Szaleństwo chwyciło
Jak na pierwszy raz, naprawdę się udało. Zważywszy, że Szalone Dni Muzyki miały wiele konkurencyjnych wydarzeń z różnych dziedzin, a w piątek i sobotę ponadto był upał nie do wytrzymania. Jednak pojawiało się coraz więcej ludzi, a wieczorem w sobotę i w niedzielę było tłumnie, choć jeszcze nie tłoczno. Ale w Nantes też musiało upłynąć kilka lat, nim pojawiły się tłumy takie jak dziś. Tam zresztą festiwal jest w o wiele korzystniejszej sytuacji: odbywa się w styczniu, kiedy ogólnie nie dzieje się zbyt wiele, a Nantes jest w gruncie rzeczy niewielkie, łatwo więc przeprowadzać tam kampanię reklamową, sprawić, by miasto imprezą żyło, by bohater danego roku stawał się modny, a bywanie na festiwalu było towarzyskim wymogiem.
Jednak i w Warszawie zaczynam widzieć już ten charakterystyczny klimat tego wydarzenia, tę gorączkę jak na Nocy Muzeów (może ten koncert zaliczyć, a może jeszcze tamten, a jak wyjdę wcześniej z tej pianistki, to może zdążę na orkiestrę, a co tam między koncertami dzieje się w namiocie, trzeba zobaczyć…) i entuzjazm, widoczny w reakcjach na artystów. Inny niż w filharmonii, choć i tam się czasem zdarza, a i widziałam w Teatrze Wielkim wiele dobrze mi znanych z życia koncertowego twarzy. Widać jednak było, że wielu zobaczyło taki koncert po raz pierwszy i że im się spodobał. René Martin powiada, że cieszy się, kiedy widzi, że ludzie klaszczą między częściami symfonii, bo to znaczy właśnie, że są po raz pierwszy.
Ludzie więc kręcili się po holu Teatru Wielkiego, wpadali do Empiku (pewnie zadowolony z obrotów, zwykle bez porównania mniejszych), kupowali gadżety (poszły wszystkie koszulki i torby), płyty też, wpadali do namiotu rozstawionego przed wejściem, pobierali gadżety ze stoiska urzędu miasta (gdzie rozdawano nawet soczki w kartonach z reklamą szlaku Chopina), wymieniali wrażenia. W namiocie było raczej offowo, głównie Chopin w wersjach jazzowych, ale od czasu do czasu także „sauté”.
A co mnie dziś zachwyciło na sali? Obejrzałam dziś koncert z Joanną Woś w roli głównej (ta fantastyczna specjalistka od belcanta dziś może nie była całkiem w formie, nawet zrezygnowała z jednej arii, ale wciąż była wspaniała), znów Melnikova z Musicą Vivą – tym razem w Koncercie a-moll Hummla, bardzo już silnie zapowiadającego styl Chopina, potem świetną pianistkę Etsuko Hirose, która wykonała dwa dziarskie polonezy Stephena Hellera, trzy z bardzo obrazowych Etiud charakterystycznych Moschelesa (tytuły: Uczucie, Sceny z życia wiejskiego, Strach) i solenne, napuszone i wirtuozowskie wariacje, jakie stworzył Kalkbrenner do Mazurka B-dur Chopina (ten sam Kalkbrenner, którym Chopin zachwycał się po przyjeździe do Paryża, potem mu przeszło…). W przerwach między koncertami – zetknięcia z jazzowym zespołem Levity i występującym z nim gościnnie Toshinori Kondo. Wreszcie wieczór ukoronowałam sobie koncertem-wydarzeniem: Olga i Natalia Pasiecznik wykonały wszystkie pieśni Chopina. Wielka kreacja! Niesamowite aktorstwo, dykcja, zrozumienie istoty tych pieśni, ich prostoty i bezpośredniości. Przy niektórych ciarki chodziły. Siostry Pasiecznik nagrały już ten zestaw dla Naxos (na razie nie wiadomo, kiedy wyjdzie), a Olga z Kevinem Kennerem – dla NIFC, do białej serii.
Po festiwalu była impreza w Rabarbarze, ale mam wrażenie, że nie bardzo tam mogłoby dojść do We will rock you, jak w Nantes – po pierwsze chyba nie było warunków, a po drugie, René udzielał wywiadu dla Mezzo i, jak wychodziłam stamtąd, jeszcze nie dotarł. W każdym razie podobno jest bardzo zadowolony z tej pierwszej edycji, bo było naprawdę obiecująco (za pierwszym razem w Nantes było tylko 45 koncertów). Zadowolone jest też miasto, które – mam nadzieję – kupiło projekt na dłużej. A przede wszystkim zadowolona jest Sinfonia Varsovia, która już od dawna marzyła, żeby to zrobić na własnym terenie, i oczywiście nie spoczywa na laurach, myśląc o następnej edycji. Tymczasem na jesieni ma zostać powtórzona akcja dla dzieci – Labirynt (na Grochowskiej), która odniosła taki sukces przed festiwalem, a szkoły stanęły do niej w kolejce. Nie wiadomo, jak będzie w tym roku z festiwalem Sinfonia Varsovia Swojemu Miastu, bo ponoć SV nie dostała na niego kasy z ministerstwa (które dawało co roku), a tym razem przypada dziesiąty, jubileuszowy. Mam jednak nadzieję, że uda się go zrobić, ze względu na jego pomysłodawcę, zmarłego cztery lata temu założyciela i szefa SV Franciszka Wybrańczyka, zwanego przez nas wszystkich czule Franczeskiem. A więc dla Franczeska. No i dla warszawiaków oczywiście.
Komentarze
Dodam tylko, że akcję, między mundialem, a ‚mniej ważnym Pucharem Polski’ dostrzegły i inne media, co daje jakąś szansę na przyszłość.
Pobutka!
To mala gimnastyczka w przerwie miedzy porankiem a poludniem
http://www.youtube.com/watch?v=4cCQhtvjeKY
Wczoraj wieczorem, po powrocie z koncertu Olgi Pasiecznik, usiadłam przy stole w ciemnościach i tak siedziałam z wrażenia godzinę w ciszy. Potem zrobiłam sobie herbatę i dalej siedziałam. A teraz, chociaż pozornie się ruszam, przygotowując się do powrotu do domu, w sensie wewnętrznym nadal siedzę z wrażenia nad tym, co wczoraj usłyszałam. Połączenie prostoty z najwyższym wyrafinowaniem, co pieśń to przejmujące i szczere przedstawienie teatralne w miniaturze, co oznacza zagęszczenie wrażeń. Gdyby mnie ktoś wczoraj zapytał bezpośrednio po tym pieśniowym koncercie, co słyszałam wcześniej, miałabym kłopot, żeby odpowiedzieć. Jakby ktoś nacisnął „delete” 😉 Na szczęście dane udało się odzyskać, bo byłoby szkoda. Był to dla mnie festiwal śpiewających pań – Olgi Pasiecznik, Joanny Woś i pań z Cameraty Silesii. Ale właściwie każdy koncert przyniósł coś ciekawego. Wczoraj niesamowicie było rano słuchać Bacha na klawesynie, finezyjny pod każdym względem był koncert „Wszystkie oblicza poloneza” w wykonaniu Ricercar Consort.
A formuła Szalonych Dni okazała się bardzo nośna i błyskawicznie chwyciła. I oby ją przyniosło znów za rok do Warszawy. Pozostaje podziękować wykonawcom i organizatorom, bo naprawdę jest za co! 🙂
I jeszcze poproszę PK o poprawienie imienia p. Woś z Moniki na Joannę, przepraszam za pomyłkę (mam koleżankę Monika W. i w porannej półprzytomności wyszedł automatyzm).
Poprawiłam 🙂
Dzień dobry w deszczowy poniedziałek 😀
jaki deszcz? piekne slonce 🙂 (wypasiony berlin 😉 )
pobutka 🙂 😀
opera bez frakow
http://www.flickr.com/photos/45407934@N08/4695299370/sizes/l/in/set-72157624262412600/
http://www.flickr.com/photos/45407934@N08/4695315541/sizes/l/in/set-72157624262412600/
Dzięki i dzień dobry 🙂 Już miałam napisać, że na Grzybowskiej (jeszcze) nie pada, ale wyjrzałam przez okno, a tu ludzie z parasolami… Na szczęście krople małe i w dużych odstępach.
rysiu: Szczęściarze! Ale niech Wam będzie. Zwykle pogoda berlińska po kilku godzinach jest w Poznaniu 🙂
Wczoraj rozmawiałysmy chwilę o Jarosławiu, i proszę, jest program: http://www.festiwal.jaroslaw.pl/pro/2010_pro_pl.html
Ach, słynna opera na telebimie w Berlinie 😀
Dobrze, że i tam pogoda dopisała.
Dzięki, Beato, za Jarosław. Program ciekawy, ale pewnie dla mnie, w tym roku zwłaszcza, Warszawa nie ma konkurencji 😉
Aha, aha, super pobutka dla ziomali! 😀
Tylko czemu mam tak obolały całokształt cielesnosci mojej po tym szaleństwie muzycznym?
Szczerzę się szczerze 😀
W Warszawie nie ma ani Hildegardy z Bingen ani Młodzianków w piecu ognistym. To w moich oczach karygodne 😉 Program Jarosławia w tym roku wysublimowany (gra Tasto Solo kapie od poezji, Graindelavoix połączenie wyrafinowania z żywiołem) i zróżnicowany. Będziemy sprawozdawać.
mt7, odszczerzam się 😀
O tak, przydałaby się odnowa biologiczna, rmały emoncik po tym szaleństwie. Ale jak sobie pomyślę, w jakiej formie są dziś artyści, którzy grali po kilka koncertów dziennie, to się zamykam 😉
od tego artyści są zawodowcami, żeby grać tyle razy ile potrzeba, nawet jeśli oznacza to kilka koncertów dziennie.
A Gostkostwo nie dotarło na żaden koncert… 🙁
Piątek się zdezorganizował przez opóźniony przyjazd autobusu, a weekend zorganizowało nam małe miau, które musieliśmy odebrać w sobotę, i które potem skutecznie zaabsorbowało nam kolejne godziny…
Ale nic to. Za rok też będzie (miajmy nadzieję).
Na koncercie Pani Woś, nie wiem, jak u Was, ale u mnie pibliczność oszalała i nie chciała wypuścić artystki zmuszając do bisów.
Całkiem słusznie zresztą. 🙂
Mówisz, Beatko, o Młodziankach w piecu ognistym? Powinni raczej cienko śpiewać.
Dzięki za podpowiedź o 19-tym w S1. 😀
U nas opuściła ostatnią arię, na koniec zagrała sama orkiestra.
Gostku, a jakie jest małe miau? Czy dla kontrastu białe? 😉
Małe miau jest biało-bure z zadatkami na rysie pędzelki na uszach i tygrysio-lamparcie cętko-paski.
Nie miał Gostek kłopotu, sprawił sobie drugie kocię. Miało się nazywać (już więcej nikt się tu do mnie nie odezwie) Bruckner, ale pan weterynarz skutecznie zniweczył ten plan, więc ostatecznie jest Tosia… 😛
Stara na początku była mocno zdegustowana, z prychaniem, obrażaniem i przesiadywaniem na balkonie, odwrócona ogonem do świata.
Teraz wydaje się traktować młode jak nakręcaną myszkę.
Tosia od Antona, ma się rozumieć? Biedna kicia… 🙄 😆
W sobotę siedzieliśmy na minizlocie i po długich rozhoworach ktoś, chyba mt7, powiedział: ale jeszcze tematu kociego nie poruszaliśmy!
No i się zaczęło… 😆
Charakteru Antona raczej nie przejawia, więc imię jest raczej symboliczne, byle krótkie 🙂
Kod się powtórzył! e976
Ja przepraszam bardzo, ale na pewno mnie rozumiecie…
Poza tym w domostwie Gostkostwa w tej chwili są cztery kobiety i ja jeden.
Bruckner to moja jedyna ucieczka.
Rozmawiałyśmy o tym, że S1 jest mało doceniane przez publiczność.
Ale trzeba mieć wiele cierpliwości i determinacji, żeby uzyskać jakąś wiedzę.
Na stronie studia nie ma słowa o koncercie SV i MM w sobotę 19.06.:
http://www.polskieradio.pl/koncerty/
A na stronie SV jest:
Koncert w 10 – lecie Instytutu Adama Mickiewicza SINFONIA VARSOVIA & MARC MINKOWSKI
19.06.2010 godz. 19:00 Studio Koncertowe Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego, Warszawa
Program:
Ludwig van Beethoven – III Symfonia Es-dur op.55 Eroica
Ludwig van Beethoven – V Symfonia c-moll op.67
Mogę podpowiedzieć jak poznać pleć malego kotka, ale najlepiej by bylo sprawić sobie książkę Zuzanny Stromenger „Koty i kotki. Być kotem… Poradnik”. Jest naprawdę świetna, można się dużo z niej dowiedzieć. I tam też jest rysunek kociej pupci uwidaczniający różnicę między plciami. 😀
Tak, dzięki. Myśmy po prostu nie widzieli tego kocięcia aż do momentu odbioru, a właściciele jakoś nie określili płci.
Tuż po odbiorze pojechaliśmy do weterynarza na przegląd, który stwierdził płeć piękną.
Gostku,
dokumentacja fotograficzna mile widziana. 🙂
Musi być od rana o kotach? 👿 Ja już dziś miałem bliskie spotkanie z dwoma przedstawicielami tego gatunku, którzy wspólnymi siłami próbowali mi spuścić łomot! 👿
Może będę skłonny rozmawiać o kotach (byle nie za często), jeżeli Gostek wychowa tę małą w szacunku i miłości do psów. 😎
Jeszcze o Pani Woś.
U mnie bisowała ostatnią arią „Vien diletto…” 🙂
Znakomita śpiewaczka.
Na podstawie obserwacji codziennych stwierdzam, że miłość kota do psów może źle się skończyć na miłośnika, Bobiczku. 🙁
Bobikopodobni są rzadkim zjawiskiem.
Bardzo chętnie to zrobię, ale ponieważ oba koty nie mają szans spotykać się z przedstawicielami canis domesticus, to nie bardzo wiem jak im to wytłumaczyć.
Jedyna dotychczas styczność Starej z psem polegała na wpadnięciu do mieszkania kundelka koleżanki naszego dziecka.
Kundelek wpadł, natychmiast pobiegł do kuchni, wyżarł żarcie z kociej miski i wypadł.
Szok i trauma po takim wydarzeniu mogą wymagać długiego, intensywnego leczenia.
to psy lubią kocie jedzenie? 😯
Niech Bobik się wypowie. Ja relacjonuję fakty.
Bobiku, żeby zdążyć docenić psi ród jeszcze przed południem wieści prosto z pociągu Berolina. Na dworcu i w pociągu zapowiadają stację docelową bardzo ładnie, jako „Berlin HAUbahnhof” 😉
HAUbahnhofem czuję się dopieszczony i usatysfakcjonowany! 😆
Żarcie z cudzej miski zawsze smakuje psu lepiej od własnego, to jest ogólnie znana prawidłowość. I gdyby kotom od małego to uświadamiać, może nie miałyby później traumatycznych przeżyć. 🙄
Brak kontaktów kocic Gostka z wybranymi choćby przedstawicielami mojego gatunku uważam za spore zaniedbanie wychowawcze. Jeżeli nie da się tak od ręki załatwić spotkań z przedstawicielami żywymi, może trzeba zacząć od pokazywania kocicom obrazków i filmów? 💡
Bobik 👿 slyszalem, co napisales, choc mialem slipia zamkniete 👿 POrozmawiamy o tym na boku 👿
Gostek, Ty szcesciarzu!
A Bruckner to byloby bardzo piekne imie i mozna spieszczac na Brusie 😈 Nigdy nie nalezy w tych sprawach sluchac weterynarzy. Takze w sprawach dorocznych szczepien i innych form tortury.
Hej, co ja niby takiego powiedziałem? 😯 Że należy kotom jak najwcześniej umożliwić kontakt z innymi kulturami? Co w tym złego?
A że tacy dwaj pręgowani chcieli mi dziś wtłuc, to chyba nie moja wina? 🙁
Wracam do tematu.
To wszystko, co dziś pojawiło się dziś o Folle Journée:
http://www.zyciewarszawy.pl/artykul/27,485528_Muzyka_powazna_naprawde_dla_kazdego.html
I to wyłącznie w sieci, i to trzeba było szukać, bo nawet nie na głównej stronie kultury, tylko trzeba nakliknąć na muzykę. Na papierowych stronach stołecznych zostało tylko zajawione, że jest w sieci. Kto nie ma internetu, nie przeczyta. (Ciekawostka: jest to tymczasem temat należący do najczęściej dziś czytanych.)
W GW ani w Stołku śladu ni popiołu. W Dzienniku takoż.
I to tyle na temat ważności festiwalu dla mediów. Bojkot czy co? W Stołku jest o różnych innych imprezach niedzielnych, pikniku naukowym, Królikarni (oczywiście na czołówce). Zresztą o urodzinach IAM na Skwerze Hoovera też nic.
Może ktoś coś wspomni jutro? Widziałam Jacka Hawryluka, powinien.
A to dopiero dziwne 😯 Właśnie miałam zacząć szukać w sieci podsumowań. To na razie sobie daruję. Mam (może naiwną) nadzieję, że coś wiecej pojawi się w ciągu najbliższych dni. Wydawało mi się, że było sporo dziennikarzy. Ale może to były inne zaproszone osoby z identyfikatorami.
Inną refleksję mam jeszcze w sprawie Olgi Pasiecznik i pieśni Chopina. Ciekawie by mogło być, gdyby się kiedyś zeszła na scenie z jakimś Erardem czy innym Pleyelem 🙂
Za dużo imprez odbyło się w jednym czasie i każda pliszka swój ogonek chwali.
Nawet Instutut AM, który ma promować polską kulturę, promuje sam siebie i swój jubileusz.
A w WOK-u zaczyna się jutro XX Festiwal Mozartowski i lecę jutro na Idomeneo, król Krety.
Mam nadzieję zobaczyć wszystkie opery poza powszechnie znanymi i może jeszcze załapię się na jakieś koncerty.
W sobotę 12.06. wysłuchałam na ‚Szalonych dniach’ Requiem Mozarta.
Dobre było! 🙂
O Nisi „Chopinie”, co wypłynął w rejs, było tu i ówdzie.
Pewnie dobrze by było, gdyby takie szalone dni odbywały się w różnych miastach tak długo, aż zachwyciłyby odpowiednio dużą liczbę osób.
Tylko kto da kasę? ;(
Imprezę obsługiwało ponad 200 akredytowanych dziennikarzy.
Gdzie kucharek sześć?
A artystów było 450… Czyli przypadało 2,25 artysty na 1 dziennikarza 😉
Dobry wieczór,
właśnie dostałam mail podsumowujący od organizatorów:
„(…)W ciągu trzech dni (11-13 czerwca) odbyło się 120 koncertów w 5 salach Teatru Wielkiego-Opery Narodowej, Teatru Narodowego oraz Namiotu na Placem Teatralnym, w których wystąpiło 450 artystów. Koncertów wysłuchało ponad 26 tysięcy słuchaczy.
W ramach Festiwalu odbył się także program edukacyjny, w którym wzięło udział 2.500 dzieci ze szkół podstawowych.(…)”
zły nick wcisnąłem przepraszam, jak zwykle coś zepsuję 🙁
zatem jeszcze większe pozdrowienia z Warszawy dla pani Dorotki i pozostałych towarzyszy blogowych 😀
No, to już nie wrzucam poprzednich pozdrowień, żeby nie powtarzać 🙂
I ja pozdrawiam, z bliższej odległości 😉
Mam tylko jedno skromne pytanie: czy może wyjaśniło się przy okazji, jak należy wymawiać Keohane po szwedzku? Bo mnie to gnębi od zeszłego roku, a książeczka od płyty nie chce powiedzieć. 🙂
Ha! To nie jest nazwisko szwedzkie, lecz irlandzkie:
http://www.keohane.org/
A z irlandzkimi nazwiskami to diabli wiedzą. Ja wymawiam „Kiohan”, ale nie wiem, czy słusznie.
Nie wiem też, czy Maria jest Keohane z domu, czy z jakiegoś męża…
Już wiem, po tatusiu Irlandczyku:
http://www.teatry.art.pl/!rozmowy/spiews.htm
Nie chce się cała linka zaczerwienić, zapewne z powodu wykrzyknika. Ale jak skopiować ją i wrzucić do gugla, to wyskoczy wywiad z Marią.
Irlandzkie jest, to z daleka widać, tylko sobie myślałem, że szwedzkość zobowiązuje i trzeba jakoś specjalnie kaleczyć. 🙂 Ładnie ta pani śpiewa i jeszcze się okazuje – pielęgniarka. Coś słyszałem, że Johannette Zomer też pochodzi z pielęgniarek. Żadnych ogólnych wniosków bym jednak z tego nie wyciągał.
Ani ja 😆
O innych nie słyszałam.
No, Hawryluk napisał 🙂
http://wyborcza.pl/1,75475,8013883,Chopinowski_Open_apos_er.html
To jeden, Kierownictwo drugie, a gdzie 248? 😀
mt7:
TVP podaje na swoich stronach internetowych — zostaje 247.
WP podaje na swoich stronach internetowych — zostaje 246.
Cóż, resztę znajdziemy i rozliczymy 😀
Pobutka!
Niektórzy napisali wcześniej – „Stolica” poświęciła praktycznie cały numer:
http://www.warszawa-stolica.pl/#top
Nie byłem na Szopen Ołpen ale idę na MM + SV LvB (3+5) x S1 la la la 🙂
No, paru się znalazło, co darmo chleba nie jadło. 😆
Niech nie będzie taki pewny – to do Gostka.
Mnie wczoraj pani w S! pogoniła, bo wie, ze bma być koncert, ale ona nic nie wie.
Chodziło o rezerwację.
A SN inna pani powiedziała, że trzeba poczekać, bo przecież dopiero co skończyli występy i nie mieli czasu zająć się biletami.
Zabrzmiało to tak, jakby muzycy zajmowali się organizacją sprzedaży.
Póżniej pokazało się info na stronie SV.
Trochę żartuję, a trochę nie, bo mnie złości, że nie można nabyć wcześniej, tylko ciagle trzeba pamiętać.
A ja pewnie pojadę na Anderszewskiego do Łodzi la la la 😀
Gostku, wysłałam maila do Ciebie. 🙂
Część jenternetu mi nie działa – nie mam dostępu do poczty chwilowo… 🙁
Pani Kierowniczko! Moje ukłony uniżone proszę przekazać PA!!!Jakżeż zazdroszczę,ale budowy za łeb trzymają…
Jak będę miała taką możność, to przekażę 🙂
Też się wybieram do Łodzi 😆 Pewne sprawy nadal mnie trzymają, ale wyrywam się jak mogę
Dzięki!Kojarzy, bo raz na 100 lat mamy kontakt.Marię K zaliczano chyba 3 lata temu w Ł.No były emocje,nie powiem.A pomysł na zejście Olgi P z Pleyelem niezły.Pleyela akurat mamy w K.A Olga P już z parę latek nas nie nawiedzała.Chyba coś zadziałam.
Do Vesper:remoncik za nóżki trzymie?
Ech, żeby tylko remoncik, Łabądku … 🙁
A jak Twój? Ruszył z kopyta, czy nadal się smarcze?
O, vesper, a kiedy do tej Łodzi? W piątek czy sobotę? 🙂
To powodzenia i anielskiego nasładzania się graniem PA!
Wychodzę „na pole”,czyli do tzw. miasta.Ahoj!
Jeśli w ogóle, to i na piątek, i na sobotę, a oże nawet na poniedziałek. Jak się już wyrwę, to tak szybko nie wrócę. Program wydaje mi się bardzo ciekawy, głównie dlatego, że Szymanowskiego lubię, pod warunkiem, że słucham na żywo, a okazji do słuchania na żywo jest bardzo niewiele. Na dodatek w takim wykonaniu.
Łajza.Mój się smarcze,bo nie mam czasu go przypilić,ale ciut się pcha.Za to cudze mnożą się jak króliki i wszystkie na wczoraj.Wiadomo,na porodówce nie poczekasz.Odrabiam Ł.I aż mnie skręca,jak czytam różne ołpeny.
Ja chcę na piątek i sobotę, na niedzielę wracam spełnić patriotyczny obowiązek i na Dudamela. Potem już pewnie wracać nie będę…
To pewnie się jakoś zobaczymy 🙂
Też bym wyszła „na pole”, ale przeziębienie „trzymie” w domu.
Byłam w piątek na wiecu wyborczym pana B.K.(super!) , po wiecu lody….
Chciałam posłuchać w sobotę Chopina przed STS „Fryderyk Chopin”, ale już temperatura nie pozwoliła.
Liczę na jakieś informacje Nisi.
Mar-Jo, Nisia już się wypowiadała:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=510#comment-67226
Ja się już zaopatrzyłam na wszelki wypadek w odpowiedni świstek, gdybym została na niedzielę w Łodzi. Nic to jeszcze pewnego, ale przezorny zawsze ubezpieczony (w tym momencie skojarzenie z rysunkiem Mleczki bodajże, na którym bardzo przezorny człowiek porusza się po ulicy w kasku i z kołem ratunkowym, bo nigdy nic nie wiadomo)
Mam jeszcze zakulisową wiadomość od First Lady na Chopinie, że Jabłoński jak już zszedł z pokładowej sceny, to rączki miał ganc lodowate i generalnie był blady z zimna (pani kapitanowa szopenowa go łapała za te rączki, bo ona ma instynkty macierzyńskie).
Zima polarna tam panowała – ja też następnego dnia padłam przeziębiona i nie poszłam na szanty…
Z tym Anderszewskim to złośliwość jakaś jest, czy co. JA będę w Łodzi jak w pysk 23-go…
A 25 jest w Łodzi Kiri 🙂
W Łodzi atrakcja goni atrakcję. Anderszewski przyjeżdża, gra, potem wyjeżdza, ale za to przyjeżdża Nisia, a gdy Nisia wyjedzie, przyjedzie Kiri. Dobrze, że nie wszystko na raz, bo przecie człek sie nie roztroi 🙄
Ja będę tylko w S1 w sobotę. Koncert jest na pewno. Internet w większości mi nie działa, więc poza tym mam ograniczoną łączność…
mt7 – na ten sam adres można równeż wysłać na @wp.pl, jeśli to pilne.
Pilne może niekoniecznie 😆
Prześlę na wp. 🙂
Koncert jest i nawet na stronie radyjowej też jest, i nawet bilet można zarezerwować.
Po wszelkich koncertowych miastach
dywanikowy lud się szasta.
Pies nie ma z życia aż tak wiela,
jak coś mu gra, to vuvuzela –
Lot trzmiela… 😉
Ad mt7 15:36.
Tak myślałem, pamiętam 😉 , ale znaczy się będę miał okazję przekazać osobiście w sobotę?
mt7, plakat też już jest 😉
http://www.iam.pl/pl/site/fo_beethoven_plakat_rekonstrukcja_screen.jpg
To co, mam jakiś transparent wyrychtować? 😀
Yyyy… może się umówić przy tej bramce przeciwterrorystycznej po prostu przd 19:00? Albo na górze pod którymś kwiatkiem?
Rychło Marychno – to o plakacie. 😆
Kiedyś śniło mi się coś podobnego, chyba, że jakąś tabliczkę nosiłam gdzieś, że ja to ja. ;D
Gostku, też napisałam na wp.pl 😉
Cholera, wierzyciele się obudzili, no. 😛
Następnym razem jak na koncert, to tylko cichaczem 😆
Ynkognyto w okularach ze sztuczną brodą.
Ale to dobrze – podwójny odbiór osobisty w jednym miejscu. Fajnie.
He he, to Gostek zdradził się już, że nie nosi okularów ani brody 😉
Na tym plakacie Becio wygląda, jakby miał wąsy 😆
Emeryt to ma klawe życie:
dzisiaj – Idomeno,
środa – wizytacja brata,
czwartek – obiad czwartkowy z nastepcą tronu,
piatek Lucio Silla
sobota – S1 z MM+SV+Beatka+Gostek w przelotach 🙂
niedziela – Dudamel,
poniedziałek – dentystka i Zebranie Przedstawicieli, gdzie będą dziękowac, a ja wruszać się
itd, itp. szare życie emeryta. 😀
+ żona Gostka (w sobotę)…
+ Mapap (w sobotę).
A PK w sobotę do moderacji nie będzie, zdaje się?
Ooooo! 😀 😀
Gostku, furda wszystko 😀 Masz Tosię 😀
Tosia Tosią. Czarnej baaardzo powoli przechodzi foch, choć dziś rano Tosia dostała w nos za próbę zaatakowania ogona Czarnej…
Znowu o kotach.
Już znikam.
Koty zostają 😆
PK w sobotę jest do innej moderacji – w Łodzi. Może znajdziemy się z vesper… A w piątek, uwaga, koncert nie w filharmonii, tylko w Księżym Młynie! 😀
A na Dudamelu jestem 😀
Ale jazda! A ja jutro ino na budowę do Rzeszowa,ale przy okazji kuknę,jak filharmonię remontują i co kombinują na przyszłość.No i do Prezesa,bo mu robię galerię sztuki na X piętrze.Taki to kaprys Prezesa,oby inni mieli podobne…
O, w takim razie mała zmiana, bo czwartkowy miał być w Księżym Młynie, a potem wszystkie już w filharmonii. Przyznam, że nie jestem entuzjastką sali w pałacu Herbsta. Mała, cała w drewnie, czuję się, jak bym słuchała z głową pod klapą fortepianu. Ale nic to. Jeśli Kierowniczka na zdjęciach nie ma dublerki, to powinnam poznać. Nie wiem tylko, czy jak Kierownictwo otoczy się wianuszkiem rozmówców, będę miała śmiałość się do Kierownictwa przeciskać 😉
A co tam, rozmówcy nie gryzą ani Kierownictwo tym bardziej 😉
To w piątek jest po prostu konieczność, żeby koncert odbył się w innym miejscu, bo w filharmonii w tym czasie jest symfoniczny – oficjalne zakończenie sezonu.
Na stronie nie są uprzejmi pisać, gdzie koncert się odbywa, tylko piszą, że „nie ma już biletów, zapraszamy na inne koncerty festiwalu”. Jak dziś spytałam dyrektora FŁ, czy się zmieszczę, powiedział: No, znajdziemy ci jakieś miejsce na żyrandolu 😉
Pod żyrandolem też jest jeszcze wakat 🙄
Zobaczymy 🙂
Niech no mnie Kierownictwo z tą Kiri nawet nie rozjusza! Jak ona będzie w Łodzi śpiewać, to ja już będę zaokrętowana, psiakostka!
A kiedy kilka dni temu byłam w Łodzi, to widziałam ją wszędzie! Naplakacili sobie łodzianie, aż strach.
A jak już będziemy na pełnym morzu, wyczaję taki moment, kiedy na rufie nikogo nie będzie i zaśpiewam se pełnom pierwsiom ten kawałek Senty z Holendra Tułacza, hehehe, z widokiem na żagle białe. I nikt mi nie udowodni. NICZEGO.
Pobutka! (uwaga, urodzinowa, ze względu na kompozytora, ale niekoniecznie dla Bobika…)
Dodatek (dla przypomnienia, bo było…).
Jak znam niektórych tutaj, to mogłoby to być zawsze 😈
Jaka szkoda, że nie będę mogła być z kamerą na tym pełnym morzu… 😉
Przyszedł do mnie newsletter „Tygodnika Powszechnego”, gdzie jest entuzjastyczny tekst Ewy Szczecińskiej o Folle Journée.
A „Polityka” poprzestanie tylko na blogu… 🙁
Ja zrozumiałem, że ten pobutkowy dodatek to w całości dla mnie. 😈
Na wszelki wypadek wolałem go zjeść, zanim sprawa się wyjaśni. Bardzo był smaczny, dziękuję. 😆
Ta Nisia to zdolna bestyja. 😀
Są jeszcze dwa bilety na Kiri. Ceny, jak mówi Jerzy LX miłościwie nam panujący – zaporowe.
Przywitwszy się z Dywanikiem znikam tymczasem.
coś dla Bobika 🙂
http://i.pinger.pl/pgr115/03872e06001f5a574b29f338/g.jpeg
Ja wypraszam sobie takie metody!
Aczkolwiek, patrząc co młode wyrabia jak nie śpi, zaprzęg by zszedł na zawał po jakichś trzech minutach.
Czarna czasami ulega i przez chwilę po domu galopuje stado pijanych słoni, a czasami usuwa się na wyższy poziom, (jeszcze) niedostępny dla Młodej.
Gostek ma w domu kino za darmo 😆
Zdecydowanie – full wypas stereo i w kolorze, w jakości HD
1.Gostek ma chatę jak Wuj Tom: bezbrzeżne terytoria ograniczone zasięgiem fuzji, by zastrzelić słonia na kolację.
2. Zarabia miliony, bo stać go na stado słoni i alkohole dla nich – a te to mają spust…
3. Rezydencja jest piętrowa (wyższy poziom, (jeszcze) niedostępny dla Młodej.)
4. Nie ma brody
5. Nie nosi okularów
6. Podstawą jego diety – chyba – jednak słonina…
😉
Rezoner, rezoner, co? Hę, hę… rezoner… jeśli tego, to ten…
A u nas Dame Kiri bedzie za darmo – w najblizsza sobote objasniac what makes a great soprno:
http://www.bbc.co.uk/programmes/b00sw85k
Mam nadzieje, ze nie zapomni przypomniec kociego duetu – moge sluchac bez konca.
A ja mogę komuś zaproponować wejście na Kiri za jedne 30 zł 😀
Przysługuje mi bilet dla osoby towarzyszącej, a rodzina nie może…
A moja Stara ma znajoma – emerytowana i prawie niewidoma producentke programow muzyki powaznej z BBC (40 lat stazu). I ona z Kiri nie znosila pracowac, gdyz twierdzi, ze zdarza jej sie… zafalszowac i to calkiem czesto!
No, nie…. 😯
Tanio 🙂
zostanie jeszcze, by zaprosić Kiri tę na kawę…
Chyba na kanawe czyli sciek (ros)
Reportaż naszej PK z chińskiej wyprawy w dzisiejszej Polityce jest znakomity, ponadto znalazł się w sąsiedztwie błyskotliwego felietonu Sylwii Chutnik. Dobre sąsiedztwo w piśmie jest ważne, tym razem jednak cały numer udał się bardzo (choć bez Tyma), toteż każdy sąsiad tutaj byłby dobry.
Piotrze, chyba zadedykuję Ci „Oj, w Kadzidlańskim boru” 😆
Specjalnie dla Mordki, ale nie Kiri, niestety:
http://www.youtube.com/watch?v=qRG6h6H0_ho