Dwa koncerty Avdeevej

Kończy się już festiwal. Trochę smutno, ale cóż. Jeszcze tylko jutrzejsze wyjątkowe wydarzenie w Kościele św. Krzyża, a dziś właściwie w Teatrze Wielkim był ostatni regularny koncert.

Przed Orkiestrą Wieku Oświecenia stanął tym razem Jacek Kaspszyk. Rozmach, z jakim dyrygował, w tej wersji brzmieniowej był nieco stonowany. Sama orkiestra pokazała się jeszcze w pełni brzmienia w uwerturze do Wolnego strzelca Webera, a potem już – oba koncerty Chopina. Tak jakby nie zawsze się wszystko zgadzało, choć obie strony się starały. Solistka przez cały czas, gdy orkiestra sama grała, patrzyła na nią, kiwała się, parę razy nawet zdarzyło się, że wykonała ruchy jakby dyrygenckie, i w ogóle sprawiała wrażenie, że świetnie dałaby sobie radę sama dyrygując od fortepianu. Może to miałoby sens?

W wywiadzie dla radiowej Dwójki Avdeeva opowiedziała, że grywała już na instrumentach historycznych, ale raczej muzykę czasów klasycyzmu – Mozarta, Beethovena, i że jest bardzo otwarta na takie eksperymenty, ponieważ daje jej to odpowiedź na wiele pytań o właściwy obraz brzmieniowy, o proporcje, o oznaczenia dynamiczne i inne, które czasem w odniesieniu do współczesnego instrumentu trudno jest zrozumieć. Jednym słowem, traktuje taką grę jak swoiste laboratorium stylistyczne i zapytana, czy zajęłaby się poważnie grą historycznie poinformowaną, powiedziała, że choć nie będzie od tego stronić, zawsze na pierwszym miejscu dla niej będzie instrument współczesny. Moim zdaniem była to bardzo mądra wypowiedź i adekwatna do jej osobowości artystycznej, ponieważ na współczesnym fortepianie ma ona daleko więcej do pokazania, znając ogrom jej możliwości brzmieniowych.

W jej przypadku zachodzi sytuacja odwrotna niż z Trifonovem – bardziej do niej pasuje charakterem Koncert e-moll, dostojniejszy i mocniejszy. Chyba pianistka to wie, zaczęła więc chronologicznie, pod względem czasu powstania, nie zaś kolejności opusu, od Koncertu f-moll. Była chyba trochę spięta, grała bardzo subtelnie i obawiam się, że w niektórych miejscach sali rzeczywiście mogło jej nie być słychać. W każdym razie jej grę odebrałam jako bardzo stylową. W Koncercie e-moll poczuła się już znakomicie i zagrała go z pełną swobodą, a i bisy były świetne: Walc As-dur op. 42 i Mazurek B-dur op. 7 nr 1, przy którym przepysznie się bawiła.

Wciąż uważam – pomijając uczucia podziwu, sympatii i zachwytu dla innych konkursowych ulubieńców – że to ona była na tym konkursie najbardziej dojrzała. I zupełnie nie ma moim zdaniem racji pan Dybowski, który twierdzi, że ona przede wszystkim chce zrobić karierę. Ja widzę w niej raczej cechy perfekcjonistki podchodzącej jak najpoważniej do swojej roboty.

PS. Przekazałam Dyrekcji zdania na temat złej akustyki po bokach i usłyszałam: „Myślisz, że ja tego nie wiem? To trzeba spowodować, żeby można było grać więcej w filharmonii…”. Ale nie jestem pewna, czy akurat sala filharmonii jest taka dobra dla orkiestr historycznie poinformowanych… Choć orkiestra Biondiego w zeszłym roku sobie poradziła, podobnie jak Il Giardino Armonico.