Hamburg, miasto przyszłości
Nie jest to Miasto, takie, jakie się może przyśnić, po jakim chodzą duchy – takie, o jakim pisałam tutaj. Tu, po dwóch wielkich kataklizmach, które zrównały niemal Hamburg z ziemią, nic nie kusi, by przywoływać przeszłość, zwłaszcza dalszą niż wiek-półtora. Może to trochę zubożenie, ale pod pewnymi względami bardzo zdrowe. Hamburczycy musieli się nauczyć podnosić w każdej sytuacji, a że przy tym jest to miasto portowe i dzięki temu otwarte (zresztą do dziś nosi dumną nazwę Wolnego Hanzeatyckiego Miasta), myśli się tu przede wszystkim o tym, jak żyć dobrze dziś.
Resztki przeszłości także się w tym celu wykorzystuje, czego przykładem jest choćby hotel, w którym mieszkałam, a który jest przerobioną dawną wieżą wodną – ale przerobioną po prostu w dzieło sztuki, łącznie z rozlegającą się w lobby dyskretną wodną muzyką, nawiązującą do dawnego przeznaczenia. Jednak czymś, co naprawdę zapiera dech, jest budujący się gmach nowej filharmonii. Ma on wyglądać tak. Forma przypomina górę lodową, nabudowaną na korpusie przerobionego dawnego Królewskiego Spichrza. Więcej można o projekcie poczytać np. tutaj. I to właśnie jest dobry przykład tutejszej postawy: stojący na tym miejscu Królewski Spichrz był emblematem Hamburga, więc na tym miejscu stanie nowy, zupełnie inny, ale na fundamencie starego. Filharmonia jest częścią nowej, budowanej właśnie nowoczesnej dzielnicy HafenCity. Powstaje ona koło dzielnicy spichrzy i jest efektownym połączeniem starego z nowym. A sama filharmonia? Ma być gotowa koło 2012 r., ale już szykuje się cykl koncertów wielkich gwiazd, przygotowujących grunt pod powstanie nowej sali. W budynku będzie też hotel (Westin Sheraton) oraz drogie apartamenty, do których już ustawiła się kolejka.
Jeżeli jednak gdzieś w Hamburgu naprawdę zatrzymał się czas, to na Reeperbahn. Tam wciąż są lata sześćdziesiąte. Mówi się, że tak jak kiedyś jest to miejsce nie tylko – jak to się mówi – czerwonych latarni i najrozmaitszych klubów, ale też miejsce kultury alternatywnej (i musicali). Wieczorem i przez całą noc przewalają się tu i po całej dzielnicy St. Pauli po prostu dzikie tłumy, w wieku zresztą najrozmaitszym – od dzieciaków, które szukają mocnych wrażeń, do ludzi starszych chcących powspominać szaleństwa młodości.
Jednak patrząc zarówno na budownictwo stojące przy tej ulicy, jak na legendę, która tu dominuje, odnosimy wrażenie, że wciąż tu żywe są czasy, gdy przyjechali Beatlesi w samych początkach swej kariery i podbili Hamburg, a potem świat. Wówczas, w 1962 r., było ich jeszcze pięciu – biedny Stuart Sutcliffe, intelektualista i utalentowany malarz, umarł szybko na nie do końca rozpoznaną chorobę mózgu. John Lennon jeszcze był zarozumialcem, który własnoręcznie napisany życiorys kończył tak: „Ambitions: to be rich. John W. Lennon (leader)” (jakie to niepodobne do tego Johna, jakiego pamiętamy dziś). Paul zawsze był czarusiem, Ringo mocną osobowością, a George nieśmiałym chłopcem. A to, co razem wykonali, to była eksplozja.
Od maja otwarto na Reeperbahn muzeum Beatlesów pod nazwą Beatlemania. Wstęp kosztuje niemało, ale naprawdę warto to miejsce zwiedzić. Na kilku piętrach kamienicy opisane są dzieje zespołu od początku do końca, poprzez eksponaty, aranżacje, wspomnienia – w wielu miejscach wiszą (lub są dowcipnie wbudowane w różne meble) ekrany, na których można obejrzeć krótkie filmiki z wypowiedziami osób coś znaczących w tej historii.
No to zdjęcia. Ogólnohamburskie. Hamburg nowoczesny i portowy. Wokół Beatlesów. No i jeszcze obiecane stare forteklapy z Muzeum Rzemiosła. I jeszcze tradycyjnie w pieskowych zdjęciach to i pięć następnych. Kocisków jakoś nie spotkałam, ale gdzieś muszą być, bo gdzie by znalazły tyle ryb?
Komentarze
O masz.
Kierowniczka podrzuciła, a Jerzor juz urzadza protestujkę, że on w Beatlesach się nie kochał i sobie wyprasza.
http://www.youtube.com/watch?v=l2fDUb57_xk
😉
Wszyscy śpiom, to ja podrzucam 😉
http://www.youtube.com/watch?v=XDTi_La94Uo&feature=related
no wiecie co… mój komentarz czeka na akceptację.
Klarnet na POBÓTKĘ.
A te dzieciaki, szukające mocnych wrażeń to w jakim wieku? 🙄
Dzień dobry. No widziałam takie kilkunastolaty, w wieku, powiedzmy, gimnazjalnym.
Nie wiem, Alicjo, czemu zatrzymało ten post 😯 Zwłaszcza że taka miła piosenka… No, Jerzor się nie kochał, ale wielu się kochało, ja też! Choć nie miałam takiego pokoiku fanki, jaki jest zaaranżowany na wystawie: wszędzie zdjęcia, plakaty i gadżety z ulubioną Czwórką 😉
Ja z Beatlesami też odczuwam pewną wspólnotę duchową i doceniam to, że ich teksty pełne są bolesnego, nieubłaganego realizmu. It’s been a hard day’s night, and I’ve been working like a dog…
świtem bladym o piatej rano…
foma, toż ja w podstawówce byłam, kiedy sie kochałam w Beatlesach. Ale przy okazji i jimi hendrix, manfred mann… i taki jeden 😉 http://www.youtube.com/watch?v=OGhHfPoY-h8
… Bobiku, czuję tę wspólnotę… 😉
Zawsze mnie zastanawiało na czym polegała wielkość Beatlesów, bo że byli wielcy to nie ulega wątpliwości. Tu moje małe resume – ciekaw jestem waszych opinii, a szczególności Gospodyni:
1. Melodyjność ich utworów. Moim zdaniem to ich najmocniejsza strona. Niewielu jest w historii twórców umiejących tworzyć tak melodyjne, łatwo wpadające w ucho a jednocześnie nietrywialne utwory. I to chyba przede wszystkim po nich pozostanie.
2. Ciekawe aranżacje, świetne wykonanie plus poprawne warunki głosowe. Nie byli wybitnymi instrumentalistami choć Harrison był niewątpliwie znakomitym gitarzystą a Ringo Starr był ponoć ceniony w światku perkusistów z racji nowatorskiego podejścia do gry na perkusji (upraszczając nieco, perkusja w jego grze służyła nie tylko do prostego wybijania rytmu ale także wprowadził melodyjność do gry na tym instrumencie – ktoś kiedyś powiedział że słuchając samej tylko jego gry na perkusji można zgadnąć z jakiego utworu ona pochodzi).
3. Ciekawe i niebanalne teksty – tu niewątpliwy wpływ Boba Dylana.
4. Wprowadzili muzykę młodzieżową do mass mediów. Wcześniej owszem – muzyka ta istniała w telewizji, lecz w formie przetworzonej i złagodzonej w postaci Presleya, Clifa Richarda czy Aznavoura, ale to Beatlesi wprowadzili żywioł, ekspresję i swobodę wypowiedzi muzycznej (wcześniej mogłeś szaleć ale z dala od telewizji). Zapoczątkowali erę masowych koncertów na stadionach dla dziesiątków tysięcy fanów. Przymierzali się nawet do pierwszego albumu koncertowego ale McCartney ostatecznie zablokował jego wydanie bo – jak stwierdził – za bardzo fałszował. Zorganizowali też pierwszy światowy koncert charytatywny (dla Bangladesh) oraz pierwszy koncert na dachu 😉
5. Eksperymenty muzyczne. Byli niewątpliwie współtwórcami muzyki psychodelicznej, eksperymentowali z muzyką elektroniczną i konkretną, byli jednymi z pierwszych, którzy wprowadzili „concept album” wraz z nowatorskimi okładkami a przede wszystkim prosty rock and roll rozszerzyli na inne kierunki muzyczne takie jak wodewil, country, blues, muzyka symfoniczna (ilustracja do Yellow Submarine) czy muzyka kameralna (urocze smyczki w Yesterday czy Eleanor Rugby) a nawet kontrapunkt (She’s leaving home) – czyli elementy w tamtych czasach w muzyce popularnej niespotykane. Inaczej mówiąc wytyczyli nowe kierunki, którymi poszli potem inni: The Rolling Stones, Pink Floyd, Bob Dylan, Genesis etc.
No a poza tym byli po prostu wielkim zjawiskiem kuturowym. Tu warto jeszcze dodać całkiem udane filmy muzyczne (Help!) czy eksperymentalno – muzyczno – animowane (Yellow Submarine). W sumie więc sporo jak na niecałe 10 lat działalności.
Droga pani Doroto,
dziekuje za interesujace zdjecia z Hamburga, ktore mowia wiecej o miescie niz teksty. Pani artykul o Hamburgu czyta sie jak bajka. Hamburg ma wiele problemow, pieniedzy brakuje na wiele projektow (tez na te oslawiona Filharmonie, nowa dzielnice miasta Hafen City ….)Szkoda, ze nie wspomniala pani, gdzie znajduje sie ten wspanialy hotel, ktory zostal wybudowany w dzielnicy o duzym potencjale intelektuelnym. ale braku pieniedzy i alternatywnym stylu zycia jak i z olbrzymim protestem przeciwko tego typu nieruchomosciom.Moze przeoczylam, alee pisze pani niewiele o jego mieszkancach. A to jest to co czyni Hamburg wspanialym miastem: jego miedzynarodowosc i olbrzymia tolerancja nie tylko ze wzgledu na pochodzenie, religie i kulture. Zywotnosc miasta czynia nie budynki i milionowe projekty, ale jego mieszkancy. Dlatego zyje tutaj juz od prawie 20 lat, chocaz Hamburg nie nalezy do najtanszych miast niemieckich..ale jakosc ma swoja cene.
Pozdrawiam
Witam star1511 i smb. Odpowiem po kolei.
Co do znaczenia Beatlesów, zgadzam się w pełni w kwestii jego przyczyn – dodam, że ich rozwój w ciągu rzeczywiście zaledwie dekady (trudno w to uwierzyć wprost) był nieprawdopodobny. Przypomnijmy sobie piosenki z pierwszego albumu Please, Please Me i zestawmy je z ostatnimi albumami. Wielkie talenty, świetny team i silne osobowości – tak silne, że w końcu wszystko się rozpadło…
Ale miejsce w historii mają na stałe.
smb – ten hotel nie został wybudowany, lecz, jak wspomniałam, przerobiony z istniejącej już przedwojennej wieży wodnej. W podanym przeze mnie wcześniej linku był zresztą adres. Dokładnie znajduje się ona koło stacji U1 Sternschanze. Byłam w Hamburgu zaledwie parę dni i głównie byłam obwożona po różnych miejscach, więc niewiele miałam styczności z mieszkańcami, poza przewodnikami naszej grupy 😉 Zwykle na takich wycieczkach pokazuje się to, co najlepsze. O braku pieniędzy się w tym kontekście raczej nie wspomina… Ja naprawdę tylko „liznęłam” to miasto i nie pretenduję do znawstwa realiów – tylko rzuciłam parę impresji. Na pewno wiem, że warto tu wrócić. Być może będzie okazja, choćby z powodu przyszłorocznego Schleswig-Holstein Musik Festival, którego bohaterem ma być Polska 🙂
star1511
Ringo sam o sobie mowił, że jest najgorszym perkusistą w najlepszym zespole świata 😉
Niebanalne teksty i wpływ Dylana? Bym się nie zgodziła. Teksty mieli jak najbardziej banalne, przynajmniej wiekszość z nich w stylu – baby you can drive my car… yes I’m gonna be a star… and baby, I love you!
http://www.youtube.com/watch?v=iim6s8Ea_bE&feature=related
Dobrym uzupełnieniem i niejako przegladem ich twórczości jest film „Sgt.Peppers Lonely Hearts Club Band”.
Byli świetni – spalili sie w locie.
” Inaczej mówiąc wytyczyli nowe kierunki, którymi poszli potem inni: The Rolling Stones, Pink Floyd, Bob Dylan, Genesis etc.”
Rolling Stones byli równocześnie i to dopiero ale byli chuligani, zupełne przeciwieństwo układnych chłopczyków z Liverpool, na pewno.
Gruba przesada. W tamtym okresie była cała masa zespołów i twórców, którzy poszukiwali własnych dróg, stąd w latach 60-tych taki wysyp:
The Beatles, Rolling Stones, Bob Dylan, Jimi Hendrix, Mahalia Jackson, Jackson Five (tak!), Janis Joplin, Tom Jones (a jak!), Engelbert Humperdinck, w Polsce Czesław Niemen, Czerwone Gitary (taki odpowiednik The Beatles), Skaldowie, Demarczyk… lista zaledwie zapoczątkowana.
A Pink Floyd z Beatlesami mają tyle wspólnego, co Bob Dylan z Genesis ;P
Alicjo – chyba nie znasz późniejszych tekstów Beatlesów, które pisali już sami. To, co cytujesz, dotyczy tylko paru pierwszych płyt.
Tutaj są teksty wszystkich piosenek Beatlesów. Jak widać, bardzo różne 🙂
http://www.beatleslyricsarchive.com/songs.php
Lubimy ich słuchać po latach i ich muzyka jest taka pozytywna… nogi same podryguja i na duszy robi sie „lekciej” 😉
Czyż nie?
http://www.youtube.com/watch?v=MKHFUKZ-IXE&feature=related
Hehe, jeden z moich ulubionych tekstów:
http://www.beatleslyricsarchive.com/viewSong.php?songID=213
Wcześni Beatlesi są milusi, ale ja mam słabość do późniejszych płyt, powiedzmy od Revolveru.
O…. wpuscił mnie star… i teraz biegam po youtubie i słucham…
Doroto,
zaręczam, że znam teksty, przeciez to było moje życie wtedy, a jezyka angielskiego uczyło się dzięki nim, jakakolwiek byłaby to koślawa wiedza…
http://www.youtube.com/watch?v=NzJ2NKp23WU
…a dobre (moim zdaniem) teksty pisał Lennon. Zreszta mój ulubiony Beatles.
A tu jedna z ulubionych piosenek…
http://www.youtube.com/watch?v=Rj-4t9drUlM
Beatlesi jako jedni z pierwszych zaczęli wykorzystywać techniczne możliwości studia nagraniowego. Stąd koneksja pomiędzy nimi i Pink Floyd.
Nie można też pominąć zbieżności rozwoju muzyki Beatlesów w drugiej połowie lat 60′ z faktem, że w tym samym mniej więcej czasie zaczęli palić i brać…
To, że Stonesi to „chuligani”, a Beatlesi to „grzeczni chłopcy” to był zabieg marketingowy.
Przecież oni się znali i dokazywali wszyscy razem niezgorzej…
Stonesi wyszli z klasycznego bluesa. Beatlesi zawsze mieli ciągoty popowo-rockandrollowe.
Ja bym do wymienionych wcześniej czynników sukcesu odniesionego przez The B. dorzucił jeszcze jeden kamyczek: ich talenty dyplomatyczne, czyli umiejętność znakomitego ułożenia sobie stosunków bilateralnych z kol. Zeitgeistem. 😉
Gostku…
mnie akurat tego nie musisz *przetłumaczać* (copyright ASzysza), toż wzrastałam w tych klimatach 😉
http://www.youtube.com/watch?v=qYAzHH_wqpU&feature=related
Im dalej w las, tym wiecej drzew… nic, ino siedzę w nagraniach The Beatles 😯
A co do Pink… większego ode mnie fana chyba tu nie ma. Koneksji nie widzę, serio. Pink zaczęli – jako seriozny zespół – od Live at Pompei (filmowane nagranie, z Sydem B. jeszcze), nie pamietam, który to był rok, jakies pózne 60-te.
Przeciez to było zupełnie rewolucyjne i inne brzmienie wtedy. Absolutnie nie widzę związku z chuliganami liverpoolskimi 😉
O Beatlesach powiedziano już chyba wszystko. Świetne filmy dokumentalne o nich na kanale History i Planet były emitowane kilkakrotnie.
Ich rozwój muzyczny istotnie był imponujący, wielki w tym udział miał George Martin – producent i aranżer. Większość grup muzycznych odnosiła sukcesy dzięki swym liderom, Beatlesi byli dobrym przykładem wykorzystania efektu synergii, gdzie znaczenie mają wszystkie składowe.
Ich projekty solowe nie osiągnęły już takiej mocy, choć potwierdziły zdolności. Byli ambitni, ciekawe w którą stronę by poszli, gdyby popracowali razem dłużej..
W kwestii formalnej:
Syd Barrett w Live at Pompeii??? Wtedy już dawno był Gilmour.
W kwestii koneksji – chodziło mi wyłącznie o wykorzystanie technicznych możliwości studia, nie o koneksje muzyczne 🙂
Tak mi się skojarzyło, że Pinek Floyd ze swoim zespołem przygrywał na żywo do transmisji z lądowania na księżycu w ’69…
Ghostku…. se poogladaj… jak to nie jest Syd, to ja nie wiem, czy ja jestem Alicja
http://www.youtube.com/watch?v=5sein6WnbY0
zeen,
tez mi sie tak kojarzy, ale mysle, że to skojarzenia pózniejsze , Dark Side itd…
zeen, twierdzisz, że NASA wysłała Pinków Floydów dzień wcześniej beta-Apollem, żeby się mieli czas zainstalować? Hm… I popatrz, transmisja się udała, a jeszcze chłopaki mieli czas, żeby ciemną stronę zwiedzić i coś na ten temat nabrzdąkać. Znaczy się, mądre chłopaki w tej NASA…
No Gilmour ślicznusi taki, że proszę siadać…
Ale ja w ważniejszej sprawie:
Potwierdziła się teoria fomy, że załoga amerykańska udanie wylądowała na księżycu, który znajdował się w tym czasie w studiu BBC, gdyż Pinek Floyd nie chciał daleko podróżowć. HJedno trzeba przyznać Amerykanom: odwieźli księżyc na miejsce.
Ja nie mam wątpliwości, że w NASA musiały pracować mądre chłopaki 😉
Coś dziś Pobutki nie było 😯 No to TROMBY w temacie!
Wirtualny PAK się urlopuje, bo realny PAK pracuje 😎 Można spać, nie obawiać się POBUTEK (o ile komuś nie szkoda ślicznego dnia) przez najbliższy tydzień 😉
Hm, to będziemy to załatwiać inaczej… Może wezwiemy Budzika… 😈 😉
Budzik to o ludzkich porach budził, PAK to potwór, który nie zważa na nic, tylko wali trombom w łeb bezlitośnie o porze, której nie ma…
ja miałem jakąś teorię? 😯
E tam, kto by to słyszał o porze, której nie ma. Ludzie o tej porze śpią. A potem jak miło po obudzeniu znaleźć dowód, że ktoś tak wcześnie chciał nam zrobić TROMBOWĄ przyjemność 😀
Ja wiem, że posiadanie teorii w głowie fomy wydaje się nieprawdopodobne i całkowicie niewiarygodne, tak samo zresztą jak moje twierdzenia o jakimś beta Apollo, niemniej to czysta prawda…
Fomie o żadnej becie nie należy mówić, bo mu się źle kojarzy i może wskutek tego zamęt umysłowy wywołać… 🙄
@Alicja
Piszesz:
> A Pink Floyd z Beatlesami mają tyle wspólnego, co Bob Dylan z Genesis
a potem:
> A co do Pink… większego ode mnie fana chyba tu nie ma. Koneksji nie widzę, serio. [..] Absolutnie nie widzę związku z chuliganami liverpoolskimi
W jednym ze swoich wywiadów David Gilmour powiedział:
„Naprawdę żałuję, że nie byłem w The Beatles. Byłem zawsze ich ogromnym fanem. Nauczyli mnie, jak grać na gitarze, nauczyli wszystkiego. Gitara basowa, prowadząca, rytm, wszystko. Oni byli fantastyczni”
http://www.monstersandcritics.com/music/news/article_1352972.php/David_Gilmours_Beatles_wish
Związek z „chuliganami liverpoolskimi” był i to spory. I nadal jest. Na jego blogu znajdziesz z kolei wzmiankę (z tego roku) o projekcie nagrania coverów Beatlesów:
http://www.davidgilmourblog.com/2009/02/beatles-covers.html
W tym kontekście, twoje niby porównanie Boba Dylana z Genesis jako przykładu nijakiego związku jest kolejną kulą w płot. Związek był i to ogromny. Przede wszystkim w sferze tekstów – to Bob Dylan pokazał wszystkim (nie tylko Beatlesom), że słowa w piosence popularnej nie muszą być banałem, mogą nieść ze sobą całkiem spore wartości czy przesłanie i w tę właśnie stronę próbowali iść Genesis. Muzycy Genesis sięgali też często do utworów Dylana (do jakich, to pozostawiam Tobie jako małe ćwiczenie z Google’a) 😉
A czy był wpływ w drugą stronę? Nie wiem… Początek lat 70 to okres muzycznych poszukiwań Dylana, odejście od prostego folka i szukanie nowych rozwiązań muzycznych. Genesis, to w tamtych czasach awangarda i to u szczytu sławy i nie mam wątpliwości, że Dylan z uwagą przyglądał się kompozycjom Genesisów.
> Rolling Stones byli równocześnie i to dopiero ale byli chuligani
Błąd. Wpływ Beatlesów na Rolling Stonsów był ogromny, powszechnie znany i nawet mi się nie chce tu polemizować „w tym temacie”. Jeśli prześledzisz płyty Stonsów z drugiej połowy lat 60 to zauważysz oczywiste naśladownictwo. Stonsi to genialni wykonawcy mocnego, klasycznego rocka. Moim zdaniem, nikt tak jak oni nie potrafił grać standardów rock and rollowych. Ale kiedy próbowali za Beatlesami wkraczać w obszary bardziej wyrafinowanej i subtelnej muzyki (psychodeliczna, eksperymenty muzyczne, mieszanie gatunków) to okazywało się, że – mówiąc oględnie – nie czują się w tym najlepiej (Their Satanic Majestic Request). I szybko wrócili na utarte szlaki. Oni od kilkudziesięciu lat grają ciągle to samo – i nie jest to zarzut, daj Boże każdemu taki talent.
@zeen
Masz absolutną rację. Ja poszedłbym nawet dalej, on nie tylko był piątym członkiem zespołu, ale także dzięki niemu ich muzyka stała się bardziej wyrafinowana i nie razi uszu nawet tak wrażliwych odbiorców jak nasza Gospodyni. 🙂
…albo pogłębić 😯
Jakoś Apollo fascynuje mnie tylko jako osoba odpowiedzialna za sztukę. Poczytałem wczorajsze i wpisałem się pod wczorajszym, gapa. To teraz przepisuję. Mało na temat, ale warto wiedzieć, co nas czeka.
Żu(i)lowski miesiąc na szczęście się kończy, więc może Towarzystwo przejdzie na jakiś inny język. Przeczuwam, że teraz będzie rosyjski. Bobik bedzie musiał wiersze cyrylica składać. Zawsze to jakieś nieudogodnienie.
Moi, j’aime Brahms, aussi, as far as his smaller pieces are concerned. Wstyd przyznać, ale symfonie po chwili trochę mnie nudzą zamiast wciągać. Hy, камерный aнcaмбль исполняющий Бpaмca, этo co bceм дpyгoe.
Nie wiem, co się teraz ostatecznie przyjmie, więc próbuję wszystkiego po trochu. Mam nadzieję, że Towarzystwo nie przejdzie na szwedzki lub węgierski
Z rozrzutu lingwistycznych umiejętności czytelników tego blogu wiadomo, że mógłby się tu nawet chiński pojawić 😯
O czym Towarzystwo dyskutuje. Miałem wczorai IC do stolicy o 5:14. Jeszcze nie moge dojść do siebie. Łatwiej mi położyć się o 3:30 i wstać o 6:30 niż położyc się o 1 i wstać o 4:30. Ale wstawanie o 6:30 to też przeciw naturze.
Sezon wakacyjny, tematy muzyczne odpowiednio lżejsze. Nie znam się na tej muzyce, ale co do tekstów, to zgadzam się z Alicją.
Taki kod – 1943. Niby nic, a dla mnie znamienny. Chińskim moge służyć. Osobiście zero, ale mam dobrego znajomego. Urodzony w Charbinie, wiele lat był prezesem towarzystwa przyjaźni. Pewnie by się wpisał tutaj w razie konieczności. Ale jako ciekawostka:
ברהמס נולד בהמבורג. אביו, שהנחיל לו את שיעורי המוזיקה הראשונים, היה נגן קונטרבס. ברהמס גילה כשרון גדול בנגינה בפסנתר, ואף תרם להכנסה המשפחתית בנגינה במסעדות ובתיאטראות, וכן במתן שיעורי מוזיקה. מקובל לחשוב כי ברהמס נאלץ לנגן בפסנתר במסבאות ובבתי זונות, אבל אין לסברה זו תימוכין במחקר
Po chińsku to nie jest, ale zawsze inaczej. Ciekawe, czy ktoś odczyta. Aktualne było w poprzednich dniach
Oj Stasiu, Stasiu…
Życiorys Brahmsa po hebrajsku – każde dziecko dzisiaj…
E tam, za krótko uczyłam się hebraja 🙁
Wybaczie, że zanudzam lingwistycznie, ale mam jeszcze jedną próbkę, tym razem zrozumiałą dla wszystkich, jak sądzę:
Johannes Brahms va néixer al si d’una família d’humil condició. El seu pare, Johann Jakob, tocava diversos instruments, especialment el contrabaix i la trompa, en petites orquestres que animaven la vida provinciana amb concerts en cerveseries i a l’aire lliure. La seva mare, Johanna Nissen, era costurera. La família tenia tres fills: Elisabeth, Johannes i Friedrich.
Na konec pytanie – w jakim to języku, skoro go rozumiecie?
Życiorys? Nazwisko Brahmsa odczytałam, ale niewiele więcej 😉
Katalońska odmiana esperanto? 🙄
Brawo Foma. Ale nie esperanto tylko kataloński współczesny. Łatwy do zrozumienia dla znających francuski i hiszpański równocześnie, chyba ale i jeden wystarcza, żeby trochę zrozumieć, trochę zgadnąć.
Z wcześniejszego tekstu moge tylko powiedzieć, że פסנתר to fortepian. Ale całość dotyczy Brahmsa i nie ma tam już szczegółów dotyczących urodzenia.
Zeenie, dogryzasz sobie Fomie, a ten, jak widać, zamętu w głowie raczej nie ma.
Znajomości francuskiego i hiszpańskiego też nie 🙂
Stanisławie,
no właśnie, czym się przejmujesz, jak sam zauważyłeś, nawet zamętu tam nie ma…
A sierżant Gugiel dzięki zdobytym sprawnościom w harcerstwie, potrafi niejedno 🙂
Zeen musi. Foma niedogryziony zaczyna cierpieć na tzw. zespół odstawienia. A ja, niestety, mogę być pomocny tylko w niewielkim zakresie, bo powyżej łydki nie sięgam. 😳
Ten hebrajski fortepian czyta się psanter 😉
A propos szczegółów dotyczących urodzenia Brahmsa, to ciekawe, że jego matka była starsza od ojca o 17 lat 😯
O przepraszam, nie kalam się sierżanckimi tłumaczeniami! Może to dlatego, że nie znam też portugalskiego i włoskiego? 🙄
Psanter! Jeżeli w hebrajskim jest więcej takich pięknych słów, to chyba zaraz zacznę się go uczyć. 😆
Ja tam czasem sięgam po sierżanckie tłumaczenia, bo lubię sobie popłakać ze śmiechu. 😀
Bobiku, rodzime „psuć” Ci nie wystarcza…?
No widzisz Stanisławie,
foma kataloński wziął z głowy, czyli z niczego… 😆
gdzie z głowy? przepełzał koło kolana, to wrzuciłem, co ma okolicę zaśmiecać, i tak byśmy się nie dogadali, bo ja przecież ani kataloński, ani hebrajski, ani grecki… o, belgijski też nie.
Droga pani Doroto,
serdeczne dzieki za wspaniala wiadomosc o o Festiwalu Schleswig-Holstein w roku 2010 !!! Jest sie na co cieszyc(jak sie mowi po niemiecku Vorfreude ist schöne als Freude).W przyszlym roku rowniez Hochschule für Musik w Hamburgu ma w programie Szopena ! Niestety malo kultury polskiej nie tylko w Hamburgu.
Pozdrawiam
Chyba wolę się kojarzyc z fortepianem niż psuciem. Zreszta całe słowo „psanter” brzmi ładnie, a „psuć” tak sobie. Zresztą psanter brzmi trochę i z hiszpańska. Ale dla Bobika mam przypomnienie rodzimych psalmów i psałterza. Też brzmi całkiem dobrze.
A szwajcarski? Może brazylijski?
😯
e-e… zastanawiałem się nad kubańskim, ale też nie…
Nic tak nie wciąga, jak czarna dziura 🙂
po czarnodziursku niestety też ani-ani…
Panią Kierowniczkę można podejrzewać nawet o to, że włada kontrabaskijskim. 🙄
Psalmy już od dawna (i z natury rzeczy) należą do mojego repertuaru, ale jednak psanter mi wyjątkowo podszedł, bo brzmi dumnie. Trochę z psa, trochę z pantery… 😉
Muszę kończyc na dzisiaj, a miło się gawędzi. Wybierając między kubańskim, brazylijskim i belgijskim wybrałbym chyba szwajcarski.
Ja też bym wybrał szwajcarski. Ser. Bo ja cięgiem ino o misce myślę. 😳
Miss K. była piękna i młoda
Miała zabawne frędzelki
Które mieć nakazuje moda
Zatem noszą je wszystkie pudelki…
Bobik chodził i wzdychał głęboko
Burzą uczuć zdezorientowany
Bo pudelka tak wpadła mu w oko
Że choć nie pił, to był wciąż pijany…
Kicia lubi ser. Szwajcarski też, ale może być nawet gouda. Bardzo też lubi szarlotkę.
Dlatego dostaje szarlotkę z serem? 😯
Nieeeeee. Czasami jedno, czasami drugie – w zależności od okoliczności.
W okolicznościach przyrody
oraz szarlotki bez sera,
Bobika na uczuć zwody
brała bez przerwy cholera.
A że Miss K. nie mógł minąć,
ni wysłać jej do fryzjerki,
się zdecydował był spłynąć
w objęcia pewnej terrierki.
Odtąd się wcale nie słania,
jasność na pysku mu gości –
doceńta rolę spływania
dla wychowania w trzeźwości! 😀
star1511 z 10.35 musiał poczekać, bo dopiero teraz go zobaczyłam w poczekalni. Na przyszłość: zawsze tylko po jednym linku w poście!
Jeszcze do smb: ma przyjechać na przyszłoroczny festiwal dużo polskich artystów. Pan dyrektor Rolf Beck (którego pamiętam jako dyrygenta jeszcze sprzed lat z Wratislavii, a później z festiwalu Beethovenowskiego) powiedział mi, że na inauguracji wystąpi Sinfonia Varsovia, która zresztą kiedyś regularnie na tym festiwalu grywała. Więcej na razie nie zdradził, bo program w ustalaniu 🙂
Dopiero teraz miałem czas pooglądać zdjęcia i stwierdziłem, że Kierownictwo nawet na wyjeździe troszczy się o moją wyżerkę i załatwia mi dostawy świeżej pasztetówki. Zachowam ten fakt we wdzięcznej pamięci. 🙂
Bobiczku, mnie to raczej hot doga przypomina 😆
Podjalem rekawice rzucona przez Stanislawa i szybciutko przetlumaczylem ten tekst z hebrajskiego:
Brams Vamborg ur. Jego ojciec, rój mu pierwsze lekcje muzyki, była podwójnie basistą. Brams wykazał wielki talent בנגינה בפסנתר i się dochód rodziny בנגינה restauracje teatrów, jak również dostarczanie muzyki lekcji. Możliwa do zaakceptowania, aby myśleć, że musiał zagrać Brams בפסנתר Bmsbaut ובבתי suki, ale to nie jest spekulacja Wsparcie badań
Ciekawy jest w tym tekscie ten watek o sukach 😯
Chęć zachowania ciepłych uczuć dla Kierownictwa każe mi zdecydowanie obstawać przy mojej interpretacji. 🙂
Mordechaju, gdyby była taka możliwość, że byłeś podczas tłumaczenia pod wpływem sierżanta G., pomyślałbym po prostu, że ten wątek o sukach jest koszarowy. Ale oczywiście nawet nie śmiałbym Cię podejrzewać o zbyt ścisłą współpracę z niezbyt wysokimi szarżami. 😉
Z tymi sukami niezmiernie ciekawe, ale co „Brams” miałby z nimi robić? 😯
Gdziez bym sie odwazyl interpretowac Bramsa w gronie tak zacnych Znawcow.
Ale suki niewtpliwie odegraly tu jakas role. Jak rowniez rój. A moze chodzilo tu o ruje. W hebrajskim to trudno sie polapac o jaka samogloske chodzi, czy o U zwykle czy kreskowane.
A moze po prstu Brams byl pracowity jak pszcz(u)lka?
Wpadam na chwilkę. Wątek hebrajski niezły. Ale i z łatwiejszymi językami automatyczne tłumaczki podobne dają rezultaty. Przy okazji przypominam, jak dostałem kiedyś w Gdańsku hebrajską gazetę dla gościa z Izraela. Myślałem, że sprawię mu radość, a on oglądał z zainteresowaniem, ale z czytaniem miał pewne kłopoty, bo słabo znał jidisz, w którym to języku były teksty pisane hebrajskim alfabetem. A z u ió są rzeczywiście kłopoty, jak ze wszystkimi samogłoskami. Podobnie ze staroegipskim.
Teresa słusznie o tych pszczołach. Rosyjska Wiki podkreśla pracowitość Brahmasa, szczególnie przy symfoniach, przy których wielką pracą dorobił się absolutnie własnego stylu. Pracował, widać, jak kilka uli razem wzietych. Ale może to były óle albo nawet Ale.
O, coraz ciekawiej. 🙂 Brahmas to chyba gdzieś w rejony indyjskie prowadzi. Ale jeśli używał Ale w dużej ilości, to był raczej pijakiem, niż pracusiem. 😆
Coraz lepiej 😆
Chyba do Brahmasputry to prowadzi, czemu nie. A Churchill używał w dużych ilościach mocniejszych trunków niż Ale, a był bardzo pracowity i nikt go nie nazywał pijakiem. Jak więc można Brahmsowi zarzucać trochę piwa. Chyba troche pomieszkiwał w Hamburgu, więc Pani Kierowniczka może poświadczyć, że tam picie piwa nie jest uważane za rzecz naganną, nawet w przypadku trunku angielskiego.
Rozwinąłem w tej chwili teorię, że ich było dwóch. Brams założył grupę The Doors, a Brahmas został doradcą George’a Harrisona. 😆
A może to była taka suka: http://pl.wikipedia.org/wiki/Suka_biłgorajska
Ciekawy link się zrobił, tylko że nie działa 😉 To tutaj suka biłgorajska w akcji: http://www.youtube.com/watch?v=pYbpgUrLcrA
A widzieliście, że pod tą tabliczką „Szkoła suki bułgorajskiej” jest druga: „UWAGA DOBRY PIES GRYZIE” 😉
W Wiedniu także picie piwa jest dopuszczalne 😉 W Muzeum Brahmsa widziałam takie ceramiczne paskudy-skarbonki w kształcie czerwonego jeża. Spytałam, dlaczego akurat taki zwierzak, i powiedzieli, że to dlatego, że Brahms chadzał do piwiarni „Pod Czerwonym Jeżem” 😉
http://www.wl-webdesign.at/jbms/akutelles/presse/GZ0705.pdf
A ja mam taką płytę, na na:
http://blog.chosun.com/web_file/blog/365/365/1/Brahms_Pf_Quintet_Fmi_op34_Eschenbach68_DG419875_300.jpg