50 lat od Wielkiego Bum

Czy ktoś z Was był kiedyś na urodzinach utworu muzycznego? Ja też nie byłam, do dzisiaj. W warszawskim Uniwersytecie Muzycznym obchodzono 50. urodziny pierwszego polskiego autonomicznego utworu na taśmę, powstałego w Studiu Eksperymentalnym Polskiego Radia: Etiudy na jedno uderzenie w talerz Włodzimierza Kotońskiego. Można tego niedługiego dziełka posłuchać na tej stronie. Wszystkie dźwięki brzmiące w nim wywodzą się faktycznie z jednego dźwięku czynela.

Kompozytor opowiadał, jak wówczas pracowano. Dźwięki przepuszczane przez filtr, ze zmianami prędkości czy dynamiki, montowano – na ten dwuminutowy utworek przypadło, jak twierdzi, z tysiąc sklejek; niektóre miały ledwie centymetr długości. Artystyczna obróbka skrawaniem, wyrażając się w stylu Eugeniusza Rudnika. Taśmę cięło się pod kątem i sklejało wówczas jeszcze po prostu klejem; dopiero później szef Studia Eksperymentalnego Józef Patkowski przywiózł z zagranicy mnóstwo rolek tzw. lepiku. Potem zgrywało się po dwie warstwy dźwięków; w sumie było ich cztery. Oczywiście mono, bo wówczas jeszcze magnetofonów stereo nie było. Praca nad utworem trwała ze trzy miesiące, po 5-8 godzin dziennie. W dziedzinie montażu, wspominał Kotoński, korzystał z doświadczeń, jakich nabrał przy wcześniejszej pracy w Wytwórni Filmów Dokumentalnych, gdzie robił muzykę.

Tam spotkał inżyniera Krzysztofa Szlifirskiego. I on wspominał dawne czasy. W WFD odbywał praktykę dyplomową i zetknął się z kompozytorem i dyrygentem Andrzejem Markowskim, który wówczas tworzył tam muzykę do filmu pt. Historia jednego myśliwca, o polskim pilocie w RAF. Tworzyli razem dźwięki używając aparatury pomiarowej. I to właśnie Markowski powiedział mu o powstaniu Studia Eksperymentalnego. Szlifirski zgłosił się tam – i właściwie można powiedzieć, że stopniowo zaprojektował to studio: konstruował urządzenia przetwarzające, a nawet metalowe rusztowanie, na którym umieszczało się te wszystkie żelazne skrzynki.

Jedna taka skrzynka – starożytny filtr – stanęła w foyer UM obok paru starych, ale jarych magnetofonów studyjnych szpulowych oraz mikrofonu i paru instrumentów (w tym oczywiście talerza). To była instalacja pt. Zrób sobie Etiudę: każdy mógł spróbować i dowiedzieć się, jak to się robiło. Po drugiej stronie foyer stał komputer, na którym można było zrobić to samo. Ale tym razem ludzie interesowali się raczej tamtą, zabytkową stroną.

I był też koncert. Kilkoro studentów już wcześniej przygotowało utwory na podstawie partytury Etiudy, którą Kotoński sporządził po zakończeniu utworu, podmieniając tylko dźwięki. Etiuda tradycyjnie odtworzona zabrzmiała oczywiście na początek, a po niej kolejny utwór Kotońskiego, Mikrostruktury, i pochodzący z tych czasów film Jana Lenicy także z muzyką Kotońskiego, Nowy Janko Muzykant. Była też perkusyjna improwizacja na temat Etiudy, a także kompozycja Edwarda Sielickiego La Belle Epoque, wykonana przez kompozytora z udziałem dętego instrumentu elektronicznego, tzw. wind controller. Wreszcie na koniec znów Kotoński: Aela z 1970 r. (można jej posłuchać tutaj) oraz znów talerz: najpierw jedno uderzenie na żywo, a potem kompozycja Kotońskiego, ale tym razem „zagrana” w czasie rzeczywistym na komputerze przez Krzysztofa Czaję, pomysłodawcę całego projektu.

To były prawdziwe urodziny. Nawet częstowano urodzinowymi cukierkami z talerza firmy Paiste. No i, jak to na urodzinach, było familiarnie: impreza nigdzie nie reklamowana, tylko dla osób zaproszonych i ewentualnie dla studentów, jakby się który zaciekawił. Tak sobie myślę, że jeszcze trochę osób mógł ten wieczór zainteresować, no, ale jak impreza rodzinna, to rodzinna.