Pechowa miłość Zimermana
Spotkaliśmy się dziś całą grupą dziennikarzy w siedzibie Universal Music Polska, by poprzez Skype’a połączyć się z Krystianem Zimermanem. Jemu bardzo na tym zależało, bo jest już w trakcie swej 18-miesięcznej przerwy i nie jest w stanie zrobić swojej nowej płycie takiej promocji, jaką by chciał. Liczy więc na nas, i zaraz jedzie do Japonii, by o niej opowiedzieć. A także, by sprostować przeróżne plotki, jakie się rozprzestrzeniły. Spotkanie trwało prawie dwie godziny i w jego trakcie wciąż nam szczęki opadały coraz niżej, bo wszystko było nie tak, jak się nam wydawało.
Zimerman, jak wiadomo, uwielbia muzykę Bacewiczówny, a II Sonatę wykonuje od 39 lat. Grał ją w Carnegie Hall (co negocjował przez sześć lat!), w Paryżu, Londynie, Tokio – wszędzie wywoływała entuzjazm. Kwintety też próbował już dość dawno, z Kwartetem Śląskim; świetnie im się grało, ale wtedy nie miał jeszcze na tyle wolnej ręki, żeby proponować takie nagrania. Jednak swego czasu podpisał kontrakt na nagranie licznych pozycji, z których wiele, jak mówi, wpisał na wabia, by przemycić trzy projekty, na których zależało mu szczególnie: sonaty Chopina (wciąż się mierzy i nie czuje na siłach), dzieła Szymanowskiego (część nagrań jest gotowa i leży; chciałby jeszcze dograć Wariacje, ale też trudno mu się zmierzyć, choć na koncertach grywał je chętnie) i Bacewiczównę.
Z Bacewiczówną w końcu się udało. Ale jakim kosztem… Najpierw o płycie. Dowiedział się kilka miesięcy temu, że wieść gminna, rozpowszechniana m.in. przez japońską odnogę Universalu, głosi, że to on blokuje jej wydanie. Owszem, przyczyną tego, że płyta ukazuje się dopiero teraz, była pewna jego zachcianka. Ale samo nagranie zostało zmontowane zaraz po tournée i pierwsza wersja była gotowa już w kwietniu 2009 r. Jakoś nic się nie działo. Więc w rok później siadł znów z realizatorem i jeszcze to i owo poprawił i wyczyścił; nową wersję oddał w maju zeszłego roku. Specjalnie z myślą o promocji płyty zaplanował koncerty z Hagen Quartett (w Japonii zakontraktowane były początkowo dwa koncerty; entuzjazm publiczności był taki, że odbyło się pięć; jak wiadomo, salzburski koncert się nie odbył z powodu choroby tropikalnej, która pianistę dopadła na dwa miesiące). Kiedy płyta nadal nie wychodziła, przycisnął szefa DG – i okazało się, o co chodzi. Otóż chciał on, by na płycie, poza sonatą i kwintetami, znalazła się Sonata skrzypcowa w wykonaniu samej kompozytorki; nagranie znajduje się w archiwum Polskiego Radia. Chciał po prostu pokazać, że była to nie tylko genialna kompozytorka, ale fantastyczna skrzypaczka. Rzecz okazała się niewykonalna. DG negocjowało z PR i niczego nie wynegocjowało. PR żądało zmniejszenia nakładu do 5 tys. egz., podczas gdy pianista przekonywał firmę do jego zwiększenia, do gdzieś 14 tys. Marzyło mu się także zdjęcie Bacewiczówny na okładce. Nic z tego nie wyszło i – jak wyraził się pianista – „geniusz Bacewiczówny jest najpilniej strzeżoną tajemnicą Polskiego Radia”.
Druga sprawa, o której chciał nam opowiedzieć, to tournée. Otóż organizatorowi koncertu, na którego tu psioczyliśmy wszyscy i chcieliśmy zamordować, zawdzięczamy nie tylko totalny bałagan, ale także te straszne (w większości) sale, w których koncerty się odbyły. Zlecenie było: załatwić z pięcioma filharmoniami. Zabukowana była tylko – przez samego Zimermana – łódzka, z powodu urodzin Bacewicz. No i dostaliśmy to, co dostaliśmy. Faktem jest co prawda, że Zimerman bardzo lubi grać dla studentów, a w Stanach Zjednoczonych zawsze prosił agenta, by połowa koncertów odbywała się na uczelniach – jednak gdyby wiedział, w jakich warunkach zagra, prawdopodobnie by się nie zgodził. Ale to jeszcze nic w porównaniu z kwestiami finansowymi. To, co nam opowiedział, po prostu mrozi krew w żyłach. Gdy pan organizator zaprezentował mu pierwszą wersję rozliczenia, była absolutnie nie do przyjęcia („prowizja wyższa dwukrotnie od wszystkich honorariów muzyków za cały projekt”). Innej wersji nie było i ostatniej jesieni pianista dowiedział się, że pan H. rozliczył się już „z kimś innym” i że wszystko jest już przedawnione. Poza gigantyczną prowizją w koszty został wliczony zakup jakichś komputerów i oprogramowania.
Pan ten, który podawał się przecież za agenta Zimermana, nie był w stanie załatwić mu koncertów z sonatami Chopina w Polsce – a były terminy na dziesięć nawet występów. Inna sprawa, że te terminy przypadały w kwietniu, a kwiecień wiadomo, jaki był. Co prawda może te koncerty w żałobie by nie przeszkodziły, przeciwnie, a chmura wulkaniczna też nie przeszkodziłaby podróżującemu fortepianowi… No cóż, stało się. Teraz Zimerman twierdzi, że już jest za stary, żeby się handryczyć przez lata z powodu jednego pobytu w Polsce, i woli grać w miejscach, gdzie po prostu przyjmują go miło i profesjonalnie, a dobra publiczność jest wszędzie. Zamierza czynnie uczcić Rok Lutosławskiego (2013, setna rocznica urodzin), ale zamiast koncertów we Wrocławiu i Warszawie będą w Berlinie i Paryżu. W Berlinie z Rattlem, a w Paryżu z Paavo Järvim. No i pięknie. Zrobił już i dla tego utworu wiele w różnych miejscach świata, znów długo by opowiadać.
Podobnie jak i o nagraniach, które leżą i czekają, właściwie nie wiadomo na co. Oprócz Szymanowskiego są np. ostatnie sonaty Schuberta i ostatnie sonaty Beethovena. Ciekawe, co z tym wszystkim się stanie.
Teraz sonduje nowe trasy, nowe miejsca. Australia, Ameryka Południowa – na te kierunki zmienia terminy wcześniej zakontraktowanych koncertów w Stanach. Bo tam rzeczywiście nie zamierza występować. Nie występuje też konsekwentnie w Rosji – z powodu Katynia (ma jakieś powody rodzinne, tak twierdzi). Ale to akurat może się zmieni, bo przecież ma być rehabilitacja. My natomiast – na to wygląda – będziemy mogli tylko za nim jeździć.
Komentarze
Pasjonujący tekst!
Nie rozumiem stanowiska PR… pewnie chodzi o to, co zwykle – pieniądze, wpływy…
Ciekawa jestem bardzo tych nagrań… DG też rozgrywa jakąś sobie tylko znaną sytuację…. Ale to nieładnie nie dać nam tego, co już jest nagrane!
Jeśli sam pianista mówi o prawdziwym natchnieniu, to taki Brahms to musi być coś naprawdę niezwykłego..!
Szymanowski, ostatnie sonaty Schuberta, Beethovena. — Ach…
A czy KZ zdradził, z jakim programem wystąpi w następnych latach koncertowania czy choćby w pierwszym tournee po przerwie?
Pytam, bo jak wiemy recitale i koncerty są próbą przed nagraniem płyty.
Dziękuję!
Jeszcze jedno. Pewnie jestem bezgranicznie naiwna, ale jeśli dobrze rozumiem, kontrakt z wytwórnią płytową zobowiązuje pianistę do określonych nagrań.
Jednak czy ten sam kontrakt nie zobowiązuje wytwórni do ich wydania?!
Natko,
mogę jedynie spekulować, że wytwórni zobligować się nie da. Nagrania są w posiadaniu i wytwórnia może nimi dysponować. Odłożyć do archiwum, odczekać parę lat, albo liczyć, że jakieś wydarzenie z życia artysty stanie się dobrym elementem marketingu.
A całość niemiło się czyta — jestem przekonany, że i w Polsce znalazłoby się trochę profesjonalnych i miłych organizatorów…
***
Pobutka z innej beczki, skoro na YouTubie nie zrobiono tyle dla Bacewiczówny, co choćby dla Kozenej…
No taaaaak. Różne mi się komentarze cisną po tej lekturze, ale ponieważ większość niecenzuralna, to zmilczę. Tylko nagłówek jak z Don Carlosa: „O królu! wiele miałbym dla ciebie strasznych opowieści…”.
A co z tą „drugą złą wiadomością”, Pani Doroto? Bo już „nie idzie wyczymać”…
PMK
tak się zastanawiam, czy jednak pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć 🙄
Wiecie co, ja ostatnio miałem kilka różnych powodów, żeby zrozumieć, dlaczego wolę być psem niż człowiekiem. A Pani Kierowniczki wpis jeszcze mnie w tej preferencji umocnił. 🙄
Oczywiście, że ludzie, którzy stoją za pewnymi decyzjami, postępowanie p. Halucha – SĄ wstrętne. Pasjonujące było chyba tylko to, że KZ się zgodził na rozmowę z polskimi dziennikarzami i fakt istnienia nagrań. Byłam zmęczona, kiedy to pisałam i stąd…
Czy lepiej nie wiedzieć? Lepiej, żeby się nie wydarzyły. A wiedzieć warto, żeby potem nie gadać „obraził się na Polskę”…
Panie Piotrze, tę drugą złą wiadomość wrzucę chyba w weekend, bo już za długo czekam na koleżankę z „Gazety” i zło się stanie.
Zaraz idę dowiadywać się kolejnych rzeczy, których „lepiej nie wiedzieć” – dotyczących jeszcze czegoś innego… 🙁
Co do roli PR, koledzy z radia powiedzieli, że sprawdzą, jak się z ich strony rzeczy miały. Zobaczymy. Dziś w Sezonie na Dwójkę, po 16., ma być sprawozdanie z telekonferencji.
Ja ze swej strony, jak więcej spiszę (to prawie dwie godziny, a w tym także pasjonujące rzeczy dotyczące muzyki, fortepianów itd., ale to już raczej dla kolegów z „Ruchu Muzycznego”, którzy zresztą się o to dopytywali), to też to i owo tu wrzucę.
Aha – padło jeszcze pytanie, czy może jednak, jeśli trafiłby na kogoś bardziej uczciwego, zagrałby w Polsce tego Lutosławskiego. KZ powiedział, że bardzo mu przykro, ale już za późno, bo terminy zajęte 🙁
Ważna rzecz: na dniach ma ruszyć wreszcie jego strona krystianzimerman.com – jeszcze nieczynna w tej chwili.
Ekipa „Matura to bzdura” zabrała się za muzykę. Nie wiem, czy warto linkować…
Czyta się i płakać się chce. Kolejny raz pytanie, w jakim kraju żyjemy.
Jak przemyśleć to wszystko, wiadomość dobra nie zła. Wszak i tak dobrze wiemy, jaki jest nasz kraj i ludzie, którzy decydują. A fakt, że KZ jest obrażony (przecież słusznie) na PR i pana H, a nie na nas wszystkich, bardzo podnosi na duchu.
Może coś pokręciłem jako stary sklerotyk, ale coś mi się wydaje, że o jakichś wyczynach pana AH pisał już Jerzy Waldorff. A na oficjalnej stronie firmy AH można przeczytać:
W 1999 tworzyliśmy z Krystianem Zimermanem Polską Orkiestrę Festiwalową, która w 1999 roku odbyła z naszym wybitnym pianistą światowe tournée w 150. rocznicę śmierci Fryderyka Chopina. Ten bezprecedensowy projekt obejmował 41 występów w czołowych ośrodkach muzycznych Europy i USA (Sala Pleyela, Concertgebouw, Royal Festival Hall, Filharmonia w Kolonii, Tonhalle w Zurychu, Carnegie Hall, Kennedy Center, Festiwal w Salzburgu żeby wymienić tylko niektóre) oraz nagranie płyty kompaktowej dla Deutsche Grammophon
Czy firma zobligowana jest wydać nagrania? Wątpię. Firma wydaje, co jej dział A&R, marketingu etc. zaśpiewa w danym momencie.
Davis w swojej autobio napisał, jak to Columbia nagrywała jego koncerty z klubu Cellar Door w Waszyngtonie D.C., ale że nie wydali tego od razu, tylko „pewnie zaczekają aż zejdę, żeby zarobić na tym więcej pieniędzy”. Komplet nagrań dostępny jest od małych kilku lat.
Polskiego Radia zupełnie nie rozumiem – zmniejszyć nakład??? Nie „więcej kasy”?
Postępowanie AH mnie dziwi. Nawet, jeśli KZ troszkę przesadza, to przecież nie mógł to być dla AH skok stulecia?
Pytanie: czy to nie było wiadomo wcześniej? O ile wiem, oni „są ze sobą” dość długo. Dotychczas nie było takich sytuacji? Przecież KZ chyba naiwnym chłopczykiem nie jest?
Tekst faktycznie smutny, co pasjonujący.
Tak samo wątpię, żeby KZ miał prawa własności do swoich nagrań. Bardzo wątpię, czy ktokolwiek ma taką siłę w kontrakcie z majorsami.
A to nie jest tak, że sam KZ nie jest do końca zdecydowany by te nagrania opublikować? Przy takim artyście nawet najgorszy majors by raz na rok coś wypuścił… Ostatnie sonaty Beethovena na bank by się sprzedały BTW „drugie zło” jest w dzisiejszej GW…
Chodzi o to zło? (Linkuję, spiesząc za wskazaniem woytka.)
http://wyborcza.pl/1,75248,9127501,Zemsta_nietoperza_na_Lutoslawskim.html
@ Gostek 11:15
W pewnym sensie to był dla A.H. skok stulecia. Ostatni Taki Skok.
@ Woytek 11:46
– trzeźwe spojrzenie na KZ. Ja go nie znam osobiście, ale może coś w tym jest… na Dywanie już padały głosy, że …
NIE! NIE!
To trzeba powstrzymać…!!! (TO drugie)
Zorganizujmy list poparcia, wywiesimy go w internecie. Może pikieta?
List protestacyjny, nie poparcia… ręce mi się trzęsą…
Oprócz wielu innych – jednego jeszcze nie pojmuję. Po czymś takim, co opisał KZ – mam na myśli rozliczenie z p. Haluchem – każdy zerwałby wszelkie związki z takim impresariatem. Natomiast interesy KZ w Polsce w dalszym ciągu reprezentuje… p. Haluch. Podobnie jak i Blechacza, Wundera, Geniuszka itd.
Wiadomość zalinkowana przez PAK-a o 12:18 to już nawet nie horror. Mogę tylko zapytać, dlaczego z miejsca nie rozległ się wrzask w tej sprawie. Dlaczego koledzy radiowcy nabrali wody w usta. CZy aż tak już można dać się ubezwłasnowolnić.
Dosyć to wszystko po ubiegłorocznych euforiach rozpaczliwe jest.
Coraz mniej ochoty do pisania czegokolwiek. Bo do kogo? Do tych, co nie czytają, nie słuchają. Nie wiedzą nic i o niczym. Troglodyci powoli zaczynają być górą. Wmawiając, że oni – to kultura.
Tekst Kierowniczki tyleż pasjonujący, co jeżący włosy na głowie 🙁 Nasunęły mi się dokładnie te same wątpliwości, co Stanisławowi. Czy w Polsce nie ma nikogo innego? Tylko pan Haluch?
Tymczasem płyta KZ z Bacewiczówną właśnie do mnie dotarła. Posłucham pewnie dopiero wieczorem, ale już się cieszę.
Co do nagrań KZ, które leżakują nie wiadomo po co, to przychodzi mi do głowy koncepcja, dlaczego tak się dzieje, ale publicznie jej nie napiszę.
Podzielam oczywiście wątpliwości 60jerzego. Coś mi sie pomerdało.
Warszawski Impesariat Koncerowy, jak sami o sobie piszą, powstał siłami radiowców z co najmniej dwudziestoletnim doświadczeniem. Podejrzewam, że stworzyli absolutny monopol. To znaczy, że inni moga bawić się w impresariat, ale tylko za pozwaoleniem AH. Jak ktoś się wyłamie, koniec z nim. Nie twierdzę, że tak to działa, ale może działać. Tłumaczyłoby, dlaczego osoby, które na współpracy wyszły tak sobie, nadal się trzymają. Po prostu nikt inny nie może.
Wiadomość zalinkowana przez PAK-a sprawia, że ręce opadają, a z piersi wydobywa się ciężkie westchnienie. Kultura wysoka w Polsce już i tak ledwo zipie. Trzeba ją dobijać? 🙁
Vesper, miło mi, że się kojarzę. 60Jerzy, może troglodyci górą, ale chyba nie w tutejszym środowisko; chyba masz tutaj, dla kogo pisać.
Jakie to smutne i jakie znajome, niestety 🙁
piersi nie powinny służyć do wydobywania się z nich ciężkich westchnień ❗
Tak wlasnie jest jak polowa spoleczenstwa w Polsce wogle nie czyta ksiazek 56%. Moza wtedy zdurniec i oszalec.
Trza jezdzic na koncerty do panstw sasiednich.
Urząd Marszałkowski w czymś takim miesza? Niewiarygodne. Po co w Warszawie 2 operetki? A PK źle się wyraża o marszałkowskiej jednostce organizacyjnej 🙁
Akurat doroczną pomorską nagrodę kulturalną w dziedzinie teatru zdobyła „Lalka” wystawiana w Teatrze Muzycznym w Gdyni. Ale nagrodę w dziedzinie muzyka otrzymała Katarzyna Hołysz (m.in. Ariadna).
To jest logiczna całość. To że 56% nie czyta to mało. Tylko 12% Polaków czyta więcej niż 6 książek rocznie. I te 12 % nie głosowało na Struzika. Z tych 12% pewnie niewielka część wie o istnieniu i znaczeniu Studia im. Lutosławskiego. Dla przeciętnego odbiorcy pomiędzy Studiem a „operetko warszawsko” niewielka jest różnica bo to nie jego sprawa. „My wadza sie tym nie bedziewa przemywać”. Struzik Wawrzyniak Ludwiczak – na nic lepszego nas jako naród aktualnie nie stać niestety – obawiam się.
Z drugiej strony pozostaje nieusuwalna antynomia – odbiorcy kultury widzą kulturę jako pewną wartość (o pożądanej jakości) a „wadza” jedynie jako problem organizacyjny i socjalny twórców lecz jednocześnie odrębny od jakości. Tak jest w muzyce, w ochronie zdrowia i na kolei. Inaczej: zgodnie z jednym z praw Parkinsona „w biurowości (polityce) każde działanie pochłania tyle czasu i nakładów ile się na nie przeznacza. Sam fakt oraz jakość wykonania zadania pozostaje zagadnieniem odrębnym.”
Wziąłem dzień wolny na wyjście do sklepu – jestem po pierwszym kwintecie – duuuża rzecz, koncert sprzed lat dwu stanął mi jako żywo przed uszami – ten sam „hit” (uderzenie).
Chiaranzano, przeczytałam Twój komentarz pod poprzednim wpisem, ten i ubodobaniach telewizyjnych. Dla mnie niedziele baletowe na Mezzo, kiedy Mezzo jeszcze odbierałam, to był must, podobnie jak angielskie filmy kostiumowe 🙂 Te ostatnie jednak raczej na płytach.
Foma, jako znany zadymiarz, prowokuje, by go zapytać, do czego, według niego, powinny służyć piersi (ileż przecinków się narobiło). Jeśli ktoś jest odważny, może spróbować. Ja się boję 🙄
Piersi służą do nabierania powietrza w celu wykonania arii operetkowej transmitowanej przez II program PR ze studia im. Lutosławskiego. To chyba jasne.
Piersi mogą też służyć do wypinania do dekoracji. W końcu przekazanie studia im. Lutosławskiego operetce jest strzałem w kolano wartym orderu.
To jednak zrobię osobny wpis. Szkoda, że p. Iza tak długo czekała z tym tekstem – gdybym wiedziała, że chcą podejmować decyzję już we wtorek, nie czekałabym i krzyczałabym głośno już od tygodnia.
Eee, tam. Piersi w nauce, piersi w pracy – oto, do czego służą.
Puenta 1, wredna na szybko:
Przynajmniej nie będę musiał chodzić na koncerty, na które mnie nie stać 😈
Gostku, cieszmy się w takim razie, że nagrania KZ nie trafiły do sklepów. W końcu ile człowiek może wydawać na płyty.
Coś ostatnio jestem sceptyczny co do skutków głośnego krzyczenia. Ale może to zależy od tego, gdzie się krzyczy… 🙄
Gdzie się krzyczy i w imieniu kogo się krzyczy, Bobiku. Bo może się okazać, że krzyczysz dla kogoś, kto wcale nie chce, by dla niego krzyczano i sabotuje krzyk krzyczącego. Ale to nie ten przypadek. Chyba … ❓
Zapraszam do nowego wpisu, choć można wracać i do tego 😉
Przecież Struzik ma swoich radnych wojewódzkich, których można zainteresować sprawą. Kto tam jest w Komisji Kultury i Dziedzictwa Narodowego? Przewodniczący Leszek Celej, PO, w życiu zawodowym był nauczycielem historii w szkołach średnich i Dyrektorem Muzeum Ziemi Minskiej. mail: celej-minsk@wp.pl
nie ma nikogo związanego z kulturą poza może Marią Koc z PiS – etnografem, Kierownikiem zespołu folklorystycznego.
Ale eureka, jest Wiceprzewodniczący Grzegorz Pietruczuk, SLD, przedtem (2006-2010) Zastępca Burmistrza Warszawa – Bielany, wcześniej szef Gabinetu Politycznego Ministra SWiA. Ma jeszcze w komisji do pomocy Katarzynę Piekarską. Jeżeli ktoś zna Katarzynę Piekarską, niech próbuje ją przekonać. Do Przewodniczacego, Leszka Celeja, radziłbym wysłać maile od każdego z osobna. Marszałkowie bardzo nie lubią interpelacji i czasem im ulegają.
vesper, poniekąd masz rację 👿
Nie lubię mieć poniekąd racji, bo to zawsze oznacza coś nieprzyjemnego 👿
Kochani, do następnego wpisu
Posuadanie całkowitej racji też nie zawsze jest przyjemne… 🙄
Bo oznacza.
A ja myślałem, że druga dekada da nam trochę odpocząć, że się opamięta etc.
Takiego korbowego, jak widać.
Bobiku, jest jednak pewna różnica. Jeśli ktoś Ci mówi: „Bobik, masz całkowitą rację”, to może mieć na myśli rację nieprzyjemną, ale również rację całkiem przyjemną. Jeśli jednak ktoś mówi „No tak, Bobik, poniekąd masz rację”, to z reguły to oznacza, że wolałbyś się całkiem mylić, niż poniekąd mieć słuszność.
No tak, Vesper, to poniekąd prawda. 😉
i tak oto piersi uwiędły… 😎
Właśnie Róża Światczyńska, która zasięgnęła języka w sprawie negocjacji DG z PR, opowiadała, że rzecz okazała się dość skomplikowana, bo po pierwsze ponoć nie tylko PR ma prawo do nagrań Bacewicz, lecz także jej córka. pani Alina Biernacka (z którą, jak dodała, rozmowy były prawdopodobnie przeprowadzone niezbyt profesjonalnie – przychylam się do tej oceny, bo nie wątpię, że pani Biernacka cieszyłaby się z możliwości rozpowszechnienia sztuki wykonawczej jej matki), a po drugie, są w Polsce jakieś przepisy, według których można na takie nagrania wydawać licencje na 5 lat (co było obiektem niemałego zdziwienia DG, i zrelacjonował nam to również pianista).
Także słuchałem wczoraj PR 2, ale nie rozumiem słów pani Róży o przejściu dzieł Bacewicz do tzw. d o m e n y p u b l i c z n e j. Chyba, że się przesłyszałem…
Nie, tak właśnie powiedziała. Też nie wiem dokładnie, co to znaczy, ale, jak rozumiem, wynika z tego, że nie tylko Polskie Radio jest już właścicielem tego nagrania.
http://pl.wikipedia.org/wiki/Domena_publiczna
Tyle że z tego wynika coś dokładnie przeciwnego: że każdy już może sobie wykorzystywać to nagranie i nawet nie pytać radyjka. 😯
Ale jeśli chodzi o dzieła Bacewicz w ogóle, to jeszcze nie minęło 70 lat od jej śmierci.
Nie slyszalam programu, wiec tylko ogolnie – przejscie do domeny publicznej dziel nie znaczy przejscia do niej ich specyficznych nagran, tylko ze kazdy moze je sobie nagrywac nie placac kompozytorowi lub jego spadkobiercom.
No tak, ale to nie dotyczy, jak wspomniałam, Bacewicz jako takiej. Nie bardzo więc rozumiem, co oznacza twierdzenie radia – może samo określone nagranie przechodzi do domeny publicznej po 50 latach? A to zostało dokonane w 1959 r.
To by pasowalo, prawa do nagran trwaja 50.
Z tym ze wg tego co pisali tu chyba Gostek i Lesio, nie znaczy to ze PR musi to nagranie udostepnic; a tylko ze jesli beda je nadawac, kazdemu wolno je nagrac i uzyc.
Grażyna Bacewicz gra swój oberek
O! Wiedziałam, że to nagranie jest gdzieś na tubie, ale nie mogłam go jakoś znaleźć. Dzięki, lisku! 😀
Przez ostatnie 9 miesięcy nadzorowałem negocjacje DG z PR na temat wykorzystania Sonaty Skrzypcowej Bacewicz na płycie Zimermana. Nie zakończyły się one sukcesem, bo przedstawiciele DG nie mogli (albo nie chcieli) zrozumieć kliku dość podstawowych kwestii:
1. Polskie Radio nie może sprzedać czegoś, czego nie posiada – zarówno prawa producenckie do nagrania Sonaty, jak i prawa wykonawcze wygasły kilka lat temu (ochrona 50-letnia). Praw autorskich (te chronią utwór przez 70 lat) do utworów Bacewicz PR nigdy nie posiadało.
2. Polskie Radio nie może sprzedać praw (czy nawet udzielić zgody) do wykorzystania wizerunku Bacewicz na okładce płyty, bo artystka nigdy przekazywała praw do swego wizerunku Polskiemu Radiu; „right to use in all media the
Artist’s and the Creative Participants’ names and/or professional names and logos as well as images, likenesses, photos, pictures”.
3. Polskie Radio nie może zawierać umów licencyjnych według prawa niemieckiego.
4. Polskie Radio nie wyprzedaje bezterminowo i bez żadnych ograniczeń zasobów swych archiwów: „The Licensor herewith grants, transfers and assigns to Company without any limitation or restriction the exclusive right to exploit the Recordings (or parts thereof) on any media, in any format and by all technical means throughout the world and in perpetuity”.
Zaproponowaliśmy naszym niemieckim przyjaciołom z DG udostępnienie nagrania na dość atrakcyjnych warunkach (5 egzemplarzy płyty plus niewielka opłata) na 5 lat z możliwością przedłużenia umowy, ale nie skorzystali z propozycji.
Witam Pana Witolda Paska i dziękuję bardzo za wyjaśnienia, ale nadal nie rozumiem. To Polskie Radio ma, a zarazem nie ma tego nagrania 😯 Ma, bo fizycznie jest w archiwach, ale nie ma, bo nie ma praw?
A udostępnienie na pięć lat… przecież to bez sensu (ja wiem, ja wiem, przepisy bywają często bez sensu). Jeśli płyta jest w sprzedaży dłużej niż pięć lat? To wtedy trzeba tak w kółko przedłużać umowę? I jeszcze jedno: pan Krystian mówił też o tym, że Polskie Radio żądało ograniczenia nakładu do 5 tys. To prawda?
Czy, w związku z prawami autorskimi, DG rozmawiało z p. Aliną Biernacką, córką kompozytorki? I czy gdyby ona udzieliła zgody, i tak wyszłoby na to samo, bo „Polskie Radio nie wyprzedaje bezterminowo…” itd.?
Tak pytam, bo chciałabym, żeby wszystko było jasne…
No ja bardzo przepraszam, ale z wyjaśnień p. Paska wynikają jedynie sprzeczności. Bo najpierw dowodzi, że PR absolutnie niczym nie dysponuje, by w konkluzji oferować przyjaciołom z DG swego rodzaju Inflanty. W końcu udostępnić (nieistotne, za jakie pieniądze) można tylko to, do czego ma się prawo. Chyba, że słowo „udostępnienienie” absolutnie nie wolno zestawiać ze słowem „sprzedać”. Wobec tego, za co te pieniądze.
Powoli zaczynam się domyślać na czym polegały „trudności” negocjacyjne.
Wygląda na to, że przepisy prawa polskiego i niemieckiego są całkowicie niekompatybilne. A przecież żyjemy w jednej Unii.
Mnie tylko zainteresowała (i zdezorientowała na polu logiki) relacja między pkt. 1 wyjaśnienia p. Paska a ostatnim zdaniem jego wypowiedzi. Pozostałe zależności i sprzeczności prawodawstwa polskiego i niemieckiego wobec tej niejasności są zgoła nieistotne.
Odpowiedź p. Witolda Paska na tę wątpliwość oraz zadane przez PK o godz. 21:41 pytania pozwoliłaby może coś z tej łamigłówki zrozumieć.
Może rzeczywiście trochę zamieszałem nadmiernymi skrótami – w kilkunastozdaniowy post ciężko wtłoczyć dokładny opis dziewięciomiesięcznych, skomplikowanych prawnie negocjacji.
Były trzy grupy problemów (występujące w rożnych okresach negocjacji):
1. DG chciało kupić – kiedy jeszcze wydawało się, że jest czym handlować – pełne, ekskluzywne i nieograniczone w czasie prawa fonograficzne i emisyjne (radiowe) do nagrania Sonaty. Już to uniemożliwiało porozumienie, bo w ten sposób PR nie miałoby później np. prawa do zaprezentowania tego nagrania np. na antenie Dwójki bez płacenia tantiem na rzecz DG.
DG żądało także przekazania „w pakiecie” praw do wizerunku Grażyny Bacewicz – rzecz z oczywistych powodów niemożliwa do spełnienia.
2. Negocjacje dotyczące szczegółów kontraktu są – oczywiście poufne – ale oczywistym jest, że strona udzielająca licencji NIE JEST zainteresowana ograniczaniem nakładu płyty, bo od tego zależą jej przychody. Niezależnie od tego czy rozliczenie jest kwotowe czy procentowe obowiązuje prosta zasada – wyższy nakład = wyższe tantiemy. Zaproponowane na pewnym etapie negocjacji ograniczenie nakładu było odpowiedzią na zaproponowana przez DG kwotę; dla wszystkich stron negocjacji było chyba jasne, że zwiększenie nakładu wymaga zwiększenia oferowanej kwoty…
3. Kwestia „udostępnienia” nagrania: fakt, że prawa producenckie i wykonawcze wygasły i nagranie przechodzi do tzw. public domain (którego to faktu DG długo nie chciało po prostu przyjąć do wiadomości) oznacza, że każdy może z niego korzystać… o ile jest w jego posiadaniu. Z krążącego po internecie pliku audio czy wideo nie wyprodukuje się płyty. Ostatnia faza negocjacji dotyczyła właśnie fizycznego udostępnienia cyfrowej wersji nagrania „w jakości fonograficznej” znajdującego się w archiwum PR.
* * *
Niestety, kwestie związane z prawami do spuścizny po G.Bacewicz są niezwykle skomplikowane – Agencja Fonograficzna PR od ponad dwóch lat próbuje rozwikłać zagadkę dotyczącą praw do dwóch utworów G.Bacewicz, które mają znaleźć się przygotowywanej płycie Wandy Wiłkomirskiej. Na szczęście sprawa zmierza do szczęśliwego finału i płyta ukaże się jeszcze w tym roku.
Hm… a może by kiedyś Polskie Radio wydało płytę z archiwalnymi nagraniami kompozytorki? Mam nadzieję, że po płycie p. Krystiana będzie na nią boom i że w świecie będą ciekawi także, jak ona grała. Bo grała rzeczywiście fantastycznie, jest to więc pewien wzorzec wykonywania jej utworów.
Ja słyszałam jeszcze, że wiele nagrań Bacewicz zostało kiedyś skasowanych w ramach oszczędności
„Po co w Warszawie 2 operetki?” My nie mamy w Warszawie ani jednej operetki i jesteśmy chyba niechlubnym wyjątkiem w Europie. Bo operetka pewnie dla miłośników wielkiej sztuki nie jest warta uwagi, ale tak naprawdę to jest kawał dobrej muzyki – tylko my nie mamy szans na ogół na żywo jej posłuchać (bo przecież nagrania nawet najlepsze – nie oddadzą czaru „żywego” teatru). Natomiast następne polskie pokolenia w ogóle nie będą wiedziały, co to jest operetka. Bo jej od dawna nie mamy. Bo ten mazowiecki teatr coś tam, to jednak nie to… No a ta druga operetka to gdzie?
2. Sonata Grazyny Bacewicz to piekny utwor. Mam tu plyte Wladyslawa Szpilmana (Sony), na ktorej znalazlo sie pierwsze publiczne wykonanie tej sonaty (jest tu fotografia osobistej dedykacji Grazyny Bacewicz na autorskim egzemplarzu nut :”Wladyslawowi Szpilmanowi, pierwszemu wykonawcy tej sonaty…” Nagranie pochodzi z audycji z lat piecdziesiatych emitowanej „na zywo”, zas interpretacja Wladyslawa Szpilmana jest bardzo dynamiczna i zarazem romantyczna. Warto posluchac! A wiec przynajmniej i w „Sony” muzyka Bacewicz nie odchodzi w zapomnienie!