Chopin i magia Afryki
Wybaczcie, że świątecznie znowu o Chopku. Ale ten Rok przez duże R jeszcze trwa, a do mnie przyszła taka relacja, którą po prostu muszę się podzielić. Spadło na mnie w ostatnich dniach zadanko przeprowadzenia kilku krótkich wywiadów do wydawnictwa podsumowującego Biura Obchodów Chopin 2010. Poza paroma znajomymi osobami przypadło mi zwywiadowanie dwojga ambasadorów: Tadeusza Chomickiego w Pekinie (którego już znam, byłam tam i opowiadałam tu to i owo) oraz p. Anny Grupińskiej w Nairobi – bo Chopin w Afryce to coś najbardziej egzotycznego, co można sobie wyobrazić. Pani Ambasador przysłała mi długą i osobistą relację, której fragmenty podam tutaj.
Ambasada Polska w Nairobi jest biedna jak mysz kościelna, jak wiele innych naszych placówek. A i miejsce trudne do działania. Ludność ogólnie walczy o byt, więc gdzie tu miejsce na kulturę, i to wysoką. W stolicy oczywiście jest nieco lepiej, ale też jest to orka na ugorze. Udało się zaprosić trzech pianistów – w maju zagrał Mariusz Dropek, w listopadzie młody jazzman Mateusz Kołakowski, a teraz, w grudniu – Janusz Olejniczak. Każdy dał po dwa koncerty: jeden na większej sali, drugi kameralny, dla dyplomatów i działaczy muzycznych, w ambasadzie. Pierwsze dwa koncerty odbyły się w sali Alliance Française na 220 miejsc, która jest jednym z głównych ośrodków kulturalnych w Nairobi, trzeci – w sali Kenijskiego Teatru Narodowego na 700 miejsc.
Budżet ambasady na ten rok w zakresie promocji, jaki otrzymała z MSZ, wynosił 10 tys. euro. Pani ambasador pisze: „Wiedzieliśmy już, że wynajęcie fortepianu, nagłośnienie i światło to ok. 4 tys. euro. Plakat, ulotka, to kolejnych kilkaset euro. A gdzie podróż artysty i honorarium, zakwaterowanie i nieuniknione dodatkowe koszty? Nie ma mowy o reklamie w mediach i PR”. A jednak się udało i sala za każdym razem była przepełniona, głównie młodymi Kenijczykami. Finansowo skończyło się na tym, że Biuro Obchodów zapłaciło podróż i honorarium, a mieszkać artyści musieli w rezydencji, gdzie nie ma pokoi gościnnych…
Teraz oddaję głos Pani Ambasador: „Druga połowa grudnia 2010. Nairobi udekorowana dosłownie wszędzie surrealistycznymi – w pełnym słońcu w towarzystwie przepięknych palm – bajecznie przystrojonymi kiczowatymi sztucznymi choinkami. Boże Narodzenie. 80 proc. ludności tego 38-milionowego kraju deklaruje się chrześcijanami.
Janusz Olejniczak i Waldemar Dąbrowski lądują w Nairobi 15 grudnia w nocy. Waldkowi ginie bagaż. Następnego dnia wieczorem koncert w jedynej w Nairobi sali, która ma znośną akustykę i może pomieścić ok. 700 osób. Kenijski Teatr Narodowy dawno przestał pełnić funkcję sceny narodowej – co to w ogóle tu w Kenii znaczy? Na naszą prośbę i za nasze pieniądze przykryto podartą do niemożliwości kurtynę biało-czerwoną dekoracją z choinką w tle… dom kultury w głębokim socjalizmie… Wyruszamy z rezydencji dwie godziny wcześniej, tego dnia były na mieście rozruchy. Korki, blokady. Szaleńcza jazda ciemnymi korytarzami slumsów, może tam będzie luźniej. Myślę, że nawet mój super sprawny kierowca nie był całkiem spokojny, skoro w pewnej chwili zdjął chorągiewkę z ambasadorskiego samochodu. Dojeżdżamy 7 minut spóźnieni – mój konsul jest na miejscu, wszyscy czekają. Masa młodzieży, są przedstawiciele władz (nigdy nie przychodzą), dyplomaci. Janusz gra jak natchniony (…) Cisza i skupienie, a potem emocjonalna, niezwykle spontaniczna owacja na stojąco. Nie umiem określić, co się stało, takiej wymiany pozytywnej energii pomiędzy artystą a salą dawno nie pamiętam, może nigdy nie przeżyłam. Czy to magia Afryki? (…) Takiego koncertu w Nairobi nie było (…). Następnego dnia nie mogliśmy się opędzić od dziennikarzy”.
Jeszcze jedna ciekawa historia: do Warszawy na wizytę studyjną, na festiwal Chopin Open, pojechała z Kenii Elisabeth Njoroge (animatorka sztuki i muzyki klasycznej, wydawca – własnym sumptem – magazynu „Classic”, założycielka symfonicznej orkiestry młodzieżowej dla dzieci ze slumsów, a do tego śpiewaczka operowa) z operatorką Ruby Maubert. Po raz pierwszy były w tej części Europy i przyznały się, że szukały Polski na mapie. Nakręciły dokument Zwierciadło muzyki, pokazany w październiku na Kenya International Film Festival. Film kończy się wykonaniem Życzenia Chopina przez Elisabeth – po polsku. Chciałoby się go zobaczyć.
Wesołych Świąt!
Komentarze
Pobutka!
Zdrowych, pogodnych, radosnych Świąt!
Jeszcze koleda, na carillonie dobrze nastrojonym –
http://www.youtube.com/watch?v=JbRK4uUKEuM
Dzień dobry w ten specjalny dzień 🙂
Ależ ten PAK utrafił z Pobutką 😯
A powyższa kolęda, czyli Carol of the Bells, została wczoraj (w innej formie) zapodana u Bobika, na co ja wykrzyknęłam – przecież to ukraiński Szczedryk!
Tutaj jest historia tej piosenki.
A na carillonie też brzmi pięknie 🙂
Jeszcze raz – najlepszych! 😀
A, to ja też jeszcze raz merdnę i zaszczekam „najlepszych!”. 😀
Odmerdałam pocztowo 😉
Pięknych Świąt, chóru przyjaciół, wielu spotkań z Panią Muzyką i dostatku funduszy na owe spotkania 🙂
haneczka, wdzięczny za wszystko frędzelek
Głaszczę świątecznie wszystkie frędzelki 😀
Wszystkiego dobrego na Święta. i Po.
i nawzajem. 😀
Pani Kierowniczce i wszystkim Bywalcom Dywanu najserdeczniejsze życzenia zdrowych, wesołych i pełnych cudownego nastroju w Dniu Dzisiejszym i w Dniach Najbliższych, a w Nowym Roku zdrowia, radości i niezapomnianych wrażeń muzycznych
życzy Stanisław
Na koniec Roku Chopinowskiego Jedyne Prawdziwe Zrozumienie Jego Dziela:
http://www.jacquielawson.com/preview.asp?cont=1&hdn=0&pv=3111940&path=83563
(a to tylko dzieki Pani Kierowniczce)
Pogodnych Świąt, kochani 🙂
Wesolych Swiat, duzo zdrowia, wrazen pieknych i mase imprez kulturalnych.
Wszystkiego muzycznego dla całego Dywanu,niech się osnowa nie pruje i wątek nigdy nie urywa i żebyśmy tylko zdrowi byli,to reszta nam zagra!!!
O tę osnowę i wątek postaramy się zadbać 😉
Jeszcze raz wszystkim kochanym frędzelkom dzięki i nawzajem! 😀
Pobutka.
Placek rulez 😉
Fajna w komentarzach odpowiedź na post „Polish carols are some of the most beautiful carols in the world” – „yes they are:-) wymiatamy po prostu” 😆
fajnego kota znalazłem 🙂
http://i242.photobucket.com/albums/ff21/LeahMouse/MerryChristmasCat.jpg
😆
Bardzo poważne te kocie życzenia 🙂
A ja bardzo lubię, jak ktoś tak śpiewa:
http://www.youtube.com/watch?v=MvjiVam2HO4
Wszyscy świętują,że aż cisza w uszach dzwoni.A Podkarpacie znów zasypało na biało.Konsumpcji satysfakcjonującej towarzysko i intelektualnie,o kubkach smakowych nie wspominając,życzę!!!
W Święta niech Wam będzie sytnie,
niech Wam życie numer wytnie
i tuż po nich niech Was spotka
niespodzianka: milion w totka…
Ach, doprawdy, drogi zeenie,
Za życzenia – dziękczynienie!
Wzajem takiej niespodzianki!
Niech się dzieją cuda-wianki… 😉 😀
Tu jeszcze nie sypie na biało, choć taka drobniutka kaszka i owszem. I znów się zimno robi. Zima wraca… Postaram się jutro uciec 😉
Beato – ładny ten arabski śpiew, niestety chrześcijańscy Arabowie teraz muszą raczej się ukrywać. Takie czasy… 🙁
Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku przesyłam pani Dorocie i wpisowiczom na blogu „Co w duszy gra” – Urban
PS. Afryka wcale nie jest magiczna. Jest raczej: dzika, zabobonna, zacofana, zakompleksiona, z wielkim poczuciem krzywdy, ale równocześnie niesprawiedliwa i zhierarchizowana. Żeby to zrozumieć trzeba pomieszkać na Czarnym Lądzie trochę dłużej.
Podpinam się z pobutką.
http://www.youtube.com/watch?v=z7_0chdszME&playnext=1&list=PL39D2EEA4B79D1AA1&index=20
Dzień dobry 🙂
Urbanie, oczywiście wszystko jest na pewno znacznie bardziej złożone niż pisze Pani Ambasador w Kenii (zresztą nie ma chyba jednej Afryki…), ale rozumiem jej entuzjazm po takim wspaniałym przyjęciu Chopina. To zresztą jest jedna z tych pozytywnych rzeczy, jakie możemy im bezinteresownie (no, może nie całkiem, ale w niemałym stopniu) dać.
W Warszawce pada drobny śnieżek, a ja zaniedługo na lotnisko. Hm, jeszcze nie spędzałam sylwestra (z przyległościami) z kotem i psem, a tym bardziej z Kotem i Psem 😉
Tylko trzymajcie kciuki za Bobika i za mnie. Bobik leci już wieczorem, ja kole południa. Można powiedzieć, że to będzie zlot gwiaździsty dwóch blogów naraz – Koszyka i Dywanika 🙂
Trzymam 🙂
No to pa! Jak dobrze pójdzie, odezwę się pod wieczór 🙂
Urban, polecam niezbyt trudne ale nadzwyczaj piekne ksiazki szkockiegop pisarza Alexandra McCall Smitha z jego serii afrykanskiej – dzejacej sie w ukochanej, znanej mu jak wlasna kieszen Botswanie i krajach osciennych.POmoga Ci zrewidowac wszechogarajacy poglad, ze Afrka cala jak leci jest dzika, zabobonna, zakomleksiona i niesprawiedliwa. Bo poglad w ten sposob wyrazony i traktujacy Afryke z taka wyzzoscia i pogarda jest pogladem, wybacz,wysoce rasistowskim. Jest wiele w tej Afryce posta, zjawisk i dobrych manier, ktore chetne wyeksportoalbym do racjonalnej, cywilizownej, sprawiedliwej i niezakomlesionej Polski. 😈
Mankella też by można podsunąć (tylko nie Wallandry, rzecz jasna). On dużą część życia w Afryce spędza i – o dziwo – pisze o niej z miłością i zafascynowaniem. Nie dlatego, żeby nie widział jej negatywnych stron. Po prostu potrafi dostrzec również te inne.
O trzymanie kciuków ja też upraszam, bo bardzo bym chciał już dzisiaj zobaczyć się z Kierownictwem i Kotem Mordechajem. 🙂
Kciuki będą trzymane. Poczwórnie, plus dwa koty pręgowane!
Za pol godziny wyruszamy z taksowkarzem po Pania Kierownik. Samolot ma byc opozniony o 10 minut.
Lagodne oko blekitu jak w Weronie.
Werona trwa, ale tymczasem sie sciemnilo…
Dotarlam, jest pysznie. Zostalam nakarmiona i napojona pysznosciami przez Kota M, no i za jakis czas, mam nadzieje, doleci Piesek. 🙂
Bede teraz niestety pisac bez polskich literek, czego nie lubie, ale trudno. Wszystkim slemy buziaki 😀
Pobutka (późna, ale jakaś zdradliwa awaria była…
Kocie M Alexander McCall Smith od 25 lat mieszka w Szkocji. Młodość spędził w Rodezji, która była wtedy rajem dla Białych. Przeprowadził się do Botswany, w której spędził kilka lat. Takiej Afryki, jaką pamięta Smith, już dawno nie ma. Botswana jest obecnie niszczonna przez HIV/AIDS. Polecam Ci artykuł mojej koleżanki Maty Dziewięckiej pt. „AIDS w Botswanie”, który został opublikowany parę lat temu przez Politykę.
Zareagowałeś tak, jak Afrykańczycy na moją krytykę sytuacji na kontynencie afrykańskim – nazwałeś mnie rasistą. A ja jestem ostatnią osobą, której można zarzucić rasizm. Oto dowód – tekst nt. dyskryminacji napisany przeze mnie.
W komentowanym przez Ciebie wpisie wyraźnie napisałem: Żeby to zrozumieć trzeba pomieszkać na Czarnym Lądzie trochę dłużej.
Pozdrawiam Cię Kocie M
Witam wszystkich. Faktycznie jakas awaria byla, bo chcialam cos jeszcze wczoraj wpisac i sie nie dalo.
Co nas dzis w tym pieknym miescie jeszcze spotka, nie wiem, ale pomalu wstajemy 😉
I pozdrawiamy lud pracujacy miast i wsi 😀
Wzajemne pozdrowienia od ludu pracującego stolycy!
Wieczór w operze, czyli do czego jeszcze może się przydać znajomość partytury
Beato, swietne!
😆
Gang Olsena wszedzie inspiracje znajdzie 😆
Dzisiejszy dzien spedzilismy z Kotem i Psem bardzo kulturalnie. Jest material na wpis 😀
Pani Doroto, czy mogłaby Pani w związku z nadchodzącym rokiem Liszta napisać post jakie atrakcje nam świat przygotowuje na tą okazje? Jakie wydania płytowe, archiwalia i nowe, jakie koncerty, jak w Polsce da sie to zauważyć? Nie wiem jak Państwo, ale ja na ten rok Liszta chyba bardziej czekam i więcej sobie po nim obiecuję niż po naszym chopinowskim. Pozdrawiam
Sluchajcie, mam jakies podejrzane kody, jakies adady i inne robaczki…
Pani Kierowniczko, to musi to przymarzanie do podloza. O magii Afryki pomarzyc jeno mozna, wszystko cichutko zamarzlo!
Docieli do swiata wioseczke jakies 10 km od lotniska Karola z Galii, ktora przez trzy dni odcieta byla od swiata. Wszyscy krzycza, ze kataklizm, a mnie dobrze, bo swieta przy mrozie, jak powinno!
Pobutka.
Zazdroszczę minizlotu w Weronie. To piękne miasto. Oprócz najbardziej sztandarowych zabytków, jak choćby Arena (dla Minizlotu to chyba prawie Mekka), warto zajrzeć do San Zeno.
Bobik chyba bardziej przywiązany do dzieł sztuki tworzonych na pólnoc od Alp. Tak myślę, bo we Włoszech zdecydowanie mniej martwych natur powstawało, a te chyba Szczeniaczek ceni szczególnie.
Rozbijacie się po świecie i oglądacie niby to cuda. Tymczasem nie znacie cudów własnego kraju. I to cudów muzycznych. Oto linka do fortepianu prawie dwumetrowej wysokości i ponad sześciometrowej długości. Na inaugurację zagrają między innymi Malicki (jak najbardziej na miejscu), Możdżer i Olejniczak:
http://www.dziennikbaltycki.pl/fakty24/345398,szymbark-najwiekszy-fortepian-swiata,id,t.html
😉
O Afryce trudno mi się wypowiadać, bo mało ją znam. Ale z tego co zauważyłem, to nie da się wypowiadać na podstawie obserwacji z ciągów turystycznych. Podobnie jak w Krakowie w Afryce w centrach turystycznych i ich okolicach mamy do czynienia z naciągaczami i osobami nachalnie coś ofiarującymi odpłatnie. W niektórych krajach afrykańskich turysta ma niewielkie szanse wyrwania się poza ciągi turystyczne.
Jednak osoba bardzo chcąca jest w stanie wyrwać się do normalnych ludzi, nie żyjących z turystów, nawet w Egipcie. W Marko jest to już bardzo łatwe, gdyż tam bez komplikacji można dowolnie podróżować po kraju, w tym także po spornej Saharze Zachodniej. Jedynym ograniczeniem jest brak możliwości wynajmu samochodu z napędem na 4 koła bez kierowcy przy równoczesnej konieczności dysponowania takim samochodem, jeżeli chce się zwiedzić wiele malowniczych miejsc.
Poznawanie ludzi autentycznych, mieszkańców Afryki, którzy nie czerpią dochodów z turystów, jest bardzo pouczające, czasem nawet szokujące. Szokuje kontrast rzeczywistości ze stereotypem człowieka prymitywnego. Pod względem wykształcenia często, choć nie zawsze, ten stereotyp się sprawdza, natomiast pod względem podejścia do życia, a przede wszystkim do bliźnich, okazuje się, że od wielu ludzi „prymitywnych” możemy się dużo nauczyć. I przede wszystkim uzmysłowić sobie, jak bardzo jesteśmy zepsuci przez cywilizację pieniądza, której jesteśmy podporządkowani, nawet niby buntując się przeciwko niej. Nic więc dziwnego, że literaci o ponadprzeciętnej wrazliwości piszą o tych ludziach z miłością.
Jest druga strona medalu – walki etniczne, ludobójstwo. Niby to sprzeczne z tym, co wczesniej napisałem. Tylko, że najczęściej to ludzie z zewnątrz konflikty etniczne podsycali i doprowadzali to tych strasznych rzeczy. Przecież podobne rzeczy działy się i w cywilizowanych krajach postjugosłowiańskich.
Pod koniec poszło to trochę w kierunku nieświątecznym, za co przepraszam.
Dzien dobry 🙂
Stanislawie, my nie w Weronie, ale w Londynie! Tez piekne miasto, prawda. Szkoda, ze nie napisalam wczoraj, ze bylismy na wystawie u Wiktorii i Alberta, to wszystko byloby jasne 😉 A „lagodne oko blekitu” bylo tu przedwczoraj, od wczoraj znow pochmurnie.
Juz zabieralam sie wczoraj do wpisu, ale maluszek Heleny, ktorego dostalam do sypialni, niestety w pewnym momencie odmowil wspolpracy z siecia i odmawia do teraz. Pisze wiec te pare slow na glownym kompie domowym (ktory niestety jest w drugiej sypialni) i wpis odkladam na bardziej sprzyjajace okolicznosci…
Tercet Egzotyczny (Kot, Pies i Kierownictwo) pozdrawia wszystkich serdecznie 😀
No tak, przecież wiedziałem, że wyjazd do Londka się szykuje. Takie skutki, jak się niedokładnie słucha kota. Alicja w krainie tez się o tym przekonała.
Londynu też zazdroszczę. Martwych natur można tu znaleźć więcej niż w Weronie, stare małżeństwa też. Wszystko jak na obrazach. Również rodzicielstwo tutaj nie zawsze jest odbierane jako szczęście, gdy we Włoszech prawie z reguły. Dlatego Londyn to miejsce dla Bobika bardzo właściwe. O Kocie mniej mogę powiedzieć, bo jest bardzo tajemniczy i mało się wypowiada na własny temat. Ale to normalne, że pies jest szczery i wylewny a kot tajemniczy.
Biegać po Londynie pod niebem Werony. To musi być frajda. Ja tez mam frajdę. Dostałem wreszcie takie prezenty gwiazdkowe jak lubię. Mnóstwo książek i płyt. Najbardziej zaskoczyła mnie córeczka. Zawsze słuchała różnych ciężkich rocków, metaliki, techna, gothiki. A tu sam jazz od niej i to „jej ulubiony”. Chyba niedawno zaczęła przygodę z jazzem, bo ten ulubiony to lata 30-ste, 40-ste i 50-te. Na przykład Artie Shaw. W zasadzie saksofonista, ale na tej płycie przeważa z klarnetem. Niby big bandy, ale te solówki klarnetowe (i inne) są świetne i często nie czuje się w ogóle big bandowego „prostactwa”.
Dalej zestaw płyt – w sumie 5 ze Stephanem Grappellim i Django Reinhardtem. Też big band, ale czysto strunowy, co nie da się przetłumaczyć na „smyczkowy” ze względu na gitarę. Nie wiem, co skłoniło Córeczkę do zainteresowania się tą myzyką, tak odległą od wcześniejszych fascynacji. Może to zabójczy wąsik Reinhardta.
Od małżonki płyta fado w wykonaniu Marizy i Shumann w wykonaniu Anderszewskiego.
Z książek od Córeczki LLosa – wspomnienia oraz Pantaleon i wizytantki, czego jeszcze jakoś nie czytałem. Myślę, że nie dorówna mojej ulubionej „Skryba i ciotka Julia”, ale bardzo lubię tego autora.
Od Ukochanej z 10 kg książek, w tym Zaginione królewstwa Normana Davisa. Dalej dzienniki Mrożka do roku 1969.
Jest, czego słuchać i co czytać.
Dzwoniła właśnie Ukochana, że mogę Ją odebrać z galerii, więc się żegnam. Pracę skończyłem pół godziny temu.
Pani Doroto, cieszę się, że docenia Pani sojusz dyplomacji i kultury. Niewiele więcej mamy Afryce do zaoferowania. Sam szerzyłem kulturę w podobny sposób. „U nas” w Chile koncertował Zygmunt Krauze, prowadził także klasę mistrzowską – nie wziąl żadnego honorarium, mieszkał w rezydencji ambasadora RP (gdzie nie ma pokoi gościnnych), jedyny wydatek to było wypożyczenie i transport pianina, żeby artysta miał na czym ćwiczyć (nawet tego ambasada nie ma). Ale sukces był!
Życzę sukcesow w Londynie i w całym 2011 roku!
To prawda, że ambasady polskie, rozsiane po całym świecie, krzewią kulturę i organizują występy artystów polskich poza granicami kraju. Wiadomo, że ich budżety są ograniczone i bez pomocy organizacji polonijnych, ilość występów byłaby skromna.
Razem z kolegami-inżynierami zajmuję się akcją organizowania występów artystów polskich w RPA. Akcja zapoczątkowana została w roku 1989 i w jej ramach Polonia Johannesburga, Durbanu i Cape Town zobaczyła: Jana Pietrzaka, Wojciecha Młynarskiego, Danutę Rinn, Andrzeja Łapickiego, Annę Seniuk, Stefana Friedmana, Krzysztofa Jaroszyńskiego, Magdę Zawadzką, Bogdana Smolenia, Jana Machulskiego, Magdę Umer i wielu innych.
Wizyty sponsorowane były przez hojnych Polonusów, agencje turystyczne, linie lotnicze, osoby prywatne oferujące zakwaterowanie, transport, wyżywienie i organizowanie wolnego czasu. Ale zawsze imprezy odbywały się przy niebywałej frekwencji i kończyły ogromnym sukcesem.
Urbanie, oczywiscie koncerty dla Polonii i dla Polonusow tez sa potrzebne, ale przede wszystkim warto cos wartosciowego pokazac miejscowym. No bo piosenkarze, artysci kabaretowi – to raczej nie dla nich. To juz inna bajka, a przede wszystkim o tym bylo we wpisie.
A my tymczasem wyprawilismy sie dzis do Tate Britain, zeby przede wszystkim rzucic okiem na Turnera – Kot po raz kolejny, ja po raz drugi, Bobik po raz pierwszy. Za kazdym razem jest to tak samo fascynujace 🙂
O jakżeż Wam zazdroszczę Turnera!Wolę go od impresjonistów.
A co do prawdziwej Werony,to PK pamięta,że mamy tam znajomego i to na samym czubku Areny?No,nie wiem,czy jeszcze…
Dobry wieczór Pani Dorota: Widziałam cię na TVP Kultura dziś wieczorem w programie ‚Chopin 2010 – przeżyjmy to jeszcze raz’. To bardzo krótkie, ale bardzo miło cię widzieć. Jestem fanem Khozyainov. Dziękuję bardzo za wszelkie komentarze na jego temat. Jeśli słyszysz o swojej przyszłości koncerty, proszę o tym napisać 🙂
Dziękuję bardzo i dobra noc!
Suchym blogom Tercet skąpi nowych wpisów
(choć do Szkocji mają jeszcze drogi szmat)
trzeba iść zarobić wszak parę złociszów
by posiłkiem nie był im tam suchy gnat
Za kanałem brudnym miasto jest ogromne
tam Helena ma na własność piękny dom
otoczenie domu choć niezwykle skromne
to jest gdzie pozbierać jakże cenny złom
Punkty skupu już od ósmej są otwarte
breakfast na dziewiątą umówiony jest
Kierownictwo pójdzie wiadomo: w zaparte
że zeen łże, nie przymierzając, jak ten pies…
Za tą wodą morską miasto jest ogromne
i ogromnie tych miastowych nam tu żal
że prowadzić muszą życie bardzo skromne
gdy w ojczyźnie naszej z nieba kapie szmal….
Dobry wieczor po raz kolejny. Witam Wen-Ting Chiu – gratuluje pieknej polszczyzny! 😀 Oczywiscie jak tylko o czyms bede wiedziala w zwiazku z Kola, dam znac.
To zeen podejrzewa, ze my sie tu sprzedaza zlomu zajmujemy 😯 To troche jak z tymi rowerami na Placu Czerwonym 😆 Nie breakfast jest umowiony na dziewiata, lecz na pietnasta elegancka herbatka u St. James’ u Fortnuma i Masona 😎
A ja w takim razie skoncze ten wpis, co go zaczelam wczoraj i zlosliwosc przedmiotow martwych mi tak brutalnie pisanie przerwala 🙁
No i oczywiscie wzajemne najserdeczniejsze zyczenia dla Pana Daniela 😀