Tego się właśnie obawiałam…
…że może się zdarzyć jakieś bezguście, i że im więcej bezguścia będzie, tym bardziej będzie się publiczności podobało. Ale nie spodziewałam się tego wszystkiego aż w takim stopniu. Aż musieliśmy się z koleżeństwem udać na drobne znieczulenie, dlatego piszę dopiero teraz.
To, że Simone Kermes pojawiła się na festiwalu, było – jak wcześniej mówił Filip Berkowicz – nadrobieniem pewnej zaległości. Ja byłabym zdania, że niektórych zaległości lepiej nie nadrabiać. Ale skoro tylu osobom spodobał się ten pretensjonalny pokaz z nader niewielką ilością czystych nut, zachowaniem jak po prochach i wokalną histerią, to może to po prostu nie jest festiwal dla mnie? A z całą pewnością nie koncert dla mnie. Jak w przypadku Żarusia śpiewającego Besame mucho (Simone Kermes jako jeden z bisów wykonała The Man I Love).
Może solistka uznała, że w Polsce nie musi się przesadnie starać. Dwa lata temu w Schwetzingen była nawet w tej samej kiecce (która mi się zresztą nawet dość spodobała), ale śpiewała jednak trochę lepiej: tak albo tak. Tutaj w jednym z bisów, zaśpiewanym i w Krakowie mamy malutką próbkę jej „choreografii”, choć wersja ze Schwetzingen jest trochę bardziej powściągliwa. A na dodatek tam było mniej kłopotów z intonacją. Tu było prawie cały czas „pod dźwiękiem”, no i zachwiania, zwroty do klawesynisty (przy klawesynie/pozytywie siedział tym razem znany mi już ze Świdnicy Lorenzo Feder), a nawet potknięcie. Aż się zaczęłam zastanawiać, czy jakiegoś wspomagania nie było…
Jak dla mnie więc mocniejszymi punktami tego koncertu były orkiestrowe (Venice Baroque Orchestra) punkty programu, ale bardziej włoskie (Vivaldi, Geminiani) niż Haendlowskie, choć i te nieźle, zwłaszcza z Lorenzem jako solistą w Koncercie A-dur. No i można miec podziw dla giętkości zespołu, który dostosował się do kaprysów solistki i „stylowo” wykonał akompaniament do The Man I Love (wcześniej lutnista preludiował jazzowo, całkiem miło). Może pani Kermes raczej powinna jednak śpiewać po prostu Kurta Weilla? Po co jej jeszcze do tego barok?
Ostatni koncert festiwalowy, myślę, będzie bez porównania lepszy. Oto ten Broschi, którego pani Kermes zaśpiewała na jeden z bisów, w wykonaniu Julki. Czekamy.
Komentarze
Pobutka.
Swiete slowa! Tyle kiczu, wulgarnosci i zaniedban technicznych (w tym kompletnej i zenujacej nieznajomosci zasad spiewania w jezyku wloskim) nigdy jeszcze nie slyszalam. Ogromna kariera tej pani pozostanie dla mnie po wieki zagadka…
O Boże jak dobrze że to napisano, bo już myslałem że jestem odosobniony…wszyscy tak byli zachwyceni, co jest dowodem że wystarczy jakiś wysoki dźwiek wydobyć – a Kermes jednak to potrafi – by wszystkich rzucić na kolana! Takie ogromne jest parcie na sukces i łatwowierność że :”jesteśmy przodującym punktem na mapie barokowych europejskich festiwali”. O tym myślałem pisząc o uwagi do festiwalu i małomiasteczkowym guście organizatorów. Ja kicz lubię i widziałem że Kermes taka będzie i bawiłem się dośc dobrze do połowy, ale potem już nie. Tak, powinna śpiewać Weilla i byłoby miło. Jedno trzeba powiedzieć!: nagrałem sobie koncert z radia i słucham w domu – świetny dźwięk!!, ona śpiewała dla transmisji! wszystko pięknie słychać, każde piano, które na sali wydawało mi się niedyspozycją – poprostu artystka medialnie zorientowana!!! 😉
Witam Serafinę Pekkalę 🙂 Ogromna kariera tej pani polega zapewne właśnie na tym, o czym pisze krakus 😉 Zawsze mówię, że ludzie lubią, jak jest szybko i głośno, a jak jeszcze wysoko, to już w ogóle klękajcie narody…
Huzia na Kermes! A jeśli w radiu dźwięki czyste, to może nie tyle „artystka zorientowana medialnie” a po prostu tak bardzo nie fałszowała? W każdym razie miała mniejsze problemy intonacyjne niż pierwszy skrzypek (wrażenie z piątego rzędu na parterze, bo jeszcze można trochę zwalić na akustykę filharmonii). A w ogóle to przecież święto, radosne, koniec z ponurymi pasjami. Kicz nie kicz, w moim przekonaniu o kicz najwyżej lekkie otarcie, z pląsami Jarousskiego nawet nie porównujmy.
Witam również Michała. Przecież krakus nie napisał, że w radiu dźwięki czyste, tylko że je było słychać (ja je w dziesiątym rzędzie też słyszałam), co oznacza, że, jak każda piosenkarka 😉 , pani Kermes umie śpiewać „na mikrofon”. Fałszu nie da się zmienić, fałsz to fałsz, a te słyszałam gołym uchem w ilościach przemysłowych. Pierwszy skrzypek też, owszem, fałszował niczego sobie.
Radosne święto – rozumiem i jestem za, ale z niezbornymi ruchami i histerycznymi wykrzyknikami? No nie, bez przesady, to nie karnawał w Rio.
Może grali w innej temperacji? Wtedy wydaje się, że trochę fałszują 😛
Hy hy… 😈
Pani Kierowniczko, z ogromną przykrością muszę zgłosić zdanie osobne: mnie się i kiecka nie podoba. 😈 Natomiast, jak zawsze, bardzo jestem wdzięczna za podrzucenie nagrań do studiów porównawczych. 🙂
No, chciałam znaleźć jakiś pozytyw… 🙄
Włosy. Rude jest piękne 🙂
Ja z nieco innej beczki. Dlaczego zespol wystapil bez swojego zolozyciela? Czesto tak robia? Ktos wie? Powaznie pytam.
Też się nad tym zastanawiałam. Może i tu przyczyna leżała w finansach – Andrea Marcon jest droższy od młodego Lorenza Federa? A może po prostu Simone Kermes lubi z tym małym występować, bo to chyba on (choć z przyciętą fryzurą) jest na filmikach ze Schwetzingen?
Przy okazji – miło było mi wczoraj poznać mkk oraz małżonkę 😀
Z Kożeną w październiku wystąpił Marcon. Z drugiej strony, to był ponoć potwornie drogi koncert… 🙁
Właśnie się dowiedziałam, że Marcon nie przyjechał (choć podobno bardzo chciał) z przykrych powodów rodzinnych 🙁
Dzień dobry
na koncercie Kermes bawiłam się setnie, choć miałam ogromne wyrzuty sumienia z tego powodu.
Simone Kermes znam tylko z płyty Colori d’Amore, gdzie jest – przynajmniej dla mnie, osoby bez większego pojącia o muzyce – bezbłędna. A tymczasem na koncercie mowę mi odebrało i poczułam sie urażona, jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby ktoś tak beztrosko potraktował Handla, szalejąc, fałszując, szarżując, świetnie się przy tym bawiąc. No ale po pierwszych 2 ariach, gdy piewszy szok mi minął i mowa wróciła, radość i beztroska mi się udzieliły, ponieważ własciwie różnorodność lubię. Z drugiej strony mam to nieczyste sumienie, ponieważ nie ulega dla wątpliwości że Simone Kermes nie jest przy zdrowych zmysłach. Więc może trzeba współczuć. Miałam to wtrętne uczucie jak przy słuchaniu Florance Foster Jenkins.
Przynajmniej koncertu Julki można być pewnym, że nie spowoduje rozdarcia duchowego 🙂
mar. – witam. Przyznam się, że również miałam wrażenie, że z nią nie jest dobrze (dlatego pomyślałam o prochach), ale nie potrafię się czymś takim bawić, mnie jest po prostu przykro 🙁
Pani Doroto, dziekuje za odpowiedz. I nam rowniez bylo bardzo przyjemnie poznac 🙂
Ruda szaleja… 🙂
Dzień dobry.
A w zakładce „O Autorce” jest już zapowiedź transmisji dzisiejszego koncertu.
Все желающие могут послушать Юлию Лежневу в прямом радиоэфире (через Интернет) на заключительном концерте пасхального фестиваля в Кракове 9-го апреля в 22 часа московского времени (20 часов краковского времени). Юлия поёт арии Вивальди в сопровождении французского ансамбля старинной музыки „Ensemble Matheus” под управлением Жана-Кристофа Спинози.
😀
Czy mogłabym wystąpić w obronie krakowskiej publiczności? Mnie Kermes (która w swym stroju i z włosami czarownicy wyglądała i zachowywała się po prostu „unheimlich”) też się nie podobała, ale klaskałam, a nawet wstałam, gdy wstali inni, z tej prostej przyczyny, że inaczej nie widziałabym, co się dzieje. Mam też wrażenie, że publiczność misteriowo-rarowa reaguje tak, jak reaguje (np. oklaski po każdej arii na Opera Rara), nie z autentycznego zachwytu, ale dlatego, że wydaje jej się, że tak trzeba, że to w dobrym tonie, że jako gospodarze powinniśmy gości o naszej przychylności przekonywać itp.
Natomiast nie wiem, czy jestem w opinii odosobniona, ale wg. mnie wyrazem kiczu podniesionego do najwyżej potęgi są za każdym razem migające po scenie światła.
Mam taką wątpliwość: czy wykonywanie arii napisanych dla kastratów przez soprany nie łączy się z tak wielkim obciążeniem głosu, że te wszelkie „choreografie” są konieczne, aby oprzeć głos?
Muzyczne pisanki (podebrane u fanow Koli) 🙂
http://a4.sphotos.ak.fbcdn.net/hphotos-ak-ash3/533245_351903448189971_143946968985621_982708_1960689375_n.jpg
Tak się przejąłem, że wybitną bądź co bądź, choć bez wątpienia świetność mającą już za sobą panią SK potraktowali Państwo tak ostro, że z tego wszystkiego się nie przywitałem, pierwszy raz zabierając głos w tym gronie. Przepraszam, pozdrawiam serdecznie, proszę przyjąć wyrazy szacunku.
Śliczne pisanki 😀
klakierze, proszę się przyjrzeć Julce (ostatni link we wpisie) – czy ona stosuje jakieś „choreografie”?
Michale, pozdrawiam wzajemnie 🙂
Witam Kaję. Publiczność jak to publiczność – składa się z różnych ludzi, różnie reagujących z różnych pobudek. Trochę przyglądałam się wczoraj oklaskującym i tym, co się zerwali. Ja naprawdę od pewnego czasu, i nie dotyczy to bynajmniej wyłącznie krakowskiej publiczności 😉 ale i np. warszawskiej, widzę, że granie lub śpiewanie głośne, szybkie i wysokie wzbudza entuzjazm niezależnie od innych przymiotów lub ich braku… Ale z pewnością wielu jest takich, którzy wstają właśnie z prostej przyczyny: bo chcą zobaczyć, co się dzieje na scenie 😉
Te światła oraz enigmatyczna dekoracja ze zgniecionych płócien mnie też nie zachwycają. Z jakichś powodów organizatorzy uznali, że tak będzie efektownie. Podobnie z przyciemnieniem światła w foyer przed koncertem i w przerwie.
Słuchałam tylko transmisji w Dwójce. Najpierw z minuty na minutę ogarniało mnie coraz większe niedowierzanie, potem irytacja, a na końcu rówież zrobiło mi się śpiewaczki żal. Żal nie dlatego, że jej „nie wychodziło”, ale dlatego, że dotarło do mnie, iż ona uważa, że jej wychodzi, i to doskonale. Przychylam się do smutnego podejrzenia PK, że artystka ma chyba jakiś problem i nie jest to wyłacznie problem wokalny.
Po pierwszych dźwiękach byłam pewna, że albo zaraz zostanie wybuczana i wytupana, albo przestanie śpiewać, przeprosi za nagłą niedyspozycję głosową i przerwie koncert. To drugie chyba byłoby najlepsze.
Przykro było mi tym bardziej, że w roku 2007 Kermes śpiewała Handla i Vivaldiego we Wrocławiu, w sali Ratusza ( to był zwykły koncert z udziałem Wrocławskiej Orkiestry Barokowej, nie w ramach Wratislavii Cantans, zatem publiczności była garstka i przeszedł bez echa ). W tych interpretacjach też było szaleństwo, chwilami na granicy kiczu, ale mieliśmy wrażenie, że to kicz w pełni świadomie dawkowany, a ona puszcza do nas oko „patrzcie! tak kiedyś zachowywały się gwiazdy operowe”, tak samo potraktowaliśmy ten przesadny makijaż i gestykulację. Nie przekonało mnie to, więc starałam się słuchać, a nie patrzeć. A słuchało się bardzo przyjemnie. Przede wszystkim było czysto i sprawnie technicznie. Jakieś potknięcia na pewno się zdarzały, ale nie zepsuły ogólnego wrażania. A w wolnych częściach obu arii Kleopatry chwilami… aż boję się napisać to słowo 🙂 wzruszała. Do fragmentów „szybko – głośno – wysoko” można było mieć zastrzeżania ( pojawiała się niemiła chropowatość góry, słyszalna także na płytach ), ale do lirycznych i piano – raczej nie. W pianach była ta oryginalna barwa znana z płyt, kórej nie umiem opisać, ale po której tak łatwo śpiewaczkę rozpoznać. Ale wczoraj trudno było doszukiwać się barw pośród tylu fałszy.
Podobne, czyli raczej pozytywne, wrażenie po wrocławskim koncercie miało również kilkoro moich znajomych bardziej obytych z muzyką niż ja i mających lepszy słuch. Poza tym w 2007 r. ona nie była jeszcze wykreowana na tak wielką gwiazdę, więc i koncertowi nie towarzyszyły takie emocje i oczekiwania, jak w Krakowie. Publiczność też zareagowała żywiołowo i myślę, że to było szczere, bo przy tak niewielkiej liczbie słuchaczy w sali nie trudno mówić o reakcji tłumu. Ujęła nas także tym, że zaczynała dyrygować orkiestrą ( to były czasy, gdy wrocławscy barokowcy dopiero zaczynali i nie zawsze szło im dobrze ) i szło jej nieźle.
To miłe wspomnienia, ale na ponowny taki koncert Kermes już nie liczę. Bo wczoraj słuchałam, nie chciałam wierzyć w to, co słyszę, do teraz próbuję się otrząsnąć i wciąż nic nie rozumiem 🙂
Ojej, znów wyszedł mi tasiemiec. Obiecuję, że będę się bardziej streszczać, przepraszam 🙁
Jak śpiewa Julia wiem (nie na darmo się czyta zakładkę „O Autorce” 😉 i linki tam się znajdujące 😀 )
Ale Julia jest bardzo młodziutka, więc i może (pomijając technikę) łatwiej Jej jest pokonać te karkołomne dźwięki w tak szybkim tempie. Nie wiem, nie znam się na tym – tak się tylko zastanawiam.
Te swoje wątpliwości napisałem po obejrzeniu tego nagranie:
http://www.youtube.com/watch?v=1uDq-0SbcxQ&feature=related
Choć nie jest tak rozrajbowane, jak u Kermes.
gawronko, nie ma za co przepraszać, internet jest pojemny 😀
No nie… muszę zlikwidować komentarze pod tą zakładką. Nie może ona służyć do promowania jednej artystki, choćby mi się najbardziej podobała. To jej tato chyba ma takie dziwne zwyczaje, że wrzuca linki w zupełnie przypadkowych miejscach 🙁 Muszę go przekonać, jeśli go dziś spotkam, żeby robił to raczej na bieżąco. A stronę Julki to przecież każdy może sobie wyguglać, jak chce.
O nie, proszę tego nie robić!
To taki fajny „zaułek” internetu.
Będę musiała 😐
Może Pan jej stronę umieścić w swoich „ulubionych” 😉
Zdążyłem!
😀
Nie zapomnę tej jedynej arii Julii w „L’Oracolo in Messenia”. Przy pierwszych dźwiekach wbiło mnie w krzesło ( kuchenne, bo jakoś wtedy nie miałam czasu, by słuchać w spokoju, opera musiała przebijać się przez bulgotanie z garów ), zamurowało i trzymało tak do końca arii 🙂
Przez jakiś czas właśnie zapis tego wykonania był na Tubie, nawet tu podrzuciłam. Niestety chyba już jest niedostępne. To było typowe nagranie dokonane komórką schowaną w bucie :-), ale wystarczyło by zrobić wrażenie na tych, którzy nie słuchali transmisji. Wiem, bo przetestowałam na 2 osobach.
A w promowaniu Julii nie ma nic złego, nie jest u nas jeszcze tak dobrze znana, jak powinna ( oczywiście nie mam na myśli Dywanu ). Lepiej, gdy artystkę promują miłośnicy muzycy niż producenci – wypromowali Kermes i co mamy ?
Czy Wam też dźwięk wariuje? Z Playera przez Mozillę słucham>
Slucham z Playera przez Internet Explorer (10 Mbs) bez problemu
http://www.polskieradio.pl/Player?id=-2
bez problemów
Dziękuję, już dobrze, rozgrzał się 😀
lekkie znieczulenie przydaje się niezależnie od
wszystkiego dobrego po świętach
Kermes to produkt jej menadżera (chyba tego samego od Bartoli) i produkt płytowy. O ile na płytach można ją znieść to na żywca już nie. Pomijam sprawę jej zachowania, jeszcze bardziej podkręconego temperamentu niż u jej włoskiej koleżanki itd, bo to kwestia gustu. Znam osoby, które jej styl śpiewania i zachowania na koncertach uwielbiają. Jest taki „fajowy”. Byłem na jej koncercie w berlińskim Konzerthausie – śpiewała wtedy dość czysto, ale za to było to śpiewanie nad wyraz monotonne, emisja szwankowała na tyle, że „przykrywał” ją momentami towarzyszący barokowy zespół – nadpobudliwości estradowej nie sposób było odnaleść w śpiewie gdzie wszysto było nijakie – ani ekspresji, ani autentycznej muzycznej wyobrażni, ani szczególnej dbałości o tekst.
Są jednak np. francuscy krytycy, którzy ją lansują tak mocno jak jeszcze do niedawna lansowali Cecilię Bartoli – co płyta to wydarzenie, co koncert to objawienie. Tym większe uznanie dla słów prawdy od red. Szwarcman.
foma, wzajemnie wszystkiego dobrego na po świętach i w ogóle 😀
I wszystkim innym też! 😀
Ja też byłem w szoku słuchając na Tubie Simone Kermes…Na żywo ją widziałem tylko księgarni Dussmann w Berlinie.
a na youtube do Son qual nave jest żenujące…dyskotekowe.
Znam osoby w Polsce, które są wstanie zaśpiewać to olśniewająco, ale na Misteria Paschalia nie zostaną zaproszone…
http://www.youtube.com/watch?v=Vpomk3g6dVc
No niezła – to ta, co śpiewała wtedy w Łodzi w Cezarze?
Właśnie dlatego nie zostałem na recitalach. Wyjątki mógłbym zrobić tylko dla Sonii Priny, Roberty Mameli i Maxa Cencica.
Pozdrawiam już z Poznania!!!
Pozdrawiam wzajemnie i zapraszam do nowego wpisu 🙂
Ja ruszam do Warszawy już rano.
@Dorota Szwarcman
Ta sama!
Pani Kermes jest STRASZNA i koniec!
A może to jakaś nowa wersja Florence Jenkins???????
Koncert Kermes nie zachwycił mnie, ale recenzję pani Szwarcman (?) czytałem z niedowierzaniem. Recenzentka przekracza granice dobrego smaku pisząc o „zachowaniu jak po prochach” , „wokalnej histerii”, „wspomaganiu”, w prostacki sposób eksponując swoją dezynwolturę. Okropna maniera , kartoflane spoufalanie się z wielkimi :”Żarusiem”, „Julką”. Do tego jeszcze nieznośny tłum klakierów, którzy podchwytują każdą półmyśl autorki : a to o fałszowaniu,a to o „kiecce”, a to o Weillu, albo o podobieństwie do Florence Foster Jenkins. Może za dużo tego darmowego wina od Wierzynka było i pojawiły się problemy z percepcją?
PS. Link do występu Lezhnevej (dla mnie nie Julki, bo nie stawialiśmy razem babek w piaskownicy) raczej bym usunął, skoro ma ona być kontrapunktem dla Kermes.
Smiżycki – witam. To jest blog, a na blogu stylistyka jest z zasady swobodniejsza. Jeżeli Panu nie odpowiada, może Pan nie czytać. „Żaruś” i „Julka” od dawna należą już do języka blogowego (nie ja zresztą te określenia wymyśliłam), o Florence Foster Jenkins nie ja pisałam (i akurat tego porównania bym sama nie użyła), a o Weillu wspomniałam w najlepszej wierze, ponieważ w zalinkowanym nagraniu Kermes śpiewa go bez porównania lepiej niż arie barokowe na krakowskim koncercie. A co Pan by usunął, to już Pana problem.
Jestem. Udało mi się, jak widzę, nie brać udziału w rozmowie z tamtym kolegą cierpiącym na żołądek, a tu (piiii) i następny. Jak kiedyś będę taki, to mnie zabijcie, dobra? 😈
Klakier to jest u nas tylko jeden, zdaje się… 🙂
No właśnie, jeszcze się nam obrazi… 🙄
Zamiast się obrażać, należy szlifować profesjonalizm korzystając z najlepszych wzorców:
http://www.youtube.com/watch?v=GQY_mwgisfo
🙄
😯
O rany…
Dobrze, że pomidorów nie było 👿
Niedościgłym wzorem był szef klaki La Scali w XIX wieku (?) (siedzący gdzieś pod żyrandolem). Kiedy się zaczynał śmiać – to podobno w lożach zdarzały się poronienia [wyczytane gdzieś].
A teraz już Dobrej Nocy.
„No właśnie, jeszcze się nam obrazi…”
Teraz ja z kolei zostałem poklepany protekcjonalnie po plecach. I jeszcze te charakterystyczne słowa :”jeszcze się NAM obrazi”. Klaka pełną gębą.
Ale ja nie o tym, ale o pewnej wizji muzyki barokowej, która nie ogranicza się tylko do zapisków na blogu, ale rzutuje przecież na Pani recenzje. Z kilku mini recenzji wyłowiłem słowa niechęci do muzyków odchodzących od koncertowej sztampy w graniu muzyki klasycznej: a to zagrali coś spoza wielkiego kanonu, a tu tupnęli nóżką i krzyknęli o zgrozo „hej”, a to pobrudzili się folkiem. Moim zdaniem , a możemy się różnić pięknie, te właśnie momenty różnią nagranie koncertowe od płytowego, stanowią o niezwykłości spotkania z żywym odbiorcą, o ile jednak nie maskują braków warsztatowych. To właśnie w tych momentach ujawnia się relacja pomiędzy muzykiem i odbiorcą , która sprawia, że artysta jest kimś więcej niż tylko idealnie nastrojoną maszyną do odtwarzania muzyki.
Pozdrawiam więc i oczekuję na kolejne baty, bowiem widzę ,ze chętnych do ich wymierzania tu nie brakuje.
Panie Smiżycki, czekam na rzeczową polemikę, chętnie podyskutuję
farinelli945[at]gmail.com
Przyjacielu, jak tak sobie wyobrażasz piękno różnienia się, to musisz popracować nad stylem i nad kompetencjami społecznymi.
Ćwiczenie pierwsze: „jeszcze się nam obrazi” było do tut. Klakiera, który jest jedyny i nie jest tłumem. Nie bierz wszystkiego do siebie, zwłaszcza tego, co niezrozumiałe. Najpierw staraj się zrozumieć, potem strzykaj żółcią, jeśli jeszcze jest powód. Staraj się, żeby nie było powodu. I tak dalej.
Ćwicz, bardzo proszę, w domu. Nie donoś o postępach, zanim nie dojdziesz do jakiejś wprawy. 😎
Farinelli – witam, poprawiłam adres, żeby maszyny spamowe nie miały pokusy 🙂
Dzień dobry. Może na spokojnie odpowiem Smiżyckiemu. Potwierdzam, że „jeszcze się nam obrazi” nie było do Pana, tylko do blogowego klakiera. Nie wiem, czemu spodziewa się Pan batów? Nikt tu nie jest aż taki bojowy.
Co do tematu, który poruszył Pan w komentarzu @23:20: inną rzeczą są różne szczegóły, odróżniające wykonanie koncertowe od płytowego, a łączące się z emocją, którą przynosi spotkanie z żywym artystą (czy to będą emocje pozytywne, czy negatywne, zawsze jest to niespodzianką). Inną – moda na cyrk (i pochodne) na koncertach muzyki dawnej, która to moda od pewnego czasu tak mnie uderza, że właśnie postanowiłam napisać o tym tekst dla „Polityki”. Tu już bez filuternych zdrobnień czy „nieznośnej lekkości pióra” oczywiście. Oczywiście będzie Pan – jak każdy – mógł zgodzić się z tym tekstem lub nie, ale niewątpliwie tendencja istnieje i narasta.
No wlasnie: „o ile nie maskuja brakow warsztatowych”.. Kermes miala ich bez liku i, co gorsza, w pewnym momencie przestala je nawet maskowac, uznajac najwyrazniej, ze wszyscy jestesmy kretynami i zadowolimy sie pokazem jej niby-temperamentu i wielkiego luzu. Bo jak wiadomo, jak ktos nie zrobi na scenie cyrku albo Las Vegas, to publicznosc sie zanudzi. Prosze sobie obejrzec pare wywiadow z ta pania – muzyka niewiele ja interesuje, co bylo niestety wyraznie slychac. Jedno z najwiekszych muzycznych, estetycznych, wykonawczych i wokalnych lgarstw obecnej dekady.
Wielki Wodzu, czy mogę waści postawić piwo? 😎 http://www.menshealth.pl/m/182/sh_5821537-1b347bdcec6919aab89112b5bb89af63.jpg
Serafino, może aż tak nie zrównujmy jej z ziemią. Kermes miała pewne dane i umiejętności, tyle że w miarę postępowania kariery i zapewne rzeczywiście, jak pisze FanMuzyki, pod wpływem menedżerów zaczęła do techniki podchodzić nonszalancko. Co niestety widać, słychać i czuć. Nawet wygłupiając się można śpiewać nienagannie, ale można też wychodzić z założenia: po co się starać, przecież i tak cyrk jest najważniejszy, bo to on budzi aplauz.
Cyrk był zresztą zawsze, pomyślmy o początkach opery, co wyrabiano, by zadziwić widza. A popisy kastratów? Zawsze była potrzeba jakiegoś epatowania. Tyle że dziś możemy wybrać między epatowaniem a wielką sztuką. Ale menedżerowie nam to utrudniają, promując bez opamiętania cyrk. To jest tak, jak napisał niedawno – przykład z innej dziedziny – mój dawny kolega z „Gazety” Krzysztof Varga: że przez lata media zajmowały się masową produkcją masowej głupoty, a teraz mamy odbiorców, którzy na tej głupocie są wychowani.
Pani Kierowniczko: cyrk byl na pewno i historycznie, zgoda (pytanie oczywiscie jaki). Bylo, przyznaje, pare momentow kiedy glos brzmial nawet ladnie, ale po pierwsze tylko kilka, po drugie, tylko wtedy kiedy nie cudowala. Co do menedzerow, to czytalam, ze tak prosto wcale nie bylo, bo SK byla taka „przekrecona” juz wczesniej i wytwornie dlugo sie zastanawialy czy dopuscic ja do duzego biznesu. Stad tez relatywnie pozna kariera. A element ksztalcenia publicznosci tez mnie martwi, bo potem wielu pomysli sobie, ze tak po prostu trzeba… Z zupelnie innej strony: to wspaniale, ze trwa ta polemika i reprezentowane sa rozne stanowiska 🙂
Ago, z rąk asani wszelaki likwor przyjmę, choćby y venanum zyadliwą. 😎
Venenum w samei rzeczy. 🙂
Gdy częstuję śmiało pić można – bywam męcząca, ale nie zdradziecka. 😉
Dzień dobry wszystkim,
Niezwykle się ciesze że udało mi się znaleźć recenzję pozbawioną kadzenia „wielkiej gwieździe” :). Na festiwalu byłam trzeci raz, i to był zdecydowanie najgorszy z oglądanych przeze mnie koncertów. Z drugiej strony przeczytawszy wcześniej co nieco o Kermes, spodziewałam się czegoś podobnego, i po prostu chciałam zobaczyć jako to wygląda na żywo, więc nie mam co narzekać. Jedyne co mi się podobało to suknia, dobrze harmonizująca z jej osobowością. Ubiór to też jedyna kategoria w której bije na głowę Lezhnevą (której z kolei przydałby się dobry stylista). Kermes bardzo celnie podsumował mój niemający pojęcia o baroku przyjaciel, którego powlokłam ze sobą na koncert: „Jest tak rypnięta (przepraszam, dosłowny cytat), ze to aż zabawne, ale głosu ani techniki to raczej nie ma”. Krótko, celnie i do rzeczy. Wysunął również hipotezę co do „dekoracyjnych” płócien – rozciągnięty worek od odkurzacza, zbierający kurz z całej sali, żeby publiki w gardłach nie drapało. Bardzo prawdopodobne, moim zdaniem :D. Za to Lezhneva świetna, choć chyba faktycznie pod koniec było słychać jak opada z sił…
Witam Lianę 🙂 Oj, Julii rzeczywiście przydałby się stylista. Jeszcze ta zielona suknia w pierwszej części była niczego sobie, ale ta torcikowa, ojejku… Od razu przypomniały mi się pianistki japońskie na konkursach chopinowskich sprzed kilkunastu lat (teraz już lepiej się ubierają) – im bardziej torcikowy ubiór, tym gorsze granie, chude rączyny wystające z koronkowych bufek… Umiar jest cnotą 🙂
Żebyśmy się dobrze rozumieli: nikt nie zarzuca Julii posiadania chudych rączyn. 🙂
Tak jest! 🙂