Luizjana, Nadrenia, Pireneje…
…co łączy te krainy w tak różnych miejscach świata? Oczywiście to, że i tam tańczyło się mazurki. Co roku na festiwalu Wszystkie Mazurki Świata mamy kolejne niespodzianki. Wczorajszy koncert przyniósł ich kilka.
Najpierw wystąpił Mazouk Bayou Duo czyli David Rolland i David Greely z muzyką południa Stanów – tzw. Cajun. Z akompaniamentem skrzypiec, gitary lub akordeonu wykonywali pieśni w nieprawdopodobnej francuszczyźnie, z silnym angielskim akcentem, ale jednak trochę zrozumiałej. Melodyka w konwencji trochę jakby country, ale ogólnie raczej nie za szybkie kawałki, często na trzy – niektóre z nich to właśnie mazouki, czyli potomkowie mazurków przywiezionych z Francji. Wzruszające to oddalenie od oryginału połączone jednak z istotnymi jego cechami. Panowie dostali wielkie oklaski.
Publiczność mazurkowego festiwalu ogólnie zresztą jest życzliwa i przyjęła ciepło również kolejne zespoły. Następny był znów duet, tym razem braterski: Thomas i Rafael Daun z Niemiec. Thomas był jakiś czas temu w Polsce (wtedy poznali się z szefem festiwalu Januszem Prusinowskim; wiele zespołów przyjeżdża tu, ponieważ spotkało na swej drodze Janusza) i trochę nauczył się naszego języka, więc próbował w nim zapowiadać, co przynosiło czasem przezabawne efekty. O nadreńskim mazurku, zwanym Mazurck, powiedział, że jest wolny, żeby był „comfortable dla starszych pokoleń”. Grał na harfie, a jego brat na różnego rodzaju dudach, co było przedziwnym zestawem: instrument „anielski” i „diabelski”. W ich wykonaniu usłyszeliśmy też północnoniemieckie mazurki wzięte ze zbioru stworzonego przez Duńczyka Rasmusa Storma, myśliwskie melodie ze zbioru „tańców polskich” z Westfalii, a nawet mazurki z Pirenejów. Nie zabrakło znanego Poloneza z Zeszytu Anny Magdaleny Bach.
Ostatnimi wczoraj zagranicznymi gośćmi była istna orkiestra ze Szwecji (Skanii) – skrzypek Reine Steen, jego przyjaciele i uczniowie. Tu był jeszcze większy luz. Były stare tańce zwane polska (na trzy, ale raczej polonezowate niż mazurkowate), ale też np. melodia turecka; młody perkusista wziął do ręki darbukę i pokazał, co potrafi – a jest to chłopak z Iraku, który w Szwecji mieszka od czterech lat i studiuje muzykę.
No i na koniec oryginały. Kapela Stanisława Głaza z Dzwoli koło Janowa Lubelskiego (dwóch starszych panów plus dwoje uczniów) rozgrzała publiczność mazurkami i polkami, aż zsunięto krzesła i koncert przeszedł płynnie w klub festiwalowy i tańce. Potem już było różnie z tą autentycznością, bo chodziło głównie o to, żeby dobrze sie bawić (usłyszałam znaną czaczę śpiewaną niegdyś przez Violettę Villas).
Poprzedniego dnia również był bardzo sympatyczny koncert – najpierw kolejna wersja zespołu Pawła Iwaszkiewicza i Maćka Kazińskiego, tym razem polsko-węgierska, by przedstawić tańce polskie z tabulatur i kodeksów węgierskich. Tu szczególnie interesujące były tzw. wielkie kozły, na których grali Paweł i Maciek – kiedyś podobno w częstym użyciu (nawet przy dworze królewskim była kapela dudziarzy), dziś już zapomniane i odtworzone przez słowackiego budowniczego instrumentów Juraja Dudka na podstawie rysunków i opisów stworzonych przez Michaela Praetoriusa w traktacie Syntagma musicum (1616-1619). Kojarzyły się one z tak popularną wówczas muzyką polską. Wielki kozioł przypomina dudy wielkopolskie, ale jedna z rur jest bardzo długa, zakończona również czarą głosową z rogu (na koncercie zatkaną, bo jest bardzo głośna – to był instrument używany głównie w plenerze).
Po nich odbyły się prawykonania trzech utworów nawiązujących do mazurków. Podobała mi się kompozycja Aleksandra Kościowa, motywy mazurkowe grupująca w rodzaj aleatoryzmu kontrolowanego a la Lutosławski, i jeszcze bliższe oryginałom dwa mazurki Jarosława Siwińskiego. Najmłodszy z trójki kompozytorów, Ignacy Zalewski, wplótł mazurkowe cytaty w bardziej konwencjonalną muzykę „warszawskojesienną”.
Dziś w Operze Narodowej projekt rekonstrukcyjny Muzyka Kujaw, inkrustowany solowymi występami Tomasza Stańko i Janusza Olejniczaka – ciekawy zestaw. Strasznie dużo się dzieje dziś – w samym teatrze jednocześnie na głównej sali Pasażerka (wznowienie) i na kameralnej Kreacje, czyli realizacje młodych choreografów. A w Studiu im. Lutosławskiego kolejna odsłona Mazovia Goes Baroque. Tam wybieram się jutro.
Komentarze
Nie znam muzyki Kościowa, ale Świat Nura był wspaniały. Odlot
Dwóch pozostałych jeszcze nie czytałem
Druga książka była dużo gorsza. Trzecia chyba lepsza, ale nie miałam czasu doczytać.
Za Nura to Aleksander dostał nawet nominację do Paszportu „Polityki”. Ale wielu wytykało mu zafascynowanie Murakamim i różnymi takimi. Ja nie jestem oblatana w tego typu literaturze, ale Nur mi się podobał.
Ciekawostka: Kościów jest również altowiolistą 😉
Takie to były dudy?
http://www.bagpipeworld.co.uk/country/recon/bock.html
No takie 🙂
Murakamim łatwo się zafascynować. Bardzo polecam. Szczególnie Kronikę ptaka nakręcacza i Na południe od granicy, na zachód od słońca. Ewentualnie w charakterze wprowadzenia Norwegian Wood na poczatek. Wiele innych jest dla koneserów i miłośników, ale te dwie to naprawdę kawał porządnej literatury. W Japonii odbierany różnie, bo nie bardzo trzyma się japońskich tradycji literackich, szczególnie odnośnie języka.
Luizjana z mazurkami ma trochę wspólnego. Dużo więcej ma Wirginia, gdzie mieszkał i pracował przy budowie kolei jako inżynier Włodzimierz Krzyżanowski, późniejszy generał unijny. Z mazurkami łączył go brat cioteczny, Fryderyk Chopin, jezeli wierzyć Wiki. Wtedy ojcem generała musiałby być Wincenty Fereriusz, o którym trudno coś konkretnego znaleźć. Na pewno PK jest w stanie dać odpór takim pogłoskom.
Pana Głaza słyszałam prawie dwa lata temu w Janowie Lubelskim podczas tamtejszych „Kaszaków”. Występował tylko z dwojgiem uczniów i dawał im nieźle popalić podkręcając tempo. Na koniec stwierdził, że mają talent i jeszcze się wyrobią, jak poćwiczą 🙂
Cajunowie byliby bardzo oburzeni, ze mowia czy spiewaja „nieprawdopodovna francuzczyzna z angieskim akcentem””. To troche jakby nazwac idisz nieprwadopodobna niemczyzna ze slowianskimi czy hebrajskimi nalecialosciami.
Cajun jest wyrazista grupa etniczna, z wlasnym jezykiem, folklorem, kuchnia i muzyka.
Dobrze Kot gada. 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=aVwUf3O–s4
http://www.ptwk.pl/ptwk/doc/52_nkr_wyniki.pdf
Zobaczcie kto wygrał konkurs na najpiękniejszą książkę roku 2011. Brawo dyr. Szklener i jego ekipa! 🙂
Nie tylko Listy dostały nagrodę, ale wśród książek dla dzieci książeczka Wszystko gra otrzymała wyróżnienie. Jest ona już laureatką nagrody na Targach Książki Dziecięcej w Bolonii. Tak więc podwójne brawo dla działu wydawniczego NIFC! 🙂
No i brawo dla Józefa Wilkonia, dla którego te Listy to także nie jedyna nagroda. To wspaniały artysta i człowiek 🙂
A ja wróciłam z imprezy – można powiedzieć – okołochopinowskiej. Wszystkie Mazurki Świata zawitały dziś do Sal Redutowych Opery Narodowej. Koncert poświęcony był Kujawom – krainie, której muzyka współkształtowała i Chopina.
Zaczęło się od „prawdziwka” – kujawiaki grał pan Tadeusz Kubiak, jak w zeszłym roku wesoło komentując; posunął się trochę przez ten rok (89 lat, daj Boże zdrowie!), ale wciąż na skrzypkach wywija i pogodę ducha zachowuje. Potem śpiewały (białym głosem, ma się rozumieć) dziewczyny z Międzynarodowej Szkoły Muzyki Tradycyjnej, odtwarzając kujawski obrządek weselny na podstawie materiałów z PAN (współtwórczynią programu była Justyna Piernik z radiowej Dwójki – odezwały się jej geny, ponieważ jej ojciec, znany tubista, pochodzi z Torunia; na studiach przedstawiał się „Toruński Piernik jestem”). W pewnym momencie te przyśpiewki zaczął inkrustować swoimi drobnymi improwizacjami Tomasz Stańko. Stopniowo włączał się też zespół Janusza Prusinowskiego. W drugiej części włączył się też Janusz Olejniczak – dwaj Janusze z zespołem robili przezabawne rzeczy z Chopinem (perkusja do jednego z mazurków, inny przerobiony na kapelę ludową itp.). Na fortepianie zabrzmiał jeszcze jeden mazurek Szymanowskiego i dwa Romana Maciejewskiego. W końcu w wielkim finale zagrali wszyscy. Bardzo to był wesoły koncert.
Jednocześnie w tym samym teatrze miały miejsce dwa zupełnie inne wydarzenia. Kiedy wychodziłam z koncertu, było już po zakończeniu Pasażerki i spotkałam wdowę po Weinbergu z ich córką (poznałyśmy się dwa lata temu w Bregencji). Bardzo były zadowolone ze spektaklu; powiedziały mi też, że w przyszłym roku będzie on wystawiony w Izraelu, a w Moskwie wciąż jakoś nie idzie 🙁
Ja miałam na tym spektaklu swój wywiad – poszła tam moja siostra. Twierdzi, że Chodowicz w roli Marty rewelacyjna, w co łatwo wierzę. Bardzo chciałam na to iść, nawet myślałam o niedzieli, ale niestety zrobili akurat spektakl o 18., więc nie wyrobię się z radia 🙁
Nie na temat, ale myślę że PK wybaczy mi moje gadulstwo i dygresyjność. Ale tu ciągle ktoś skądś o czymś kulturalnym (nie zawsze) kulturalnie (zawsze, no prawie) donosi.
Wyskoczyłem parę dni temu po obiedzie do Theater an der Wien na „Hamleta” Ambroise Thomasa (zachęcony ubiegłoroczną realizacją tej opery w MET), by wrócić na późną kolację do domu, po którym to wyskoku mój nastrój był lepszy niż po ostatniej berlińskiej „Lulu”. W skrócie: muzyczna strona bardzo dobra. Minkowski we Wiedniu bardzo dobrze przyjęty – zresztą słusznie jak najbardziej. Poprowadził tego „Hamleta” (w którym jest zresztą sporo dobrej muzyki) tak, że miejscowi recenzenci bardzo pozytywnie dziwili się brzmieniu Wiener Symphoniker. Wokalnie w zasadzie nie ma się do czego przyczepić – Stephane Degout w roli tytułowej świetny (baryton, ale troszkę w stylu Kaufmanna; te nosowe brzmienia), Ofelię oddała (ale nie walkowerem) Christine Schäffer (chociaż to nie moja ulubienica, to wyszła obronną ręką, zwłaszcza w scenie szaleństwa). Warto zwócić uwagę na Stellę Grigorian – jako Gertruda znakomita, świetny wyrównany mezzosopran. Zresztą cała obsada nie miała słabych punktów. A inscenizacja – uff. To znaczy – nie paranoja w rodzaju wspomnianej „Lulu” w Berlinie. To reżyseria bardziej w kategoriach „Boże, łeb gotuje mi się od pomysłów” – i właśnie umiaru mi tu brakowało, umiejętności rezygnacji z nadliczbowych „efektów”. Bo to, że Olivier Py rozebrał do rosołu Stephane Degout`a w III akcie – nawet dało się przeżyć ze względu na jakąś tam logikę dramaturgiczno-psychologiczną (mamuśka Gertruda myje swoje Hamleciątko w wannie, a dziecinka prócz wody ocieka wszelakimi kompleksami). Poza tym to, co widziało się na scenie, z grubsza zgadzało się z tym, co w libretcie. Scenografia zresztą klimatem wpisywała się w czas, który potocznie kojarzymy z pojęciem „Hamlet” (scenografia: cała z czernych cegieł, kostium:y czerń złamana bielą koszul). Zbudowana modułowo bardzo zmyślnie ze schodów, które to moduły przesuwane na różne sposoby przebudowywały przestrzeń sceny. Nawiasem mówiąc w Theater an der Wien schody już po wielokroć używano na dziesiątki sposobów i można by dysertację o tym pisać. Tyle, że czasami turlanie tych elementów względem siebie, wokół własnej osi plus – a co, się ma! – sceną obrotową często niczemu nie służyło z wyjątkiem turlania i obracania – a skupiało myśl (przynajmniej moją) nie na tym, co śpiewają i po co, tylko na irytującej konstatacji: czy tu się uspokoi, dajcie pomyśleć i posłuchać. Może i było w tym trochę takiego quasi-filmowego myślenia obrazami – ciągle toczącymi się, przechodzącymi jeden w drugi i powracającymi. Ale takie pomysły trzeba dawkować po aptekarsku i mistrzowsku. Inaczej błyskawicznie stają się manierą.
No tak, tylko że reżyser Olivier Py (od przyszłego roku szef festiwalu w Avignionie) swoje myślenie o tym „Hamlecie” zamknął w czterech słowach: dyktatura, śmierć, teatr i szaleństwo (o czym pisze w programie) oraz wszelkich ich połączeniach – dyktatura śmierci, teatr dyktatury, śmierć jako teatr, szaleństwo dyktatury etc. W sumie mamy zgodnie z matematyką 16 możliwych kombinacji. I snuje te swoje konteksty dekadenckie, pobłogosławione przez Derridę, nasączone rewolucyjnymi XIX-wiecznymi konktekstami. Gdy ze trzy razy pokazał się – m.in. w rękach Ducha – czerwony sztandar to odpadłem; Francuzi dalej przerabiają to swoje specyficzne myśłenie o „rewolucji” w wydaniu na wschód od wiadomego wschodu. Słuszne po stokroć są słowa Piotra Kamińskiego brzmiące „Pierwsze przykazanie: nie będziesz do opery Thomasa przykładał szekspirowskiej miary”. Zdaje się, że Py tego przykazania nie zna. Szkoda, bo rzecz sprowadzona do czysto personalnych relacji i konfliktów bez takiego zadęcia i koturnów estetyki, polityki i psychoanalizy – tylko potraktowana „okiem i szkiełkiem” zwykłego psychologa daje w dalszym ciągu reżyserowi pole do popisu. Pomyśleć, że tak dobrze się spektakl zaczął – w uwerturze od sceny samobójstwa Hamleta (zresztą bardzo fachowo chlastał sobie żyły – bo wzdłuż a nie w poprzek, jak samobójcy-amatorzy)…
Ale pomimo tych moich szkicowo zarysowanych zastrzeżeń była to propozycja, o której można rozmawiać, przytaczać argumenty za i przeciw, z wieloma momentami wielkiej teatralnej urody (np. plastycznie przepiękne pierwsze pojawienie się Ducha). Być albo nie być w TadW tamtego wieczoru? No jasne, że być. Też mi pytanie.
Acha, była też nasza, polska, hanuszkiewiczowa drabina; był lejek do butelek na czółku Hamleta i różne takie. Na koniec gorące przyjęcie obsady, znakomitego (tak wokalnie, jak i aktorsko) chóru Schoenberga, no i baaardzo pana Mareczka. W przyszłym sezonie ta koprodukcja pojawi się w La Monnaie.
Dostałem dzisiaj Wariacje w wyk. Staiera. Delicje. Zeżarłem od razu dwa razy. Zero zgagi.
Przepraszam za gadulstwo i proszę Sz.P.Trybun(k)ę o łagodny domiar i wysmarowane zawiasy.
Stęskniłam się już za epistołami 60jerzowymi 😀 A tym razem jeszcze mnie ubawiły szczegóły na temat realizacji pana Py 😆
Pan Mareczek zaraz w Brukseli Trubadurem dyryguje. Ponoć przebój frekwencyjny będzie.
Mnie zaś zazdrość bierze, gdy czytam: wyskoczyłem po obiedzie do Wiednia i wróciłem na późną kolację 😉
Wolałbym wszakoż tę kolację czasami zjeść we Wiedniu, jednak praca goni czasami tak, że w pięty idzie (aktualnie nagniotki mam zauważalne). I ogólnie jakaś taka huśtawa jest – już sam nie wiem, czy to ja się miotam, czy mną miota – powiedzmy – rzeczywistość.
A w ogóle to dzięki za wyrazy tęsknoty. I przy okazji – KZ już zmienił program koncertów z Hagenami: zamiast wcześniej anonsowanego Kapustina zagrają… I Kwintet Bacewicz. Czyli zrealizują to, co mieli zrobić 2 lata temu. Z Bacewicz cieszę się bardzo (zagrają to m.in. w Kolonii, Amsterdamie i Salzburgu), ale na tego Kapustina w tym wykonaniu też bym się nie obraził. Poza tym zgodnie z planem w programie Kwintet Es-Dur Schumanna oraz w wyk. samych Hagenów I Kwartet Janacka.
To na tyle i wracam do nagniotków.
Pobutka.
TVP Kultura organizuje niedzielę z Niedźwieckim, dziennikarzem znanym z marnego gustu muzycznego, którego audycje wpłyneły negatywnie na gusty muzyczne pokolen słuchaczy. to ma byc wypełnianie misji?.
Panie Jerzy – nie ma się czym tak znowu chwalić – w nadchodzącym tygodniu mam nawet dwa razy więcej możliwości wyskoczenia po obiedzie na koncert – albo do Płocka albo do Sokołowa Podlaskiego gdzie Mazovia też Goes Barock.
I jeszcze raz Panie Jerzy,
żeby Panią Kierownik porównywać z trybuną albo co gorsza – z trybunką … Świat się do góry nogami przewraca.
A Pan – jak idzie do apteki – zwraca się do sprzedawczyni – Pani Magisterko ?
Zresztą nie wiem czy czasem „trybuna” to nie jest trade mark na Euro2012 i nie można tak sobie szastać
😆
Jeśli zaś chodzi o KZ naszego, to w Brukseli zagra 23 października i program poświęci wyłącznie Debussy’emu (rocznica!): Estampes, Images (Ie Livre), wybór Preludiów i Etiudy. Mam na to chrapkę i kto wie, czy się nie wybiorę 😉
Wczoraj któryś poseł zwrócił się do Ewy Kopacz: Pani Marszałkini!. To już Trybunka brzmi lepiej. 😉 A rządów Euro2012 mam już serdecznie dosyć – na ulicy, w sklepie, w internecie, ciągle mnie kopie po oczach i uszach. 😈 Dominacja murawy nad trawą.
Mnie akurat marszałkini się podoba. Wyraz prawidłowo utworzony, zgodnie z zasadami polszczyzny. Ale jeśli chodzi o Euro – też już nie mogę 👿 Zastanawiam się, jak stąd nawiać
Pani Kierowniczko, prawidłowo utworzony, ale mnie akurat dźwięczy jakoś infantylnie – choć kniahini dumnie i wyniośle; a Trybunka brzmi w moich uszach godnie, póki sobie nie uświadomię, że to może być zdrobnienie od trybuny. 😉 Natomiast przyzwyczaiłam się do posłanki. Też nieśmiało planowałam nawiać, ale firma mnie uziemiła. 🙁
Np. marszałkini w bikini 🙂 albo w Rosenkavalier …
Skoro tradycyjne zawody męskie się feminizują (jakoś odwrotnego trendu nie widzę) to proponuję jeszcze hydrauliczkę, stolarkę itd …
…na grządce cukinii
szyje sobie mini
na festyn w Małkini.
No przepraszam – a przedszkolanek to co? 😉
Podrzuciłbym słowo „Trybunałka” 😀
A jaki to ma zawód oznaczać? 🙂
Ełro wpycha się wszędzie. Ostatnio widziałem w resztkach ekspozycji po wystawie kwiatów:
https://picasaweb.google.com/103892840995890796596/SzklarskaPorebaKsiazGoraSwAnny?authkey=Gv1sRgCKWDrvKKyazdEg#5739847375223870914
Swoją drogą, jak kwiaciarze i kwiaciarki mogą pomylić Anglię z Wielką Brytanią???
Trybunałka to przełożona trybuna: robi mu ałka, kiedy ten nie wywiązuje się należycie ze swoich obowiązków – i trybun łka.
Teraz łkam ja, bo internet mi się rwie – co to ma być, kara za narzekanie na Euro? 🙁
Piłka … na głosowaniu nad emeryturami. http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/51,114884,11702068.html?i=0
Nawet zdaje się rzucana tam była…
A ta na zdjęciu PAK-a to jak na ołtarzu jakimś 😯
Widze ze bez ustalenia jak sie funkcja nazywa PK nie bedzie mogla jej wypelniac (cos w rodzaju pampilio) 😉 . Trybun (masc.) – trybunka (fem.) brzmi bardzo dobrze (piastun-piastunka, opiekun-opiekunka) …
Aga, podoba mi się 🙂
Cajun music zostala przywleczona do Luizjany z Kanady (Acadii), przez osadnikow francuskich wypedzonych przez Anglikow w polowie XVIII w. Ci ktorzy zostali w Acadii (obecnie Wschodni Quebec, Nowa Szkocja, Wyspa ksiecia Edwarda [niegdys wyspa Sw. Jana] i Nowy Brunszwik) caly czas uprawiaja te muzyke, tak, ze nie jest ona ograniczona jedynie do Luizjany.
Zydeco, ktore powstalo z bluesa i Cajun music, jest wylaczna domena poludniowo zachodniej Luizjany.
Istotnie, jak zauwazyl Kot M, gdyby okreslic ten jezyk jak to zrobila p. Kierowniczka, ktos by sie bardzo obrazil. Nota bene filmy z Quebecu we Francji musza byc dubbingowane, tak jak filmy z Australii i Nowej Zelandii w USA i Kanadzie 😀
Temat zenskich form „meskich” zawodow byl poruszany, chyba wlasnie w Polityce, pare miesiecy temu. Istotnie, niektore silowo robione nazwy, wygladaja co najmniej dziwacznie.
Z tym dubbingiem to zdumiewające 😯
Panią Kierowniczkę i Pana Lesia bardzo przepraszam za niezamierzone przykrości. Skorzystam na wszelki wypadek z bezcennej rady prezydenta Chiraca na temat siedzenia w określonym miejscu i stanie 🙂
Rzucę tylko jeszcze inforrmacją, że będzie okazja do zobaczenia Ewy Podleś w „Kopciuszku” w inscenizacji Benjamina Lazara (produkcja Opera Comique w Paryżu, o której rok temu z właściwym mi entuzjazmem pisałem na dywanie) – jednak nie z MM i muzykami z Luwru tylko z: w Luxemburgu z zespołem miejscowej Opery pod dyrekcją Alexandra Liebreicha (to od sezonu 2012/13 nowy szef muzyczny NOSPR-u) w dniach 8 i 10 października oraz 21,23, 25 października w Operze Saint Etienne – obsada prawie ta sama co w Paryżu.
I jeszcze jedna ciekawa informacja na temat KZ – 11, 13 i 15 kwietnia 2013 w filharmonii w Köln daje serię koncertów kameralnych – w programie Brahms (Klavierquartette Nr. 1 – 3, die drei Sonaten für Klavier und Violine und jeweils zwei Sonaten für Klavier und Viola bzw. Violoncello). Nie określono jeszcze pozostałych kameralistów. Ale i tak już widać, że najbliższy sezon KZ wypełni różnymi programami: koncert monograficzny poświęcony Debussy`emu (ten program swój żywot estradowy zacznie za dwa albo trzy dni we Włoszech – w krótkiej turze 3 koncerty Parma, Mestre i jeszcze jeden, zapomniałem gdzie),ponadto wspomniane już kwintety Schumanna i Bacewicz oraz koncert fortepianowy Lutosławskiego. Oczywiście wszystko poza Polską.
I to by było na tyle. I teraz szaaaa…
hmmm, http://sketchup.google.com/3dwarehouse/details?mid=984330ad3a7dcc28bbc0ebbbf334c3b9 🙂
W zenskich formach „meskich” zawodow najbardziej mnie uderza nie tyle dziwacznosc, co zwiazana z nimi zmiana znaczena/statusu: sekretarz (stanu) vs sekretarka (stanu sie juz nie da) . Czasem forma zenska jest podobna wlasnie do narzedzi lub mebli: sekretarka w znaczeniu sekretera, biurko.
Na szczęście nie wszystkie żeńskie formy są kłopotliwe. 😉 Nie ma chyba kłopotu z autorką, poetką, recenzentką, malarką, ani też skrzypaczką, pianistką, śpiewaczką, kompozytorką, itd. Jest natomiast problem z muzyczką, krytyczką, literatką. http://open-bar.pl/photos/szklo_krosno/literatka.JPG
Oczywiscie ze nie wszystkie.
@PK, 12:36:
Na stole. Za to w zamku 😀
Słuchałem kiedyś opowieści Francuza, który spotkał… Quebekanina? 😉 Opowiadał, że rozumiał, ale język od współczesnej francuszczyzny odległy.
No, ale przecież i u nas, na początku „W ciemności” lecą napisy…
@Aga 18:14:
A stopnie ktoś zżeńszczał? Kapitan — kapitanka, porucznik — porucznica, major — majora…
Swoją drogą — marynarz i co? marynarka???
A problemów nie ma tam, gdzie się forma utrwaliła. Są — tam, gdzie jest nowością.
grają dzwony w Lublinie Kody otwarte
Dzięki, Panie Jerzy za relację z „Hamleta”. Właśnie obejrzałam na DVD wersję z Keenlysidem , Dessay i Uria-Monzon i byłam zaskoczona, że opera mi się spodobała, bo spodziewałam się nudy. Z wielkiego świata (nie da się wyskoczyć po obiedzie, bo i daleko i dawno wyprzedane) : w piątek Los Angeles Philharmonic zaprezentują „Don Giovanniego” pod Dudamelem. pocżątkowo miała to być skromna wersja koncertowa , teraz okazuje się, że dekoracje projektuje architekt Frank Gehry, kostiumy maja być z niezmiernir modnej obecnie firmy Rodarte. Ale najważniejsze: Don Giovanni – Mariusz Kwiecień, Donna Elvira – Aga Mikołaj.
No pięknie 🙂
Na Kody do Lublina wybieram się prawdopodobnie od wtorku wieczorem. Od środy jest sympozjum cage’owskie i zamierzam uczęszczać 🙂
Krytyczką muzyczną czasem mnie nazywają. Nie obruszam się, bo też i nie ma o co.
I mam nadzieję, że 60jerzy jednak nie posłucha Chiraca, zwłaszcza że od zeszłego tygodnia obowiązuje we Francji kierunek na lewo 😈
Na Panią Kierowniczkę też się PK, na szczęście, nie obrusza – nawet, gdy zwraca się tak do niej szeregowa frędzelka. 😛
😆
Cajun to http://en.wikipedia.org/wiki/Cajun_music
Chodzilo pani o Dixie music?
Maestro zagra u Bobika! 12/12/2012! http://www.koelner-philharmonie.de/veranstaltung/109350/
Pobutka.
Odszczekuję odszczekanie (OSFN)
Dzień dobry,
przeczytałam w notatkach Richtera z 1983 r. (czyli w następnym roku po tym pamiętnym koncercie poświęconym Szymanowskiemu w Paryżu w Salle Gaveau, kiedy grał m.in. III Sonatę), że chciał się nauczyć jeszcze m.in. Wyspy syren, która – jak się wyraził – jest nieprawdopodobnie trudna, ale „kiedy ma to wszystko zdążyć – tyle jest na świecie dobrej muzyki”.
rysiu – witam. Nie, żadne tam dixie, chodzi o Cajun, dokładnie to, co jest opisane w tym haśle z Wiki. Instrumenty też się zgadzają.
Jeszcze z owego koncertu Richtera w w Paryżu
http://www.youtube.com/watch?v=G_tPR4WfZ-0
Tam była też II Sonata oraz Mity z Olegiem Kaganem i pieśni (nie wiem, jakie) z Galiną Pisarenko.
Richter grał Szymanowskiego od wczesnej młodości – w końcu był uczniem i przyjacielem Neuhausa 🙂
Tam w komentarzach piszą ludzie, którzy twierdzą, że byli na tym koncercie. Ktoś pisze, że Richter z jakichś powodów nie chciał jego nagrania. Ale, znów wedle książki, zrobił to francuski przyjaciel Richtera Eric Anther (ale prywatnie, stąd marna jakość), więc Richter musiał wiedzieć i akceptować; później zresztą dostał to nagranie i je czasem odsłuchiwał.
Tu jest mozliwosc sciagniecia calego recitalu (nie probowalam):
http://richtergilels.blogspot.com/2011/03/sviatoslav-richter-live-in-paris-nov-7.html
Już tam ktoś pisze, że link nie działa 🙁
Nie tylko Paryż. W 82. Richter grał też ten sam program Szymanowskiego – II i III Sonata oraz Mity z Kaganem – nie tak daleko, bo w Warszawie. Co więcej, w archiwach radia leży porządne nagranie. A granie zjawiskowe.
O kurcze… aż zapytam dziś kolegów 😯
Grał też wtedy w Zakopanem, o czym pisze Maciej Pinkwart we wspomnieniach z dziejów Atmy:
http://www.pinkwart.pl/Atma/Wspomnienia_kustosza.htm
Ciekawostka, że ten występ załatwił niejaki Włodzimierz Pospiech, który – czego nie pamiętałam – był przewodniczącym komitetu obchodów Roku Szymanowskiego. Starsi radiowcy pamiętają o złowrogiej jego roli jako komisarza w stanie wojennym zaledwie parę miesięcy wcześniej. A ja jeszcze spotkałam to nazwisko w bardzo interesujących aktach sądowych…
Oj, aż się spociłem, ale ja w chomikarium mam tylko Pieśni Muezzina Szalonego z Galiną Pisarenko z WJ 1980.
lisku, niestety w pokłosiu pogromu serwerowego, z fileserve może ściągać jedynie osoba, która załadowała plik. Tak więc ściągnięcie tych materiałów niestety nie jest możliwe.
Czy lesio szczeka w sprawie sobotniego ? Udałam w związku wyłącznym z Wassiliewą i (wybiórczo) wyszłam ukontentowana.
Bazyliko, tak, to w kwestii sobotniego – owszem soliści OK (z maestro PP sobie chwilę pogadałem, gdy Wassiliewa sie próbowała wytarabanić z wiolonczelą z Przewozu Osób; ale FSON pardon OSFN – gene-realnie nigdy jeszcze nie tak umęczyła – a szczególnie w V Mahlera.
Przepraszam, że nie na temat ale moze ktoś chciałby przyjść na spotkanie O OPERZE PRZY DESERZE
Spotkanie IV: Mozart mniej znany…
Koncert pieśni W.A. Mozarta w wykonaniu Aleksandry Klimczak (sopran) i Krzysztofa Garstki (fortepian)
http://www.lokaluzytkowy.org/index.php?p=3&id=388&akt=1
Frędzelki, Dywanowicze, Koledzy, Przyjaciele
HELP
wpadłem na przedostatni punkt (Walkiria) Płytomanii (100 najcudowniejszych wybranych nagrań PMK) w momencie kiedy Zyglinda i Zygfryd ostatnie śpiewają frazy i nie usłyszałem co to za nagranie. A musze je mać. Bo tak wyraziście jeszcze wcześniej nie było.
Pomóżcie – proszę. Czy to może była Marta Modl, a może Zygfrydem Patzak.
Proszę…..
Wpadłem na Płytomanię zbyt późno, bo wybrałem się do Muranowa posłuchać muzyki filmowej Philipa Glassa w filmie Jiro śni o sushi. Piekne sentencje w rodzaju : Ładny tuńczyk daje mi przyjemność na cały dzień.
Bardzo polecam!!!!!
Nie zdanżam sie przełanczać (PK – jednak brakuje tego ąn) dzisiaj między PR2 i Mezzo, gdzie przed chwilą była powtórka z Don Giovanniego z 2008 w Salzburgu (Salt City ?). Jestem oszołomiony świadomym rozdziałem muzyki od akcji, w akcie pierwszym szczególnie, czyli jakby zerwaniem z tym, czego nas w szkółkach uczono…
Ale ponieważ już 4 lata od premiery fruuu, więc pewnie było na temat tego przedstawienia multum, więc nie będę się wymandrzał….
Dodam tylko, że stałem przed telewizorem i biłem Bravoooooo…
Smakowity dokument, no i Glass! Uczta, bez podróży do Tokio, do ponoć najmniejszej restauracji na świecie – tylko za cenę biletu do kina.
@lesio
Lotte Lehmann & Lauritz Melchior (dyr. Walter, 1935).
PK 10:02
Wg jednego z wpisow na forum poswieconym Richterowi, w programie recitali w Polsce w 1982 byly:
Sonaty na fortepian nos. 2 and 3 ,
Maski op. 34 – Sheherazade , Tantris le bouffon
Mazurki op.50 nos. 1 , 17 , 18 , 3 , 16 , 13 , 12 ,
Mity na fortepian i skrzypce op.30 ( z Kaganem )
6 Piesni Muezzina op. 42 , 7 Piesni wg tekstow Joyce’a op. 54 Piesni Kurpiowskie nos. 4 , 8 ( z Pisarenko ) .
Skad wie nie napisal, ale twierdzil ze Polskie Radio nagralo dwa recitale.
Gostku, to zesmy sie spoznili, bo jeszcze w marcu ktos ten plik sciagal 🙁
Radyjko ma to nagranie jak najbardziej. Co więcej, Jacek Hawryluk wyciągnął je i puścili z Kacprem w audycji podczas poprzedniego Roku Szymanowskiego. Nagranie ponoć niestety też nie jest dobrej jakości…
Kacper wspomniał o tym nawet podczas Trybunału. Było bardzo ciekawie i… zabawnie. Jak posłuchacie 3 czerwca, to dowiecie się, dlaczego 😆
Na WJ ’80 były Pieśni muezina szalonego. Na tym samym koncercie Richter z Baszmietem grali tę niesamowitą ostatnią Sonatę altówkową Szostakowicza, a w drugiej części było Concertino Janacka w wyk. zespołu Konserwatorium Moskiewskiego.
Jeśli wierzyć wtajemniczonym, w PR nie takie rzeczy leżą.
Jak już powiedziałem – w chomikarium mam te recitale z WJ 1980.
…ale najpierw Bach i Beethoven z S1 w 1991 r. 🙂
Czy mozna by naklonic Jacka Hawryluka do puszczenia tego jeszcze raz, z uprzedzeniem?
Przedbutka (pobutka dla PAK-a? 🙂 )
Lisku,
dziękuję serdecznie. Akurat postanowiłem trochę wcześniej wstawać 😀
😀
atreus
bardzo dziekuję, będę poszukiwać
@nowa
w skład pakietu wchodzi nie tylko koszt biletu do kina.
Od połowy seansu jasna staje się nieodparta potrzeba natychmiastowej konsumpcji.
Zaprzyjaźniony sushi-master rozpaczał, że nie był na filmie i wogóle, że nie mieszka w Japoni ze względu na dostępność świeżych składników.
Fakt, tuńczyk nie miał koloru z ekranu, makrela wyszła, a przegrzebki były odmrażane…
Chciałoby się na tego Hamleta, tak zachęcająco został przedstawiony. Nagi Hamlet był już u nas (Poniedziałek), była i Ofelia (Baar). Myślę, że przy głowie bolącej od nadmiary pomysłów, z golizny akurat można zrezygnować. Chyba nawet przestało to przyciągać, a zaczyna działać wręcz przeciwnie. Ale skoro jest uzasadnienie logiczne… Podobno u Poniedziałka też było.
Cajun etymologicznie wywodzi się z Akadii. Francuskich osadników na bagnach delty Missisipi było wielu i pochodzili z różnych miejsc, nawet z San Domingo. Cała Luizjana w końcu była francuska. W delcie osiedlali się przede wszystkim biedniejsi i ci stali się Cajunami, zamożniejsi osiedlając się gdzie indziej stawali się Kreolami. Kreole potrzebowali jeszcze domieszki innej krwi, ale z tym nie było kłopotu. Cajunowie mają swoją muzykę i swoją kuchnię. W kuchni króluje jabmalaya. W muzyce też, szczególnie w wykonaniu Brendy Lee. Brenda nie należała do Cajun, urodziła się w Atlancie, ale jambalaya według mnie nie smakuje lepiej w żadnym wykonaniu. Prawie równie smaczne jest Sweet Nothing, ale to już chyba nie z kuchni Cajun.
W ubiegłym tygodniu uchylono kasę dla kultury. Kasa z pieniędzmi Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego. Pieniądze głównie z Norwegii i Szwajcarii, które w ten sposób płaca za korzyści z pozostawania we wspólnym obszarze gospodarczym z UE. 70 mln EUR do rozdania na inwestycje w kulturze. Inwestycje budowlane oczywiście. Radość dla tych, którzy nie mieli za co budować, zmartwienie dla tych, którym brakuje na codzienną działalność. Zmartwienie, ponieważ dla tych, którzy będą budować, trzeba zapewnić wkład własny, zapewne kosztem środków na wydatki bieżące z kasy zaopatrującej wszystkich.
Dla pocieszenia przypomnę, że z tych samych pieniędzy dofinansowano Sacrum Profanum w 2010r. Kraje dające pieniądze maja dużą swobodę w ustalaniu, na co mają iść i w dziedzinie kultury Norwegia chętniej dawała np. na wymianę kulturalną. Ale to i tak było niewiele. Dla ścisłości dodam, że przez Szwajcarię doslownie należy rozumieć Liechtenstein, który jest członkiem EOG. Tak to wygląda formalnie.
To jest niby dobra wiadomość. Ale niestety nie tylko wkład własny, ale i wsad własny (artystyczny) trzeba zapewnić, a z tym będzie różnie… Np. w tzw. Operze i Filharmonii Podlaskiej – zagadka, zwłaszcza z obecnym dyrektorem. Czy wrocławskie NFM zapełni swoje duże sale – też trudno powiedzieć. Ale może wreszcie Leniwa Orkiestra będzie miała szanse w końcu się załapać na budowę swojej siedziby…
To chyba rzeczywiście dobry pomysł, żeby zapewnić lokum Leniwej Orkiestrze. Mogłaby grać nie tylko (głównie) za granicą.
Ech, te Bobiki 😆
http://4.bp.blogspot.com/-eZjJcbajMGw/T6FPsHroglI/AAAAAAAAZ7A/aGx467fdbT4/s1600/the%2Brace%2Bis%2Bon.jpg
GENIALNE zdjęcie 😆
Leniwa Orkiestra na razie postawiła (już chyba) namiot. Ma piękny projekt. Ale to chyba władze miasta muszą przystąpić do konkursu…
Teatr Nowy w Warszawie dostał siedzibę. Buduje jeszcze nową i korzysta ze studiów filmowych na spektakle. Ale i tak występował w ostatnich dwóch latach przwie wyłącznie za granicą na koszt gospodarzy. Taki Lyon stać na finansowanie wizyty teatru grającego po polsku. Może są napisy francuskie, nie wiem. W czerwcu będzie kilka spektakli w Warszawie, w lipcu w Gdyni na Opener. Biletów na teatr kupić nie można, trzeba co najmniej 1 dzień na Opener wykupić za 165 od osoby. Ale spektakl Aniołów w Ameryce trwa 5 godzin i 40 minut, w tym pół godziny przerwy. Dla takich staruszków jak my wątpliwa wydaje się chęć na słuchanie potem muzyki. Do wyboru w zależności od dnia Bjork i Gogol Bordello albo Penderecki // Greenwood. Do tego iluś tam innych, na których się nie znam zupełnie.
Teatr Nowy i Nowy Teatr to są w Warszawie dwie różne rzeczy 🙂 Nowy Teatr Warlikowskiego praktycznie nie ma żadnej siedziby i na razie się na nią nie zanosi…
Wszelki duch, Hoko wpuścił psy na Dywan? 😯 I nawet koniuszka kociego ogona dla równowagi? 😉
To się zawsze da nadrobić 😉
http://www.youtube.com/watch?v=9LBKVXyrHcw
Stracone złudzenia… Przez chwilę myślałem, że ten blog nareszcie skierował się w jedyną słuszną, pieską stronę, ale życie mi po raz kolejny pokazało, jaki naiwny ze mnie szczeniak. 👿
Pobutka.
Tu by sie Bobikowi podobało
http://1.bp.blogspot.com/-qrP-Qy3PLN8/Tb8UkhBhCQI/AAAAAAAAVD8/NrBYXHUiGsY/s1600/dog%2Bwallpaper.jpg 😆
Chciałbym jeszcze trochę o Teatrze Nowym. Historia teatru jest wyjątkowo skomplikowana. Zaczynał ją w 1947 roku Julian Tuwim tworząc spółdzielnię teatralną. W pewnym momencie teatr – już nie jako spółdzielnia – stał się operetką. Potem parę znanych nazwisk – Mariusz Dmochowski, Adam Hanuszkiewicz. Długi okres grania głównie krotochwil. Na niektóre warto było pójść dla Ireny Kwiatkowskiej. W pewnym momencie (chyba 2005) rozpoczęto przekształcenia, które nie są dla mnie klarowne. Była koncepcja połączenia stołecznego Teatru Nowego z prywatną Fabryką Trzciny. Działało to przez jakiś czas spektaklami firmowanymi przez Teatr Nowy wystawianymi w Fabryce Trzciny. Pamiętam Fioletową Krowę na podstawie Barańczaka z udziałem Danuty Szaflarskiej. Potem o Teatrze Nowym w Fabryce Trzciny już nic nie było, natomiast na opuszczonym przez Teatr Nowy budynku przy Puławskiej ukazała się informacja, że teatr przeniesiono na ul. Madalińskiego do MPO. Na Madalińskiego pokazała się nazwa Nowy Teatr. Strona Nowego Teatru zawiera Biuletyn Informacji Publicznej obowiązujący wszystkie instytucje państwowe, samorządowe i inne objęte ustawą o finansach publicznych. W BIP mamy zakładkę o strukturze własnościowej, ale jest ona pusta. Zamiary dyrekcji są jasne: przekształćić wielką halę MPO w teatr. Sądziłem, że ten obiekt należy do teatru. W zamówieniach buvblicznych jednak nie widać przetargów choćby na dokumentację nie mówiąc już o robotach budowlanych.
Byłem na jednym tylko spektaklu pt. „Koniec”. Uważam, że to jedno z najlepszych dokonań naszego teatru w ostatnich latach. Doskonała kompilacja tekstów w klarowną całość, wybitna reżyseria, świetne aktorstwo i genialna przestrzeń w studiu telwizyjno-filmowym. Wybaczcie, że znów zawracam głowę teatrem nieoperowym i nawet niemuzycznym, ale frędzelki kulturalne (czyli wszystkie z tego Dywanu) może to wybaczą.
O sytuacji Nowego Teatru:
http://wyborcza.pl/1,75475,11068685,Co_dalej_z_Nowym_Teatrem_Warlikowskiego_.html
Wygląda jednak na to, że Warlikowski został na dobre zrobione w konia, bo miasto w tym roku zabrało teatrom (i w ogóle kulturze) pieniądze. Wszystko idzie w piłkę kopaną. Tfu.
Widzę, że Hoko rzeczywiście ostatnio zszedł na psy 😉
Może na Narodowym będzie można wystawiać, zamiast w 🙄
Wystawiać to wystawiają nas wszystkich 👿
Hoko, jeszcze bardziej podobałaby mi się taka tapeta, tylko bez musztardy: 😎
http://us.123rf.com/400wm/400/400/prawny/prawny1107/prawny110700002/9955501-beispiel-f-r-ein-leckeres-hotdog-wiederholt-um-die-tapete-hintergrund-entwerfen.jpg
Drogie Frędzelki, oddalam się w stronę pociągu do Lublina. Tam zdaje się leje, a tu już też zacząło 🙁
Będę się stamtąd odzywać oczywiście. 🙂
Drodzy Dywanowicze,
Korzystając z nieobecności PK bardzo poproszę o pomoc w zidentyfikowaniu kompozytora i tytułu o tego:
http://sandflyer.wrzuta.pl/audio/9FNdH16EtH1/01_-_10
Grają Piotr Anderszewski i Viktoria Mullova. Nagrodą kolejna pozycja z chomikarium.
Te pieniądze rzeczywiście są. Ostatni raz, bo w następnym rozdaniu rezerwy i oszczędności mają pozostać w dyspozycji Komisji. Myślę, że Warlikowski ma duże szanse na znaczną część z tego, co jest do podziału. Przeczytałem linkę i doskonale rozumiem, że to nie ma być teatr, ale ma służyć m.in. do wystawiania sztuk. Pisząc o genialnej przestrzeni, w której wystawiany jest „Koniec” miałem przed oczami tę wielką halę studyjną, którą dowolnie można dzielić.
Piłka kopana denerwuje wielu, mnie też. Do tego, zdaje się, poza UEFA nikt na tym nie zarobi. Jeszcze doszła ostatnio afera polityczna. A dla mnie sprawa wcale nie jest taka oczywista. Więzienie za umowę gazową z Rosją – paranoja. Kto wynegocjuje z Rosją umowę gazową korzystną dla własnego kraju? U nas trzeba by posadzić Jasińskiego, Pola i jeszcze parę osób. Ale Tymoszenka ma dużo za uszami, w tym walne przyczynienie się do zdobycia władzy przez Janukowycza. Odpowiedzialność karna wysokich rangą polityków za to, co robią, wcale nie wydaje mi się absurdalna. To politycy są najaktywniejsi w protestach w tej sprawie, bo lepiej bez takich precedensów. Ja bym bronił Tymoszenko w tej konkretnej sprawie, ale nie protestował przeciwko zasadzie. Następny proces, jaki ją czeka, to już czysty ziobryzm. Wydobyli z jakiegoś gangstera, że pieniądze na zlecone zabójstwo dała Tymoszenko. A skąd on mógł wiedzieć, kto dał pieniądze.
Właśnie obejrzałem na Mezzo wersję Don Giovanniego z Salzburga, którą polecał Lesio. Było warto. Mimo, że zazwyczaj nie zachwycam się uwspółcześnionymi inscenizacjami ta wciągnęła mnie całkowicie. Już sama możliwość podziwiania Dorothei Röschmann – jednej z najpiękniejszych kobiet świata w dość śmiałej scenie z przebranym Leporellem jest bezcenna.
Dorothea Röschmann może i nie jest najpiękniejszą kobietą świata, jeśli ktoś nie preferuje rubensowskich kształtów, ale za to śpiewa zawsze przepięknie.
Melduję się już z Lublina. Jak to miło mieć tak blisko do celu podróży 🙂
I zaraz idę się „kodować”.
Gostku, nie wiem, co to. 😳
Gostku, czy chodzi Ci o ten taniec Brahmsa?
http://www.youtube.com/watch?v=cnCTo9hxZzA&feature=plcp
lisku, you are the bestest!
Czyli wszystko gotowe. Dzięki.
Bo ja szukałem po wszystkich znanych mi „favourite violin encores” – Wieniawskie nie Wieniawskie, a tu Brahms.
Brawo the bestest Lisek! 😀 Nawet szukałam w tych tańcach, tylko nie trafiłam na właściwy numerek. 😳
My pleasure 🙂 Wielkie dzieki za przysmaki z chomikarium.
Mam zaszczyt przekazać Państwu wiadomość cudowną.
Kola wygrał w Dublinie. Koncert Rachmaninowa, który wykonał podczas finału, był naprawdę wspaniały.
Mamy jednak także nasz rodzimy powód do dumy – reprezentant naszego kraju, Radosław Kurek, został nagrodzony za najlepsze wykonanie utworu Mozarta. 🙂
Co tu dużo mówić, jest się czym cieszyć!
Pobutka.
PAK-u, tak wczesnie? A staralam sie nie halasowac 😀
Kola w Dublinie:
http://www.youtube.com/watch?v=U3r5Q8zIXek&feature=player_embedded
Brawo Kola! 😀
A w ogóle to dzień dobry 🙂 Wczoraj mnie troche wessało życie koncertowe i towarzyskie, a zaraz idę na sympozjum. Ale obiecuję już dziś wieczorem podzielić się z wami różnymi wrażeniami 🙂
Bardzo lubię sympozja. Wczoraj byłem na bardzo ciekawym u nas w pracy. Ale rezultat dyskusji był mało optymistyczny.
Widząc małą aktywność na Dywanie, pozwolę sobie jeszcze trochę ponudzić na temat Luizjany. Bardzo ciekawa historia. Kolonia francuska od poczatku XVII wieku, początkowo znacznie większa od obecnego stanu, ze względu na Mississipi powinna przynosić ogromne profity. W poczatkowym okresie nie było za bardzo, co transportować rzeką i efekty ekonomiczne były mizerne. Do tego niezdrowy klimat bagienny na południu powodował, że mało co się rozwijało gospodarczo. Skłoniło to Francuzów do oddania Luizjany Hiszpanom. Hiszpanie poszli po rozum może do głowy, a może gdzie indziej i doszli do wniosku, że remedium na kiepski klimat będą czarni niewolnicy. Na niewolnictwie rozwinęli produkcję cukru i rozwijali się coraz lepiej tylko natrafili na kłopoty ze Stanami, które po uzyskaniu niepodległości przeszkadzały w sprowadzaniu niewolników na kontynent północnoamerykański. Z pracy niewolniczej korzystac było można ale przywozic nowych nie za bardzo. Przestraszeni Hiszpanie oddali kolonię Francuzom w 1800 roku. Ci się nie przejmowali amerykańskimi okrętami i przywozili niewolników, ile się dało, a gdy amerykańskie okręty stały się uciążliwsze, przywozili ich przez Południową Karolinę, gdzie kontrola stała się mniej czujna. Zamieniali też w niewolników wolnych ludzi z San Domingo, którzy po rewolucji antyfrancuskiej emigrowali do Luizjany. Wyprawa Napoleona na San Domingo była tak kosztowna, że propozycję zakupu Luizjany przez Stany Napoleon przyjął bez wahania.
W całym tym okresie, do 1803 roku, a także później, w Luizjanie dominowała kultura francuska. Panowanie hiszpańskie nie wiązało się z osadnictwem. Ale i Francuzi nie osiedlali sie tam chętnie. Początkowo w południowej – cajuńskiej części osiedlano przymusowo osoby społecznie podejrzane. Tam też osiedlali się uciekinierzy z Kanady, biali z San Domingo i mniej zamozni rojaliści uciekający z Francji przed represjami rewolucyjnymi. Niewątpliwym wyczynem Cajunów było przetrwanie na terenach, gdzie uważano, że pracować są w stanie tylko czarni niewolnicy. Cajunowie niewolników nie posiadali, rzecz jasna. Do tego grają i śpiewają mazurki. Ciekawe, czy je tańczą, a jeśli tak, to jak 🙂
Jeszcze ciekawostka. Napoleon sprzedał Luizjane za 60 mln FR czyli 15 mln $ w bonach skarbowych. Bony spieniężył w angielskim banku Baring uzyskując niewiele ponad 8,5 mln $. Alexander Baring, Lord of Ashburton, osobiście popłynął do USA, gdzie zrealizował bony i po powrocie dodatkową pokaźną kwotę przekazał Francji uznając, że tak jest uczciwie. Podejrzewam, że gdyby nie uzyskał nic, Napoleon nie byłby skłonny zwrócić części otrzymanej gotówki. Ale wówczas uczciwość rozumiano jakoś inaczej, choć i tak oszustów nie brakowało. Napoleon niespodziewaną premię wykorzystał na wojnę przeciwko Anglii, w której Aleksander Baring został w międzyczasie szanowanym politykiem. W rządzie Peela był Zawiadowcą Mennicy, także autorem kilku prac ekonomicznych. Wysłany do Ameryki w 1842 roku podpisywał wynegocjowany przez siebie traktat Webster-Ashburton regulujący kwestie sporno brytyjsko-amerykańskie, w tym przebieg granic (z obecną Kanadą).
Na koniec kolejne 2 ciekawostki: 1) był zarządcą British Museum i National Gallery; 2) pomimo oddania Napoleonowi pieniędzy wykorzystanych na wojnę z Anglią nikt go nie nazywał zdrajcą. Poczucie uczciwości nagrodzono natomiast powierzeniem funkcji Prezesa brytyjskiej Izby Handlowej. Co kraj to obyczaj.
Aha, może ten gest Lorda Ashburtona wynikał z faktu, że z podróży do Ameryki po pieniądze przywiózł także żonę, Annę Luizę Bingham z Filadelfii. Może okazała się bardzo wiele warta.
Zarządca w odniesieniu do BM i NG to niezbyt szczęśliwe określenie. Należało raczej napisać członek Rady Zarządzającej (Board of Trustees). Nie przychodzi mi do głowy odpowiednik polski, ale dosłownie jest to ciało, którego członkom powierzono zarządzanie ufając, że będą korzystac ze swoich kompetencji w najlepszym interesie podmiotu zarządzanego.
Nie mówi się „rada powiernicza”?
Ależ Stanisławie, takiego „ przynudzania” 😉 nigdy dość, zawsze człek dowie się czegoś nowego. Tak że prosimy bardzo 🙂
A Dywan pewnie dlatego mniej aktywny, że ilość wydarzeń w których warto uczestniczyć wymaga posiadania daru bilokacji ( która to umiejętność, jak wiadomo, dana jest nielicznym poza Ojcem Pio i…chyba Panią Kierowniczką 😉 ) i na nic już nie wystarcza czasu. Dzisiaj we Wrocławiu o tej samej porze są np. dwa koncerty muzyki dawnej, na które mam ochotę .Po krótkim namyśle wybieram ten : http://www.amarkowskifoundation.eu/
Podobno będzie transmitowany przez Dwójkę, więc chomiki już pewnie ostrzą zęby 🙂 ku naszej wielkiej radości 🙂
A koncert Huelgas Ensemble zamyka ten oto festiwal historyczny :
http://www.anamneses.pl/
Związek tej muzyki z myślą przewodnią festiwalu wydaje mi się dość odległy, ale nie będę marudzić 🙂
Dwójka nic nie podaje na ten temat! Chyba że będą nagrywać a emisja w innym terminie. Ja się przeprowadzam do Wrocławia…Ojej, tylko nie wiem, czy zdążę 🙄
W znacznym uproszczeniu: Napoleon sprzedal, temu samemu szczwanemu nabywcy 😉 , Luizjane z tych samych powodow dla ktorych Aleksander II sprzedal Alaske – niemozliwosci utrzymania tych terytoriow z powodu trudnosci komunikacyjnych i naporu innych osadnikow. Lepiej bylo dostac cos, niz nic.
„[…] Niewątpliwym wyczynem Cajunów było przetrwanie na terenach[…]” – chcialbym tu dodac, ze zycie na peryferiach obecnego Quebecu bylo tez nieprawdopodobnie ciezkie.
„Tam też osiedlali się uciekinierzy z Kanady” – Anglicy postanowili w polowie XVIII w deportowac francuskich osadnikow z terenow Akadii. Deportacja odbywala sie w nieludzkich warunkach – moze spokojnie isc w konkury z deportacja Polakow na kresach przez NKWD.
Czesc francuskiej ludnosci schowala sie w lasach, czesc uciekla do obecnej Luizjany.
Chcialbym tez dodac, ze Kreole i jezyk i kultura kreolska nie jest ograniczona do tylko do mieszanki francusko -cos tam. Istnieja jezyki portugalski kreolski (historycznie chyba najwczesniejszy), hiszpanski kreolski, angielski kreolski itd. http://en.wikipedia.org/wiki/Creole_language Tamze odnosnik do polskiej wersji artykulu.
Pietrku, jak widać historia francuzoamerykanów jest bardzo ciekawa i chyba w Polsce słabo znana.
Gostku, rada powiernicza, jak najbardziej. Skleroza, jakoś zabrakło mi tego pojęcia. U nas także od pewnego czasu egzystują rady powiernicze ważniejszych muzeów. W wielu prywatnych uczelniach nazywają się wprost „Board of trustees” choć w Anglii takie pojęcie jest zarezerwowane dla instytucji „non-profit”. A od pewnego czasu o tych radach było trochę szumu w Muzeum Narodowym i w Muzeum Powstania Warszawskiego.
Maestro za rok w Warszawie. http://www.anderszewski.net/performances/view_performance.cfm?event_id=488
Dopiero… 🙁
Najważniejsze, że już za parę miesięcy wraca, i że już podobno ćwiczy 😉
Zawsze można się wybrać do Kolonii na koniec świata, 12/12/2012 – to prawie pół roku wcześniej. 😉 Albo kilka dni później do Berlina. Ciekawe, co z łódzkim festiwalem.
Ten Berlin jest tak blisko, że rzecz jest warta rozważenia 😉
Tymczasem wrzuciłam w końcu nowy wpis.
@notaria 16:10
Rzeczywiście informacja na stronie festiwalu nie była zbyt precyzyjna – Dwójka była i nagrywała,retransmisja ma być na początku czerwca (wieść niesie,że w Boże Ciało tj.7.06.,ale pewności nie ma 🙂 )
Pięknie było : trzy panie (Cantus) i siedmiu panów ( alt,czterech tenorów,baryton i bas ) pod kierunkiem swego szefa,”Sherlocka Holmesa muzyki dawnej” zabrało nas w podróż muzyczną,złożoną z dwóch etapów,będących swoim lustrzanym odbiciem: pierwsza część rozpoczynała się od Bacha i cofała się w czasie aż do ” Laudes Regiae” na powstałych na koronację Karola Wielkiego.Druga w porządku odwrotnym – zaczęła się XIII-wiecznym Anonimem „Belial Vocatur”,a zakończyła tym samym utworem JSB, który rozpoczął część piewszą ( O wir armen Sunder). Frekwencja była duża nad podziw, może i dlatego,że wstęp był wolny.Ludność siedziała cichutko jak zaczarowana, mimo że ławki twarde 😉 na dodatek przez cały koncert nie zadzwonił ani jeden telefon 🙂
Przepraszam za literówkę, miało być „O wir armen Sünder”.A wszystko to w pięknym kościele uniwersyteckim, który jest stanowczo zbyt mało znany,tymczasem jest to znakomity przykład rzymskiego jezuickiego baroku,nie zepsuty żadnymi późniejszymi przebudowami ani inwencją kolejnych proboszczów ;-)No i dla bywalców Dywanu jest ważny nie tylko ze względu na odbywające się w nim wydarzenia muzyczne,ale i towarzyskie – to tam brał ślub Lolo 🙂 Notario, przeprowadzka do Wrocławia – czemu nie ? To miasto zasysa:-) Ostatnio doniosły wiewiórki,że bohater zeszłorocznego festiwalu Musica Electronica Nova, Pierre Jodlowsky, tak sobie upodobał Wrocław,że właśnie tu się przeniósł. Wszystko mu się tu podoba (na razie ). Podobno stąd mu wszędzie łatwiej dotrzeć niż z rodzinnej Tuluzy ( !!!???). A tymczasem my tu cięgiem narzekamy,że pociągiem do Berlina (a nawet Jeleniej Góry) jedzie się dłużej niż za cesarza Wilhelma 🙂
Ew_ko, dzięki za relację. Program sam w sobie mnie aż zelektryzował, ale niestety, mój samolot miał awarię 😉 Liczę na retransmisję.
Chyba chcecie szczeniaka zrobić w konia. Berlin ma być bliżej od Kolonii? 😯 😆
Mazurek zamiast słonia? Mam na myśli powiedzenie – słoń a sprawa polska.