Strefa tapera

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Niniejszym oznajmiam, że dziś zostałam piknikiem. Rzecz miała miejsce w parku przed Królikarnią, na wielkim ekranie leciała transmisja z Doniecka meczu Francja-Hiszpania (choć niestety czasem zakłócana przez kiepski odbiór), na trawniku siedzieli ludzie i rzeczywiście piknikowali: pojadali, pili napoje mniej lub bardziej wyskokowe, patrzyli pilnie w ekran i podsłuchiwali, co grają do tego muzycy z zespołu Marcina Maseckiego Profesjonalizm.

Co grali? Cóż, w pierwszej części było to dość monotonne i może nawet zanadto ilustracyjne: piłkarze biegali trochę bezładnie po boisku, a muzycy biegali bezładnie po swoich instrumentach. Gwoli ścisłości trzeba dodać, że tylko szef zespołu miał na swoim pianinku ekran z podglądem, co też się na boisku dzieje. Z początku miałam wrażenie, że kibicuje Francji, bo co jakiś czas grał Marsyliankę. Ale z czasem trzeba było sobie przypomnieć mało nam znany hymn Hiszpanii, trzeba było pojechać hiszpańską formułą… Pierwsza część zakończyła się 0:1 dla Hiszpanii.

W drugiej było już ciekawiej, bo bardziej jazzowo i mniej ilustracyjnie (może muzycy wypili łyczka w przerwie?). Ale hymn hiszpański jeszcze się przydał i trzeba było nim zakończyć. W sumie jeśli nawet miejscami sportowe taperstwo nie było jakieś pasjonujące, to zdecydowanie wolę je od komentarzy pana Szpakowskiego.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Przed samym meczem została odtworzona Ekecheirija – hymn olimpijski na nieszczęsne igrzyska olimpijskie w Monachium, autorstwa Krzysztofa Pendereckiego, a wcześniej jeszcze odbyło się wykonanie Bryzy na 111 rowerów Mauricia Kagla, zorganizowane wspólnie z Masą Krytyczną, ale też z udziałem rowerzystów związanych ze światem muzyki. Oczywiście nie było ich 111, tylko gdzieś z połowę tego, ale wszystko zostało wykonane jak trzeba: peleton jechał sobie w kółko i co jakiś czas zmieniał sposoby wydobywania dźwięku – dzwonki, śpiew, terkotanie trrr czy szumienie szszsz. Pokręcili się wokół wielkiego trawnika przed Królikarnią i odjechali.

Nie zdążyłam obejrzeć tamtejszych instalacji, może uda mi się jeszcze zajrzeć jutro. Ale muszę powiedzieć, że bardzo miło mi się w ten sposób oglądało mecz.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj