U siebie

Nareszcie Sinfonia Varsovia, zespół z Warszawą w nazwie, ma w swoim mieście miejsce sobie przypisane. W weekend orkiestra cieszyła się z tego razem z warszawiakami. Wczoraj ponoć tu również pogoda nie dopisywała i ludzi na pewno było dużo mniej niż mogłoby, gdyby było słonecznie. Żałuję, że nie mogłam wysłuchać, jak orkiestra przemienia się w zespoły kameralne, występujące w różnych miejscach obiektu z bardzo zróżnicowanym repertuarem: od Sztucznych ogni Haendla poprzez Mendelssohna, Hummla, Gounoda, Brahmsa po Serockiego. Żałuję, że nie miałam możliwości zwiedzić dokładniej obiektu podczas wczorajszego spaceru z varsavianistą Jarosławem Zielińskim. Dziś już do środka nie wpuszczano (tylko przebierających się muzyków i robiących zdjęcia fotoreporterów). Wciąż nie mogę więc zdać tu sprawozdania, w jakim budynek naprawdę jest stanie. Przeszłam się tylko po parku i stwierdziłam, że tu mogłoby powstać coś naprawdę fantastycznego, i salę też można by było zbudować, ale diabli wiedzą, kiedy to się stanie. Pieniądze choćby na remont tego, co jest, trzeba dopiero zdobywać. Skąd? Z UE na razie się chyba nie da. Sponsorzy? Kryzys. Miasto? Dobrze, że w ogóle miejsce kupiło, a teraz musi mieć na jakieś inne igrzyska dla ludu…

Na razie było euforycznie. Pogoda się dziś poprawiła, na koncert więc, jak zobaczycie na zdjęciach, przybyły tłumy. Przyszłam podczas II części VII Symfonii Beethovena, więc pewien meloman podszedł potem do mnie i powiedział: „Pani pewnie będzie gdzieś o tym pisać, więc powiem pani, że po pierwszej części były brawa, ale niewielkie, a potem już nie. To świadczy o tym, że ludzie, którzy tu przyszli, pierwszy raz byli na koncercie, ale też dobrze wróży, bo uważnie słuchali i szybko się uczą”.

Faktycznie było tu po prostu wielu miejscowych, ale też wielu przyjaciół orkiestry. Wszyscy zaciekawieni stłoczyli się po koncercie przed gmachem, żeby zobaczyć, jak Krzysztof Penderecki, który przed chwilą prowadził koncert (dwa Tańce węgierskie Brahmsa na bis), sadzi klonik w darze dla orkiestry. Klonik został zasadzony, podlany, a teraz niech rośnie.

A co dalej? Nadal ćwiczenie w Technikum Kolejowym… Ale też miejsce np. na koncerty festiwalu Sinfonia Varsovia Swojemu Miastu. Miejsce na scenę okazało się wymarzone, krzaczory widoczne tutaj zostały wycięte dopiero parę dni temu. Orkiestra chce nadal robić podobne imprezy i, tak jak podczas tej, chce, żeby były interdyscyplinarne (nie zostałam na spektaklu Teatru Montownia, bo nie bardzo miałam czas). I widać, że to zaskoczyło, że jest ludziom potrzebne. Grochowska 272 ma szansę stać się świetnym miejscem kulturalnym. Już się właściwie nim stała.