Żoli tablo, bą piano

Co do Roku Chopinowskiego, jedno jest pewne: robi się wszystko, żeby zmienić te żenujące wyniki badań, z których jeszcze niedawno wynikało, że Chopina kojarzy się w Polsce przede wszystkim (ale też mniejszość) z Żelazową Wolą (a nawet jakiś ułamek – ze Stalową Wolą), ale prawie nikt nie kojarzy go z Warszawą, gdzie mieszkał od siódmego miesiąca życia. Teraz otwarto – po tej na UW – kolejną wystawę, w Muzeum Historycznym m. st. Warszawy: „Warszawa – miasto młodości Chopina”. Wystawa właściwie nieduża, ale bardzo elegancka, będzie trwała do połowy sierpnia. Jeśli ktoś interesuje się dziejami tego miasta, warto, żeby ją odwiedził.

Bo czas, w którym Chopin mieszkał w Warszawie, był bardzo ciekawy. Miasto bardzo intensywnie się rozwijało i budowało, w ciągu tych dwudziestu lat zmieniło się po prostu rewolucyjnie. Powstał zamykający oś Krakowskiego Przedmieścia Pałac Staszica oraz Teatr Wielki (jedno i drugie to dzieło Antonia Corazziego), zbudowano Aleje Jerozolimskie z Placem Bankowym, utworzono Plac Zamkowy, przebudowano Nowy Świat, który stał się reprezentacyjną ulicą, przebudowano Pałac Kazimierzowski, w którego oficynie z czasem zamieszkali Chopinowie, przebudowano Pałac Namiestnikowski i Belweder. Kiedy się ogląda na wystawie grafiki przedstawiające miasto, wiele jest widoków znajomych, ale niektóre są zupełnie inne – choćby teren uniwersytecki, na którym przed Pałacem Kazimierzowskim jest plac (na którym potem zbudowano stary BUW), albo przestrzeń Placu Zamkowego pomiędzy Kościołem św. Anny a Zamkiem Królewskim czy Plac Krasińskich (Pałac Rzeczypospolitej, w którym jest dziś filia Biblioteki Narodowej, mieścił wówczas Teatr Narodowy; to tam właśnie Chopin dał ów słynny koncert pożegnalny). Architektura monumentalna i klasycyzująca wiązała się co prawda z umacnianiem caratu, ale jako że zajmowali się nią mistrzowie, była pełna wdzięku.

Niesamowity był w tym czasie przyrost ludności, jak wyczytałam w katalożku wystawy. Otóż w 1816 r. miasto miało 81 020 mieszkańców, a gdy Chopin wyjeżdżał – już prawie 140 tys. Ciekawe, że do Warszawy ściągali wówczas ludzie najróżniejszych narodowości, którzy doskonale się asymilowali i stawali się polskimi patriotami. Nie tylko tak spektakularny przykład jak Samuel Bogumił Linde, autor słownika języka polskiego, który miał szwedzkie korzenie, ale Włosi (Corazzi, Henryk Marconi), Niemcy, Austriacy, Szwajcarzy czy Francuzi, jak pan Mikołaj Chopin. W tym czasie zliberalizowano też przepisy dotyczące osiedlania się Żydów. Miasto było wielonarodowościowe, multikulti, co widzimy na każdym kroku, choćby w związku z Chopinem. Syn Francuza i Polki naukę muzyki rozpoczął u Czecha (Żywnego), a później kompozycji u człowieka o niemieckich korzeniach (Józef Elsner), który próbował namawiać swego genialnego ucznia do napisania polskiej opery.

Warszawa była miastem otwartym i ogromnie kulturalnym. Chopin poza intensywnym życiem towarzyskim wędrował po koncertach, operach i wystawach (warto przypomnieć, że i on sam bardzo przyzwoicie rysował). Pisał do Jasia Białobłockiego: „…ekspozycje w Warszawie się zaczynają, tak w Ratuszu jako i w salonach Uniwersytetu. – Nie piszę Ci, co gdzie jest bo jeszcze nie ma co widzieć i jeszcze nie widziałem; skoro jednak moje ślepie ujrzą jakie żoli tablo, portre, żoli maszyn, bą piano, bą dra, w ogóle kelkszos dexelan, rączka Ci moja nakreśli, a posłaniec z Dobrzynia przyniesie…”.

Pierwsza sala wystawy w Muzeum Historycznym dotyczy salonów, których wówczas w mieście było ogromnie wiele i które mały Chopin odwiedzał. Są tam głównie konterfekty osób prowadzących owe salony. Najciekawsza jest sala związana z architekturą, gdzie jest też trochę rękopisów i pierwodruków i stoi pośrodku parę instrumentów z epoki, w tym fortepian Bucholtza. Ostatnia sala dotyczy pożegnania i wyjazdu Chopina, który – jak nam przypomina tekst towarzyszący wystawie – po upadku powstania listopadowego zrzekł się paszportu, stał się więc azylantem politycznym, warszawiakiem, który nie mógł powrócić do swego miasta.