Strefa tapera
Niniejszym oznajmiam, że dziś zostałam piknikiem. Rzecz miała miejsce w parku przed Królikarnią, na wielkim ekranie leciała transmisja z Doniecka meczu Francja-Hiszpania (choć niestety czasem zakłócana przez kiepski odbiór), na trawniku siedzieli ludzie i rzeczywiście piknikowali: pojadali, pili napoje mniej lub bardziej wyskokowe, patrzyli pilnie w ekran i podsłuchiwali, co grają do tego muzycy z zespołu Marcina Maseckiego Profesjonalizm.
Co grali? Cóż, w pierwszej części było to dość monotonne i może nawet zanadto ilustracyjne: piłkarze biegali trochę bezładnie po boisku, a muzycy biegali bezładnie po swoich instrumentach. Gwoli ścisłości trzeba dodać, że tylko szef zespołu miał na swoim pianinku ekran z podglądem, co też się na boisku dzieje. Z początku miałam wrażenie, że kibicuje Francji, bo co jakiś czas grał Marsyliankę. Ale z czasem trzeba było sobie przypomnieć mało nam znany hymn Hiszpanii, trzeba było pojechać hiszpańską formułą… Pierwsza część zakończyła się 0:1 dla Hiszpanii.
W drugiej było już ciekawiej, bo bardziej jazzowo i mniej ilustracyjnie (może muzycy wypili łyczka w przerwie?). Ale hymn hiszpański jeszcze się przydał i trzeba było nim zakończyć. W sumie jeśli nawet miejscami sportowe taperstwo nie było jakieś pasjonujące, to zdecydowanie wolę je od komentarzy pana Szpakowskiego.
Przed samym meczem została odtworzona Ekecheirija – hymn olimpijski na nieszczęsne igrzyska olimpijskie w Monachium, autorstwa Krzysztofa Pendereckiego, a wcześniej jeszcze odbyło się wykonanie Bryzy na 111 rowerów Mauricia Kagla, zorganizowane wspólnie z Masą Krytyczną, ale też z udziałem rowerzystów związanych ze światem muzyki. Oczywiście nie było ich 111, tylko gdzieś z połowę tego, ale wszystko zostało wykonane jak trzeba: peleton jechał sobie w kółko i co jakiś czas zmieniał sposoby wydobywania dźwięku – dzwonki, śpiew, terkotanie trrr czy szumienie szszsz. Pokręcili się wokół wielkiego trawnika przed Królikarnią i odjechali.
Nie zdążyłam obejrzeć tamtejszych instalacji, może uda mi się jeszcze zajrzeć jutro. Ale muszę powiedzieć, że bardzo miło mi się w ten sposób oglądało mecz.
Komentarze
Powinienem napisać teraz – nie na temat, ale w aktualiach – jak następuje :
Panie Marszałku województwa
Panie Ministrze kultury
Panie Premierze rządu
Panie Boże wszystkiego
Ratujcie Warszawską Operę Kameralną, pokornie proszę
lesio
Bo wczoraj było najlepsze Wesele Figara ze wszystkich kilkudziesięciu incenizacji, których widziałem w swoim życiu kilkadziesiąt. Owacja na stojąco i to ABSOLUTNIE zasłużona. Nie chciałbym tylko myśleć, że oklaski były formą pożegnania..
powinno być
„które widziałem w swoim życiu”
Przepraszam, to z emocji
Jak Anna Wierzbicka? W Krakowie śpiewała pięknie, a że postać mdła, to już nie jej wina. Ogólnie w Operze Krakowskiej nudziłam się jak mops (czy mopsy nudzą się bardziej niż inne psy, Bobiku?) budząc się do życia gdy na scenę wkraczał Mariusz Kwiecień. Nie bez powodu jest jest gwiazdą, a forma głosowa po wszystkich przejściach zdrowotnych znakomita. Dobrze wypadła też Anna Bernacka. Za to Szumański i Oleś-Blacha – co z tego , że wokalnie OK, kiedy oboje całkowicie wyprani z temperamentu i osobowości. Nie sądziłam, że kiedyś zdarzy mi się prawie usnąć z nudów na „Weselu Figara” a jednak….
To mieliście wczoraj wrażenia operowe 🙂
Co do WOK, nie wiem, czy ją ktokolwiek uratuje. Minister ma w nosie. Marszałek tym bardziej. A o premierze… lepiej nie mówić. Haratanie gały i tyle.
„Haratanie gały i tyle.”
No bez przesady… Premier słucha Savalla. Pod wpływem żony.
http://tygodnik.onet.pl/30,0,76528,gram_dalej,artykul.html
małyjanio – witam. No proszę 🙂 To należy sobie życzyć, żeby żona miała jeszcze większy wpływ na premiera 😉 Widziałam ich raz na koncercie. Ale tylko raz.
U niego w rodzinie się muzykowało, bodaj ojciec grał na skrzypcach, więc można byłoby się spodziewać większego zainteresowania tą szlachetną sztuką…
Dla równowagi, żebyśmy sobie nie myśleli, że to tylko Struziki z rodzinami i tylko u nas.
Chciałem się wpisać, ale potwierdzenie nie przyszło. 🙁
Hm, historia się powtarza. Co to jest – ageizm? Sigi ma już swoje lata (a fałszował przez większość swojej kariery – ale zasług mu nikt nie odbierze)…
No to zostaje tylko Niewypowiedziany…
Tak Pani Kierowniczko,
wieczór był niesamowity, bo te dwie strony spektaklu jakby napędzały się wzajemnie, im więcej entuzjazmu na widowni tym jeszcze lepiej na scenie.
Cały zespół wspaniały, ale 2+1 non+ultra :
Zuzanna (Boberska) *****
Hrabia (Ż. nie mam programu, nie chcę zniekształcić nazwiska zaraz się dowiem), którego gra aktorska i sztuka wokalna godna najlepszych scen operowych – czyli WOK.
Jeżeli tak grał aktor w komedii Beaumarchais, to nie dziwię się, że ją natychmiast zdjęto z afisza!
A owym +1 znakomity dyrygent (Graca), śpiewający z ensemblem, tak, że się samemu chciało tyż…
Według rozkładu jazdy był to Witold Żołądkiewicz. On jest aktorsko rzeczywiście dobry. Głos może nie tak olśniewający, ale on jest z tych, którzy śpiewają inteligencją.
Tak, PK, p.Żołądkiewicz
w moich oczach – fantastyczny !!!
Dzięki niemu bawiłem się setnie i po raz pierwszy było widać tak wyraźnie podział na niekoniecznie umnych jaśnie Państwa i pozostałych.
Nawet było skojarzenie z Napoleonem (ten chociaż był wizjonerem) i może jeszcze dalej…
—-
Wspaniały był duet Hrabiny i Zuzanny z III aktu – tak wyraźnie pokazujący, że sto lat później skorzysta z tego Delibes w Lakmé.
—-
Znowu zadaję sobie to trywialne pytanie, jak ten 31 wtedy latek mógł coś tak wspaniałego skomponować
U Mozarta wszystko przebiegało szybciej, więc rozwojowo-muzycznie był najmniej 10 lat do przodu…
@Urszula – o le mi wiadomo mopsy nudza sie tylko w komodzie.
Ojej, Witek Żołądkiewcz… Znałam go w czasach, kiedy był nieśmiałym młodzieńcem i na Hrabiego nijak się nie zapowiadał. Ale głos już miał….
Przepraszam, że znów o pieniądzach. Zajrzałem w tabelki, żeby mieć pojęcie, o jakie kwoty chodzi w tej Belgii. Zespoły, które znam, dostaną od rządu tyle euro co roku przez 4 lata:
Anima Eterna 200 tys.
Capilla Flamenca 55 tys.
Collegium Vocale Gent 275 tys.
Graindelavoix 41,75 tys.
Huelgas Ensemble 55 tys.
Il Fondamento 75 tys.
Il Gardellino 40 tys.
Psallentes 20 tys.
Teraz sobie porównajmy z byłym rocznym budżetem WOK i wyciągnijmy wnioski. Wiem, trzeba by policzyć wszystkie źródła, ale i WOK mógłby mieć jakieś inne, gdyby ktoś się tym zajął. No i żaden z tych zespołów nie zatrudnia specjalisty od BHP i kierowców, o ile mi wiadomo.
Dobry wieczór wszystkim Dywanowiczom!
Ja wybieram się na ‚Wesele Figara’ do WOK w połowie lipca – zapowiada się więc pięknie:)
Dobrze się też słuchało Philippe’a Jaroussky’ego i Marie-Nicole Lemieux w Poznaniu przed paroma dniami. Tym razem siedemnastowieczna muzyka włoska. Lemieux świetnie śpiewa i aktorsko też wyrazista.
Polecam gorąco ( może jeszcze w ARTE powtórzą) ‚Juliusza Cezara’ Haendla z Salzburga – a może ktoś wybierze się pod koniec sierpnia do Austrii…?Będzie jeszcze kilka spektakli – gwiazdorsko: Bartoli, Jaroussky, Scholl, von Otter…
Polecam też ‚Xerxesa’ w Komische Oper w Berlinie – urokliwe i uroczo zaśpiewane i zagrane.
Czekam na CHiJE, jak co roku – trzymam kciuki,żeby się wszystko udało!
Mariusz Kwiecień do Warszawy nie zawita (szkoda!), ale będzie Piotr Beczała w TWON, a w maju Piotr Anderszewski w FN.
A w letnie wieczory można sobie posłuchać tej Artystki i nagrań z tej płyty:
http://www.jpc.de/jpcng/classic/detail/-/art/Joan-Sutherland-Home-Sweet-Home/hnum/6548478
http://www.youtube.com/watch?v=pNTELrZDfiY
Ale na świecie nie jest różowo:
http://www.lapetitebande.be/index.php
Nie wiem do końca, o co chodzi. Ktoś w necie dał mi cynk.
Dobry wieczór,
Marcin D. zaczekał w poczekalni, bo wrzucił dwa linki 🙂
Gostku – dokładnie to wrzucił WW powyżej (12:38).
Wodzu – porównywać tych zespołów z WOK się nie da, bo jednak to jest teatr operowy, a więc co najmniej orkiestra, chór, ekipa techniczna i administracja. To być musi; solistów można zapraszać, ale pewien szkielet musi być obecny, bez niego teatru nie ma.
Byłam dziś pod wieczór (przed nagrywaniem Trybunału) znów w Królikarni, żeby obejrzeć tamtejsze instalacje. Przezabawny był gadający fortepian Petera Ablingera: nad klawiaturą był uruchamiany komputerowo system naciskania klawiszy, a naciskane one były według widma częstotliwości głosu, więc niemal można było zrozumieć głos dziecka czytającego Deklarację Praw Człowieka, a po chwili – zdanie wypowiadane przez samego Freuda 🙂 Ciekawa też była instalacja Karola Nepelskiego umieszczona na ścieżce parkowej pod ziemią, w kanale, a podsłuchiwać ją można było przez kraty wentylacyjne. Fajna zabawa.
Mam nadzieję, że Aga i lesio dobrze się bawili na koncercie Hopkinsona Smitha i że przeczytamy tu jakieś sprawozdanko 😉
Bo my z Gostkiem chyba łazimy po tych samych miejscach. 🙂
Ja wiem, porównać się nie da, ale choćby taka rzecz, że Kuijken bez pieniędzy może z podstawowego składu wydelegować dwa kwartety smyczkowe, a WOK musi płacić osobno, no bo wicie. O administracji i ekipie technicznej nie mówmy, to nie jest żaden problem zlikwidować 90% etatów i działać dalej o połowę taniej. Jak by nie kombinować, WOK nie może działać na dawnych warunkach, bo to się nie da.
Hopkinson Smith naprawdę dał dziś recital w Kobyłce. Okazuje się, że drugi w pięcioletniej historii tamtejszego festiwalu. To był wieczór nierealności w oczywistych ramkach i kontrastowych impulsów. Diabeł mieszał ogonem w tyglu emocji, a anioł o chłodnym czole płoszył go dobrotliwie. Wnętrze kościoła stwarza mnóstwo możliwości generowania hałasu. W pierwszej połowie recitalu kruchy głos lutni z trudem wyłaniał się z dźwiękowego śmietnika, by za chwilę znowu w nim zginąć. Na szczęście w czasie przerwy dużo osób wyszło, zostali prawie wyłącznie słuchacze. Diabeł przysnął przykryty własnym ogonem. Anioł czuwał dalej, choć widać po nim było zmęczenie. Wzruszyłam się – i to ze mną zostanie. A potem kwiaty dla organizatorów, Hopkinson Smith stopniowo niknie przysłaniany przez kolejne osoby wchodzące na podium i w końcu pociąg, którego nie było w rozkładzie (na ten rozkładowy spóźniłam się 5 minut, następny miał być za półtorej godziny, a był – po dwóch kwadransach) , zabiera mnie do domu.
a co w Trybunale będzie za tydzień?
Hm,
nie umiem dobrze ocenić, nie chciałbym być niesprawiedliwy, ale wydaje mi się, że jego wielkość tak naprawdę przeminęła wraz z odejściem Figueras czy z ensemblem Chiary Banchini. I chyba trudno zbudować interesujący recital grając muzykę, która kiedyś TYLKO towarzyszyła dworskim obbligacjom…
Jestem ciekaw jakie będzie Agi sprawy zdanie..
To się nazywa łajza 😉
Lutnia solo w kościele to rzeczywiście mało szczęśliwy pomysł…
Wodzu, no, to jest oczywista oczywistość, że nie może. Ale jeżeli ma być, to jakiś skład minimum przecież jest konieczny. Nie mówię, że BHP… 😉
Lolo,
za tydzień sonaty skrzypcowe Ysaye’a. Z Kacprem i Dorotą zgadywał tym razem Kuba Jakowicz. Podobno na wstępie oświadczył, że go nie lubi, co wywołało zdumienie w kolegach. We mnie też.
Nie chciałem narzekać przed koncertem, na który się nie wybierałem. 🙂
Dawno temu, jak jeszcze nasi bili się z Krzyżakami, sprytni Italczycy podzielili muzykę na da chiesa i da camera, komu to przeszkadzało? 😛
🙂
Pobutka.
Przed recitalem nikt z nas (Lesio był z przyjaciółmi) nie miał złudzeń, co do warunków, jakie będą panować w kościele. Ale jak tu opuścić występ Hopkinsona Smitha, kiedy odwiedza Twoją (albo sąsiednią) parafię? 😉 Dla mnie była to może jedyna okazja, żeby usłyszeć go na żywo. Siedziałam na wyciągnięcie ręki i cieszę się, że tam byłam. Poza wszystkim, odczuwam perwersyjny pociąg do emocji serwowanych w tyglu. 😉 😆
Urszulo, jak ktoś mo psy, to powinien zadbać o to, żeby się nie nudziły. Bez względu na rasę. 🙂
Bobiku, sądziłem, że po to się kupuje psa, żeby to pies dbał, aby człowiek się nie nudził.
To Stanislaw nigdy nie miał psa ? A już zwłaszcza jamnika ?
Niedzielne przedstawienie La traviaty było okazją wręczenia p. Kurzak platynowej płyty 🙂
Drugi akt z p. Dobberem mógłby wystarczyć na cały wieczór, wreszcie tatuś, którego naprawdę trzeba się bać. A tu jeszcze p. Kurzak w akcie czwartym, odejmująca oddech, albo i gardło ściskająca. Jak do tego dodać jeszcze bardzo dobrego głosowo Alfredzika (p. Rutkowski), p. Lubańską która z Flory, zwykle traktowanej po macoszemu, wycisnęła ile się dało, orkiestrę, na którą spłynęło jakieś natchnienie (że właściwie nie trzeba nawet dodawać toutes proportions gardées)….. Fantastyczne zakończenie (dla mnie) sezonu w TWON.
Jamnika nie miał, choć jakiś czas z jamniczką mieszkał. Wabiła się Figa. Gdy miewał psy, na ogół nie miał czasu się nudzić. Psy też się nie nudziły, ale nie trzeba było specjalnych rozrywek wymyślać. Spacery, kąpiele, czesania, drapania za uchem, karcenie za włażenie na łóżko zazwyczaj wystarczały. Włażenie na łóżko nie pozostawiało śladów, natomiast głośne „chlap” na podłogę, gdy otwierało się drzwi wejściowe, było aż nadto wystarczające.
To jakoś nietypowo było u Stanisława. Zwłaszcza z jamnikiem(czką).
Nasz (jamnik) nawet dla wyjść do Filharmonii zrozumienia nie miał.
Im inteligentnieszy pies, tym bardziej się nudzi, kiedy nie ma odpowiedniego zajęcia (którego dostarczycielem powinien być człowiek, bo inaczej po co on psu?). A im bardziej się nudzi, tym bardziej świruje. I stąd się potem biorą nieusprawiedliwione opinie, że pies jest „niegrzeczny”. 👿 Dobre sobie! To wszystko z nudów, wysoki sądzie… 🙄
Oczywiście wyciąganie z tego wniosku, że mopsy są inteligentniejsze od innych psów, a zwłaszcza od kundli, też byłoby wysoce nieusprawiedliwione. 😎
Zgadzam się z Bayliką ale tak samo jak w piątek Gaston, Baron i Markiz na żenującym poziomie wokalnym, nie przystającym solistm TWON. Co niestety w istotny sposób ciąży nad całością w sumie dobrego wykonania. Za to Baron otrzymał na koniec największą wiązankę kwiatów… czyżby jednak w dowód uznania?
W pewnym poradniku dla psiarzy przeczytałam: „Jamnik nie poskramiany staje się panem domu”. Jest w tym coś – wie o tym każdy, kto miał z jamniorami do czynienia… 😉
Nieszczęsna WOK
Kiedy rozmawiam z przyjaciółmi, którym bliski jest los WOK, nieodparcie mam wrażenie, że ludzie skądinąd przyzwoici i szanowani wprawdzie zgadzają się, że cała ta obrzydliwa chryja to stek oszczerstw i bzdur, ale nie bardzo wiedzą, jak się do obrony tej szacownej instytucji zabrać. Nie chodzi nawet o to, że nie czują się na siłach argumentować przeciwko tym pseudofaktom i pseudoraportom zmontowanym przez urzędasów, bo trudno argumentować przeciw ingorancji i złej woli, ale też o lęk, że uderzając w tę – z przeproszeniem – kupę, można sobie łapki nieodwracalnie powalać. Korci mnie wobec powyższego żeby walnąć prosto z mostu – nie ma ani słowa prawdy, ani krzty sensu w zarzutach wobec WOK. To instytucja, która od lat balansuje na granicy przetrwania, bo jej rzeczywista kulturotwórcza wartość dla społeczeństwa polskiego nie ma nic wspólnego z finansową opłacalnością. I mieć nie będzie. Jeśli ktoś nie rozumie, że ma sens utrzymywanie teatru, którego widownia nigdy nie zarobi na biletach dość, żeby pokryć koszty genialnych przedstawień, tylko dlatego, że ten teatr robi rzeczy zupełnie wyjątkowe i na najwyższym poziomie i jest skarbem naszej kultury – to ów ktoś zawsze będzie smażył artykuły, czy zestawienia, w których WOK przegra z meczem piłkarskim. Faktycznie, rozumiem, że tego typu argumenty, czytane na łamach prasy, kulturalnych ludzi po prostu nokautują i odbierają mowę, ale jeśli nie będziemy wołać z całych sił, stracimy za moment miejsce, które kochamy i nigdzie już nie da się posłuchać choćby tego „Wesela Figara” w takim arcymistrzowskim wykonaniu. Obudźmy się i protestujmy przeciwko tej hucpie, na Boga!
To jamnika można poskromić?!
Jak widać, byli tacy, którym się to udało… albo się przechwalają 😉
Przechwalają się, przechwalają się! Jamniki i Bobiki są nieposkramialne (tzn. nieposkromione, oczywiście) 🙂
Witam strumyczek. Ano szkopuł w tym, że to jednak nie do końca są pseudofakty. Napisałam już o tym w papierowej „Polityce”, tutaj także już rozmawialiśmy. Należy oddzielić od siebie kilka rzeczy: 1. rolę kulturotwórczą tej instytucji (bezsporną!), 2. poziom (nie zawsze równy, czasem rewelacyjny, czasem amatorski, ale tak bywa w wielu instytucjach artystycznych), 3. system organizacji WOK (przestarzały totalnie, generujący wręcz marnowanie pieniędzy). Bardzo przykro mi to pisać, ale tak niestety jest.
Pan dyrektor Sutkowski – czy w takiej, czy w innej formie (najlepiej byłoby, gdyby marszałek opamiętał się i zachował się przyzwoicie) – odchodzi. Następca musi to miejsce przeformułować. Kłopot w tym, czy znajdzie się ktoś, kto będzie to umiał zrobić w sposób mądry, nie niszcząc dorobku. I czy marszałkowi w ogóle będzie na takim rozwiązaniu zależało. 👿
A dziś idę na promocję książki dyr. Sutkowskiego. Opowiem, jak było.
We Wrocławiu też obchodzimy po swojemu Euro 2012 😀
Wczoraj odbył się koncert inaugurujący coroczny cykl letnich koncertów „Po0d Białym Bocianem”… OJ SIĘ DZIAŁO!
http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=sygit%20band%20koncert%20pod%20bia%C5%82ym%20bocianem&source=web&cd=2&sqi=2&ved=0CEsQFjAB&url=http%3A%2F%2Fwww.mmwroclaw.pl%2F417703%2F2012%2F6%2F25%2Fsygit-band-na-poczatek-lata-w-synagodze-pod-bialym-bocianem-zobacz-zdjecia-z-koncertu%3Fcategory%3Dnews&ei=x7joT5KBHoHNsgbB1vinCw&usg=AFQjCNE0WMF6vSglK6Y0RzKpBfHpTqLbuA
Jamnicze rozrywki