Lwica w piwnicy

Dziś w Teatrze Wielkim był już pierwszy – inauguracyjny – koncert Szalonych Dni Muzyki – Chopin Open. Ale nie poszłam tam, jeszcze się nabędę (jutro i w weekend), a poza tym grał tam Boris Berezovsky, którego René Martin z nieznanych mi przyczyn strasznie lansuje, a ja go po prostu nie znoszę, gra, jakby rąbał siekierą. Zamiast tego trafiło mi się zaproszenie, jakie otrzymał mój naczelny, na pierwszy oficjalny koncert w nowej, piwnicznej salce koncertowej Muzeum Chopina. Postanowiłam więc skorzystać i zobaczyć, jak sala się prezentuje i sprawdza.

Okazało się to spotkaniem dla biznesu – sponsorów aktualnych i ewentualnych, pierwszym z cyklu nazwanego Piano Nobile. Bardzo dobrze, bo w ten sposób mogą naprawdę się zainteresować tym, co sponsorują czy będą sponsorowali. Sala mieści tylko ok. 60 osób, więc siłą rzeczy dobór publiczności musi być bardzo ograniczony. Za to NiFC zrobił na swojej stronie transmisję internetową koncertu (ciekawe, ile osób oglądało). Ma jeszcze wrzucić rejestrację, więc będzie można obejrzeć. A jest nie tylko czego posłuchać, ale i co obejrzeć – grała Khatia Buniatishvili, 23-letnia Gruzinka, pełna temperamentu, utalentowana i jeszcze urodziwa do tego. Indywidualność to niepospolita, choć trochę jeszcze nonszalancka w grze, zdarzało jej się zamazać to i owo, jednak widać, że jest dopiero młodą lwiczką (Martha w jej wieku grała z podobną dezynwolturą) i niejedno jeszcze zmieni się pewnie z czasem. Program dobrała strasznie ambitny – Balladę f-moll, prawie wszystkie scherza (poza E-durem) i na koniec VII Sonatę Prokofiewa. W Warszawie wystąpiła po raz pierwszy; wcześniej grała w Łodzi i w Dusznikach; stamtąd jest przykład fragmentu jej dosyć dziwnego Scherza h-moll. Na tubie jest jej więcej, głównie z Konkursu im. Rubinsteina w Tel Awiwie sprzed trzech lat, na którym dostała III miejsce.

Potem można było zwiedzać muzeum – no i niestety potwierdza się, że wciąż coś się psuje. To miejsce nie było obliczone na taką ilość zwiedzających, w tym dzieciaków, które klikają bez opamiętania, a maszyny głupieją… Ale ogólnie obserwowałam, że na ludziach muzeum robi świetne wrażenie.

A teraz zaczyna się szaleństwo. Sala Fontana, Sala Delacroix, Sala Sand, Sala Nohant, Sala Pleyel i namiot Pianopolis (tam to pewnie będzie się można udusić z gorąca). Zapowiada się, że większą część najbliższego dnia spędzę w Sali Sand: najpierw Pierre Hantaï z Bachem, potem Maria Keohane śpiewająca Haendla z Ricercar Consort, wreszcie Melnikov z zespołem Musica Viva w utworach Mendelssohna, Elsnera i Gyrowetza.

Ktoś się wybiera na Folle Journée?