„Metamorfozy” to dobry pomysł

Uważam, że jeśli rzeczywiście Berlińscy Filharmonicy, którzy mają przyjechać w niedzielę do Krakowa, mieliby zagrać Metamorfozy Richarda Straussa, to byłby to dobry pomysł. Nie wiem tylko, jak będzie z nagłośnieniem (skoro występ miałby się jednak odbyć na Rynku) i w ogóle jak to w tych warunkach będzie brzmiało – przecież faktura tego utworu jest dość cienka (utwór ma podtytuł: Studium na 23 solowe smyczki) i gęsta zarazem, pełna kapryśnych, zmysłowych, kojarzących (mi) się z secesyjnymi ornamentami linii melodycznych. A jednak wydaje mi się, że ten utwór bardzo na tę okazję pasuje.

To jedna z ostatnich kompozycji Straussa – powstała w 1945 r. Był już wówczas mocno starszym panem, miał 81 lat, ale wciąż był w znakomitej formie twórczej. W tym samym czasie napisał Koncert obojowy. W dwa lata później powstał jeszcze Duett-Concertino na klarnet, fagot i orkiestrę smyczkową, i jeszcze w 1948 r. Vier letzte Lieder,  które rzeczywiście okazały się nie tylko ostatnimi pieśniami, ale w ogóle ostatnim (nie licząc niedokończonej komedii Des Esels Schatten) utworem – pięknym, przejmująco pogodnym i pogodnie przejmującym pożegnaniem ze światem.

Metamorfozy to też pożegnanie, ale innego rodzaju. Sędziwy Strauss, po ciągu kontrowersyjnych kontaktów z nazistami – w latach 1933-35 stał na czele Reichsmusikkammer (został zmuszony do odejścia, gdy wdał się w obronę zaprzyjaźnionego pisarza pochodzenia żydowskiego, Stefana Zweiga), później starał się nie narażać, jednocześnie chroniąc swoją żydowską synową, w 1942 r. wrócił do Wiednia, część czasu spędzając w swojej posiadłości w Garmisch-Partenkirchen – w 1945 r. boleśnie przeżył zbombardowanie kilku ważnych gmachów operowych: w Dreźnie, w Wiedniu, a przede wszystkim w ukochanym rodzinnym Monachium. Stworzył więc dzieło (na zamówienie szwajcarskiego dyrygenta Paula Sachera, tego samego, dla którego powstało m.in. Divertimento Bartóka i Łańcuch II Lutosławskiego), które jest wyrazem wielkiej tęsknoty, nostalgii za czasem minionym.

Dzieło przesmutne, choć przywołujące w trakcie urodę życia, jak w Vier letzte Lieder, jednak w dużo mroczniejszym nastroju. Już w czterdziestej sekundzie pojawia się charakterystyczny temat, który co jakiś czas powraca – obok paru innych – i przewija się jak memento: przecież skądś to znamy. W zakończeniu utworu znajdujemy potwierdzenie: tak, oczywiście, że to znamy! Przecież to Marsz żałobny z Eroiki.

To jest wypowiedź, którą można odczytać w taki sposób: tak, wiem, już nigdy nie będzie tak, jak było. Ale ja należę do tego świata „jak było”, do tej kultury, i już inaczej być nie może. Ten świat musi odejść, i ja też odchodzę. Ale go kocham i tej miłości wyrzec się nie mogę. Ta miłość zostanie. Ale to przeszłość. Jestem przeszłością. I godzę się z tym, ale proszę was, pamiętajcie, że były w tej przeszłości rzeczy piękne i cenne.

Dlatego to wydaje mi się tak właściwy utwór na tę właśnie okazję.

Metamorfoz można posłuchać tutaj, tutaj i tutaj. W wykonaniu właśnie Filharmoników Berlińskich, pod batutą Karajana. W Krakowie ma oczywiście dyrygować Simon Rattle. A skoro smyczki, to na pewno będzie i pan Daniel Stabrawa, i panowie Zdzisław (ojciec) i Krzysztof (syn) Polonkowie, którzy są przecież krakusami. A jeśli zagrają coś innego, to też będzie pięknie.