Missouri Sky albo Discreet Music (Eno)???
„najprzykrzejsze w brzmieniu, najbardziej dokuczliwe częstotliwości”
Jakie może być terapeutyczna wartość np. tego:
http://www.youtube.com/watch?v=VzmXQY0l5Xs&feature=related
😛
Może chodziło o język anielski (ewentualne kontakty z zaświatami i te sprawy)?
A Pan Doktor nie oferuje niczego dla myszy…
Gostek:10:15
Twoje pytanie o wartosc terapeutyczna „tego” zadam mojemu synowi,
sam jestem ciekaw odpowiedzi,on slucha podobnych kawalkow ciagle
😀
Artykuł też jest po to, żeby wierszówkę zgarnąć, i wszystko jedno, co się napisze…
Podoba mi się link od Bobika. Zawsze wiedziałam, że pieski mogą być muzykalne 😉
Dla myszy? Może ten weterynarz ze Szwajcarii oferuje muzykoterapię, łącznie z sekcją zwłok i pogaduchami w języku Szekspira?
O sekcji zwłok tam nie było 😆
@rysberlin:
Napalm Death to jest klasyka gatunku, dlatego też ich wybrałem.
Ale np. to:
http://www.youtube.com/watch?v=Zr0KkzbbqPI
to już uznany bard Nowego Jorku.
Pat Metheny „Zero Tolerance for Silence” i wiele innych…
To była próba pozszywania wątków…
Bard?… 😆
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,6610224,Rafal_Blechacz_porwal_melomanow_we_Francji__Znow.html
(Kopiuję linka, bo myślę, że osoba powalana na kolana może odnieść kontuzję, ergo — muzyka tu wcale nie leczy… 😀 )
Trubadur nadworny…
A to spryciarz z Tego Blechacza. Porwał, a teraz okup za każdego pewnie weźmie…
Okup to już wcześniej wziął w postaci biletów 😉
Za bilety to była pierwsza rata…
To następna będzie za płyty 🙂
Chociaż co poniektórzy to by chyba woleli zostać zakładnikami…
No nie, Lou Reed to jednak była (jest) ważna postać w muzyce i w środowisku nowojorskim. Może to nie Dylan ani Cohen, ale niemniej…
Zainspirowany wpisem Pani Kierowniczki, rzuciłem się w wir nauki i badań, by przekonać się, jak to naprawdę jest z tym terapeutycznym wpływem muzyki. Otóż ze skrupulatnie przeprowadzonych eksperymentów wykonanych w ostatnich dziesięciu minutach, wyciągnąć na wierzch można już liczne pierwsze wnioski. Jak wiadomo, muzyka to następstwo dźwięków, które posiadają swoje oznaczenia. Oznaczając poszczególne dźwięki radioaktywnym izotopem z baru, zanotowałem następujący wpływ:
BACH – uderzający wpływ na mózg
Często leczy kobiety – GACH
A jeszcze lepiej EFEB
Coś na bezrobocie – FACH
FED – duży wpływ na stan zdrowia biznesu
GAD – artykułowanie pomocne przy rozstaniach
HECA – leczy smutek tropików
BAD – wywołuje gniew
Dalsze badania w toku…
Na tubie jest gdzieś „tańcząca” papuga. Naukowcy sami się zdziwili, bo dotychczas uważano, że zwierzęta na muzykę nie reagują. Śpiew ptaków ma konkretną funkcję – godową, ale nie można wykluczyć tu jakiejś sublimacji.
Gostek,
w tych Wiadomościach to może Drakula była?
zeenie – i to wszystko zbadane w jedne dziesięć minut! Imponujące 😆
Gostku, nie protestowałam przeciwko znaczeniu Lou Reeda, tylko trochę mnie zdziwiło określenie „bard”…
No jak to – a Kaczmarskich różnych nie określa się mianem bardów?
No, to już prędzej…
Bard – celtycki poeta i pieśniarz, spotykany od XI do XVII wieku na dworach Irlandii, Szkocji, Walii i Bretanii.
Tak więc widać, że Reed jest bardem. Przyjrzawszy się bliżej stwierdzam, że późny XIIw.
Wracając do tytułu: „czy muzyka leczy”, Wańkowicz uważał, że co innego leczy… („cukier krzepi….itd).
Mieszkałem kiedys z takim kolega w akademiku, który dzielił muzykę na: 1. do słuchania
2. do tańczenia
3. do …hm zaspakajania instynktu zachowania gatunku
o terapii nic nie mówił.
Tak mi się pomyślało, że jest błąd w tytule. Powinno być: Czy muzyka leci?
Gdzie?
No, chyba że to jest jak u Mendelssohna: Na skrzydłach pieśni 😆
Leci, jak:
„Wczoraj taka zajefajna spox muza leciała w radiu, ale nie wiem kto śpiewał.”
Tu jeszcze linka o dżemujących prymatach. Tym razem po anielsku, żeby i patolodzy mogli poczytać. 😀
http://paulcauston.spaces.live.com/Blog/cns!73046C98881F1058!7053.entry
A czemu się źle wrzuciło? Wygląda na to, że Łotr dziś w krotochwilnym humorku, bo z linkami coś kręci i każe wpisać kod, który już wpisany 😯
Jeszcze raz
http://paulcauston.spaces.live.com/Blog/cns!73046C98881F1058!7053.entry
Nic nie rozumiem 😯 W każdym razie jak się na tę linkę na blogu nakliknie, to się otwiera źle, ale jak się ją w całości, razem z czarnym skopiuje i wrzuci jako adres, to wchodzi na prymaty. Przynajmniej u mnie. 😉
To teraz bardzo prosze o link jakiegoś zwierza- krytyka muzycznego!!!
Papuzi sopran koloraturowy:
http://www.joemonster.org/filmy/11468/Papuga_spiewa_opere
http://www.zeit.de/2008/23/SM-Sacks-NL?page=4
Przeszkadzają wykrzykniki — może tak?
PS. Wpis był dla Bobika — z poprawką linka.
mam misz masz na komputerze,sle bylejak linki,przepraszam 🙂
PAK-u- u Ciebie się otwiera, ale jak kuknę w adres na górze, to wykrzykniki dalej tam są. Możesz mi jakoś przystępnie wyłuszczyć, w co tu jest grane? 😯
Podlinkowane przez PAK-a się otwiera 🙂
Wszystko przemawia za moją tezą – zwierzęta (nie wszystkie, ale niektóre) mają nieobojętny stosunek do muzyki. Tylko go biedaki zwerbalizować nie mogą (no, chyba że takie jak Bobik 😉 )…
Dla Bobika, i dla innych fanów klasycznego rocka:
http://www.youtube.com/watch?v=Wfq6-Mxwwx4
Bobiku:
Wyłuszczyć? Mogę, ale nie biorę za to odpowiedzialności 😀
Rzecz w tym, że Łotrpres, próbuje ‚zrozumieć’ każda notkę i komentarz. Coś, co się zaczyna od html z dwukropkiem i dwoma łamanymi jest adresem internetowym, z czego tworzy się automatycznie link. Jednak znak wykrzyknika należy (dla Łotpresa, bo już nie dla przeglądarek internetowych, czy samego Jaśnie Pana HaTeeMeLa) do znaków nieprawidłowych w adresie internetowym i jest rozumiany jako… znak przestankowy. Łotrpress urywa więc link na pierwszych znakach, przez co jest nieprawidłowy. Obawiam się, że nawet intensywna muzykoterapia tego nie naprawi 🙁
PS.
Myślę, że trochę możliwości zwierzęta mają 😉 No skoro my werbalizujemy, to zwierzęta mogłyby ogonkować na przykład 😀
Gostku, jako znawca klasyki już kiedyś osobiście tę linkę wrzucałem, choć nie pamiętam czy tu, czy u siebie. 😀
Ale i tak dziękuję, w imieniu całego gatunku. 🙂
PAK-u, też dzięki. Niestety, to, co piszesz, potwierdza moją hipotezę, że myślenie szkodzi. Gdyby Łotr nie próbował kombinować, tylko wypełniał polecenia, nie byłoby problemu. 😉
PS.2.
Jako lekarstwo na takie urywanie, można wykorzystać zapis w ogranicznikach Jaśnie Pana HaTeeMeLa — czyli ‚<‚ a href= i tu adres, a po linku> ‚>’ /a ‚>’.
Już kiedyś pisałam – nasz jamnik zareagował pięknie na utwór na dwa flety i harfę. Minę miał wniebowzięta, oczy przymknięte i zawodził z cicha co prawda a tonalnie ale wytrwale.
Mie wiem, czy muzyka leczy – raczej wprawia w błogostan, (o ile mnie starcza pamięć nie myli) kolega z akademika miał rację : bywa muzyka stworzona do haremowych igraszek, a jedna z naszych piosenkarek mówiła mi kiedyś, że na nią blues działa erotycznie. No i dobrze…
Natomiast to, czego mój sąsiad słucha wytrwale (dobrze, że nie codziennie) w charakterze muzyki, a co do mnie dochodzi przez beton zbrojony jako łup, łu, łubudu, ma ewidentnie zły wpływ na moje zdrowie i równowagę psychiczną. Myślałam swgo czasu, że nie może być gorszej tortury niż 40-te odtworzenie „białego misia”, „białych róż” i „mydełka Fa (ale to była Mamusia Sąsiada) jeszcze wtedy nie wiedziałam co będzie, kiedy Sąsiad zacznie słuchać….
Jest w muzyce siła – może nie tylko leczyć, ale i wprost przeciwnie 😀
Łup, łup oraz disco polo mnie również doprowadza do cichej furii…
Dziś natomiast udaję się na koncert pod batutą Jerzego Semkowa i myślę, że choć w programie jest Beethoven 😉 (V Koncert, solista Tzimon Barto) i Rachmaninow (II Symfonia), to podziała na mnie balsamicznie.
A jutro jadę na koncert w wykonaniu m.in. osoby, na którą ewidentnie muzyka działała leczniczo, czyli Dominika Połońskiego. Najtrudniejsze chwile w jego chorobie pomagał mu przetrwać Bach w wykonaniach Goulda. A decyzja, żeby mimo jednej ręki bezwładnej wrócić do działalności koncertowej, na pewno mu również bardzo pomogła na jego samopoczucie ogólne.
Koncert w Filharmonii Łódzkiej.
Niestety, będę w tym czasie zalewał się po zegrzyńsku…
Zawsze lepszy zalew niż wylew… 🙄
Podobno (czytalem to w Wprost) krowy na tzw. Zachodzie sluchaja Bacha i wykonuja i przekraczaja produkcje mleka. Dlatego wprowadzono tam kwoty mleczne.
Podobnie z kurami- nioskami.
Nie wiem, czy efekty zdrowotne mozna przypisac kazdej muzyce, czy tez pewne jej rodzaje pomagaja, a inne- szkodza. To tak jak z lekarstwami-truciznami. Czasami lecza, a niekiedy- zabijaja. 🙂
Nie będę oryginalny, samo się narzuca…
http://www.youtube.com/watch?v=dpNdMIAnKko
pani Kerowniczko, z calym szacunkiem – oceniac ksiazke doktora Saksa na podstawie tego artykulu to jak sadzic sonate Beethovena po wykonaniu zlotowlosej pieciolatki z ogniska muzycznego, ktora gra na fortepianie od pol roku :). Sacks jest naukowcem, wielkiej klasy naukowcem, i jesli cos mozna powiedziec o jego (MZ porywajacej i zawierajacej mase cennych obserwacji) ksiazce – to ze nie ma w niej ani sladu egzaltacji czy neipodbudowanej niczym spekulacji, nawet jesli niezbyt szczesliwy dobor cytatow w omawianym artykule wskazuje inaczej. „Musicophilia’ jest jak najbardziej naukowa ksiazka, ktorej nieszczescie polega na tym, ze miedzy precyzyjnymi wywodami swiatowej klasy neurologa – ktory zycie poswiecil badaniu ludzkiego mozgu w najbardziej dziwacznych i nieraz szokujacych aspektach jego funkcjonowania, z ktorych jednym z ciekawychaspektow jest reakcja na muzyke – zdarza sie zaskakujaca anegdota lub refleksja podana lzejszym jezykiem, ktora sprawia, ze mierne umysly twierdza, ze wszystko zrozumialy. Trudno mipowiedziec takze, jak ksiazka broni sie w polskim przekladzie, ale goraco, goraco polecam. a o artykule pani Romanowskiej jakos nawet nie chce mi sie pisac….
a co do leczniczosci, to w srode slyszalam, jak ChristianTetzlaff gra 1. Koncert Skrzypcowy Szostakowicza i plakalam jak bobr – nei dlatego nawet, ze koncert taki tragiczny i swietnie wpasowal sie w moj nastroj (ktos akurat zrobil mi duza przykrosc i na tle tego natychmiast poczulam duchowa lacznosc z biednym Dymitrem, ktory jeczal nieboze pod Stalinem, kiedy ja biedulka musze borykac sie z ludzka niekompetencja i brakiem elementarnego dobrego wychowania, co w moim stanie ducha bylo prawie tak druzgoczace jak totalitarny ustroj, hehe) – ale dlatego,ze w zyciu nie slyszalam, zeby ktos tak gral na skrzypcach. i kiedy Tetzlaff skonczyl, mialam uczucie, ze zycie jest, prosze pan i panow, ostatecznie bardzo piekna impreza…
Tak to juz jest, niestety, ze poziom tekstow popularnonaukowych z dziedziny psychologii lub medycyny wprawia w zdumienie czytelnikow, ktorzy sa w danej dziedzinie ekspertami. Przyczyna? Po prostu spora grupa dziennikarzy uwaza, ze jest w stanie ogarnac temat o jakim pisze na podstawie lakonicznych wiadomosci zdobytych w Internecie i nie przychodzi im do glowy, by skonsultowac swoj tekst z ekspertem. Dyletanctwo obserwuje wiec czesto, choc tak jak Dorote oburzyl artykul znad krawedzi muzyki – przepraszam, ze spoufalam sie tutaj na forum z Gospodynia Bloga po imieniu, ale w koncu pracujemy w jednej redakcji – tak ja wzdrygam sie czasem po lekturze rozmaitych nowinek medycznych, ktore dla laikow wydaja sie superwaznym i dobrze napisanym tekstem, a pelno w nich pomylek i zwyklej iluzji. Tylko znajacy sie na rzeczy czytelnik potrafi odroznic humbug lub dobrze napisanego tekstu naukowego, co stwierdzam po wielu latach opisywania medycyny.
Najlepszy dowod, ze nabrac sie mozna latwo: ponizej znalazlem ironiczny komentarz „andoki” do ogloszenia o naborze patomorfologow – andoki kpi troche, ze od histopatologa wymaga sie znajomosci angielskiego w kontaktach z pacjentami (co natychmiast podchwycila foma: „a jak denat nie zna angielskiego?”). Otoz informuje niniejszym, ze denatami zajmuja sie lekarze medycyny sadowej, a histopatolodzy badaja m.in. pod mikroskopem tkanki jak najbardziej zywych pacjentow i powinni miec z nimi taki sam kontakt jak chirurdzy lub internisci. O co w Polsce niestety sie nie dba. Ogloszenie dotyczy pracy w Anglii, gdzie tych regul mocno sie przestrzega.
Pozdrawiam melomanow, solidaryzujac sie w trosce o poziom dziennikarstwa naukowego!
PS. Przepraszam za brak polskiej czcionki…
Witam Cię, Pawle, wśród tych, którym gra w duszy – Tobie też gra, jak wiem, przede wszystkim opera 😉
Ja myślę, że andoki (i w następstwie foma) śmiał się tylko z niezręcznej zbitki sekcji zwłok z kontaktami z pacjentami. Ot, takie makabryczne żarciki wśród profanów. Przecież wiadomo, że już na studiach medycznych musi się sekcje zwłok zaliczać…
bigapple1 – nie ośmieliłabym się oceniać książki Sachsa na podstawie artykułu p. Romanowskiej, ale z pewnością rozmaite anegdoty, które wplata on w tekst, zbliżają rzecz do literatury, zwłaszcza, że autor pisze ze swadą, publicystycznie. Polskiego tłumaczenia Musicophilii niestety nie ma; ciekawe, czy ktoś śmiałby się go podjąć i czy komukolwiek chciało się je wydać…
Tetzlaff to kawał artychy, fakt.
pani Doroto – jest wydanie polskie, wypuszczone cos z miesiac temu przez Zysk i Ska: http://tinyurl.com/p77s3a
Nie otwiera mi się…
O, to nowość 😯
Ciekawe, ile błędów w przekładzie… 😛
Lecę na Semkowa!
Skasowałam wielokropek i weszło 🙂
Ale nie piszą, kto tłumaczył.
A propos wpływu muzyki: Będąc młodym rodzicem eksperymentowałem sobie delikatnie na własnym dziecięciu, dziecię będąc miesięcznym raczej wpływom obcym się nie poddawało. Z niejakim zdumieniem zobaczyłem, że spała smacznie przy dowolnej muzyce Bacha, nawet takiej jak z Koncertów brandenburskich, a budziła się przy dowolnej Beethovena, nawet takiej jak z sonat fort., wolnych części. Strawińskiego bałem się zastosować…
A propos Bobika: moje psy zgodnie (dwóch ich mam) robią w tył zwrot słysząc heavy metal córki (ale innej) i uciekają. Jednocześnie muzyka bardziej (ehem) w moim stylu, do tzw. współczesnej, jakoś im nie przeszkadza.
Muzykofilię przełożył Jerzy Łoziński. Tłumacz dobry, ale na ile się zna na muzyce…. tonacje im się często mylą :-), jak słynna Bacha msza w B moll. Ja sobie kiedyś zrobiłem tabelkę jak tłumaczyłem teksty muzyczne…
TadeuszP – pewien znajomy pitbull musi nosić na pysku jakiś taki heavy metal, odkąd nieuprzejmie potraktował jednego z okolicznych wilczurów. Faktycznie, obrzydliwe to. Mnie na szczęście czegoś takiego nie zakładają. Co najwyżej jakiś big band na szyję, ale to nawet lubię. 😉
Pozdrowienia dla obu kolegów. 🙂
O proszę, kolejny przykład, że z tym Beciem to nie tego… 😀
Ależ panie Bobik! To PANIE (byłe…, więc mieszają mi się zaimki). Bardzo muzykalne.
A, to dla pań tym bardziej pozdrowienia, a nawet polecam się na przyszłość. 😀
Jerzy Łoziński jest również autorem nowego przekładu Władcy Pierścieni, wokół którego było trochę dymu.
Uch, jak dzisiaj z Beciem w filharmonii było nie tego 👿 😉 Pianista jakiś taki Schwarzenegger, grał jak Terminator, jakby nas chciał dźwiękiem zabić. Wrrr… że też w coś takiego musieli ubrać naszego Mistrzunia. Ale za to Rachmaninow w drugiej części – palce lizać! Nic to, że Hollywood straszny, nic to, że orkiestra FN nie ma obecnie najładniejszego brzmienia, ale pod tym dyrygentem po prostu chce się grać i to widać! Bardzo podnoszące na duchu takie spotkania muzyczne.
Ja znowu zaśmiecam 😯
no ale lubię. I nie miałam czasu pozamiatać i porządków jeszcze zrobić, ale się sprężę!
http://www.youtube.com/watch?v=4-CeOWDBoFg&feature=related
Wracając do tematu podniesionego jakiś czas temu przez …………. ???
Są już dzieci!
http://www.bociany.ittv.pl/aplet/index.php
Chyba przez Alicję. W zeszłym roku temat był modny u Owczarka 🙂
A…e…a…e… – czy ktoś coś zrobił Łotrowi, że tak dziś stęka? 😯
A propos bocianów, mam wiadomości z dobrze ponformowanego źródła, że Pani Kierowniczce ktoś dał skrzydła i może nam odfrunąć. Proponowałbym wypracowanie jakiegoś systemu wartowniczego, żeby taki event nie przeszedł niezauważony. 😆
E, jeszcze nie tak szybko. I nie na tak długo, na tydzień gdzieś. I zapewne nie bez maleństwa… 😀
Może pogoda coś zrobiła Łotrowi, jakoś tak paskudnawo jest 🙁
Hop hop, ja już w Łodzi. Nocuję dziś w filharmonii i nawet nie podejrzewałam tak sprzyjającej okoliczności, że w pokoju gościnnym jest Internet! Za godzinkę koncert.
Nie przecytołek komentorzy, więc nie wiem, cy ftosi ustosunkowoł sie juz do tego, co Rzecpospolita napisała, ze niby zywina nimo z muzykom nic wspólnego. Ale Bobicek i jo powinniśmy sie za to obrazić! I barzo dobrze, ze na przykładzie swojego psa Poni Dorotecka naukowo udowodniła, ze w tym artykule nieprowde napisali 😀
Hej, Owcarecku! No i owszem, ustosunkowali się, nawet linki odpowiednie były 😀
A ja po koncercie. Dominik tym razem jeszcze inaczej w swojej partii solowej kombinował. To jest właściwie (w jego przypadku – orkiestra gra wszystko, jak jest zapisane) forma prawie otwarta, on ma tam dość dużą swobodę. Ale było to niesamowite, co ja tu będę opisywać…
Poza tym program był ambitny, a orkiestra poradziła sobie całkiem nieźle pod świetnym dyrygentem – Massimiliano Caldim. II Symfonia Mykietyna bardzo się podobała, wywołała długą owację. Potem Koncert skrzypcowy Glassa (grała Weronika Szraiber-Kadłubkiewicz), który był najsłabszym punktem programu. Nie znoszę go po prostu. Koncert Olgi Hans był pierwszy po przerwie, a na zakończenie prawykonanie orkiestrowej kompozycji Dobromiły Jaskot eXntropia. Był z nia niejaki kłopot, ale poradzili sobie. Bardzo dynamiczny, energetyczny utwór i mam nadzieję, że będzie grany.
Wywiad z Dominikiem 🙂
Idę spać, nie dla mnie noc muzeów. Muszę zerwać się rano.
Pani Doroto, piękne dzięki za relację. Chciałem przyjechać, ale mnie praca zatrzymała w Warszawie.
Mam nadzieję, że będzie Pani miło w Łodzi. Pozdrawiam 🙂
O! Caldi! 🙂
(Uśmiecham się, bo ‚lokalnie’ to dyrygent dobrze znany 😉 Zresztą jakiś taki sympatyczny 😉 )
PS.
A kto wreszcie zrobi ‚Poranek Muzeów’, tak zamiast Tromb? Powiedzmy: 6-8 rano? 😆
TadeuszuP:
A próbowałeś z Mendelssohnem? Ostatnio byłem światkiem, jak dwoje słuchaczy na „Śnie nocy letniej” zasnęło…
A propos „Snu nocy Letniej”. W Niemczech poszedłem na występ renomowanego baletu, tańczącego właśnie Midsummer Night’s Dream. Ale, ku mojemu rozczarowaniu, nie tańczyli do Mendelssohna lecz do koncertu skrzypcowego Glassa, którego szczerze nie cierpię, tak jak nasza Pani Kierowniczka. Ponieważ balet trwał około 90 minut, a koncert jest krótki, pewne jego fragmenty powtarzano bez końca ( zresztą na tym polega muzyka Glassa). Zespół tańczył świetnie ale ta muzyka dla mnie stała się wręcz nienawistna.
@PAK
Niestety, niedługo dziecię będzie na mnie eksperymentować w odwecie: to było w 1986…
No tyle razy się słyszało pewne kawałki ze Snu, że nie dziwota, że usnęli… ja jakoś nie trawię Mendelssohna. Właśnie będzie Verklaerte Nacht we Wrocławiu, ale czemu doczepili do tego Mendelssohna??
Czy muzyka leczy? Zależy kogo, Mozartowi, i Schubertowi zdrowia nie poprawiła. Jeśli chodzi o wpływ muzyki na dziecko, to radze być ostrożnym. Kiedyś zaaplikowałem mojej kilkumiesięcznej córce Bolero Ravela. Biedne dziecko podskakiwało rytmicznie i nie mogło zasnąc jeszcze przez pół godziny po zakończeniu utworu.
Dzień dobry, ja już we Wrocławiu 🙂
Czemu doczepili Mendelssohna do Verklaerte Nacht? Pewnie raczej doczepienie było odwrotne, bo mamy Rok Mendelssohna 🙂
zamek – słyszałam, że jakis utwór ma powstać? 😉 Mam nadzieję, że jeszcze inni kompozytorzy się skuszą, by powiększyć repertuar Dominika. A ja przy okazji zapraszam na Salon „Polityki” z Dominikiem w Filharmonii Łódzkiej, 26 maja o godz. 18. Prowadzę ja 😀
Osz, Pani Kierowniczko, nie spotkamy się, bo będę bojkotować Rok Mendelssohna. Przez co stracę Schoenberga, ale tylko jeden utwór. (Dla mnie jednak kierunek był odwrotny doczepiania). Obchodzę Rok Haydna! Na szczęście całkiem sporo go grają.
TadeuszuP, ja nie na ten koncert przyjechałam, tylko na Kobietę bez cienia Straussa 🙂
Ja natomiast Mendelssohna nie bojkotuję, choć Koncert skrzypcowy i jeszcze kilka rzeczy uszami mi wyłażą jak nie przymierzając Czajkowski. Lubię symfonie – Włoską i Szkocką, lubię niektóre Pieśni bez słów (trochę grałam), lubię Hebrydy, muzykę do Snu nocy letniej, które są dla mnie czymś w rodzaju wspomnień z dzieciństwa. No i kiedyś tu opowiadałam, że bardzo lubię Variations serieuses…
Przy okazji: Jeśli kogoś w Warszawie Mendelssohn i jego siostra Fanny interesują, to zapraszam na spotkanie z moją siostrą i mną w kawiarence na Twardej, w „białym domu” koło synagogi, o nietypowej niestety porze 16:30. To w ramach Dni Książki Żydowskiej, które trwają już od wczoraj i jak zwykle mają ciekawy program. Z kolei jutro o 18. jest promocja nowej książki mojej siostry Znalazłam wczorajszy dzień – są to opracowane felietony, które ukazały się na łamach „Midrasza”.
Gdyby nie kocioł okołopracowy to, jak słowo daję, wpadłabym we wtorek do Warszawy na Twardą! Ciekawie się zapowiada 🙂 A Fanny to nawet coś śpiewałam kiedyś z chórem (z twórczości jej brata to całe cykle przepuściłam swego czasu przez gardło).
Chciałam jeszcze po spektaklu wrzucić nowy wpis, ale spędziłam czas towarzysko i dopiero teraz wylądowałam w hoteliku, a rano do Warszawy. Wpis zatem w dzień. Dobranoc 😀
Jak Pani Kierowniczka o tej porze zbudziła staruszka portiera, to nie sądzę, żeby z uśmiechem podał klucz. 😉
Nie te czasy. Drzwi się same otwierają, w recepcji siedzi młoda panienka, a ja kartę do pokoju miałam ze sobą 😆
Pa, Bobiczku 😀
A co ta młoda panienka o tak późnej porze robiła w recepcji? 🙄
Wróciłem z podróży do Ossy. Byłoby, o czym pisać, ale raczej na blog kulinarny. Może tylko o muzyce przy kolacji. Muzyka na żywo. Trzech panów: skrzypce, gitara i akortdeon. Pan z gitara nie tylko akompaniował, ale i wygrywał melodię, czyli umiał grać a nie tylko brzdąkać. Pan na skrzypcach znał znakomicie jak na muzykę gastronomiczną. Wypytałem organizatorów. Twierdzili, że pan na co dzień pracuje jako muzykw Teatrze Wielkim. No cóż, trzeba dorabiać, a muzyka przy kolacji była całkiem dobra.
Były wprawdzie biesiadne utwory „cygańskie”, ale należały do marginesu. Były popularne utwory Mozarta, Brahmsa, trochę flamenco, trochę muzyki klezmerskiej w dobrym wydaniu i jeden utwór ze skarbnicy polskiej muzyki ludowej zagrany znakomicie. Nawet Chattanooga Choo Choo była zagrana interesująco, choć może ilość spożytego wina wpływała na coraz lepszą ocenę słuchanych kawałków.
Wykorzystałem link do pisma francuskiego i wszystko zaczynam rozumieć. Język oryginału jest dość wyszukany, więc w tłumaczeniu musiały wyjść bzdury i wyszły. A w ogóle takie rewelacje o zupełnie nowych odkryciach czyli o odkryciu czegoś na nowo, to u nas banał. Potrzebne są niusy i w razie ich braku trzeba coś przypomnieć jako nowość. Obecnie w Rzepie to nie zaskakuje zupełnie.
Niedawno był gdzieś artykuł o tym, jak leczyć muzyką i wodą równocześnie. Badania naukowe ponoś dowiodły, że muzyka porządkuje układ wody w kropli. Mozart i Bach działają tworząc z kropli wody błuszczący wielościenny kryształ, a muzyka industrialna (a może techno) powoduje przybranie kształtów amebopochodnych. Ponieważ człowiek składa się w 80% z wody, działając muzyką, porządkuje się właściwie wewnętrzną strukturę organizmu. Pewna pani zarejestrowała działalność medyczną tego rodzaju i działa, bodjże w Warszawie.
Ograniczanie zbawiennego wpływu muzyki do organizmów tylko ludzkich jest nieludzkie. Od dawna wiadomo, że krowy słuchające Mozarta dają więcej mleka i są szczęśliwsze. Może nie tańczą, ale o tańczących zwierzetach wiadomo od dawna. Czy flamingi tańcząc słyszą jakąś muzykę, nie wiem. Tańcxzących ptaków jest więcej. O tańczących misiach nie mówię, bo to lipa, ale chyba spotkałem psy tańczące spontanicznie. Podzielam zastrzeżenia Pani Kierowniczki w tym zakresie.
Linki uczą. Sięgnąwszy do programu imprezy przeczytałem, że Pani Kierowniczka współautoruje programowi wiedzy o kulturze w naszych szkołach. Ciekawe, co udało się tam przemycić z muzyki i za czyjego ministrowania. Obecna Pani Minister moim zdaniem do podstaw programowych ma stosunek wybitnie dobry, choć chyba nie umie się za bardzo sprzedać i wszyscy ją krytykują. Z drugiej strony wątpię, czy ktokolwiek na tym stanowisku uniknąłby powszechnej krytyki, jak to w Polsce.
Dzień dobry, ja tylko z Wrocławia, ale też już przyjechałam 😀
foma – prawdę mówiąc nie wiem, co robiła panienka, bo pojechałam od razu do swojego numeru 😉
Stanisławie, ja nie współautoruję programowi WOK, tylko współpisałam podręcznik do tego przedmiotu (wyd. Stentor), a dokładnie rzecz biorąc napisałam część poświęconą muzyce. Tu i ówdzie z niego uczono 🙂
Pani Doroto, nie zdradzę za wiele z kuchni, gdy powiem, że utwór prawie już jest. Doszlifowujemy go z Dominikiem, wkrótce będzie gotów. Za zaproszenie pięknie dziękuję, ponegocjuję ze studentami, może mi pozwolą przełożyć zaliczenie, które im naonczas przyobiecałem. Albo ich zabiorę 😉
Muzyka jest asemantyczna , ale połączenie jej z obrazem przyrody i zapachem, głosem ludzi i ptaków śpiewających, a przede wszystkim z wyobraźnią człowieka, jego pamięcią i pozytywnymi wartościami moralnymi i etycznymi oraz wartościami kompetencyjnymi danego człowieka może dać rezultat terapeutyczny.
Ale sama muzyka nie wyleczy z nerwicy, jąkania, uzależnienia alkoholowego, albo choroby psychosomatycznej. Żaden utwór muzyczny nie nastawi pozytywnie do innego człowieka, jeżeli nie zostanie wzmocniony słowem i działaniem. Słuchanie muzyki i wykonywanie np. tańca solowego służy tylko jednej osobie. Dopiero wzajemne i empatyczne wykonywanie tańca w grupie, którą zamierzamy zaakceptować z wszystkimi złymi i dobrymi cechami może mieć rezultat terapeutyczny. Ale zanim zaczniemy słuchać, grać, śpiewać i tańczyć musimy uwierzyć, że to nam pomoże. Musimy znałeźć w sobie motywację i wyznaczyć drogę dla usunięcia naszego cierpienia lub niezadowolenia ze stanu ducha lub ciała.
A to nie jest możliwe bez udziału słowa i obrazu, bez uruchomienia pamięci i własnej wyobraźni. „Logomuzykoterapia” jest najbardziej skuteczną formą terapii sensu życia przy pomocy sugestii słownych i relaksu z podkładem muzycznym, stosowaną z powodzeniem przez lekarzy, psychologów, logopedów, psychoterapeutów i rehabilitantów. Dzięki takiemu połączeniu słuchanie ulubionych nagrań jako wprowadzenie do relaksu lub na zakończenie treningu modyfikacji osobowości pozwala zmniejszyć uczucie nudności, liczbę i intensywność wymiotów u cierpiących na choroby nowotworowe i przyjmujących leki powodujące takie efekty. Za sprawą muzyki wzbogaconej sugestiami słownymi zwiększa się sprawność intelektualna. Im bardziej bogate i złożone są formy muzyczne, których słuchamy, tym lepsze wyniki osiągamy w myśleniu i zapamiętywaniu. więcej >>> (Władysław Pitak http://www.logos.pomorze.pl/muzyka02/ )