Indywidualność 2010
Tegoroczny Międzynarodowy Konkurs Indywidualności Muzycznych im. Aleksandra Tansmana był kompozytorski. Po raz drugi już. Najpierw z ponad dwustu partytur (przysłano ich 278 z 50 krajów, do konkursu ze względów regulaminowych dopuszczono 245) jury wybrało piątkę finalistów – stało się to na początku października. W piątkowy wieczór nastąpił finał: orkiestra Filharmonii Łódzkiej pod batutą Wojciecha Michniewskiego wykonała owych pięć utworów, po czym jury dokonało podziału nagród.
Właściwie od początku byłam przekonana, że największe szanse na zwycięstwo ma jedyny utwór z tego zestawu, który już słyszałam (na tegorocznej Warszawskiej Jesieni, na koncercie inauguracyjnym) – Dusty Rusty Hush 30-letniego Czecha Ondřeja Adamka. Wspominałam o nim w tym wpisie. Facet ma – stwierdziłam to jeszcze raz – niesamowitą wyobraźnie brzmieniową, a na dodatek treść tego utworu bardzo pasuje do Łodzi – opowieść o nieczynnej fabryce… Można mówić, że był już wcześniej Mosołow z Odlewnią stali czy Prokofiew ze Stalowym krokiem, ale tu tych pomysłów było daleko więcej, choćby dlatego, że utwór jest dość długi. Ale nie nuży ani przez chwilę.
Tak się składa, że i kompozytor, który otrzymał II nagrodę, Marko Nikodijević, miał wykonanie na tegorocznej Warszawskiej Jesieni, ale nie tego utworu, który przedstawił w konkursie, tylko sadness untitled. Za ten, który wysłał do Łodzi, czyli cvetić, kućica…/la lugubre gondola dostał już Gaudeamus Prize 2010. Z tym utworem z kolei wiąże się upiorna historia rysunku znalezionego przy zamordowanym podczas bałkańskiej wojny dziecku; nic więc dziwnego, że jest bardzo smutny, wręcz żałobny w nastroju, ma przy tym bardzo wyrafinowane brzmienia.
III nagrodę otrzymał Włoch Federico Gardella za Concerti per mandolino e orchestra, IV – Irlandka Irene Buckley za Stórr na orkiestrę, wreszcie ostatnią także Włoch, Carlo Alessandro Landini, za Un rêve long et joyeux, który, i owszem był długi, ale bynajmniej nie joyeux, tylko ponury i nudny jak flaki z olejem. Zamieniłabym też miejsca czwarte i trzecie, bo utwór Irlandki miał nastrój, był jak barwne, przelewające się morze.
Przed tym wszystkim było jeszcze prawykonanie nowego utworu Michaela Nymana pt. Chopin-Milton Songs. Przykro mi, ale to było straszne. Do kilku preludiów zostały dobrane teksty Miltona śpiewane przez bas-baryton (Andrew Slater), któremu akompaniował zespół instrumentalny (kompozytor dyrygował od fortepianu). Niestety, Nyman ograniczył się do prostej instrumentacji, bez ziarnka pieprzu, bez cienia czegoś indywidualnego – no, może pierwsze z preludiów trochę było ciekawsze (bo Preludium a-moll zresztą jest jednym z najciekawszych w zbiorze); gdyby dalej poszedł tym tropem, a operowe niemal śpiewanie zmienił na ochrypły bas a la Tom Waits, może miałoby to cień czegoś interesującego. Prawdę mówiąc, zezłościłam się, kiedy to usłyszałam. Chopek też się pewnie w grobie przewraca. Ale już chyba się przyzwyczaił, bo tak musi przez cały rok…
Komentarze
Pobutka*.
—
*) Nie a propos, tylko dlatego, że 5-te z Semkowem i NOSPRem wędrują do Warszawy.
Nyman z pieprzem? Obawiam się, że niekoniecznie z tym pieprzem, o który chodzi.
No fakt, niekoniecznie o ten pieprz mi chodziło 😉
Tu kawałek wypowiedzi Nymana:
– Gdy byłem w Warszawie w latach 80., znalazłem sklep z nutami i kupiłem jeden tom dzieł Chopina, z preludiami. Z jakiegoś powodu zabrałem je do swojego domu we Francji. Dwa lata temu, w Boże Narodzenie, zacząłem grać tę jedyną muzykę fortepianową, jaką miałem w domu. W młodości często grałem te wolniejsze preludia Chopina, ale właśnie wtedy na nowo się w nich zakochałem. Gdy wróciłem do Londynu, musiałem pracować nad operą o kontrowersyjnym brytyjskim polityku Oliverze Cromwellu, zamówioną przez Teatr Operowy w Catanii. Librecista, reżyser filmowy Ken McMullan, postanowił użyć w niej wybranych tekstów Miltona. Dał mi mnóstwo tomów z jego twórczością. Gdy spojrzałem na nie i na preludia Chopina, dostrzegłem, że do siebie pasują. Połączyłem je w jedną kompozycję. Gdy Andrzej Wendland, dyrektor artystyczny Konkursu i Festiwalu Aleksandra Tansmana w Łodzi się o tym dowiedział, zaproponował, by wykonać ten utwór na festiwalu w Łodzi, w roku 200. rocznicy urodzin Chopina.
A teraz na śniadanko i do pociągu.
Znów pogoda się popsuła 🙁
A do czego to Kierownictwo dziś ma pociąg? 😉
Co do wczorajszego koncertu Nymana,to poza wszystkim czy nie miała Pani wrażenia że nagłośnienie było fatalne. Dawno już czegoś takiego nie słyszałem.Głos śpiewaka był przez aparaturę przesterowany.Dużo ciekawiej by to wypadło gdyby śpiewak śpiewał bez nagłośnienia. Mnie to bardzo przeszkadzało w odbiorze
Bobiku, odpowiedzialam Psu pod poprzednim wpisem, a Pani Kierowniczka jako Wybitna Indywidualnosc Muzyczna ma niechybnie pociag do… stolicy. Moze to niezbyt Indywidualne, nie sadze, zeby nikt poza nia takiego dzis nie odczuwal, ale stukotliwie muzyczne i wysoce konieczne.
Napisalam „do stolicy”, a nie „do Soplicy”, czy „do stolnicy”, ani tym bardziej nie „do stolicznej”… 😉
Chyba wczoraj sie przeprassowalam
Już sobie pociągłam i jestem w stolicy. Słusznie, nie mam pociągu do Soplicy, stolnicy ani stolicznej… 😉
lawa47 – witam. Absolutnie się zgadzam, nagłośnienie było fatalne.
A wracając do Nymana, polecam wywiadzik w łódzkim dodatku do „GW”:
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Lodz/1,104407,8689679,Chopin_jako_minimalista_wedlug_Michaela_Nymana.html
Zwłaszcza ten fragment świadczy, że tak naprawdę jest to człowiek raczej oka niż ucha:
Jędrzej Słodkowski: To pana trzeci pobyt w Łodzi, wcześniej był pan w 1999 r. i 2006 r. Jak się pan tu czuje?
Michael Nyman: Znów przyjechałem późną jesienią. Chciałbym zobaczyć, jak Łódź wygląda wiosną czy latem. Kolor nieba kształtuje sposób, w jaki postrzegamy dane miasto. Ale tym razem jest wspaniale, poranek był piękny, jasny. W Łodzi jest bardzo ciekawe światło, nawet po zmroku.
– Słyszałem, że przed naszą rozmową zwiedzał pan miasto i robił zdjęcia.
– Tak, zrobiłem mnóstwo zdjęć, mam trochę ujęć filmowych zwłaszcza z cmentarza żydowskiego. Znalazłem grób rodziców Artura Rubinsteina, widziałem też ten ogromny grobowiec…
– …Poznańskiego.
– Podczas poprzedniej wizyty o nim nie słyszałem. Teraz śpię w hotelu w Manufakturze, w jego dawnej fabryce. Niesamowity hotel i niesamowity kompleks, to znacznie więcej niż centrum handlowe. W moich oczach Łódź ciągle się zmienia.
Uderzylo mnie to zdanie:
Wciąż mnóstwo pisze się awangardowej, mocno depresyjnej muzyki.
Hmmm… Nigdy dotad nie kojarzylam awangardy z depresja. Raczej z buntem, ale z depresja?
To nie są zbiory tożsame 🙂
Owszem, mogę się zgodzić, że zdarza się wśród awangardowej muzyki także depresyjna. Ale nie wyłącznie przecież 🙂
A że z Chopka minimalistę zrobił 🙂
„Kocham tę muzykę, wiele dla mnie znaczyła już pół wieku temu. Patrzę na nią jak na muzykę minimalistyczną. Niesamowita ekspresja skoncentrowana w utworach niewielkich rozmiarów. Pasja w skompresowanej strukturze”.
W książce programowej jeszcze niejaki John Bern pisze na ten temat:
„…[w Preludiach] w sposób niezwykły nastąpiło zespolenie i maksymalna kondensacja elementów technicznych, wyrazowych i formalnych. Gdzież bowiem w muzyce romantyzmu można znaleźć lepszy przykład utworu, w którym podstawowa komórka struktury to półtaktowa figura złożona z dwóch triol, powtarzana w różnych modyfikacjach w zależności od czynnika harmonicznego, tworząca jednolitą formę pod względem strukturalnym i rytmicznym, która mogłaby trwać bez końca? W dodatku brak akompaniamentu, bo obie ręce pianisty grają w oktawach. Przykład ten odnosi się oczywiście do Preludium es-moll, które ma zaledwie 19 taktów i trwa około 25 sekund.
Choć Chopin zastosował tyle minimalistycznych zabiegów, jego preludia doczekały się wielu opisowych określeń o charakterze bardzo ekspresyjnym. Zadziwiające, że idea minimalizmu nie wyklucza głębi ekspresyjnej. Jak pisał Vladimir Yankelevitch: ‚muzyka nie oznacza niczego, a więc może znaczyć wszystko'”. 🙂
Tereso, ja jestem klasa nieprasująca. 🙂 Praktycznie w ogóle. Nawet nie bardzo wiem, gdzie mam żelazko. I nie posiadam z tego tytułu najmniejszych wyrzutów sumienia, że nie wypada albo coś tam. A przy amerykańskich kryminałkach zajmuję się obgryzaniem kości. 😆
Zbiory nie sa tozsame, w istocie, niemniej jednak zabrzmialo zbyt kategorycznie, tom sie zbuntowala.
Dla mnie Chopin jest minimalista. W gruncie rzeczy siega po starannie dobrane srodki kompozytorskie i nie tylko preludia sa tego dowodem. Etiudy przeciez tez. Mazurki. Zreszta ta oszczednosc srodkow postepuje u niego crescendo. 😉
Nie chce tu prawić uszczypliwości wobec żadnego artysty, ale jako tzw. „szeroki odbiorca” mam prawo zagłosować nogami. Stąd też i moja nieobecność na piątkowych koncercie Festiwalu Tansmana. Zaiste lubię ja „muzykę ciągnioną” (co jest środowiskowym określenie pewnego typu muzyki współczesnej zaczerpnięte z wiekopomnej frazy Makuszyńskiego „a wszystko to jakby kiszki z kota wyciągał i smyczkiem po nich piłował”) i żałuję że nie usłyszałem nagrodzonych kompozycji. Że nie słyszałem źle nagłośnionej kompozycji Pana Nymana to już mniej mi żal.
Jest bardzo dużo popularnej i „namodlonej” zachwytem szerokich rzesz „wyrobów dźwiękowych” definiowanych jako „minimalizm”. Przykładem (bardzo przecież popularny) Ludovic Einaudi. Tu przykład z Tuby – oglądany setki tysięcy razy (a są i większe hity frekwencyjne) http://www.youtube.com/watch?v=_RyPFwAWSKM&feature=related
Parafrazując anty wieszcza – nie mogę wysłuchać więcej jak trzy minutki a i to mnie nie zajmuje. Może właśnie takie rzeczy robią „minimalizmowi” złą prasę ?
Ale z drugiej strony – niech każdy powie z ręką na sercu czy nie spróbował chociaż raz pospacerować z muzyką Glassa do „Koyaniskatsi” albo Reichem w odtwarzaczu i czy to nie działa jak drag ? Tylko, że (jak dla mnie) to jest numer na raz. Góra dwa.
Ponieważ obowiązki czwartkowe niestety uniemożliwiły mi zapoznanie się z Bożolem Nuwo – dzisiaj „w kółku familijnem” odrobię zaległości ale jakby było za kwaśno mamy w zapasie zacny tokaj (wytrawny!) no i oczywiście ulubioną moją potrawę – zakąskę. Do zakąski będzie grać z płyty Orkiestra Barokowa Unii Europejskiej – będzie to zatem wieczór europejski – bo w końcu po coś się do tej Unii należy 🙂 . Będzie to także tzw. WWW (po francusku: dublewe dublewe dublewe)– wieczór win wytrawnych. Czego i Państwu życzę 🙂
Wracajac do Cranacha
Tu jest strona informujaca o akcji:
http://www.troisgraces.fr/#/campagne
Z tego, co wiem, w ciagu ostatniego week-endu wplacilo 300 osob. Zbiorka konczy sie 31 grudnia. Moze sie uda.
Szkoda, że brakuje mi czasu aby tutaj częściej zaglądać. 🙂
Nie będę się rozwodzić nad treścią postu, bo trudno skomentować coś, czego się w istocie nie słyszało. Za to przed chwilą wróciłam z krótkiego występu Ingolfa Wundera i mam nadzieję, że nie zobaczy to żaden jego zwolennik, a nawet jeśli, to proszę o wybaczenie.
Oczywistym jest, że w świecie pianistów mamy liryków, pianistów inteligentnych, etc., no i tych troszkę płytkich, płaskich, jednowymiarowych, co byli by ludźmi z duchem, a są jakby bez ducha i do których po dzisiejszym dniu zaliczyłabym Wundera.
Powątpiewam nawet w tę II nagrodę, bo owszem, na konkursie rzeczywiście rzuciło się mi w słuch jego wykonanie Poloneza-fantazji As-dur i akurat wobec tego utworu spełnił moje oczekiwania, ale dziś okazał się zupełną lipą! Nie czuję go i prawdą jest, że co komu bliżej serca, to zawsze pozostaje miarą na innych. Nie ma nad czym się rozwodzić.
A widownia? Jaki tkliwy zachwyt! Przypomina się mi koncert Olgi Kern, która zupełnie, ale to zupełnie mnie nie zachwyciła, a ludzie bili brawa, bili, bo przecież to Kern! Tutaj było podobnie, przedziwna moda na Ingolfa Wundera. Szkoda tylko, że świat idzie za modą, a nie za prawdziwą, szczerą, osobliwą, szczególną i niezwykłą twórczością.
Takie wsio, pozdrawiam!
Dobrochno, zawsze chętnie witamy, kiedy tylko jest czas 🙂
No cóż, relacją z Wundera się jakoś nie zdziwiłam. A jutro mam nadzieję, że Tereska będzie mogła wybrać się do Salle Cortot, a potem opisać, co usłyszała 😉
Ja, jak mi się będzie chciało jeszcze wyjść z domu, udam się dziś jeszcze do filharmonii. M.in. Ursuleasa gra Mozarta. A wino wytrawne? Może innym razem…
A ja właśnie idę się ubierać i lecę (bo na koncerty się leci – duchem, nie jedzie, czy idzie) na Wielką Mszę c-moll Mozarta do mojej filharmonii! 😀 Trudno sobie odpuścić takiej uczty z Panem Łukaszem Borowiczem.
W sali Cortot koncert we wtorek, 23 listopada. Natomiast jutro wybieram sie na cos takiego:
http://www.pianobleu.com/actuel/communique20101115.html
Ide na koncert o 11, bo bedzie Plamena Mangova, ktora bardzo mnie ujela na poprzednim Konkursie Krolowej Elzbiety. Poza tym ciekawa jestem kursow mistrzowskich Bashkirova.
Ojej… a ja słyszałam Mangovą w Nantes i była potworna 👿
A Łukasz Borowicz pojechał do Poznania prosto z Łodzi 😀
Mangova slyszalam w koncercie Mozarta na konkursie i grala przepieknie. No i nigdy jej nie slyszalam na zywca, a jakos mi ten koncert bardzo utkwil w pamieci, wiec korzystam z okazji. Posluchamy, sprawdzimy.
Wracajac do Olgi Kern, mam podobne odczucia. Byla jeszcze taka pianistka Natalia Trull, teraz chyba uczy w Moskwie. Slyszalam ja w calej Pietruszce i przez caly czas zadawalam sobie pytanie, po co tyle tych nut Strawinski napisal. Bardzo to bylo meczace. Jest tez tu taka pani profesor, nie pamietam jak sie nazywa, tez Rosjanka posiadajaca tzw. technike absolutnie wycwiczona. Bylam kiedys na koncercie jej uczniow, ktorzy od dziecka tez maja technike absolutnie wycwiczona (tzw. syndrom TAW), wiec wszystko graja trzy razy szybciej, niz to napisane. Okropne. Pani Psor tez wykonywala. Jakies transkrypcje Pletniewa. Bardzo bylo szybko i baaardzo bylo glosno. I baaardzo czysto. Tylko po co?
Dzięki. Nie wiedziałem o syndromie TAW i od dawna zastanawiałem się, na co cierpi ta pani:
http://www.youtube.com/watch?v=-KzqzBhFJp4&feature=related
Teraz już wiem. 😎
Syndrom TAW? 😯
No cóż, nie wiem, na jaki syndrom cierpi nasza miła Mihaela – może na syndrom Bozhanova? 😛 No bo robiła takie wygibasy i dziwne gesty, czasem grając z twarzą zwróconą do publiczności, czasem do orkiestry, czasem opierając rękę na klapie, a na ręce głowę… Przedziwne to było, ale jednak nie w stylu naśladowania kogokolwiek, tylko w stylu pt. pijane dziecko we mgle. A Mozart byłby przepiękny, pięknym dźwiękiem grany (nie mówię tu o trzy razy za dużej orkiestrze), gdyby nie to, że nagle jakby coś jej odbiło, nerwowo jakoś zwalniała lub przyspieszała, a dyrygent – jej rodak, Cristian Mandeal – ledwie za nią nadążał. Ubrana była jak wtedy w sierpniu, w spodnie i złoty, hm, podkoszulek (na ramiączkach) – tak to wyglądało mniej więcej, bo dziewczyna jest z przodu raczej płaska, a w ramionach szeroka, więc dość atletycznie te ramionka wyglądały, ale ona tak się jakoś garbiła, że robiła wrażenie jakiejś obidniałej. Może było po drodze coś wyskokowego czy dopalacz jaki 😯
No cóż, a jeśli chodzi o rumuńską muzykę, to najlepszą pisał Bartók 😉 Dwa tańce rumuńskie to świetny kawałek. A w drugiej części miałam przeżycie dużego, oj, dużego, bo godzinnego chyba kalibru, czyli III Symfonię Enescu. Ciężki przypadek eklektyzmu z przebłyskującym Ryśkiem Straussem, ale nie tylko. Bywają dzieła słusznie zapomniane…
Łukasz Borowicz to akurat taki dyrygent do którego mam bezgraniczne zaufanie – choćby konał ze zmęczenia (jedyna ludzka rzecz, której nie da się ukryć) to nigdy, ale to nigdy słuchacza nie zawiedzie (za co mu dziękuję). 😀
Cnotliwy człowiek, przynajmniej takie sprawa wrażenie na estradzie.
Najlepszym paradoksem jest to, że przez tą okropną grę Pani Kern, nigdy tego koncertu nie zapomnę i zawsze będę go wspominać jako największy feler. Cóż, pocieszę się, że były również koncerty miło zaskakujące, np. z udziałem Pana F. Kempfa o którym wówczas nie słyszałam, a który okazał się fantastycznym pianistą. 🙂
Tereniu, a ja niestety słyszałam, jak Mangova próbuje katować totalnie nieprzygotowanego Chopka. W życiu jej tego nie wybaczę 👿
Oj, Dorotko, totalnie nieprzygotowany Chopek na miedzynarodowych estradach to norma. Zebys Ty wiedziala, co sie dzialo podczas tych koncertow na strarych instrumentach w Parize w marcu… Az glupio pisac. Najlepszy byl znany nam pianista JO, ze nie wskaze, ktory na poczatku rzekl, ze przypadly mu w udziale utwory, ktorych nie zna, wiec rozlozyl kwity i usilowal. 👿
Syndrom TAW przybiera formy roznorakie. na przyklad takie:
http://www.youtube.com/watch?v=ZKCZZf6ixj4
A czy Olga Kern wykonywala III Rachmaninowa?
No cóż, a jeśli chodzi o rumuńską muzykę, to najlepszą pisał Bartók
😆 Nasza Kierowniczka potrafi być czasem uroczo złośliwa 😆
Czerwonym chilijczykiem przyłączam się się do Wieczoru Win Wytrawnych.
Ja muszę skończyć cantuccini, bo mi resztka została, więc jeszcze słodko…
Ten trzmiel zarąbisty 😆
A tu muzyka rumuńska kompozytora polskiego ponoć pochodzenia:
http://www.youtube.com/watch?v=RR8pgEKsrIs&feature=related
Pana Golebiowskiego? Bardzo to tkliwie serceszczypatielnyje. Niewskazane na jesienne wieczory, zdecydowanie.
A na fali Bozhanova okazalo sie, ze wcale niemalo jest pianistow, ktorzy czy trzeba, czy nie trzeba rozne wygibasy wyczyniaja.:shock:
Ta powyzsza panienka gra Hammerklavier tak, jakby walczyla z tajfunem…
A tu klasyczny przyklad TAW:
http://www.youtube.com/watch?v=DHFILercAuE
Na potwierdzenie mych slow:
http://www.youtube.com/watch?v=Pq9XB6P0Bkw
Przynajmniej Bozhanov gra z sensem!
A tak a propos, znalazlam jego nagrania z Konkursu Richtera w 2008. Sa dostepne na rutube.
Ale panienka przeżywa 😆
Niniejszym klaniam sie unizenie i zwijam sie w klebuszek. Postanowilam chodzic spac przed polnoca. Zobaczymy jak dlugo wytrwam w tym postanowieniu. 🙂
No no… jezdem w szoku…
Pewnie też niedługo to zrobię.
Słodkich snów! 😀
Do WWW mogę się przyłączyć (prawdę mówiąc, już zacząłem), ale do chodzenia spać przed północą… niedoczekanie! 😆
Pobutka.
PS.
Przyłaczam się do życzeń powodzenia w postanowieniu Teresy 😀
Witam serdecznie!
Ach, juz zapomnialam, jak to przyjemnie wstac skoro swit, ale wyspana!
Polecam goraco. Bobik stanowi chlubny wyjatek od reguly 😉
Dzień dobry 🙂 Też dopiero wstałam 😉
Ale po takiej Pobutce będzie bardzo miło zerwać się i pójść spełnić obywatelski obowiązek 🙂
Pierwsze oficjalne info o błękitnej serii:
http://wyborcza.pl/1,75475,8688320,Chopin_blekitny.html
Ale, jak już tu wspominałam, z moich wiadomości (ze źródła) wynika, że płyt będzie więcej niż dziesięć, a nawet więcej niż 12 🙂
Chlubne Wyjątko to bardzo zachęcający tytuł, który postanowiłem natychmiast wykorzystać i dopisałem na wizytówce przed nazwiskiem. 😀
Mam nadzieję, że znajdzie się jakiś menago, który załapie, że teraz należy mi się Wyjątkowy Kontrakt. 😎
Pod nazwiskiem Pana Woreczko oczywiście 😉
Pan Bobiczko to też niezłe nazwisko. 😎
Wyjatko Sopranne, nie zawsze Poranne, oczywiscie…
Wrocilam z koncertu, na kursach mistrzowskich nie zostalam, mam zaleglosci wobes siebie samej.
Plamena Mangova wykonala Chopine etiude op.25/7, tudziez I Ballade, potem 104 Sonet Petrarki i Walc Mefisto, Nokturn Griega i zakonczyla Tancami Argentynskimi Ginastery. No, niestety, wszystko bylo podobnie, choc perfekcyjnie. Znakomity Ginastera( (zwlaszcza ostatni), gdzie jej sposob „grania w miejscu” podkreslil kontury. W sumie przewidywalna pianistka, a za duzo przerysowanych detali przykrywa perspektywe calosci.
Ale nie narzekajmy, bo w drugiej czesci pojawili sie kolejni studenci Baszkirowa – duet fortepianowy Victor i Luis del Valle. Zaczeli romantycznie sonata C-dur Mozarta na 4 rece, a potem fenomenalnie wykonali Chiaroscuro na 2 fortepiany Johna Corigliano.
Szukalam na tubie, ale z dobrze granych utworow fortepianowychznalazlam tylko to:
http://www.youtube.com/watch?v=32UeWCDi_4g
Chiaroscuro to tryptyk, ktorego poszczegolne czesci nosza tytuly: Light, Shadows, Strobe, w ktorym dwa fortepiany potraktowane sa tak uzupelniajaco, ze zastanawialam sie, jak w ogole da sie to zsynchronizowac wtakich tempach. A jednak sie dalo. Wykonanie bylo porywajace, oscylulace i migotliwe barwami, a w ostatniej czesci pobrzmiewal cytat z… Dobry Jezu, a nasz Panie… 😯
Troce zapachnialo pierwszym listopada.
Chlopcy porwali publicznosc transkrypcjami tancow De Falli, a zabisowali jakas karkolomnie zaczynajaca sie transkrypcja Summertime 🙂
Wspanialy duet fortepianowy, warto byloby moze ich sciagnac do Lojczyzny?
Jest ich troche na Youtubie, nie chcialam wklajac drugiej linki.
Na tubie sa przede wszystkim nagrania z 2007 roku. W porownaniu z nimi chlopcy nabrali klarownosci i wtopili sie w siebie.
Wazna: ta zakrecona noga tego z prawej to nie dlatego, ze on tak lubi, tylko dlatego,ze od czasu do czasu chlopcy podrzucaja sobie prawy pedal. Jak oni to robia, ze im sie nogi nie placza, nie mam pojecia!
Corigliano znany jest głównie jako autor muzyki do pamiętnego filmu Purpurowe skrzypce 😉
Tak, tak ten redviolin troche pobrzekiwal 😉
„cvetić, kućica…” mozna wysluchac w calosci pod ponizszym adresem
http://blog.eigentijds.radio4.nl/?p=183
jezeli przedsiewziecie „eigentijds” przetrwa to zdaje sie,ze od tego roku
bedzie mozna obserwowac z ilustracjami konkurs gaudeamus na bierzaco.
ostatnio pojawily sie tam nagrania z november music.
Pani Tereso (2010-11-20 o godz. 22:09)
To – podejrzewam – był ten koncert, o którym donosiłem:
http://szwarcman.blog.polityka.pl/?p=320#comment-42273
W piątek w Katowicach jubileuszowy koncert NOSPR z piątymi LvB i Czajkowskiego poprowadził maestro Semkow, który poprosił o przekazanie przeprosin za to, że poprowadzi koncert na siedząco.
Tak, to są te roczniki, dla których wciąż i wciąż i od zawsze istnieją pewne zasady. A jedną z nich jest szczególne – jako norma – traktowanie publiczności/słuchaczy. Po raz któryś stwierdzam, że wpływ Jerzego Semkowa na tę orkiestrę jest szczególny. Przede wszystkim – mobilizujący. Mnie słuchanie interpretacji Semkowa daje przede wszystkim poczucie bezpieczeństwa – nie inaczej było i tym razem (zwłaszcza przy V LvB – rzetelna, solidna i równie rzetelnie i solidnie wygrana przez NOSPR). Zresztą co będę pisał – PK zapewne jutro pofatyguje się na warszawską część tego jubileuszu do TWON. Chociaż nie jestem pewny – bo zdaje mi się, że nieszczególnie przepada za obiema piątkami.
Pozdrawiam stacjonarnie ze swojego „śląskiego przyczółka”.
em-esz – dzięki! Bardzo ciekawe rzeczy można na tej stronce spotkać. A jeszcze dorwałam link do blogu o twórczości mojego ulubionego Louisa (też spotkanego dopiero co w Łodzi):
http://louisandriessen.blogspot.com/
60jerzy – również dzięki. Nie tylko na tę orkiestrę wpływ Jerzego Semkowa jest szczególny. Także na Filharmonię Narodową, i w ogóle zapewne na każdą, z którą współpracuje. Tylko zaniepokoiłam się, bo dlaczego na siedząco? 🙁
Ja jutro rzeczywiście na ten koncert się nie wybieram, bo w tym samym czasie jest inne wielkie wydarzenie: koncert pt. Wieniawski – Prolog. W filharmonii. Gra Sinfonia Iuventus, dyryguje Maxim Vengerov, grają Alena Baeva i Agata Szymczewska. W programie Beethoven, Sibelius i Brahms. Być może będzie niespodzianka, ale to jeszcze nie jest pewne. Jutro o 14. konferencja z Vengerovem, który jest przewodniczącym jury przyszłorocznego konkursu, a teraz sam przesłuchuje kandydatów w ramach eliminacji.
Pozdrawiam przyczółek holenderski (jakie miasto? 🙂 ) i śląski 🙂
A PROPOS LOUISA. ze str radio4 mozna jeszcze posluchac najnowszy
muz-teatr – „Anaïs Nin” na głos – zaskoczenie – kobiecy i kilka
instrumentow.
http://player.omroep.nl/?aflID=11661167
mam to w archiwum, jeszcze nie nadgryzlem. niech lezy..
em-esz – dlaczego zaskoczenie, że głos kobiecy? W końcu Anaïs Nin była kobietą 🙂
przepraszam panią Redaktor, byla to marna proba dowcipu bez
wspomagania „emotyką”.
ponownie przeproszę, tym razem za brak odpowiedzi w sprawie „przyczółku”.
radiowo-zachodniopomorski w okolicach szczecina.
O! Szczecin tu mamy reprezentowany, ale okolic jeszcze nie było 🙂
Pobutka.
Aneks ilustracyjny do komentarza 60Jerzy z 19:46:
http://picasaweb.google.com/pak455/Roznosci#5542245000938412658
I część druga aneksu, by łotrpress nie blokował:
http://picasaweb.google.com/pak455/Roznosci#5542245005247149858
A to ja w takim razie pozdrawiam sąsiedztwo, którego w tłumie nie dostrzegłem.
60jerzy:
Ze wzajemnością. A tłum był, w rzeczy samej, przedni i sąsiedztwo przesłaniał.
fajnego kota znalazłem 🙂
http://hokopoko.net/h-img/images/m2/111.jpg
Koleżanka w firmie zareagowała: a co to, kicię do pralki wrzucili? 🙂
e tam, ona taka frędzlowata 🙂
Problem nie w tym,że wyprali, tylko że w za wysokiej temperaturze. 🙄
Ale i tak jest prześliczna 😀
Co za historia 😯 🙁
http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80277,8701789,Sopranistka_podciela_sobie_zyly__bo_zwolnili_ja_z.html
A przecież tak śpiewała:
http://www.youtube.com/watch?v=g3DHHQp6ths&feature=related
Szkoda…
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Lodz/51,104405,8694385.html?i=0 – a tu jeszcze zdjęcia z dwóch ostatnich dni tansmana. ukłony, js.
Dzięki 🙂 Jeszcze artykuł:
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Lodz/1,104405,8694385.html
Fajnie byłoby rzeczywiście, gdyby tego Adamka w jakiejś łódzkiej fabryce wykonać 🙂
Klikam sobie po podlinkowanej przez Kierowniczkę Wyborczej i oto, co znajduję:
http://cjg.gazeta.pl/CJG_Warszawa/1,104434,8681253,Koncert_skrzypaczek_Kai_i_Justyny_Danczowskich.html
Pani Justyna, jak na skrzypaczkę przystało, będzie grać na fortepianie. Lubię Wyborczą 😈
Wracajac do Roxany, jezeli rzeczywiscie miala jakies problemy wokalne, to faktycznie nie bylo przy niej nikogo, kto by to zrozumial. A i pewnie kwestia charakteru. Coz, nie kazdy ma taki jak Natalie Dessay, ktora po kilku operacjach wrocila na scene. Malo, napisala kilka artykulow o swoim dochodzeniu do formy wokalnej.
Kiedys z nia rozmawialam i mowila mi, ze w srodowisku operowym juz samo przyznanie sie do problemow z glosem skresla z listy. Jej sie udalo powrocic Roxana miala mniej szczescia.
No i wynika z tego, że miała depresję, a to już w ogóle… 🙁
Ja natomiast wróciłam z bardzo pozytywnego wydarzenia, o którym zaraz napiszę.
Jak nie widzi sie swiatelka w tunelu, o depresje bardzo latwo. A tak trudno jest zrozumiec, ze gdy ma sie do czynienia z czlowiekiem w depresji, czesc jego myslenia trzeba przyjac na siebie. To wyzsza szkola empatii. Rzadka. Dobry lekarz pewnie by poradzil. Jeszcze trzeba chciec. Albo musiec. Ech…
Trzymam sie postanowienia chodzenia spac przed polnoca, w zwiazku z tym zegnam, biore ksiazeczke i jak grzeczna dziewczynka ide do lozeczka. Ksiazeczka co prawda o tygrysach, ale…
Wykonywalam dzisiaj, to mi sie nalezy, prawda?
Duże tygrysy są w porzo. Ja mam problem tylko z tymi w miniformacie. 😉
Należy się jak Bobikowi pasztetówka 😉
Ale serwuje sie tu smutne wiadomosci, w zwiazku z tym przypomnialo mi sie ze byl chyba jakis francuski kucharz, ktory popelnil samobojstwo bo nie dostal gwiazdki Michelina.
Bernard Loiseau. Stracil, nawet chyba nie gwiazdke, a punkty. Za tym ida gigantyczne pieniadze, poza tym on byl perfekcjonista ze stanami lekowymi.
Och, jakie mieciutkie tygrysy! 😉
Jest już nowy wpis 🙂
Dużo weselszy 🙂