Trzy fleciki, bis z Afryki

Tak właśnie odebrałam dziś głos Yulii Lezhnevej – jak flecik, absolutnie precyzyjny instrumencik, z pełną górą i mniej pełnym dołem skali. To był śpiew bardzo – by tak rzec – kulturalny, absolutne przeciwieństwo tego, co się działo wczoraj. Jednak wyczuwało się jakby obawę przed rozwinięciem w pełni swoich możliwości, które – co chwilami się ujawnia – są ogromne. Młodziutka śpiewaczka wciąż chyba czuje się na początku drogi, i właściwie nic dziwnego. Tylko jeśli pamięta się tę jej jedyną arię w L’Oracolo in Messenia wykonanym w ramach Opera Rara, o której dziś przypomniała gawronka, to trochę to dziwi. Wtedy zebrała się w sobie i dała z siebie wszystko. Dziś było niestety na pół gwizdka…

Były momenty wielkiej piękności, zresztą bardzo jej pomagała znakomita orkiestra – Ensemble Matheus pod kierownictwem dynamicznego skrzypka Jean-Christophe’a Spinosiego. Wykonana na początek aria Zeffiretti, che sussurrate ujmowała nie tylko piękną barwą i subtelnością śpiewu solistki, lecz wspaniałą współpracą z solowymi skrzypcami. W zaśpiewanej w drugiej części arii z Orlando furioso, Sol da te, mio dolce amore, stworzyli przepiękny duet z grającym na traverso naszym dobrym znajomym Alexisem Kossenką. Ale szybkie, efektowne arie kojarzące się z repertuarem Bartoli, jak Agitata da due venti z Griseldy, Armatae face z Judyty czy Gelosia z Ottone in villa, miały jednak w sobie pewną powściągliwość…

A dlaczego trzy fleciki – bo właśnie jeszcze był Kossenko, który poza tym na flecie prostym sopranowym zagrał Koncert C-dur (przetransponowany do G-dur), a ponadto z „trzecim”, czyli drugim flecistą, grającym na traverso Jean-Markiem Goujonem, wykonał Koncert e-moll Telemanna. W części finałowej, trochę wziętej z folkloru polskiego, a trochę z francuskiego, orkiestra tupała do rytmu i raz nawet wykrzyknęła „hej”, co wywołało wielką uciechę publiczności i właściwie ukradło show głównej solistce.

I tak się zastanawiam, czy to jest teraz taka moda, że koncert powinien mieć coś z cyrku („Bierhalle” – wyraził się 60jerzy)? Zespół Spinosiego robił to jeszcze dość niewinnie, ale po pierwszym bisie, wciąż z solistką przywoływany przed publiczność, zamiast dać jej jeszcze coś zaśpiewać (wciąż mieliśmy niedosyt), zaczął z zespołem improwizować na temat utworu Mai Nozipo znanego z płyty Kronos Quartet Pieces of Africa. Biedna Julka (ubrana w różową suknię przypominającą torcik z kremem) nie bardzo mogła się w tym znaleźć. Ale najważniejsze, że było zabawnie. Jedno jest pewne: po afrykańsku Misteria Paschalia jeszcze się nie kończyły.