Romanse Glenna G.

Trochę taki złośliwy daję tytuł w nawiązaniu do tytułu samej książki, który brzmi Romanca na trzy nogi (w oryginale jest A Romance on Three Legs, więc raczej na trzech nogach). Wbrew średnio mądremu tytułowi, to ciekawa biografia Glenna Goulda – i nietrudno się domyślić, że tym głównym romansem jest fortepian. W tym wypadku jeden określony fortepian. Ale nie tylko, żeby nie było tak prosto.

Autorka, Katie Hafner, jest współpracowniczką „New York Timesa”. Książkę wydała dwa lata temu. Od razu trzeba powiedzieć, że to całkiem coś innego od tego, co tu dotąd mieliśmy na temat Goulda. A mieliśmy po pierwsze przepiękny wyraz Gouldomanii, jakim jest Stefana Riegera Glenn Gould albo sztuka fugi, a po drugie monografię pod tytułem po prostu Glenn Gould, autorstwa Geoffreya Payzanta. Książka Katie Hafner jest inna. Nie jest ścisła i dokładna, nie opisuje wszystkich aspektów życia pianisty. Nie zajmuje się w ogóle jego działalnością radiową, audycjami, a nawet do minimum ogranicza opisy rozmaitych dziwactw (nie wspomina np. o jego zwyczaju naśladowania innych osób przez telefon) – w końcu to są rzeczy opowiadane wielokrotnie.

Hafner natomiast skupia się na sprawach, o których dotąd nie mawiało się wcale lub bardzo niewiele. Osią książki jest ów swoisty romans z instrumentem, steinwayem o numerze CD 318. Najpierw długoletnie poszukiwanie idealnego fortepianu, potem nagłe odnalezienie instrumentu sprzed lat, zapomnianego gdzieś w kącie, wreszcie dramat – zdarzyło się, że podczas transportu steinwaya upuszczono, co sprawiło kompletne zdemolowanie jego mechanizmu. Żadna naprawa nie pomogła – stał się dla Goulda bezużyteczny. Sam fakt, w jaki sposób się wobec tego instrumentu zachowywał, wiele mówi o tej osobowości.

Jednak pojawia się tu jeszcze parę czynników wcześniej nie eksponowanych. Pierwszym jest współpraca z niewidomym stroicielem, jak i on – o korzeniach skandynawskich, o nazwisku Verne Edquist. Samo zarysowanie tej sylwetki i opis historii jego życia (Hafner dotarła do niego) jest po prostu pasjonujący. Wiele się dowiadujemy przy okazji, jak wówczas traktowano niepełnosprawnych i jak stopniowo Verne, prosty chłopak, staje się genialnym stroicielem. No i jak dwie tak nietuzinkowe osobowości ze sobą współpracują.

Drugim nieopisywanym wcześniej szczegółem biograficznym jest utrzymywany przez lata w sekrecie długoletni romans pianisty z malarką Cornelią Foss, efektowną i błyskotliwą żoną znanego kompozytora Lukasa Fossa (i matką ich dwojga dzieci). Trudno dziś zresztą biografom o nim nie wspominać, skoro w 2007 r. rzecz wyjawiła opinii publicznej sama Cornelia. Ta historia może zaskoczyć tych, którzy podejrzewali, że Gould był osobą aseksualną czy może nawet kryptogejem. Nie – ten romans trwał dobrych kilka lat, a nawet w pewnym momencie Cornelia oświadczyła Lukasowi, że przenosi się do Toronto, by wyjść za Glenna. Lukas jednak był jakoś dziwnie pewien, że do ślubu nie dojdzie – i oczywiście miał rację. Przez dłuższy czas Cornelia mieszkała w Toronto z dziećmi (osobno) i spotykała się regularnie z Gouldem, a na weekendy pakowała dzieci w samochód i jechała do Lukasa. Skończyło się, jak musiało – Cornelia zrozumiała, że Glenn się do małżeństwa nie nadaje, a jednocześnie zaczęła jej przeszkadzać obsesyjność, z jaką ją traktował. W końcu zostawiła go i wróciła do męża.

Inaczej niż w innych znanych nam książkach o Gouldzie, muzyka jest pod spodem, ale nie na pierwszym planie, nie mówi się o niej. Najwięcej w gruncie rzeczy mówi się o właściwościach instrumentów, co też jest niezmiernie ciekawe. Hafner nie jest muzykiem, jest dziennikarką i daje właśnie dziennikarski obraz historii Goulda, i to w wycinku. Niemniej warto książkę przeczytać, ale oczywiście nie rezygnując z czytania pozostałych. O słuchaniu Goulda nie mówiąc.