Wesołe umieranie
Po umieraniu tragicznym (Pasje Pendereckiego i Bacha) przyszła pora na umieranie pogodne, wręcz radosne. Tak zaczęły się tegoroczne Misteria Paschalia.
Pomyśleć, że La fenice sul rogo ovvero La morte di San Giuseppe powstało praktycznie w tej samej epoce co dzieło Bacha. Swoje jedyne oratorium Pergolesi napisał jeszcze na studiach w konserwatorium w Neapolu, spełniając zamówienie Kongregacji św. Józefa. Paradoks, że zachował się rękopis właśnie tego dzieła i wiadomo, że na pewno pisany był ręką autora La serva padrona (przechowywany jest w USA), a prawie się go nie wykonuje. A przecież utrzymane jest ono już w stylu dobrze nam znanym jako styl Pergolesiego. Cóż, jego osobowość muzyczna ukształtowała się wcześnie, ale nie dane mu było ją szerzej rozwinąć…
Treść dzieła, przedstawionego nam przez Fabia Biondiego i Europa Galante, dziś nas szokuje, a nawet śmieszy. A przy okazji w końcu stała się dla mnie zrozumiała obecność skocznych kawałków w Stabat Mater tegoż autora, która mnie wcześniej szokowała. Otóż treścią La fenice... jest agonia św. Józefa, której towarzyszą Maria, Anioł Miłości i Archanioł Michał. Ten ostatni w paru ariach wyraża swój żal, że jest bytem nieśmiertelnym, ponieważ nie może tak rozkosznie umierać. Wszyscy rozpływają się, jakie to cudowne i radosne, że Józef umiera, i czym to umieranie jest – mowa m.in. o ogniu (tu feniks się kłania) i o wpływaniu strumienia do morza. Wszyscy kibicują Józefowi i on sam sobie też. Groteskę tego tekstu powiększało jeszcze jego tłumaczenie, wyświetlane na tablicy nad sceną (jak zobaczyłam coś o ptaszku milusim, wymiękłam).
Cóż, taka była pobożność owej epoki. I u Bacha też znajdziemy różne teksty o słodkiej śmierci, przyzywanie jej i tęsknotę za nią. Ale ta muzyka jest skupiona, jest rzeczywiście słodka, ale słodyczą nieziemską. Natomiast muzyka Pergolesiego jest bardzo ziemska, niemal taneczna. Niemcy a Włochy – może też grają tu rolę różnice klimatu?
W sumie jednak wieczór był muzycznie satysfakcjonujący. Biondi tym razem nie tylko dyrygował, ale i grał (także solówki), nie przedstawił żadnego oszukanego odkrycia, lecz rzecz autentyczną i mało znaną, no i przywiózł tym razem sensowniejszych solistów. Roberta Invernizzi jako Anioł Miłości miała dziś dobry dzień. Robił też wrażenie śpiew (ale i aparycja) Pameli Lucciarini jako Archanioła Michała oraz Mariny de Liso jako Marii. Tytułowy Józef, czyli Ferdinand von Bothmer, nie był niestety zadowalający – miał jakieś problemy z intonacją. Saldo jednak ostatecznie wypada na plus.
Zjeżdża się już blogownictwo. Na cały festiwal przyjechała Beata; będą relacjonować go do „Ruchu Muzycznego” do spółki z Mateuszem Borkowskim. Wpadła na kilka koncertów Stopa. A mieliśmy też możność po raz pierwszy spotkać się w realu z miderskim.
Komentarze
Zważywszy na to, ile Pergolesi lat przeżył, to wkrótce mu się ten utwór pewnie przydał.
Pozwolę sobie napisać, że nie tylko o pobożność może tu chodzić, ale o banalność śmierci, która w tamtym czasie działała jak dzisiaj skandynawska administracja, czyli szybko i przerażająco skutecznie.
Wczoraj kupiłem książkę „Człowiek i śmierć” Philippe Aries’a, na którą polowałem kilkanaście lat, więc do tego, co napisałem wyżej, mogę po lekturze zmienić zdanie.
Pozdrawiam i dobranoc!
Pobutka.
Słuchałam tylko transmisji radiowej,więc rozkosze pełnego rozumienia tekstu mnie ominęły 🙂 ale radosne brzmienie muzyki aż tak bardzo mnie nie zszokowało.Zwłaszcza w kontekście zamawiającego to dzieło.W końcu w tradycji chrześcijańskiej (zwłaszcza w katolickiej,bo nie wiem jak to jest w innych bratnich kościołach ) Św.Józef był patronem dobrej śmierci,modlono się do niego w tej intencji.Takiej śmierci,jaka była mu dana – zapowiedziana,w gronie bliskich,bez wielkiego cierpienia i z perspektywą prostej drogi do nieba – pragnęli wszyscy.
http://www.katolik.pl/legenda-o-sw–jozefie,1948,416,cz.html
Tradycja ta była żywa do niedawna, zwłaszcza na wsi – pamiętam jeszcze taką modlitwę w modlitewniku mojej babci.To nie było znowu tak strasznie dawno,jakby się komuś mogło wydawać 😉
Sliczna pobutka 🙂
To jeszcze Stabat Mater
W tym wykonaniu (zapewne za wolnym, jak powiedzial by pan Piotr) zawsze mnie fascynuje zgranie obu glosow.
Gdyby ktoś przegapił,albo jeszcze nie wiedział gdzie szukać : http://muzykabarokowa.bloog.pl/?ticaid=6e349
Dzień dobry,
w ramach pobutki dyrygująca Nathalie Stutzman, która zaśpiewa w piątek u Minkowskiego http://www.youtube.com/watch?v=Nmxi4IQ3d4U&feature=related
Co do wczorajszego, to tenor był trochę z innej bajki, ale całość udana i przewrotnie radosna. Najlepsze ciągle przed nami 🙂
O ile dobrze zrozumiałem, PK nie chodzi o radosne traktowanie śmierci tylko o bardzo przyziemny rodzaj tej radości. Fakt, że śmierć w XVIII wieku, gdy średnia długość życia niewiele przekraczała lat 30, muisiała byc traktowana jak czlonek rodziny. Mnie też szokuje podejście do umierania jak do czynności czysto fizjologicznej. Miałem nawet na tym tle trochę kontrowersji ze znajomymi, którzy zachwycali się filmem „Inwazja barbarzyńców”. Osobiście traktowałem ten film jako zjadliwą satyrę, oni uważali, że to była komedia wprost w stylu Colasa Breugnona. Przyjaciele sobie jedzą oraz piją wesoło i beztrosko, a bohater równie wesoło ogląda działanie urządzenia pompującego mu truciznę do żyły. Pewnie to sprawa wrażliwości. Niejeden i w powieści Colas Breugnon dopatruje się elementów pastiszu nieobcego autorowi. Ja się zastanawiam, dlaczego urzadzenie podające truciznę przypomina maszyny stosowane w niektórych stanach USA do wykonywania wyroków śmierci, a nie jest to po prostu kroplówka zupełnie wystarczająca. Może po to, żeby było jeszcze weselej 🙁
Powinno być pod wpisem o {oh}orkiestrze, ale może nie wszyscy do tego wpisu wracają ,więc wklejam tutaj ( dzisiejsza informacja z fb ) :
>Zapraszamy wszystkich dziś od 13.15 na audycję „Więcej Kultury Proszę” – w niej rozmowa z Martyną Pastuszką, Jakubem Burzyńskim i Arturem Malke
Można słuchać online http://www.radio.katowice.pl/ <
Dzień dobry,
nie znałam tego apokryfu o św. Józefie, ani że akurat on był patronem dobrej śmierci. Zawsze ważne są konteksty…
W libretcie oratorium Pergolesiego Jezus nie jest obecny, a oczy zamyka i ręce składa Józefowi na piersi żona. Jest nawet epizod, kiedy to Józef staje się wieszczem i mówi do Marii, że nie będzie mu dane uczestniczyć w cierpieniach Jezusa. Oczywiście cierpi z tego powodu 😉
Freni i Berganza to wielkie artystki, więc nawet kiedy śpiewają niestylowo, to śpiewają pięknie 🙂
Gdy mowa o umieraniu, wspomnę, że byliśmy wczoraj na Requiem Mozarta w oliwskiej katedrze. Orkiestra Filharmonii Bałtyckiej plus soliści plus chór Uniwersytetu Medycznego. Wstęp wolny. Za pulpitem Marcin Nałęcz-Niesiołowski. Soliści: Anna Wierzbicka, Mirosława Tukalska jako alt, Piotr Kusiewicz, Andrzej Klimczak.
Solisci wypadli blado, może poza Anną Wierzbicką. Piotr Kusiewicz chyba już mało sam śpiewa, bo moim zdaniem nie brzmiał dobrze. W ogóle podejrzewam, że prób było mało albo w ogóle, zestrojenie (w sensie najogólniejszym) orkiestry, chóru i solistów było żadne. Ale najpiękniejsze partie chóralne wyszły i to wystarczyło, żeby znieść stanie w potwornym ścisku.
Współczuję warunków odsłuchu 🙁
Nie wiedzieć czemu zatrzymało Mateusza. Dzięki za Stutzmann, miejmy nadzieję, że tym razem przyjedzie 😉
Wracając do Stanisława @ 9:35: Inwazja barbarzyńców na mnie też zrobiła wrażenie. Owszem, była tam zjadliwa satyra jak najbardziej, ale przede wszystkim pokazanie, jak bardzo trudno sobie poradzić w takich okolicznościach, zwłaszcza pokoleniu podstarzałych hippisów… I tu syn, który przecież jest w tym kontekście okazem mieszczucha (w buncie przeciwko rodzicom), okazuje się bardziej przystosowany. Mnie w każdym razie ten film się podobał.
Jeszcze o urzędnikach od kultury. W Polityce kilka tygodni temu był artykuł (autora nie pamietam) o przekształceniach funkcjonowania procesów ekonomicznych. Aktualnie najważniejsze jest zastąpienie (nie zastępowanie ponieważ to się już dokonało) relacji transakcjami. Relacje to na przykład stosunki pomiędzy właścicielem zakładu produkcyjnego a jego pracownikami. W świecie relacji to był wzajemny układ, w którym nie było obojętne dla jednej strony, co się dzieje z drugą, a obie strony były żywo zainteresowane samym procesem produkcyjnym. W świecie transakcji relacje zostały rozdzielone przez pośredników, nieraz wielu, którzy wyłącznie coś kupują i sprzedają. Właściciel bywa włascicielem nieraz tylko przez godziny. Transakcja (zakup akcji) przyniosła zysk i nalezy go natychmiast zrealizować. Sprzedaż usług menadżerskich obserwujemy ostatnio np. na przykładzie Centralnego Ośrodka Sportu. Menedżer wykonuje określone zadanie, za które bierze określone pieniadze. Za chwilę będzie menedżerem zupełnie gdzieś indziej. Najtrudniej do nowych warunków przyzwyczaić się prtacownikowi. Podobny układ mamy w ochronie zdrowia. Lekarz sprzedaje swoje usługi w wielu miejscach, czasami nie potrafi powiedzieć, jak wyglądał jego statni pacjent. Może coś powiedzieć najwyzej o jego wynikach, które obejrzał. Jak to funkcjonuje w sferze kultury, mogliśmy się przekonać na przykładach NIFCh i WOK, wcześniej Studia S1. Tutaj proces zamiany relacji na transakcje nie dokonał się jeszcze w pełni, ale te wszystkie perypetie są jego objawami. I chyba warto sie zastanowić, co zrobić, żeby w kulturze ten proces nie postępował w zakresie zależnym od rządu i samorządów.
To jest bardzo ważne, Stanisławie.
Dlatego trzeba głośno krzyczeć, że zwłaszcza w kulturze takie rzeczy nie zdają egzaminu.
Choć np. w służbie zdrowia to też jest przykre 🙁
Mnie film tez się podobał, ale jako satyra. Zachwycanie się filmem odbieranym wprost mnie zmartwiło.
No dobra, ruszam w Kraków, szkoda słoneczka. Pójdę dziś chyba obejrzeć wystawę rękopisów beethovenowskich (i innych) w Jagiellonce 🙂
„Inwazja…” to świetna satyra, ale mnie osobiście zaczyna już trochę męczyć „infantylizacja” śmierci, całe to „odchodzenie”…
Pamiętam, jak dwadzieściakilka lat temu umierali moi dziadkowie. Żyli na typowej polskiej wsi, ich zwłoki leżały kilka dni w mieszkaniu, ludzie przychodzili i czuwali. Było to (przynajmniej dla kilkulatka) coś niesamowitego, tajemniczego. Te pieśni starych babć, ksiądz z ostatnim namaszczeniem…
Śmierć to potęga, a jednocześnie przerażający banał: umiera człowiekowi ktoś najbliższy, a życie nawet na moment się nie zatrzymuje i toczy się jak gdyby nic się nie stało.
I ja tam byłem, a wrażenia opisałem tutaj: http://pfg.blox.pl/2012/04/Misteria-Paschalia-2-kwietnia.html
A to ciekawe co napisaliście o „Inwazji Barbarzyńców”. Dla mnie to jeden z ciekawszych filmów ostatnich lat i nie wiem, czy nasz główny bohater w nim żegna się z życiem w sposób jej nieakceptujący. Wręcz przeciwnie – on ją w końcu akceptuje do tego w sposób, który powoduje. że jego śmierć jest po prostu piękna. Doszedł do tego może nie sam, pomógł mu syn, córka ze swoim przekazem via satelita z drugiego końca świata, przyjaciele, ale finał był kosmiczny…
Ale ta śmierć nie miała moim zdaniem nic wspólnego z przedstawioną przez Pergolesiego wczoraj bajką o umieraniu Józefa – całkiem nic.
I mam jeszcze jedną myśl. Nie chciałbym, aby Misteria Paschalia ewoluowały w kierunku z jednej strony prezentacji dzieł, których największą zaletą jest ich unikatowość i fakt, że zostały przed chwilą odkopane – to może uczynić z niego rozrywkę przede wszystkim dla wielbicieli muzycznej archeologii. A z drugiej strony nie chcę też by szedł w kierunku efektownych recitali – myślę tu o dwóch zamykających festiwal koncertach. Fajnie, że jest jedno i drugie, ale ostrożnie. Może tego typu projektów, jak Pasja Minkowskiego i zapowiedź MP w postaci Pasji Pendereckiego powinno być więcej… ? Ot tak sobie myślę.
Wróciłam na moment z zakupów.
To fizycy też blogują o muzyce 😉 Fajnie!
mkk – ja nie widzę na MP jakichś wielkich ewolucji. „Odkopania” Biondiego są co roku, Minkowski, Savall i recitale także są co roku (tyle że w tym doszedł jeszcze drugi, haendlowski, i bardzo dobrze), od zeszłego roku nowym elementem są Debiuty. Jak dla mnie to na tym festiwalu za dużo jest włoskiego baroku. Brak mi powrotów takich zespołów jak Le Poeme Harmonique… No i większego urozmaicenia.
Jak tak można narzekać. Tego za dużo, tamtego za mało. A macie tego w Krakowach i Warszawach, ile wlezie. Ale rozumiem, że kto ma dużo i dobrzer, chce więcej i lepiej.
Liczę, że kiedyś na festiwalu pojawi się barok południowoamerykański. To by była gratka 🙂
Na taki festiwal trzeba w ostatnie dni karnawału do RIO. Czy to by w Krakowie wyglądało na miejscu 😳
Mozna by sie zwrocic do dra. Piotra Nawrota 🙂
http://www.florilegium.org.uk/ABCvisit2012.htm
😯 Nowe wyczyny gugla i jego tuby 😯
Wrzucilam tu linke do Stabat Mater Pergolesiego z Berganza i Freni, i teraz na tubie pod tym filmikiem, pod oczkiem, figuruje linka „Komentarze do Co w Duszy Gra” 😯
Właśnie usłyszałam w Dwójce, że Artur Szklener uzyskał akceptację ministra Zdrojewskiegi i otrzyma nominację jeszcze w tym tygodniu. Czyli można juz wyciągać szampana z lodówki?
Szampan niech stoi gdzie stał. Nowy dyrektor będzie miał parę min do rozbrojenia, a urżnąć się będzie można potem. 😎
@Stanisław – 15.12, Pan naprawdę nie zna Krakowa. To jest najbardziej imprezowe miasto w Polsce. Zapewniam. A przy okazji nie mieści się w żadnej szufladce. I to jest dla niektórych podstawowa trudność:-)
A ja się zastanawiam, czy Pan Leszczyński powróci do NIFC?
Też uważam, że za dużo jest włoskiego baroku. Poza tym, czy Misteria Paschalia to festiwal muzyki TYLKO barokowej? Ja chętnie posłuchałbym dzieł sakralnych Mozarta czy Haydna z jednej strony, albo Gabrielego lub Palestriny z drugiej.
Przepraszam, że się „wcinam” w wątek z czymś innym.
Na http://mariinsky.tv/n/
Концерт солистов Академии Молодых Певцов
Из цикла «Эпохи и стили»
Музыка Санкт-Петербурга
Na caly festiwal przyjechalam tez ja – kiedys podziekowalam za info, ze jest jest juz program MP. Wielkie przezycie nawet dla kogos, kto nie ma sluchu. Przyjezdzam – z krotkimi przerwami – od drugiej edycji festiwalu.
Lisku, faktycznie. 😯
Ciekawe, czy teraz zawsze Tuba ujawnia, gdzie wklejono linkę.
Wielki Brat jakiś.
A ja nie wiem, co myśleć o tym, że po moim poszukiwaniu fragmentów opery „Wojna i Pokój” na rosyjskich stronach, dostaję teraz tony spamu pisane cyrylicą. Przecież właściciele stron mogą znać najwyżej mój adres IP, ale skrzynki mailowej. 🙁
Jako ze przed Wielkanocom moze mi casu na internetowanie zabraknąć (w końcu w takiej psiej budzie tyz porządki na święta wypado wyryktować), to juz teroz fciołek zycyć całemu towarzystwu spod bloga Poni Dorotecki, coby wielkanocne pisanki, babki i inkse mazurki nie ino piknie wom smakowały, ale tyz śpiewały barzo piknie. Bajako 😀
@mt7 3 kwietnia o godz. 22:05
Pewnie musiała Pani niechcący kliknąć jakiś link identyfikujący e-mail.
Ja biegałem to jutubku rosyjskim w poszukiwaniu tegoż samego i nie mam takich kłopotów.
Co to jest link identyfikujacy e-mail??
A taki mądry to ja nie jestem – ale na wszelki wypadek omijam wszelkie podpowiedzi stron www i zachęty do kliknięcia.
Dobry wieczór,
klakier @ 18:22 – jak to się ostatnio mawia, „powiem tak”: nie mógłby zrobić tego Arturowi Szklenerowi, żeby nie wrócić 🙂