Jarzyna w Monachium

Jestem Wam winna sprawozdanie z Bayerische Staatsoper, gdzie byłam przedwczoraj i miałam później czas oraz możliwości sieciowe wyłącznie na napisanie artykułu do papierowej „Polityki”. Artykuł ukaże się we środę, a ja tymczasem jeszcze dodam słów parę.

Fakt, że Grzegorz Jarzyna, pomimo wprowadzenia paru wytrychów i rekwizytów stosowanych przez jego kolegów, jak np. w Dziecku i czarach Ravela krążący po scenie kamerzyści (film wyświetla się na ekranie na górze sceny), a w Karle Alexandra von Zemlinsky’ego stojące po bokach sceny dwa stare samochody, zrobił właściwie spektakl „po bożemu”, jest jakoś krzepiący. Bo okazuje się, że jednak można. Nie wiem, czy coś na reżyserze wymuszano, jeśli chodzi o konwencję realizacji – wątpię, bo przecież na tej scenie dużo różnych rzeczy się spotyka, opera monachijska jest najbogatszą w kraju i może sobie pozwolić na ekstrawagancje.

Wydaje mi się, że pomysły z czasów pierwszej operowej próby – nieszczęsnego burdelowego Cosi fan tutte z Teatru Wielkiego w Poznaniu (z wklejonym do Mozarta Boney M) – i zaraz potem montażu Giovanni, kawałkach z Don Giovanniego przeniesionych do standardowego wnętrza (z białymi skórzanymi sofami) i towarzystwa (młodzi znarkotyzowani yuppies), należą już do głębokiej i wstydliwej przeszłości. Myślę też, że przerwa w działaniach operowych dobrze Jarzynie zrobiła. Stała się rzecz odwrotna niż w przypadku Trelińskiego czy Warlikowskiego. Ten pierwszy, który najpierw olśniewał kaskadą fantastycznych wizji, zaczął coraz bardziej banalizować i standaryzować swoje obrazy, ten drugi wciąż operuje kilkoma zgranymi liczmanami, od łazienek i basenów po Myszki Miki. Dla Jarzyny natomiast, mam wrażenie, opera po odstawieniu nabrała świeżości.

Nie widziałam (żałuję) Gracza Prokofiewa zrealizowanego przez Jarzynę w operze w Lyonie, ale wiadomo, że był bardzo dobrze przyjęty. Także nowa premiera monachijska została wystawiona w koprodukcji z Lyonem i będzie również tam pokazana. Na zamówienie tych oper Jarzyna wystawił znów dzieła XX-wieczne i chyba ta epoka mu rzeczywiście leży, choć są to oczywiście dzieła zupełnie różne. Spektakl monachijski złożony jest z dwóch bajek. Fakt, że pokój Dziecka znajduje się w tirze i rzecz początkowo wygląda jak kręcenie serialu, nie ma właściwie żadnego znaczenia – spektakl toczy się dalej zupełnie zwyczajnie, zwierzątka, przedmioty i żywioły są takie, jakie zwykle się pokazują w Dziecku i czarach, jedyna ekstrawagancja to Pan Arytmetyka, gruby i z kucykiem, ubrany w „paczkę”, czyli spódniczkę a la łabądek z Jeziora.

Pierwszą jednoaktówkę z drugą łączy postać Księżniczki, ukazującej się Dziecku jego pierwszej miłości (czyniącej mu wyrzuty, że podarło książkę, z której wyszła), a zarazem w Karle stającej się główną bohaterką, infantką Clarą. W Karle jednak, trzeba powiedzieć, jest pewne duże, wręcz zasadnicze odstępstwo od treści. U Zemlinsky’ego szkaradny, ale pełen talentów muzycznych i poetyckich Karzeł jest nie tylko postacią z Oscara Wilde’a, lecz i swoistym autoportretem: kompozytor sam był niski i ułomny (choć z wizerunków nie wnioskujemy, że był również brzydki), a gdy zakochał się w swojej studentce Almie, późniejszej żonie Mahlera, czuł się wobec niej jak Karzeł wobec Clary. Alma początkowo chyba nawet odwzajemniała jego uczucia, ale później odwróciła się od niego; Clara od początku jest dla Karła okrutna, udając, że odpowiada na jego zaloty, a po rozkochaniu go w sobie i dojściu do momentu żądania przezeń wzajemności, nagle denerwuje się, że Karzeł za dużo sobie wyobraża, bo nie wie, że jest Karłem, i każe mu podsunąć lustro, by ten mógł się zobaczyć. Tu trzeba dodać, że Karzeł był prezentem dla infantki na 18 urodziny – właśnie jako wybryk natury. Infantka traktuje go więc jak prezent, zabawkę, przedmiot – jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, że jest on człowiekiem.

U Jarzyny nie ma karła – jest wysoki, szczupły, wręcz przystojny facet w czarnym garniturze, tyle że wygląda inaczej niż wyfiokowany dwór, no i jest łysy. Ale zdecydowanie jest to typ mogący się podobać. Znaczenie więc całkowicie się wywraca. Można jednak wtedy czytać tę operę na różne sposoby. Dziwi wtedy co prawda, że wszyscy wyśmiewają się z przystojniaka, a dama dworu Ghita lituje się nam nim. Ale może został uznany za brzydkiego dlatego, że jest inny? A może zostaje ukarany za to, że będąc niskiego stanu chciał zbyt wiele?

PS. Zdjęcia z Monachium są tutaj.

PS 2. Proszono mnie o umieszczenie ogłoszenia – jeśli zaglądają tu młodzi muzycy, oto link do informacji o przesłuchaniach do młodzieżowej orkiestry tworzonej specjalnie na prezydencję Polski przez Instytut Adama Mickiewicza. Jeśli ktoś chce z nią zagrać w tak atrakcyjnych miejscach, niech próbuje.