Electronica

Niestety tylko dwa dni (cztery koncerty) zaliczyłam z festiwalu Musica Electronica Nova. Myślałam, że będę do środy, bo początkowo zapowiadane było na wtorek dwa słuchowiska Mauricia Kagla – niestety nie ma ich, jest tylko powtórzenie spektaklu, który już widziałam dziś. Bardzo żałuję. Tak się składa zresztą, że w środę powinnam być w redakcji, żeby dopilnować łamania ważnego dla mnie tekstu, w sobotę muszę być w Łodzi, a stamtąd na niedzielę jadę znów do Wrocławia, żeby obejrzeć premierę Die Frau ohne Schatten Richarda Straussa. Na godzinę przed nią w filharmonii ma być pokazana na zakończenie Electroniki opera wideo An Index of Metals autorstwa przedwcześnie zmarłego ciekawego włoskiego twórcy Fausta Romitellego – może uda mi się zajrzeć przynajmniej na kawałek. Większości festiwalu nie zdołam więc zobaczyć, a zapowiada się ciekawie. Opowiem przynajmniej parę słów o tym, co już było do tej pory.

Pierwszy koncert był powiązany z kończącym się Biennale WRO – bardzo ciekawą imprezą, na którą już od jakiegoś czasu jakoś nie udaje mi się niestety dotrzeć. Powiązanie tych dwóch festiwali narzuca się samo i aż się dziwię, że dopiero teraz ktoś na to wpadł. Na razie ograniczyło się do tego jednego wydarzenia, które odbyło się w nowej dla festiwalu przestrzeni klubowej XO. To dobre miejsce dla takiej sztuki, choć organizacja szwankowała. W pierwszej części włoski zespół TAM Teatromusica przedstawił spektakl de_Forma 09, który początkowo wydał mi się dość archaiczny, trochę w stylistyce eksperymentów z lat 70. i wcześniejszych, ale interesujący zaczął się robić, gdy sylwetki aktorów zaczęły obrysowywać świetlne linie; postacie, pozornie unieruchomione przez ten obrys, po chwili wyszły z niego. Wydarzenie z kategorii bardziej muzycznej, a raczej wideomuzycznej, czekało na nas w drugiej części: projekcji kompozycji Umidi Soni Colores zamieszkałej w Berlinie Japonko-Amerykanki Kotoka Suzuki. Kawałek można obejrzeć tutaj – mnie się podobało.

Później tego wieczoru w Imparcie – „normalny” koncert, z udziałem dwóch świetnych muzyków z zespołu ICTUS z Brukseli: flecisty Michaela Schmida i gitarzysty Toma Pauwelsa. Elektronika spleciona z dźwiękami instrumentów; dwa utwory fletowe (Agostino di Scipio i Brian Ferneyhough) otaczały dwa gitarowe (Fausto Romitelli i Stefan Prins). Z tego zestawu najbardziej przypadł mi do gustu utwór Romitellego Trash Tv Trance; w omówieniu kompozytor napisał: „Coraz większe znaczenie przywiązuję do brzmień nurtu nieakademickiego i brudnych, agresywnych dźwięków, głównie metalicznego pochodzenia, wykorzystywanych przez muzykę rockową i techno” – owszem, były tam takie dźwięki, ale złożone w zwięzłą, logiczną formę nie kojarzącą się z rockiem ani techno.

W poniedziałkowe popołudnie (powtórzenie we wtorek) w Imparcie spektakl-performans-instalacja holenderskiego zespołu Spy Collective pt. Iminami: from mother to smother. Tutaj jest trochę o tym, jest też fragment filmowej rejestracji. Samo ideolo trochę było drażniące, ale miało to naprawdę ciekawe muzycznie i wizualnie momenty, a wokalistka, Anat Spiegel, była atrakcyjna.

Wreszcie koncert wieczorny w Dużym Studiu Polskiego Radia Wrocław z Orkiestrą Kameralną Leopodinum w roli głównej. Bardzo ciekawy utwór młodego wrocławskiego kompozytora Pawła Hendricha Hyloflex alfa beta, który to tytuł tłumaczy autor jako „zbudowany z krzywych” – i takie też można było mieć skojarzenie: z ruchomymi, przecinającymi się liniami najpierw dźwięków elektronicznych, później wyłaniającej się z nich orkiestry, wreszcie z powrotem elektroniki. Przeplecione warstwy, tworzące jeden organizm, były w świetnym utworze Lidii Zielińskiej Nobody is perfect („Czasami mam wrażenie, że wszystko na tym świecie jest na korbkę” – pisze autorka i może nie korbkę tu słyszymy, ale na pewno jakiś mechanizm), a także w utworze Pour adoucir le cours du temps Tristana Murail, jednego z czołowych przedstawicieli spektralizmu. Reszta programu to były utwory solowe (jeden z nich wykonany przez dyrygenta zespołu Ernsta Kovacicia, który jest także skrzypkiem) oraz jeden – dowcip chyba? Wyszło dwoje solistów, skrzypaczka i wiolonczelista, zasiedli, zagrali długą nutę i nagle zabrzmiało potężne elektroniczne BUM! Faktycznie pan Peter Ablinger zatytułował toto Two strings and noise, więc czy należało się spodziewać więcej?

Tyle mojej Elektroniki.

PS. Z zupełnie innej beczki – dla miłośników opery w kinie dobra wiadomość, związana z serią Multikina. Po wtorkowej projekcji Aidy z La Scali kolejne spektakle, także z mediolańskiej opery, będą pokazywane co dwa tygodnie! 26 maja będzie Maria Stuarda, 9 czerwca Tristan i Izolda, 23 czerwca Don Carlo