Król Myszy i Kot Mruczysław

Choreograf i plastyk Toer van Schayk pracował z warszawskim baletem po raz drugi – pierwszy raz to był Kopciuszek Prokofiewa w choreografii Fredericka Ashtona, z dekoracjami i kostiumami Schayka. Teraz artysta pokazał tu swoją (z Wayne’em Eaglingiem) interpretację tradycyjnej choreografii Mariusa Petipy do Dziadka do orzechów Czajkowskiego. I to którąś już z kolei, bo pierwszy raz wystawił ten balet w latach 90. w Amsterdamie, a drugi raz w Helsinkach, i za każdym razem tworząc również scenografię dostosowywał ją do miasta, w którym odbywał się spektakl. Tym razem pokazanie Warszawy miało jeszcze jeden, bardzo ważny powód: prototypem rodziny, w której rozgrywa się akcja opowiadania E.T.A. Hoffmanna, była rodzina warszawskich (niemieckich) przyjaciół pisarza i kompozytora, Hitzigów, a zwłaszcza ich dzieci Maria i Fritz. Takie też imiona noszą zresztą w oryginalnym opowiadaniu; przerobił je później Aleksander Dumas (ojciec), umieszczając akcję w Norymberdze i zmieniając Marysię na Klarę. Pamiętam, że w wersji czytanej przeze mnie w dzieciństwie bohaterka również miała na imię Klara.

Mali Hitzigowie wrócili więc do Warszawy, która została w scenografii odrobiona „jak żywa”, z Zamkiem Królewskim, Kolumną Zygmunta i Katedrą, a także zamarzniętą Wisłą. A choreograf wprowadził też do salonu Hitzigów na przyjęcie w dniu św. Mikołaja (zmienił tę datę z Bożego Narodzenia, bo chciał uniknąć choinki na scenie) samego E.T.A. Hoffmanna z kotem Mruczysławem. Kot pojawia się jeszcze w II akcie, przy ostatecznym starciu wuja Drosselmayera z Królem Myszy, ale w zwiększonych kawałkach: zza kulis wyłania się i macha ruda pasiasta i pazurzasta łapa, by nastraszyć wroga.

Tak w ogóle jest to przedstawienie bardzo, bardzo normalne, ale efektowne i z bajerami, w sam raz dla dzieciaczków, które jeszcze lubią baśnie. Ma dużo wdzięku, a najwięcej – co najzabawniejsze – mają go myszeczki towarzyszące Królowi Myszy: super kostiumy, no i świetna okazja do występu dla dzieciaków ze szkoły baletowej. Zresztą w I akcie i zakończeniu główne role rodzeństwa, Klary i Jasia, także grają dzieci, i to bardzo dobrze.

Spektakl jest też świetnie tańczony – w głównych rolach na premierze wystąpiła nasza czołówka: Aleksandra Liaszenko, Maksim Wojtiul i Siergiej Basałajew. Orkiestra pod batutą Jewgienija Wołyńskiego wypada bardzo przyzwoicie. I tylko ten Czajkowski… Zna się głównie suitę z Dziadka, do której faktycznie zostały wybrane same hiciory. Ale poza nimi, czyli wstępem, marszem i tańcami z II aktu, muzyka jest nieciekawa, nie wpada w ucho i po prostu nudziłaby, gdyby nie działo się tyle na scenie.