Barok radosny

…i to w nagraniach polskich, co cieszy. Dwie bardzo różne pozycje: jedna – album wielopłytowy, nagrany przez uznanego artystę z krajowej czołówki. Druga – pojedyncza, kameralna, debiutancka. Jedno je łączy: radość muzykowania.

Przez cały praktycznie weekend (pisząc zresztą artykuł na całkiem inne tematy) słuchałam z wielką satysfakcją trzynastu płyt pełnych brzęczącego, roztańczonego klawesynu. Na to nagranie-pomnik czekaliśmy długo, ale wreszcie dostajemy je do rąk, w dobrym momencie, bo w tym roku przypadają dwie rocznice związane z wielkim twórcą francuskim. Władysław Kłosiewicz rejestrował wszystkie po kolei Pièces de Clavecin François Couperina w Studiu im.Witolda Lutosławskiego w latach 1993-96. Do kilku części cyklu zaprosił przyjaciół, bo tak napisał Couperin. W Allemande z Neuvième Ordre brzęczenie dwóch klawesynów (na drugim gra Lilianna Stawarz) jest już zupełnie szalone; słynny Le Rossignol-en-Amour, czyli zakochany słowik, brzmi delikatnie i miękko, niemal gruchająco, z fletem traverso Małgorzaty Wojciechowskiej. Okazjonalnie gra też na skrzypcach Maria Papuzińska-Uss, a Marcin Zalewski – na lirze korbowej lub na gambie. Premiera handlowa 14 stycznia – wtedy, myślę, będzie ją można zakupić przez Polskie Radio.

Zawsze uważałam, że Kłosiewicz gra jak niespełniony kompozytor. Naturalna fantazja i swoboda, giętkość i wdzięk frazy, wszystko to ujmuje. Można wpaść w trans. Są w cyklu suity (ordres) rzeczywiście transowe, jak piętnasta, w której po niesamowitej kołysance Le Dodo, ou l’Amour au Berceau, następuje jeszcze cały cykl paru Musettes. Są przezabawne obrazki rodzajowe, jak cały cykl Les Fastes de la Grande et Ancienne Menestrandise z jedenastej suity, w którym paradują kolejno sportretowani notable, juryści, starcy, pijacy, inwalidzi, żonglerzy, a na koniec wszystko wpada w całkowity bałagan w Désordre et déroute de toute la troupe, causés par les Yvrognes, les Singes, et les Ours. Tak to jest, jak do orszaku wpuszcza się pijaków, małpy i niedźwiedzie…

Czy muzyka Couperina jest programowa? Pół na pół. Są to częściej zatrzymane w czasie portrety – postaci, przedmiotów, zjawisk – niż opowiadane historie. Portrety odmalowywane z czułością, z miłością do życia, świata, ludzi. I tę miłość wspaniale przekazuje Kłosiewicz. Ten komplet po prostu trzeba mieć.

Ale i druga płyta – ta pojedyncza – warta jest grzechu. Jest urocza. To kolejna inicjatywa gdańska, bo tam narodził się zespół SILVA RERUM arte (tak właśnie się piszący). Jego członkinie – bo skład, choć zmienny, bywa głównie damski, a i na tej płycie występują same panie – związane są z tym miastem, choć parę z nich pochodzi z Krakowa; współpracuje też z nimi zamieszkała w Belgii Japonka oraz Niemka. To kolejne przedstawicielki pokolenia naszych muzyków barokowych, które przeszło przez studia zagraniczne – w Holandii czy Francji. W Gdańsku robią koncerty w cyklu Concerti Nobilissimi, mają też różne inne zabawne pomysły. Płyta, wydana przez sopocką firmę Soliton, nazywa się 7 Ptaków i opiera się na sympatycznym pomyśle ukazania ptasich portretów odmalowanych w muzyce barokowej. Odrobinkę to naciągane, bo jako dwa osobne ptaki pojawiają się osobniki tego samego gatunku, czyli kura i kogut, no, ale przecież wydają one zupełnie różne dźwięki. Ponadto śpiewają: kukułka, jaskółka, słowik (m.in. ten couperinowski), przepiórka i szczygieł (to oczywiście Vivaldi). Ale pojawiają się też… żaba i kot (jak kilka innych stworzonek, w Sonata representativa Bibera). W programie też Monteclair, Merula, oczywiście Daquin i Hoteterre. Składy zmienne – traverso, skrzypce, altówka, wiolonczela, klawesyn. Prowadząca zespół traversistka Maja Mirocha (która ponadto uprawia zawód muzykoterapeutki) jest też autorką oprawy graficznej płyty. Bardzo wdzięcznej i pomysłowej, ale niestety, poza nazwiskami brak jakiejkolwiek szerszej informacji o zespole czy o utworach. No tak, to niestety podraża koszty. Ale płyty słucha się naprawdę z przyjemnością.