Relaksowa RPO

Właśnie w Filharmonii Narodowej odbył się kolejny koncert z cyklu „Wielkie orkiestry świata”. Tym razem grała Royal Philharmonic Orchestra, dyrygował jej obecny szef Charles Dutoit. I jeśli poprzedni koncert, na którym byłam, czyli Berlińczyków, wywoływał wielkie emocje, to ten był po prostu czystą przyjemnością i wypoczynkiem. Wypoczynkiem komfortowym, bo człowiek miał pewność, że wszystko, co usłyszy, będzie bardzo dobrej jakości – i było.

Program składał się z trzech utworów należących do gatunku hitów. Na początek, dla rozluźnienia, bajeczka – suita Ma mère l’oye, rozpoczęta pięknym „była sobie raz…” (Pawana Śpiącej królewny; uwielbiałyśmy kiedyś z siostrą grać ją na cztery ręce), poprzez łagodną melancholię Tomcia Paluszka, słodką francuską chinoiserie Brzydulki, cesarzowej pagód, disneyowską Rozmowę Pięknej z Bestią, aż do szumiącego Czarodziejskiego ogrodu.

Potem coś z własnego podwórka: Enigma Variations, jeden z najpopularniejszych utworów Elgara, także miły w słuchaniu, choć przecież nie tak całkiem bezproblemowy. Tutaj więcej o utworze. A w drugiej części ukłon w stronę Europy Wschodniej – fragmenty muzyki baletowej z Romea i Julii Prokofiewa. Pewnie, że nie brakło tu dramatów, jak pojedynek Tybalda z Merkucjem i śmierć tego pierwszego (marsz żałobny zagrany z ogromną siłą i precyzją) czy lament Romea przed grobem Julii. Ale przecież to dramat oswojony, znany, lubiany. Publiczność reagowała entuzjastycznie. Bisów jednak nie było.

Jak możemy zobaczyć na stronie Royal Philharmonic Orchestra, nam trafił się jej koncert bez solisty, ale już jutro w Wiedniu zagra ze słuchanym tu ostatnio Joshuą Bellem, pojutrze w Monachium z młodą wiolonczelistką Sol Gabetta, a w następne dni, w Bremen i Amsterdamie, z Renee Fleming. Trudno. I tak było warto pójść. Jak na koncert Berlińczyków, choć z zupełnie innych powodów.