Dwa światy w jednym

Ostatnia przed wielkim remontem (i przed zmianą na stanowisku dyrektora) premiera operowa w Teatrze Wielkim w Łodzi składała się z zestawu, na który wpadł Piotr Kamiński (śmiesznie się złożyło, że akurat dokładnie te dwa utwory zestawiono dopiero co w operze we Frankfurcie); w programie tłumaczy, że znalazł w nich punkty wspólne, swoisty awers i rewers. O Dydonie i Eneaszu: „Sens opowieści jest jasny. Mężczyzna nie może się spełnić w miłosno-małżeńskim związku. W czterech ścianach domu czuje się jak spętany orzeł”. O Zamku Sinobrodego Bartóka: „…to samo, ale z męskiego punktu widzenia (…) Mężczyzna musi mieć swoje Tajemnice, podczas gdy Kobieta chce go poznać i całego mieć dla siebie”. Czyli tak czy siak: baby zbyt wiele chcą (Dydona) i zbyt wiele pytają (Judith). Różnica jest taka, że Dydona się nie domaga, wręcz, kiedy widzi zdradę, odpycha i odrzuca; Judith pyta rzeczywiście dość nachalnie (ale przy jak cudownej muzyce…).

Pomysł początkowo jeszcze był taki, żeby spektakl został wyreżyserowany przez Andrzeja Seweryna, co okazało się niemożliwe. No i bardzo dobrze, nie wiadomo, co by nas spotkało. Za to odbył się kolejny reżyserski debiut operowy – wyjątkowo nie ze strony młodego reżysera, lecz doświadczonego, głównie w filmie i telewizji – Jacka Gąsiorowskiego; dekoracje i kostiumy zaprojektowała Anna Wunderlich, również po raz pierwszy w operze. Spektakl poprowadził Łukasz Borowicz, którego trzeba naprawdę podziwiać za to, co udało mu się zrobić z zespołem, który na co dzień grywa różniście, a zarówno Purcella, jak Bartóka nie grywał w ogóle (należy go podziwiać także za jakość pracy w tym stresie, jaki teraz przeżywa za sprawą wiadomych panów w Polskim Radiu). PMK natomiast popracował w Dydonie nad angielszczyzną (najlepszy efekt w chórze), a do Zamku, śpiewanego zwykle jednak po węgiersku, przyrządził tekst polski. Nie, wbrew temu, co podejrzewali współpracownicy, nie zna węgierskiego – tak się nam przyznał: wziął wszelkie możliwe przekłady (angielski, francuski, niemiecki, rosyjski, także polski) oraz oryginalną partyturę i wyciągnął z tego średnią arytmetyczną. Efekt świetny.

Z dwóch części spektaklu, o ile jestem absolutną zwolenniczką drugiego, to pierwszy mnie… tak średnio. To znaczy – doceniam i szanuję tę robotę z tymi ludźmi. Ale naprawdę podobał mi się najbardziej dorobiony przez realizatorów wstęp: obraz trochę boschowski, niby taniec śmierci, a naprawdę marsz śmierci. Ten moment naprawdę mnie poruszył. Bo potem? Agnieszka Rehlis to zdolna i muzykalna śpiewaczka, ale jej Dydona mi nie pasowała (nie ten styl); Dorotę Wójcik też już w tym teatrze widziałam w lepszej roli niż Belindy; Adam Szerszeń był niezgorszym, ale nie wstrząsającym Eneaszem. W sumie: może być, ale wolałabym całkiem inaczej.

Nie mam natomiast żadnych zastrzeżeń do Zamku Sinobrodego. Ta sama para głównych śpiewaków – Agnieszka Rehlis jako Judith i Adam Szerszeń jako Sinobrody – całkowicie odnalazła tu swoje emploi. To jest utwór genialny i nie mam pojęcia, czemu nie jest częściej wykonywany. Nie wiem nawet, który kawałek wybrać z tuby, bo wszystko jest wspaniałe, więc zalecam pobuszowanie. I to wcale nie jest trudna muzyka, a emocje – całkowicie jasne i klarownie wyrażone.

Spektakl pojedzie – już wiadomo – na Bydgoski Festiwal Operowy. Będzie zagrany kilka razy. No i remont teatru. Szkoda.

PS. Przy okazji usłyszałam krzepiącą informację: nasza petycja w pewnym sensie odniosła skutek. Krzysztof Knittel, członek Rady Programowej PR i zarazem prezes Polskiej Rady Muzycznej, stwierdził, że natchnęło go, iż skierowaliśmy petycję właśnie do przewodniczącego KRRiT Jana Dworaka i uznał też, że to właściwy adres. Najpierw zwrócił się do prezesa Hasińskiego o wyjaśnienia, a nie uzyskawszy odpowiedzi zwrócił się właśnie do pana przewodniczącego. W efekcie prezes Hasiński został do pana przewodniczącego zawezwany na środę; będzie też na spotkaniu kilka ważnych osób ze środowiska muzycznego, które zapewne powiedzą to i owo. Swoją drogą tak się zastanawiam, czemu ci prezesi tak się spieszą, żeby ten dil z MTM zachachmęcić, bo przecież i tak zaniedługo sobie pójdą stamtąd. Może już się jakoś ułożyli na wspólne czerpanie zysków? Oby koniec tej historii jak najszybciej wreszcie nastąpił.