Muzycy w przepisy wplątani
Ogromnie ciekawe opowieści słyszeliśmy dziś w Szczecinie z różnych miejsc wspólnej Europy, bliższych i dalszych. Niektóre bardzo zaskakujące. A niektóre wręcz szokujące – jednym z takich było zdanie wypowiedziane przez Zenona Butkiewicza, dyrektora Departamentu Narodowych Instytucji Kultury MKiDN. Otóż powiedział on, że wedle polskiego prawa, wyrażającego się w nowej ustawie o prowadzeniu działalności kulturalnej, nie ma takiego zwierza jak dyrektor artystyczny. Dyrektorem jest naczelny, kropka. Może mieć zastępcę do spraw artystycznych. I dziwić się tu idiotyzmom z konkursami, o których pisałam tutaj.
Jakże inaczej jest w Niemczech, gdzie stanowiska dyrektora-menedżera i dyrektora artystycznego są równoważne, a jeden nie może podjąć decyzji bez drugiego – wszystko jest wypracowywane w zgodzie i kompromisie. Ale to Niemcy są potęgą kulturową. Bo u nich ceni się profesjonalizm, u nas nie. Nasze władze uważają, że grupy zawodowe to grupy interesów, które należy zwalczać.
Ale mówiąc o systemie, to niemiecki jest nam jakoś tam bliższy – w orkiestrach pracuje się na etatach. Zdaje się egzaminy, przechodzi okres próbny i już ma się święty spokój. To by u nas lubili, a nie tak, jak jest u bratanków-Węgrów, gdzie co prawda też po paru miesiącach próby (oczywiście wcześniej jest przesłuchanie – jak u Amerykanów, muzyk jest schowany za kotarą) można zostać zatrudnionym na umowę długoterminową, ale potem co roku podlega się kwalifikacji dodatkowej, by zostać sklasyfikowanym w jednej z czterych kategorii: doskonały, dobry, dostateczny, niedostateczny. Oczywiste, że doskonały zarabia dodatkowo, ale nie ma zmiłuj – i on może się przecież opuścić. Nasze mądrale by tego nie zniosły.
Ale już zupełnie nie zniosłyby systemu brytyjskiego. Tam jest wolny rynek bez litości. Muzycy w większości nie pracują na etatach (jest kilka orkiestr-wyjątków, w tym radiowe), tylko są wolnymi strzelcami i pracują od projektu do projektu. Bywa więc, że ta sama orkiestra ma za każdym razem inny skład. Na kilkanaście dni przed koncertem muzycy dostają nutki juz z uwagami dyrygenta. Muszą się nauczyć na blachę, bo najczęściej jest tylko jedna próba w przeddzień koncertu. Nie ma to tamto, jak u nas, gdy na próbie odbywa się pierwsze czytanie, a na kolejnych jest nielepiej. Efekty niestety słychać. (Tu muszę dodać, że system brytyjski już funkcjonuje w Polsce w jednej dziedzinie – muzyki dawnej.)
Niezależnie już od spraw organizacyjnych, nieistnienie dyrektora artystycznego instytucji bądź co bądź artystycznej nie jest jedynym idiotyzmem w przepisach jej dotyczących. Instytucja np. nie może się zwrócić o grant do władz, także samorządowych, niekoniecznie zresztą do tych, którym podlega. Właśnie opowiedziano mi przypadek, w którym pewna orkiestra chciała nagrać płytę, ale nie mogła zwrócić się o wsparcie do władz – i co zrobiła? Zwróciła się do zaprzyjaźnionego księdza proboszcza, żeby on się do nich zwrócił w jej imieniu. On to chętnie zrobił, nazwa parafii będzie więc umieszczona na płycie, choć wykonywany repertuar bynajmniej nie jest religijny…
Komentarze
Pobutka.
Dzień dobry,
nie wymieniłam jeszcze wszystkich krajów, które wczoraj odwiedziliśmy: poza Wielką Brytanią i Niemcami – Finlandię i Hiszpanię. Każdy przypadek jest dla nas bardzo ciekawy; ten ostatni z powodu szalejącego tam kryzysu, który doprowadza nawet do tego, że muzyków orkiestrowych zwalnia się z pracy na czas letnich wakacji (potem przyjmuje z powrotem), a wtedy oni pobierają zasiłek dla bezrobotnych…
U nas jeszcze nie jest tak źle 😉
Idę na dalsze obrady.
Dokładnie taki sam manewr wykonują w grudniu Krośnieńskie Huty Szkła .Polak potrafi,Pani Kierowniczko!!
Dzis w Trybunale: koncert skrzypcowy Albana Berga.
(witaminowy kod: B3 B2 🙂 )
Szanowna Pani Doroto !
Pisze Pani „…Nasze władze uważają, że grupy zawodowe to grupy interesów, które należy zwalczać.” A czy nasze władze znają się na muzyce ?? Władze chodzą na koncerty dla własnej pychy i pokazanie się w szacownym gronie (( No i te zdjęcia przy okazji w prasie.
Pisze Pani dalej „…I dziwić się tu idiotyzmom z konkursami,” Ależ w tym szaleństwie jest metoda, by biorący udział w takich „idiotycznych konkursach” się wykrwawili wzajemnie, a wygrywa ten, który stracił najmniej krwi a i tak patrzy się na takiego „wygranego” podejrzliwie, czy czasami nie zrobił sobie w trakcie zmagań jakiejś transfuzji.
Dobrze, że niektóre czynniki starają się jeszcze nieśmiało wprowadzać jakieś normatywy, bo przecież muzyka jest jedna i tylko jedna.
A w Teatrze Wielkim dziś aż do czwartku m.in. William Forsythe – choreograf-rewolucjonista, a ściślej jego balet „Artifact Suite”. Bez świadomości jego odkrywczego traktowania tańca klasycznego nie ma się pojęcia o balecie współczesnym. Lektura obowiązkowa!
Nie bardzo rozumiem dlaczego „Nasi madrale”(chodzi chyba generalnie o panstwowych urzednikow) ” nie znioslyby systemu brytyjskiego”. Wychodzi na to, ze system ten w Wielkiej Brytanii jest bardzo tani dla panstwa, a prosze jakie efekty.
Chyba, ze nie wierzy Pani w mozliwosc zniesienia przez „Naszych madrali” tego systemu w Wielkiej Brytanii. Tu calkowita zgoda 🙂
To wytłumaczę dlaczego. Dlatego, że trzeba by zacząć od fizycznej likwidacji związków zawodowych, a dopiero potem wdrożyć resztę systemu. 😎
Pisząc o mądralach myślałam nie o urzędnikach, tylko o muzykach 😈
Choć oczywiście nie uważam, że nasi muzycy orkiestrowi są totalnie bezwartościowi. Nie myślę o jakości, myślę o mentalności.
Skończyła się konferencja, była bardzo owocna. Jeszcze o 20. – ale już w hotelu, w barze – miłe pożegnanko z jazzową ścieżką dźwiękową 🙂 I jutro rano w końcu do domu. Mam ważne zadanie: wyrobić się na 18. do Opery Narodowej na spektakl baletowy, który tu wyżej poleca Saba.
Tyle dziś ciekawych rzeczy usłyszałam, że doprawdy nie wiem, o czym najpierw pisać. Na pewno zrobię jakiś tekst na papier, ale jest też dużo spraw, których do niego nie włożę i właśnie muszę się zastanowić, co wam tu sprzedać 😉
Na razie spytam Wielkiego Wodza, czy coś może wie więcej na temat projektu Filharmonii Kaszubskiej?
Na razie jeszcze szybko wieści w kwestii WOK: w przyszłym tygodniu ma zostać wybrany szef artystyczny. Wewnętrzna komisja z udziałem m.in. prof. Artysza, co wydaje mi się pewną gwarancją, wybierze spośród kilku pracujących wcześniej w WOK dyrygentów. Czyli do wyboru: Kai Bumann, Ruben Silva, Zbigniew Graca, Przemysław Fiugajski, Tadeusz Karolak. MACV natomiast zajmie się być może Sebastian Wypych (dawniactwem się zajmował również). Myśli się o nowej siedzibie dla WOK, z funduszy norweskich. Hm, zobaczymy.
Za 24 minuty będzie śpiewać w medici.tv Joanna na stosie.
Nowa siedziba dla WOK?
Toż chyba cały urok tego przedsięwzięcia polega na bombonierkowej wielkości i słodyczy.
Aktorka Marion Cotillard występujaca w roli Joanny rozrzewniła się na koniec do łez.
Warto obejrzeć i posłuchać, ale nie z powodu łez. 🙂
Będzie jeszcze dostępne przez jakiś czas.
http://www.medici.tv/?utm_source=Mainlist&utm_campaign=d57171d639-20121117_nl_134_insc&utm_medium=email#/jeanne-d-arc-au-bucher-honegger-obc-barcelona-marion-cotillard
Pani Kierowniczko,
Poddaje Pani pod dyskusję model niemiecki, brytyjski…
Jak wiadomo jestem fanem Teatru Maryjskiego. A może by tak powielić tamtejszy model – ze stałym zespołem i charyzmatycznym szefem.
Jak nie odległe są czasy, gdy chodziło się do Opery, aby posłuchać Paprockiego, Hiolskiego, Ładysza. A nazwiska Wodiczki, Rowickiego, nie były obce nawet małemu chłopcu z małego miasteczka.
Uważam, że ważna jest ciągłość kulturowa naczelnych instytucji kultury. A co za tym idzie również stała obecność ludzi, którzy tę Kulturę tworzą. To się nie może zmieniać, jak w kalejdoskopie – bo się angażuje w ramach kolejnego projectu, czy staggione pozbieranych ze świata wykonawców.
Tak funkcjonuje TWON, który przestał być Teatrem Wielkim, a stał się jakąś tancbudą. To są występy gościnne, a nie trwałość tych Instytucji.
Trwałość Instytucji, które są niczym opoka dla każdego obywatela, który uzurpuje sobie jakieś tam prawo do nazywania się człowiekiem kulturalnym.
I żadna to łaska ze strony Państwa, skoro Państwo zobowiązuje mnie na łożenie na nie.
Zamiast podporządkowywać funkcjonowanie tych Instytucji prawom wolnego rynku (co w polskim wymiarze ma jakiś prowincjonalny bożyszczy wymiar), to może tak zorganizować system funkcjonowania tych Instytucji, aby z jednej strony eliminować zasiedzenie miernot, a z drugiej wspierać Instytucję.
Pani Kierowniczko, o Filharmonii Kaszubskiej wiem niedużo, ale się wszystkiego dowiem. 😈
Na pewno nazwa Filharmonia nie będzie odpowiadała treści. Tak się to nazywało w fazie zbierania pieniędzy (na filharmonie dawali), potem nazwa została, bo się przyjęła, a teraz już pozamiatane, wyrzeźbili napis nad drzwiami. 🙂
Inna pewna rzecz – żadnego stałego zespołu (to dobrze). Jeszcze inna pewna rzecz – żadnego pomysłu na częściowe wypełnienie nazwy treścią. Z całym szacunkiem dla pozostałych funkcji, jeżeli w czymś z filharmonią w nazwie będą dwa razy do roku żenujące chałtury Rajskiego, to wypadałoby zrobić coś. Obojętnie co, gorzej nie będzie.
Dowiem się więcej, to doniosę, jo?
No, z ciekawością czekam. Właśnie nowa pani dyrektor szczecińskiej filharmonii zachwycała się pomysłem, pasją pomysłodawcy i projektem w kształcie łodzi 😉 No, ale jeśli nie ma tam pomysłu na częściowe (?) wypełnienie nazwy treścią, to już trochę gorzej.
Szczeciński projekt jest ładny. Na obrazku w każdym razie. Lodowa konstrukcja, choć może nie tak efektowna jak projekt hamburski 😆 Ale widzielismy i budowę (zrobiłam kilka zdjęć komórką, wrzucę już w Warszawie). Na 2014 ma być toto gotowe. Zobaczymy.
O tym, co wczoraj usłyszałam w starej sali (byłam tam pierwszy raz w życiu), opowiadać raczej nie mam ochoty. Ale sala pełna, entuzjazm (klaskanie między częściami niemal obowiązkowe), trochę Niemców zza bliskiej granicy (połowę programu z myślą o nich drukuje się tu po niemiecku). Anglik był z kolei pozytywnie zaskoczony ilością dzieci 🙂
U Anglików jest jeszcze tak, że sale sobie, orkiestry sobie. Nawet takie Southbank Centre ma dwie duże orkiestry rezydencyjne, Barbican bodaj też. Tam jest dziki kapitalizm jednak. 😐
Za to szokiem dla Anglika była opowieść Niemca, że muzycy odkładając na emeryturę otrzymują potem 80-95 proc. pensji 🙂
Jeszcze a propos nowej szczecińskiej filharmonii. Ma ona stanąć w miejscu, gdzie przed wojną był tzw. Konzerthaus (ruiny rozebrane po wojnie). Ale pewien szczecinianin powiedział mi, że wbrew nazwie koncerty tam się raczej nie odbywały – było to miejsce impresaryjne i to za drogo wypadało. Więc system poniekąd brytyjski, który się nie sprawdził 😉 Dziś też tak po trosze jest, ponieważ prawo własności terenu ma miasto i to ono jest głównym inwestorem, tak że filharmonia będzie tam tylko rezydentem, a miasto będzie dysponować. Czy to dobry układ? Hmm… Też można teraz powiedzieć tylko: zobaczymy.
Częściowe wypełnienie treścią dlatego, że jak mówię, nazwa jest na wyrost i z innej bajki. To będzie duże i piękne centrum kultury, mieszczące całą dotychczasową partyzantkę, a muzyki w tym towarzystwie praktycznie nie było. Z całym szacunkiem dla amatorskich chórów, koncertów dyplomowych itp. 😉
Pomysł by się właściwie nawet znalazł, tylko te uwarunkowania. Uwidim.
No dobrze. To jeszcze jedna ciekawostka.
„Po co seniorom kultura” – pod takim prowokacyjnym hasłem poznańskie Regionalne Obserwatorium Kultury, działające przy Instytucie Kulturoznawstwa, prowadziło badania wspólnie ze Związkiem Miast Polskich. Przemysław Kieliszewski z ROK przedstawił wyniki badań w stosunku do seniorów uczęszczających do filharmonii. Prawdę powiedziawszy dla mnie te wyniki nie są niespodzianką.
Badano publiczność 60+.
Aż 60 proc. przychodzi dla repertuaru. Są i inne motywacje, np. towarzyskie, ale ta przeważa (plus znani wykonawcy). To są świadomi konsumenci.
Ważna jest dla nich miła i pomocna obsługa. Cena biletu nie jest aż tak istotna, jak by się mogło zdawać.
32 proc. niemal codziennie korzysta z internetu. Ale też 53 proc. codziennie lub prawie codziennie czyta na papierze.
68,6 proc. ma wykształcenie wyższe.
33 proc. kobiet jest w filharmonii po kilka razy w miesiącu. Ogólnie przeważają kobiety (tu dodam, że podobnie jak w innych miejscach kulturalnych i na Uniwersytetach Trzeciego Wieku).
Źródła informacji o koncercie: 43 proc. gazety, 33 proc. plakaty, ale 31 proc. internet.
Po prostu: stara dobra inteligencja. To jedno z ostatnich miejsc, gdzie się jeszcze przechowuje.
Witam Panią Kierowniczkę i Szacowny Dywan. Pozwalam sobie wyjść na chwilę z grona biernych blogowiczów i dorzucić swoje trzy grosze.
Rzeczywiście praktyczne zastosowanie zapisów wciąż jeszcze świeżej ustawy o działalności kulturalnej jest z punktu widzenia środowiska, jak i pewnie bardziej świadomej części konsumentów – chore. Ale przecież nikt z szeroko rozumianego środowiska muzycznego przeciw takim zapisom nie protestował. Ani na etapie konsultacji projektu ustawy, ani choćby na etapie „rozprawiania się” z teatrami dramatycznymi przy pomocy konkursów na dyrektorów w środowisku teatralnym, co obserwujemy już od ponad roku. Nie było głosów tzw. autorytetów, profesorów, krytyków czy komentatorów życia muzycznego. Toteż urzędnicy z ministrem na czele „zrobiły co umiały”, bo kontakt z żywą kulturą, a w Polsce z muzyką w szczególności, nasze elyty mają szczątkowy i takież o niej pojęcie.
Zobaczymy zatem czy zemści się to również przy wyborze na dyrektora FN. Choć w tym przypadku minister dochował minimum ustawowej staranności, mianując przewodniczącym komisji K Penedereckiego.
Co już się stało w WOK – wiadomo. Co więcej, zaproponowany przez nowego dyrektora tej instytucji regulamin organizacyjny, konsultowany co prawda ze związkami zawodowymi, ale już nie konsultowany z radą artystyczną (co byłoby bardziej uzasadnione) zakłada, że zastępca ds. artystycznych jest najniżej stojącym w hierarchii reprezentantem Opery. W przypadku nieobecności dyrektora naczelnego zastępuje go zastępca ds. administracyjnych, a dopiero w następnej kolejności artystyczny… I to jest właściwy wymiar prestiżu instytucji kultury. Co tam jakieś Rattle i inne takie tam.
Taki układ eliminuje wg mnie w ogóle możliwość zaangażowania się na takie stanowisko uznanego i wybitnego artysty, bo ma wpisany podrzędny charakter swojej roli. Preferuje miernych i łatwo sterowalnych.
Co do komisji, mającej wybrać dyr. artystycznego WOK, to poza prof. Artyszem do składu został zaproszony prof. Zimak, dwóch przewodniczących związków zawodowych (ten wybór to sprawa związkowa?) i redaktor T Deszkiewicz (?). A wybierać mają z zadanego przez dyrekcję grona dyrygentów, w którym, z tego co mi wiadomo, nie zmieścił się P Fiugajski. Ta informacja wydaje mi się nieprawdziwa. Ale, jak to mówią, sytuacja jest dynamiczna, więc może jest to kolejny kandydat?
Tak więc świetlana przyszłość przed tą Operą! Przy okazji, wyczytałem kiedyś na tym blogu tezę o „niedocenieniu” Z Gracy. To ciekawa teza w przypadku dyrygenta, od ponad 20 lat dyrygującego najistotniejszymi tytułami operowymi w WOK oraz programami koncertowymi. Wielu młodych, zdolnych chciałoby by ich ktoś wreszcie tak nie docenił.
Pozostali panowie dyrygenci, też spełniają się artystycznie w WOK od ponad 20 lat, poza K Bumanem, który krócej. Wiele się zatem chyba nie zmieni.
Jeszcze ciekawostka, już nie tak świeża, bo z końca października. Urząd Marszałkowski ponad 3.900.000 zł … przyznał WOK, dofinansowując jej budżet do końca 2012 roku. Czyli oddali, to co zabrali w marcu. P Lach triumfalnie o tym poinformował obu przewodniczących związków zawodowych, następnego dnia uczestniczących w obradach komisji konkursowej. To taki kolejny element przejrzystości jej wyborów.
No, ale chociaż nie zabraknie pieniędzy na ew. zwolnienia!
Pozdrawiam
Wolf
Pani Kierowniczko,
to, że w Uniwersytetach III Wieku przeważają kobiety, to nic dziwnego, wreszcie mają czas, jak złożyły do grobu tych mężczyzn.
😀
Pobutka.
MOja Stara ma bardzo wazne pytanie do Fredzelkow: urzadza w tej chwili mieszkanie dla klientki. Mieszkanie ma nietypowo waskie drzwi (70 cm szerokosci i 198 sm wysokosci), w starym kosciele przerobionym na jednostki mieszkaniowe.
Pytanie brzmi: czy baby grand Steinwaya daje sie rozkreic na mniejsze elementy (np odkrecic nogi) aby wniesc? A jesli tak, to czy trzeba do poskladania go z powrotem wolac stroiciela, czy wystarczy jak nogi wkreca robotnicy przywozacy fortepian ze sklepu?
Nogi i pedaly, znaczy sie.
1. W kazdym fortepianie mozna odkrecic nogi. 2. Transport, odkrecanie i wkrecanie nog powinny byc wykonane przez specjalistow od transportowania fortepianow by nie uszkodzic instrumentu (a Stainway jest raczej nie tani…). 3. Po kazdym transporcie fortepianu trzeba go nastroic.
Dzieki, Lisku. To oczywoiscie bedzie transportowane przez specjalistow. W tej sytuacji poprosimy zeby strociel tez przyjechal.
🙂
Pani Kierowniczka: Ogólnie przeważają kobiety (tu dodam, że podobnie jak w innych miejscach kulturalnych i na Uniwersytetach Trzeciego Wieku).
tu dodam, ( 8) ) ze 2/3 u mnie w pracy kupujacych to kobiety, a w dziale ksiazek dla dzieci i mlodziezy
moze nawet 4/5 ( liczone na oko )
Kocie, problem z wnoszeniem fortepianu do pomieszczenia moze stanowic nie rozmiar drzwi, lecz szerokosc korytarzy w miejscach gdzie trzeba skrecic (np przed drzwiami). Warto to sprawdzic, szczegolnie jesli budynek jest b. nietypowy. Czasem lepiej wwindowac go przez okno.
Na korytarach klatki schodowej nie ma problemu, a w mieszkaniu polpieterko, na ktore ma byc wniesiony fortepian ma balustrade, nad ktora mozna podniesc beznogi fortepian. Kwestia jest tylko tych schodkow oraz waskich drzwi do pierwszego pokoju. I tam nie powinno byc problemy jesli sie odkreci nogi i te dwie deseczki od pedalow (czy one maja jakas fachowa nazwe” Bo Stara bardzo lubi fachowe nazwy! 🙄 ). Ale Stara bedzie jeszcze starannie wymierzac, sprawdzajac czy przy odkrecaniu fortepianu o 90 stopni, mozna sie cofnac do sypialni naprzeciwko!
Przez okno wniesc fortepianu tez nie mozna, bo wszystkie koscielne okna sa neogotyckie, waziutkie, skladajace sie z trzech czesci.
Metalowe ruchome to dzwignie pedalu, a jak sie nazywaja te drewniane na ktorych pedaly wisza nie wiem 🙂
Dzwignia pedalow brzmi all right.
Dzień dobry już z domu 😀
Witam Wolfa. Jak to nikt nie protestował? Wszyscy protestowali! I dalej protestują. Tylko że ministerstwo się na nich wypina, mówiąc nieelegancko, ale cisną się na usta jeszcze bardziej nieeleganckie słowa.
Różne związki, zawodowe i twórcze, wnosiły uwagi, postulaty, tłumaczyły jak komu dobremu. Łącznie z tym najświeższym stowarzyszeniem, z którego przedstawicielami spędziłam dwa ostatnie dni – Stowarzyszeniem Filharmonii Polskich. O takich jak zawsze czynny we wszystkich muzycznych sprawach ZKP nie mówiąc. Ale jaką my mamy siłę przebicia? Jesteśmy grupą interesów Dyrektor Butkiewicz ze spokojem wysłuchiwał uwag dyrektora Kosendiaka i innych, dając do zrozumienia, że żadnych zmian przynajmniej w najbliższym czasie nie należy się spodziewać 👿
Dzięki za uzupełnienie wieści z WOK. To, co napisałam wyżej, zostało mi rzucone w przejściu przez p. Wypycha, który wspominał Fiugajskiego, ale mógł tego akurat nie wiedzieć albo nie być pewnym.
W kwestii tej kasy – wrrr. Jakie to typowe 👿
klakier – to nie jest śmieszna uwaga.
Witam Pani Doroto
Dużo kontrowersji o WOK. Co to będzie z tą instytucją??? Przecież to ważne dla Warszawy i Polski… Z tego co się mówi, nowy dyr.Jerzy Lach, to człowiek ze swiata kultury znający środowisko i dobry szef – to z UM. Ciekawe jednak co z Artystycznym? Wybór z wewnątrz instytucji mają spory jeśli ma to być dyrygent. Ciekawe tylko , czy jeden człowiek ogarnie i te cześć muzyki dawnej i ork współczesne… Może trzeba im speca od tego i tego…? Model o którym Pani pisze i prognozy, to zdaje sie mieć ręce i nogi. Ja tam trzymam kciuki- to co WOK ostatnio proponuje jest różnorodne i ciekawe. Chyba idzie dobre…
Widzę, że napisałam „jaką MY mamy siłę przebicia”. Cóż, wciąż czuję się muzykiem, a ponadto jestem członkiem ZKP. 🙂
A tu jeszcze kilka zdjęć z budowy nowej Filharmonii Szczecińskiej:
https://picasaweb.google.com/110943463575579253179/Szczecin2012#
Pani Kierowniczko
Istotnie, ten uśmieszek na końcu był niewłaściwy.
Przepraszam, chyba się zagalopowałem.
Witam ponownie, upieram się jednak przy swojej tezie o braku protestu. Skoryguję ją o tyle, że nie był to całkowity brak. Czytałem projekt ustawy, gdy był umieszczony na stronach MKiDN. Były tam również umieszczone pisma od partnerów społecznych i instytucji kultury, do których minister zwrócił się w procesie konsultacji proponowanych rozwiązań. Były to w większości jednak dość lakoniczne pisma. Skupiały się owszem na kwestii długości kadencji dyrektorowania w instytucjach kultury, było sporo szumu w sprawie umów sezonowych, trochę zagadnień dotyczących funkcjonowania bibliotek i muzeów.
Zabrakło jednak wtedy rzetelnej analizy proponowanych zapisów, jako systemu zarządzania kulturą. Prób symulacji praktycznego ich zastosowania i ich skutków. Myślę zresztą, że wszystkim nam zabrakło w tamtym okresie pewnej dozy wyobraźni, determinacji, by dopytać, wypunktować praktyczne aspekty tych rozwiązań. Bo nikt się pewnie nie spodziewał, że można do tego tematu podejść w sposób uzasadniony w przypadku zarządzania fabryką, a nie dziedziną tak specyficzną jak kultura.
Ten sam problem mamy jednak przecież w służbie zdrowia. Jest to generalnie spadek po technokratycznym podejściu L Balcerowicza. Brak wiedzy o funkcjonowaniu tej dziedziny i płynąca z niej naiwna wiara, że ludzie zagłosują nogami i wartościowe propozycje i instytucje dzięki temu będą trwały. Że to tak funkcjonuje.
Jak pisała Pani w swoim komentarzu z konferencji, różne rozwiązania w krajach europejskich funkcjonują, i to od dziesięcioleci. Funkcjonowały również u nas, więc rzeczywiście było może trudno się spodziewać, że pójdziemy nagle swoją drogą. Tym bardziej, że nawet obecne przepisy, dotyczące wyboru dyrektora instytucji kultury, nie bronią postawienia na jej czele wybitnego artysty. I takie rozwiązanie nam wydaje się oczywiste. Jednak zaskoczeniem okazało się, że oczywiste tylko dla nas, a nie dla tzw. decydentów.
Produkujemy w Polsce absolwentów MBA, managerów wszelkiej maści, specjalistów od finansów. Można ich powoływać do zarządzania finansami, marketingiem także instytucji kultury – w drodze konkursów, poprzez zwykłą rekrutację, za pośrednictwem head hunterów, itp. Wszystko można, ale wpisywać w regulaminy konkursowe, że te osoby mają wyznaczać kierunek rozwoju artystycznego instytucji, to właśnie nasza paranoja.
Takich głosów protestu zabrakło mi wcześniej w dyskusji o sposobie zarządzania kulturą. Takich wypowiedzi i nazwisk, jak cytat z wywiadu byłego dyrektora FN K Korda (jeden z ostatnich numerów Polityki). Zresztą w mediach nie toczyła się, żadna zauważalna dyskusja na ten temat. Nie wyszedł on w sumie poza wąski krąg zainteresowanych. Tak jak i cały czas relacje, komentarze na temat bieżących wydarzeń muzycznych funkcjonują gdzieś na obrzeżach głównych medialnych nurtów.
Przypadkiem latem tego roku natknąłem się w jednym z programów telewizyjnych na archiwalne główne wydanie dziennika telewizyjnego z 1989 r. I tam, nagle, wiadomości ze świata kultury: relacja z festiwalu Muzyka w Starym Krakowie – koncert orkiestry Concerto Avenna, rozmowa z szefem festiwalu St Gałońskim, relacja z (chyba) konkursu plakatu i dłuższa wypowiedź jeszcze wtedy młodego Pągowskiego, jeszcze kilka innych informacji. Wszystko razem ok. 12 minut. W głównym wydaniu! Z ciekawości postanowiłem zobaczyć kolejny archiwalny dziennik. I znowu to samo. Jeden zespół wybiera się na zagraniczne tournee itd. itd. Gdzie my teraz jesteśmy?! Czy mamy szansę mieć na to jakiś wpływ? Próby rozmowy o misji w telewizji publicznej i radiu – dramat. Chociaż nie, dotarła do mnie jakiś czas temu informacja, że telewizor się obudził i postanowił zrobić misyjny program edukacyjno muzyczny. Coś padło, że na wzór słynnych programów Nowojorczyków z Bernsteinem. I oto telewizja publiczna zamówiła program w wykonaniu (skądinąd dobrego) pianisty Waldemara Malickiego wraz z jego Filharmonią Dowcipu pod dyrekcją Benka Chmielarza. Czyli mamy za ścianą dobrą orkiestrę radiową, dobrą salę studia im. Lutosławskiego, można by zaprosić do programu jakichś ciekawych dyrygentów czy solistów, ale przecież można nasze pieniądze wydać również w taki sposób. Na serwowanie ludziom estetyki, do której oceny nie da się użyć nawet parlamentarnego słownictwa. No i właśnie – dlaczego dotychczas występy zespołu p. Malickiego nie doczekały się odpowiedniej krytyki i oceny? Nie warto tego komentować? Właśnie to daje pole do takiej aktywności i oszukiwania ludzi oraz kształtowania gustów na wzór i podobieństwo naszych urzędników.
Co więcej, zapowiedzią dzisiejszej propozycji dla Malickiego był, już kilka lat temu, wywiad w TVP Kultura, który przeprowadził z nim red. Rozlach. Było to w okresie początków kariery W Malickiego, jako showmana. Zespół nie nazywał się jeszcze Filharmonią Dowcipu, ale cała reszta trzymała poziom, taki jak dzisiaj. W sumie to pewnie sukces… Pan redaktor wtedy właśnie, jako pierwszy użył skandalicznego i nie uprawnionego porównania z Nowojorczykami i Bernsteinem dla działalności prowadzonej przez naszego zdolnego kameralistę. Wtedy Malicki zareagował z niejakim skonfundowaniem i zaskoczeniem. Dzisiaj …nikt nie komentuje, nie krytykuje, więc czemu nie?
Rozpisał się Pan – to ja też 🙂
Zacznę od końca. Z Malickim kiedyś było trochę lepiej, rozmawiałam z nim, nawet napisałam wtedy artykuł – on rzeczywiście miał poczucie misji, chciał edukować na wesoło. Niestety producent, który się na nim zawiesił, popchnął go w totalną żenadę. Aż przykro. Waldek (to skądinąd mój kolega) zaczynał od niszowych dość programów dla Dwójki (wtedy jeszcze nie było TVP Kultura). Potem zabrał się za te swoje programy, fortepianowe z towarzystwem. Wtedy w rozmowie wyłożył mi teorię, że programy takie jak Bernsteina były dobre na jego czasy, bo ludzie mieli poważniejszy stosunek do telewizji. Teraz chcą od niej przede wszystkim rozrywki, więc misję trzeba im przemycić w tej rozrywce.
Niestety dziś już w ogóle moim zdaniem jest spalony.
W mediach w istocie dyskusja się nie toczyła – przyznam, że choć zwykle staram się poruszać takie tematy, jednak tego nie ruszyłam. Pisząc o protestach miałam na myśli oczywiście nie jakieś protesty medialne, tylko właśnie środowiskowe. Które jak najbardziej były.
W przyszłym tygodniu rozstrzygnie się prawdopodobnie konkurs na dyrekcję Filharmonii Narodowej. Jutro komisja ma spotkanie, bierze zawartość kopert do domu i czyta uważnie do końca tygodnia. W sobotę przesłuchania kandydatów.
Zdaje się, że zgłosili się menedżerowie, z szefami muzycznymi, że tak powiem, w pakiecie.
Skład komisji: Krzysztof Penderecki (przewodniczący), Zenon Butkiewicz (MKiDN), Małgorzata Małaszko (PR Dwójka), Joanna Wnuk-Nazarowa (NOSPR), Henryk Wojnarowski (szef chóru FN), Jerzy Kornowicz (prezes ZKP), Andrzej Zieliński (były minister, wiceprezes SPAM), Krzysztof Szczepański (przedstawiciel Związku Zawodowego Muzyków FN) i Janusz Wojciechowski (przedstawiciel filharmonicznej „Solidarności”).
A balet był wspaniały. Jak ktoś tylko ma możliwość, niech się wybierze.
W Toronto na koncertach tez przewaza moja grupa wiekowa (dla odniesienia – mam czternastoletnia wnuczke).
Ale na wystawach juz nie – wlasnie wrocilismy z „Frida i Diego” – nawet nie z powodu wycieczek szkolnych.
http://www.ago.net/4854
Pobutka.
Pani Kierowniczka ma serce i pamiec, lodowej Filharmonii
vis-á-vis platan z dedykacja
dziekuje 🙂 😀 😆
@ Pietrek
Jeszcze w sprawie programu artystycznego w okolicach Przemyśla – termin pobytu przyjaciela wpisuje się w festiwal teatralny VizuArt w Rzeszowie,którego program wygląda interesująco (m.in.jedyne grane jeszcze przedstawienie Józefa Szajny, „Makbet” w reżyserii Leszka Mądzika,twórcy kultowej Sceny Plastycznej KUL w latach siedemdziesiątych, no i kilka innych smakowitości ). Z Przemyśla do Rzeszowa jest rzut beretem , ok.80 km 🙂
http://teatr-rzeszow.pl/repertoire-1
Dzień dobry,
co do grup wiekowych – myślę, że średnie pokolenie ma już po prostu najmniej siły po ciężkim dniu pracy. Na emeryturze przychodzi czas, żeby trochę popodziwiać świat i się nad nim zastanowić. Jeśli zdrowie dopisuje, czego wszystkim życzę 🙂
Ale inne pokolenia też chodzą do filharmonii. Widuję. A wśród naszego szanownego PT Blogownictwa rozrzut wiekowy jest dosyć szeroki i chyba w tej szerokości dość równomierny 😉
Z wystawami jest tak, że nie trzeba się naginać i dostosowywać do określonej godziny, więc łatwiej dotrzeć. Ale Polak chodzi na wystawy głównie wtedy, gdy są za darmo, tj. w Noc Muzeów. Ja się wtedy zaszywam w domu, bo cóż to za odbiór sztuki.
A a propos ankiet, w przerwie obrad pan z Koszalina opowiedział mi, że oni też robili ankiety wśród swojej publiczności. Wyszła im ciekawa rzecz: że większość uczęszczających nie ma wykształcenia muzycznego. A w Koszalinie są przecież szkoły muzyczne; stamtąd wywodzi się np. Agata Szymczewska.
No cóż, też wiem, że najrzadziej chodzą na koncerty studenci uczelni muzycznych, o muzykologii nie mówiąc 😛
A propos . Pamiętam,jak dawno temu w hallu krakowskiej filharmonii wiła się w przerwie koncertu kolejka do Kai Danczowskiej.Kilku chętnych też ustawiło się po autograf.Jakież było ich zdziwienie,kiedy zrozumieli,że Maestra / wtedy docent / podpisuje studentom obecność na koncertach. Oczywiście,po przerwie już ich nie było.Tych studentów.
@łabądek 15:33
Chyba coś jest na rzeczy … też zaobserwowałam podobne zjawisko,choć miejsce akcji i osoby dramatu były inne.
ECHA CZASU w Teatrze Wielkim – polecam! Bardzo sympatyczny wieczór
@Dorota Szwarcman
„A balet był wspaniały. Jak ktoś tylko ma możliwość, niech się wybierze”. Popieram i ocenę, i apel! Więc jednak Pani Kierowniczka trafiła… A więcej wrażeń? Dopiero w „Polityce”?
Dobry wieczór,
strasznie dziś byłam zalatana. Zebranie działowe, zebranie w sprawie paszportów, potem jeszcze wizyta w firmie ciuchowej i mierzenie kiecki… nie dałam rady zrobić osobnego wpisu o balecie. Recenzję na papier już napisałam. Ale jak chcecie, mogę i tu napisać.
Nie wiem jak innych, ale mnie bardzo interesuje…
To już może nie będę robić osobnego wpisu, tylko tutaj napiszę kilka słów.
Pierwsza z trzech choreografii, Ashleya Page’a (kiedyś Royal Ballet of Covent Garden). Przywitała nas bardzo oryginalna kurtyna – powiększony obraz włoskiego malarza futurysty Giacoma Balli – Abstract Speed (The Car Has Passed):
http://www.gettyimages.co.uk/detail/news-photo/giacomo-balla-abstract-speed-oil-on-canvas-news-photo/122339823
Na pomysł wykorzystania tego obrazu wpadła Tatyana van Walsum, autorka bardzo interesującej scenografii, opartej na projekcjach: z tyłu sceny, a potem i z przodu na przezroczystej zasłonie, przesuwały się kreski i kropki na wzór pianolowej rolki. Bo koncert fortepianowy Century Rolls Johna Adamsa został zainspirowany właśnie pianolą i nawet, w partii solowej, trochę utwory na pianolę przypomina. Taniec – no cóż, taniec, estetyczny, zgrabny, może nie powalający, ale miły dla oka.
Za to potem – kłębowisko emocji w balecie Krzysztofa Pastora Moving Rooms, w którym połączone ze sobą są dwa utwory: druga połowa Concerto grosso I Alfreda Schnittkego i cały Koncert klawesynowy Góreckiego. Trochę to był dla mnie nienaturalny przeskok, bo te utwory wywołują zupełnie inne emocje, ale powiązanie tańca z muzyką, inspiracja nią była bardzo widoczna. Tu szczególne brawa dla solisty Carlosa Martina Pereza. To już był balet wymagający o wiele więcej niż poprzedni.
No i kulminacja na koniec – Artifact Suite Williama Forsythe’a. Na pewno częściowo zainspirowany pracami Balanchine’a, zwłaszcza jego wyobraźnią plastyczną. Ale pewne pomysły zupełnie swoiste, np. zaskakujące opuszczanie co chwilę kurtyny, by po podniesieniu można było zobaczyć zupełnie pzegrupowany zespół. Jedno mi przeszkadzało: że nie było to zgrane z muzyką – Chaconne Bacha rozbrzmiewała sobie cały czas, a ta kurtyna co chwila bum. Ale druga część – już bez tych zabaw – z fortepianową muzyką Evy Crossman-Hecht (nieżyjącej już współpracowniczki Forsythe’a) w stylu repetitive music była już spójniejsza. Imponująca jest u niego zdolność operowania tłumem tancerzy na scenie: każdy efekt jest dokładnie przemyślany i precyzyjnie zaplanowany. Nic dziwnego, że tak każdemu to Forsythe nie pozwala tego tańczyć (z PBN pracowała nad tym jego dawna asystentka), i tym większy zaszczyt dla naszego zespołu.
Jutro jadę – jak to mówi młodzież – do Kato. Na konkurs im. Fitelberga. 🙂
Dzięki Pani Doroto za te refleksje. Trochę mało w nich entuzjazmu, po tej wstępnej „wspaniałości”, ale składam to na karb zmęczenia tematami szczecińskimi, dzisiejszymi zebraniami i jutrzejszą podróżą do Kato. Ale ważne, że Pani jednak zobaczyła. Dla mnie cały wieczór jest zachwycający, więc wracam na te balety jutro raz jeszcze. Dobrego Fitelberga!
Dzięki, dobranoc 🙂
Pobutka.
Kreski i kropki
Dzień dobry 🙂
Od 6’14” bez kresek i kropek:
http://www.youtube.com/watch?v=2bNDEtxuV7o
Te Cztery etiudy na orkiestrę to zresztą w całości recycling: trzy pierwsze części to zinstrumentowane Trzy utwory na kwartet smyczkowy, a ta ostatnia część, Madrid, istnieje też w wersji na dwa fortepiany.
Ale pewnych grepsów z pianoli nie da się żywym pianistom wykonać 😀
A propos zaś Concerto grosso Schnittkego, balet Pastora zaczyna się od solowej Cadenzy (czwartej części).
Moja recenzja z premiery Ech czasu:
http://www.naczubkachpalcow.pl/2012/11/19/czas-sie-zatrzymal-a-oni-tanczyli-i-tanczyli/#more-262
Ta kurtyna w trzeciej choreografii podkreślała to, ze były to wyjątki (suita) z baletu 4-aktowego.
Dzięki za link, gamzatti – ale w kwestii kurtyny nie jest tak, choć początkowo ja też tak myślałam. Ale zajrzałam do programu, a tam zamieszczono też recenzje z całego spektaklu Artifact. Tegoroczna relacja G.J. Dowlera z Londynu po występach Królewskiego Baletu Flandrii: „Rdzeniem baletu jest część druga do niezwykłej Chaconne d-moll Bacha. (…) Genialnym posunięciem choreografa jest opuszczanie przedniej kurtyny w różnych momentach, by za chwilę ją podnieść i ukazać tancerzy inaczej rozmieszczonych w zmienionym świetle, Te ruchy kurtyny sygnalizują zmianę muzyczną i są dalekie od arbitralności, i pozwalają osiągnąć zgrabne rozgraniczenie różnych nastrojów i temp występujących w Chaconne (…)”. Z ostatnim zdaniem, jak widać powyżej, nie bardzo się zgadzam 😛
Wieści z front:
http://www.rp.pl/artykul/9145,953536-Filharmonia-Narodowa–Wczoraj-odbylo-sie-posiedzenie-komisji-wybierajacej-nowego-dyrektora-z-Pendereckim-na-czele.html
ew_ka – dzieki za sugestie 🙂
Na ile ten moj znajomek bedzie chcial z nich skorzystac – trudno mi powiedziec.
Caly powod jego wizyty w Przemyslu, to wizyta na grobie zony, ktora, jak sie mozna domyslac, pochodzila z Przemysla. On sam jest Kanadyjczyk, i ile czasu bedzie chcial sie umartwiac na grobie, a ile czasu cos tam zwiedzac – trudno mu bylo, a tym bardziej mnie, powiedziec.
PS Wsrod rozlicznych pomyslow, jeszcze mial zamiar wybrac sie na groby Moniuszki i Kiepury – na Powazkach.
A do serca Chopina to nie?
A może chce zobaczyć prawdziwy polski dwór? To albo dworek Konopnickiej w Żarnowcu pod Krosnem,z całym wyposażeniem,albo dwór w Kopytowej,też niedaleko Krosna.Tam mieszkają pasjonaci a jednocześnie można to zwiedzać.Wszystko autentyczne i żywe a nie muzealne.Zawsze mam tam wrażenie,że wchodzę do mieszkania Chopina.Tego warszawskiego,co go znamy z rysunku.Warto!
Dobry wieczór, pozdrawiam z Katowic 🙂
Na miłość boską, kto to jest pan Jan Maślankiewicz? 😯
Bo reszta mi jest znana lepiej czy gorzej.
Do Pietrka:
Chciałam wysłać do Pana mail, ale został odrzucony.
Może w adresie była jakaś literówka?
Mógłby Pan do mnie napisać? d.szwarcman[at]polityka.pl
Ach, jak ta Alisa WEILERSTEIN jest wspaniala na cello….Elgar, Bach…..
http://www.tabletmag.com/tag/alisa-weilerstein
Dobry wieczór. Pietrkowi dziękuję za mail; odpisałam.
Wzięłam właśnie udział w pierwszym dla mnie wydarzeniu konkursowym – ogłoszono właśnie wyniki I etapu, do którego przystąpiło 40 młodych dyrygentów. Przepuszczono 12:
Juan Sebastian Acosta Angulo (Kolumbia)
Marzena Diakun (Polska)
Keitaro Harada (Japonia)
Sylwia Janiak (Polska)
Stanisław Koczanowski (Rosja)
Andrew Koehler (USA)
Maja Metelska (Polska)
Masane Ota (Japonia)
Azis Sadikovic (Austria)
Rustam Samedov (Niemcy)
Ondrej Tajovsky (Czechy)
Zoi Tsokanou (Grecja)
Uwagi na gorąco: z z ósemki Polaków przeszły aż trzy dziewczyny, w tym dwie – Marzena Diakun i Maja Metelska – wzięły udział także w poprzednim konkursie i również obie przeszły wówczas do drugiego etapu (pamiętam je, obie mi się podobały). W sumie kobiet w II etapie jest 4, bo jeszcze Greczynka. Zwraca uwagę, że nie przeszedł Rafał Janiak, uczeń i asystent dyr. Wita, notabene przewodniczącego jury. Z pozostałych miałam okazję poznać Macieja Koczura z Krakowa, który jest jeszcze bardzo młody, studiuje, ale będą z niego ludzie.
Jutro od 9:30 przesłuchania.
RWD 8? Taki samolot był szkolny przed wojną 🙂
Pobutka.
PAK wie takie różne dziwne rzeczy 😯
Macham z 11 piętra. Na dole mgła. Śniadanko i na przesłuchania. 🙂
@PK 20.11. godz.20.08
Pani Kierowniczko, jeśli w pełnym brzmieniu Jan Maślankiewicz – Pogány , to cóś mi świta – słyszałam w zeszłym roku takie Requiem na okoliczność rocznicy smoleńskiej http://www.agentur-presto.com/brzeg.html
Kompozytor i dyrygent tegoż utworu kończył Szkołę Muzyczną w Brzegu w tym samym roku co moja siostra (sprawdziłam – pamięta nazwisko,ale nie kojarzy człowieka) potem studiował we Wrocławiu,a później wyemigrował do Monachium. Rocznik ok.1960. Może być ?
Tutaj fragment wyżej wspomnianego wykonu :
http://www.youtube.com/watch?v=27nOa9UftcQ
Dzięki uprzejmości Telewizji TRWAM 😉
Byłem wczoraj w Kameralnej FN na koncercie Maćka Grzybowskiego + 3.
Trochę szczegółów później – teraz praca nie pozwala. Na razie tylko tyle, że ledwo przeżyłem. To cholernie trudna muzyka. (Ligeti na 2 fortepiany, Stockhausen na jeden, Knapik na trzy + klarnet i Szymański na dwa (ale za to łokciami, więc nie ma przebacz.
Nowości na konkursie. Rustam Samedov postanowił zrezygnować z dalszego udziału w konkursie – ponoć z przyczyn rodzinnych. Miał wystąpić teraz, jako drugi. Jury więc zebrało się, by zadecydować, co dalej. Następny w punktacji był Daniel Smith z Australii, więc wystąpi jutro po 12.
Ciekawi mogą śledzić dyrygenckie zmagania na stronie konkursu. Albo na żywo, albo potem – produkcje są sukcesywnie wrzucane.
http://www.konkursfitelberg.pl/9mkd/index-pol.php
a kiedy będzie wiadomo kto został dyrektorem FN ?
ew_ka
Telewizja TRWAM uprzejma….rzeczywiscie 🙂 od kiedy?
Podejrzewam, że to ten sam od TV Trwam.
Ja trwam na posterunku i zeszłam z niego na przerwę do 16. 🙂
Lolo – nie wiem. Wiem, że w sobotę ma być przesłuchanie kandydatów. Pewnie ogłoszą tego samego dnia, tak by wypadało.
Wczoraj w Łodzi „Tytus Manliusz” Vivaldiego zakończył Festiwal TANSMAN 2012. Grała Accademia Bizantina pod Ottavio Dantone. Wyborne trzy godziny , które zleciały nie wiadomo jak i kiedy. Wszystko prześwietne. Nie wymądrzając się odeślę generalnie do relacji z krakowskiego koncertu dostępnych w sieci. Obsada bardzo dobra bez wyjątku (śpiewaczki Montenegro , Galou, Storti, de Liso). Sam Tytus tzn. Sergio Foresti dostojny jak trzeba itd. Jedynie nadmiar ekspresji aktorskiej służącego Lindo (Bruno Taddia) momentami dla mnie był „za gruby” ale w końcu miał rolę buffa.
Aria Servilli „Sempre copra notte oscura” w III akcie z akompaniamentem lutni, klawesynu, wiolonczeli i fletu (sopranino) – cudo i można by ją z grzybkami podać ! (nagranie niestety liche tego zespołu wykonawców z 17 października tr. z Wiednia dostępne po kawałku na Tubie, śpiewa de Liso: http://www.youtube.com/watch?v=BoVQZNK0ipQ ). Jednakowoż na te ok. 45 numerów to właściwie są same arie i recytatywy. Dwa duety (w tym jeden malutki) i chór na finał. To tłumaczy trochę jak Vivaldiemu udało się napisać tę operę tak szybko (w tydzień podobno) nie mówiąc o „autosamplingu” co wszystko mu się wybacza bo to takie ładne. Znaczna część urody tego dzieła opiera się na tym, że nie ma dwu takich samych akompaniamentów – a to rogi, a to trąbka, a to skrzypce solo itd. itp. No i libretto miał dobre bo muzyk do niego też było kilka i kilku kompozytorów.
Zachwyty nad orkiestrą liczne – wszystkie zasłużone. Przeuroczy wieczór, przeuroczy…
Kto nie wybrał się na tego „Tytusa Manliusza” powinien żałować. Ja byłem w Krakowie a i tak teraz czuję niedosyt, że nie wybrałem się jeszcze do Łodzi. 🙁
Trudno, nie da się być wszędzie. Choć, jak to mówią Rosjanie, striemitsia nada… 😉
A były wolne miejsca, nieliczne ale były…
🙂
Wracam na przesłuchania.
Gosteczku „Na razie tylko tyle, że ledwo przeżyłem. To cholernie trudna muzyka” – na recitale fortepianowe to tylko Beethoven 😉
@Pietrek 16:20
🙂 😉
„tylko Beethoven”.
Niestety to nie zawsze prawda. Kiedy Pogo na recitalu w Filharmonii kilka lat temu zagrał op. 111 w tempie marsza żałobnego (całość ponad 30 minut), też ledwo przeżyłem.
A były wolne miejsca, nieliczne ale były…
W Krakowie dość liczne były (25.10)… szkoda każdego niewypełnionego fotela, bo koncert z tych gdy „się” pytasz na starcie ‚jak oni utrzymają ten poziom koncentracji, intensywności?!…’ – a oni nie tylko to, ale i coraz lepiej, ale i coraz większa radość, różnorodność, odcienie… wciąż (mi) grają! 🙂
Dusze drgające pozdrawiam! — zaglądam, a tu napomknienie o wydarzeniu sprzed 4 tygodni (bez jednego dnia ;))… 😀
„Kiedy Pogo na recitalu w Filharmonii kilka lat temu zagral op. 111 w tempie marsza zalobnego (calosc ponad 30 minut), tez ledwo przezylem.”
No tak, ale tu winisz WYKONAWCE, a poprzednim wpisie MUZYKE. To jakby nie to samo.
Z pieciu wykonan ktore mam (Pogo, Richter, Gould, Pollini, Pletniew) srednia czasu wykonania jest 26 min +/- 2 min 😉
Ekstrema – do przewidzenia; w srednia najlepiej wpasowal sie Pollini 🙂
Tak na marginesie – nie mam nut, ale czy sa tam powtorki ktore mozna opuscic/powtorzyc? Bo na przyklad porownywanie czasu wykonan Schuberta, z powodu ich mnogosci i dowolnosci ich opuszczania, jest zupelnie bezsensowne 😮
PS zapomnialem dodac, ze +/-2 min reprezentuje odchylenie standardowe, σ.
Ekstremalne czasy byly 22 min 47 s i 28 min 26 s.
Moim zdaniem powtórki trzeba grać. Kompozytor tak napisał i trzeba to szanować. 😐
Uff, wreszcie koniec przesłuchań na dziś. Niby jest wcześnie, ale jakoś się czuję, jakby było późno. Pewnie pójdę wcześniej spać – ale wpis zrobię 🙂
Jak to nie można być wszędzie? A Kierownictwo to niby gdzie jest, jak nie wszędzie? 🙂
No bez przesady, w tej chwili np. nie jestem w Timbuktu, nie jestem w Nowym Jorku, a nawet w Paryżu. Za to jestem w pięknym mieście Katowice 😀
Płacze piękny gród Timbuktu i się strasznie zżyma,
bo w nim – choć po jedenastej – Kierowniczki ni ma.
Już od rana miała zjechać i ozdabiać bruk tu,
a tymczasem jest dziś wszędzie, tylko nie w Timbuktu.
Paryż zdołał ją przywabić kasztanem z Pigalla,
do Pekinu ją zaniosła ciekawości fala,
o Warszawie szkoda gadać, jasna rzecz – stolyca,
Jest w Brukseli, Wiedniu, Gdańsku, nawet w Katowicach,
lecz nie tutaj… Co się stało? Czyżby ją ktoś napadł?
E, nie dałaby się podejść, przecież nie jest gapa.
To przez zazdrość! Konkurencja, sama łasa fruktów,
podsunęła jej myśl wredną: nie jedź do Timbuktu…
Nagle wpada Kierowniczka, z Londka albo z Łodzi:
w co jest grane? Szybko, szybko, reckę muszę spłodzić.
Reckę? – żachnie się Timbuktu. – Pewnie na swą stronę?
Miast nade mną się użalić, że tu we łzach tonę?
A tu Kierowniczka ostro: użalań nie będzie,
chyba wolno mi się spóźnić, jak muszę być wszędzie! 😎
Jejku, jaka piękna poezyja Bobika. Jak mogłam ją przeoczyć 😯
😀 😀 😀
Cudo! Musowo muzykę podlożyć. Mazura,czy cóś??
Chyba ktoś napisał muzykę do Spóźnionego słowika Tuwima? Bodaj Lutosławski. Bo to przecież tego wiersza parafraza 😀
O!
http://www.youtube.com/watch?v=cxTLnDWEgUI
Fakt! Jest na Dywanie paru śpiewaków. To kto zrobi wykon nowej wersji? Np.przy wręczaniu Paszportów z działki „muzyka”.
Fakt! To kto zrobi wykon nowej wersji? Np.przy wręczaniu Paszportów z działki „muzyka”.
O skubane! Nie chciało przejść,a potem kupą poszło…
Czy jest tu gdzieś złota rybka? Bo ja po letnich peregrynacjach z Kierowniczką wzdłuż i wszerz Lasku Wolskiego miałbym pomysł na moje życzenie w sprawie zaśpiewania. 😆
Z ziemi Wolskiej????
Nacisk pada na „z”. W przypadku Wolski to jedyny sensowny kierunek. 🙄
RUBEN SILVA zarekomendowany na stanowisko dyrektora artystycznego WOK
http://tiny.pl/hknk6
No cóż. Chyba to oznacza stagnację…
Ale zobaczymy.