Bieriozka na wodzie

Co łączy warszawskie Wesele Figara z krakowskim Eugeniuszem Onieginem? To, że reżyser nie miał pomysłu…

To kolejny spektakl zrobiony na zasadzie: żeby tylko było inaczej. Ale jednocześnie nie pozbawiony cytatów. Przez I i II akt na scenie dominują pnie brzóz – wyrazisty motyw brzóz (choć z tyłu w tle, jako znak raczej, a nie elementy, które zasłaniają pół sceny) jest w pamiętnym spektaklu Trelińskiego. Podobnie w scenie pojedynkowej, podczas arii Leńskiego, świetlne opadające płatki śniegu. No i nie zabrakło też basenu (to już z innych spektakli): w finałowym akcie ubrane na biało pary tańczą w nim poloneza, a nad nimi wisi żyrandol, który się topi i sika wodą! Tancerze są szczęśliwie w kaloszach (bo była obawa, że się w tej wodzie wykopyrtną), ale już biedna Tatiana w scenie finałowej – nie. Rzuca się na bosaka (posiaduje tylko czasem na kanapie), rozbiera się z kiecki zostając w białej brzydkiej koszulce (coś ostatnio moda na brzydkie damskie dezabile, nie chcę tu snuć interpretacji, choć mi się nasuwają), a wierzch rzucając w wodę – po czym, po odprawieniu Oniegina, próbuje założyć ją z powrotem! Przeziębi się jak nic. Choć doniesiono mi na pociechę, że ta woda jest podgrzewana, więc śpiewakom jest nawet przyjemnie (!), a poza tym twierdzą, że dobrze im się śpiewa, bo po wodzie niesie… Czemu ona tam jest? Bo Tatiana (Magdalena Nowacka) jest Królową Śniegu czy lodowaty Oniegin odtaja? Ale cóż są winni nieszczęśni tancerze? Griemin (Volodymyr Pankiv) to chociaż ma o tyle dobrze, że jeździ na wózku (za to mocnym basiskiem wali na odlew).

Podobnie odkrywczym szczegółem akcji, poza tym wózkiem Księcia, jest choroba Alzheimera, na jaką cierpi Łarina (biedna Bożena Zawiślak-Dolny). Już w pierwszych taktach rozbiera się na scenie; Filipiewna (Wiera Baniewicz) ją powstrzymuje i ubiera z powrotem. Potem szamoczą się z Tatianą. Mateczka podtańcowywuje, robi jakieś szalone wyskoki, istnego hopaka itp. Pecha ma Tatiana, bo nie dość, że ma niepełnosprawną umysłowo mamusię, to jeszcze potem wychodzi za mąż za niepełnosprawnego fizycznie…

No, różne są te desperackie pomysły z braku pomysłu, długo by wymieniać. Ale rzecz ratuje – jak było w tym strasznym Don Giovannim „na osiem i pół” – Mariusz Kwiecień w roli tytułowej, który po prostu robi swoje, jest zwierzęciem scenicznym dominującym całkowicie akcję. Obiecująco zapowiada się tegoroczny dyplomant od prof. Karczykowskiego – Mikołaj Adamczak w roli Leńskiego, choć jeszcze dużo pracy przed nim. Dziewczyny obie trochę bezbarwne, może Agnieszka Cząstka (Olga) ma trochę więcej wyrazu, zwłaszcza w scenie tańców z Onieginem i sprzeczki z Leńskim.

Ale ogólnie znów było mi potwornie nudno. Z wyjątkiem momentów, kiedy Kwiecień był na scenie. On jeden potrafił tę nudę przełamać.