Roksana o kulach

Jako że 1 lipca zdecydowałam się na odwiedzenie premiery III Symfonii Mykietyna, a 3 lipca – na towarzyszenie nowemu dziełu J.A.P.K., na Króla Rogera w Operze Narodowej w reżyserii Davida Pountneya mogłam iść tylko w tym jednym terminie: 5 lipca. Wykonawcy byli wciąż ci sami, a za to nie straciłam pół dnia: godzina czekania od 17., mowy tronowe od 18. i spektakl dopiero od 19. Tym razem wszystko przeszło gładko. Ale nie całkiem.

Już raz mi się zdarzyło oglądać taki spektakl, że kto inny odgrywał na scenie, a kto inny śpiewał z kulis. Tak się zdarzyło i w tych trzech spektaklach: Olga Pasiecznik z kontuzjowaną nogą stała o kulach z boku, na proscenium (dzięki temu była wspaniale słyszalna), i śpiewała, a jej rolę sceniczną markowała asystentka reżysera. Muzyka na tym zyskała, bo właściwie tylko jej głos mi się podobał. Nie podobała mi się ani sucha i nieprzyjemna barwa głosu Rogera (Mikołaj Zalasiński), ani Pasterz o braku cienia charyzmy (Will Hartmann, którego widziałam już w Barcelonie), no, jeszcze może znośny był Edrisi Karola Kozłowskiego. O samej inscenizacji pisałam już dość dużo tutaj; czerwonej farby było u nas jakby trochę mniej, albo mniej się rozlewała, albo po prostu powierzchnia schodów była większa na naszej ogromnej scenie, ale okrwawione zwierzęce łby i łachmany były takie same, jak w poprzednich spektaklach. Zalasiński niestety, podobnie jak wcześniej Scott Hendricks (który miał tu być 1 lipca, ale nie dojechał), dał reżyserowi zrobić z siebie małpę. Nie jestem wielbicielką tej inscenizacji, ale i tak jest ona arcydziełem w porównaniu z wersją Warlikowskiego; tę ostatnią będzie można obejrzeć w ramach warszawskich Ogrodów Muzycznych 16 lipca (polecam zamknięcie oczu i słuchanie, bo pod względem muzycznym to był cudowny spektakl). Ogrody Muzyczne zaczynają się w połowie lipca. A tu program.

Wracając do Rogera: z dużą przyjemnością zobaczyłam za pulpitem Jacka Kaspszyka, a i orkiestra chyba trochę sobie przypomniała dawne czasy. Niestety szybko go znów w tym kanale nie zobaczymy, w każdym razie raczej nie w przyszłym sezonie.