Na pianinie w Londynie

Szkoda, że tego nie zobaczę. Od 23 czerwca do 13 lipca w różnych miejscach brytyjskiej stolicy stanie 31 pianin, przymocowanych tylko łańcuchami, od razu z dyżurnymi śpiewnikami na zalaminowanych kartkach. Każdy będzie sobie mógł do takiego pianina zasiąść, zagrać i zaśpiewać. Specjalnie zatrudniony stroiciel będzie ciągle się przemieszczał od fortepianu do fortepianu i korygował strój. Akcja według projektu artysty Luke’a Jerrama, odbywająca się przy wsparciu burmistrza Londynu Borisa Johnsona, to część festiwalu Sing London, który jest właściwie wielką wspaniałą akcją edukacyjną – tu trochę przykładów z działalności. A tutaj widać, jak takie pianinko będzie wyglądało; jest też mapa rozmieszczenia instrumentów na mieście.

Mapa jest też tu, na stronie projektu, który nazywa się Play me, I’m yours – i można się z tej strony dowiedzieć, że pianinka jeżdżą już po świecie od zeszłego roku. Były w październiku w Brazylii (Sao Paulo), potem w Australii (Sydney), w Anglii były już w Bury St. Edmunds, a we wrześniu pojadą do Bristolu.

Efekt takich działań artystycznych może być oczywiście taki, ale może być też taki, taki albo taki. A to i to z Sao Paulo. Oczywiście jeśli kto ma ochotę, może zagrać na takim pianinku Chopina czy Beethovena, ale efekt pewnie nie byłby jakoś szczególnie atrakcyjny… Ja się tylko zastanawiam, jak to mogłoby wyglądać u nas? Nie mówiąc o tym, jak pianina wytrzymałyby w naszym zmiennym klimacie (w Londynie też pewnie będzie ten sam problem). Ale co moglibyśmy usłyszeć od obywateli zasiadających do instrumentów? Oj, cieniutko chyba byłoby, cieniutko. Ale kto wie? I może więcej ludzi zainteresowałoby się czynnym uprawianiem muzyki?

A może zaprosić pana Jerrama z jego akcją na Rok Chopinowski?