Loża otworzyła podwoje

Nie masońska – choć miejsce by może było odpowiednie, no i fakt, że grywa się tu często Mozarta, sprzyjałby – ale Loża Miłośników Opery powstała w Warszawskiej Operze Kameralnej. Dziś odbył się pierwszy z Wieczorów Czwartkowych, które będą miały miejsce co miesiąc. Pomysł od razu chwycił – sala była nabita, ja, spóźniwszy się troszkę, musiałam usiąść na schodku (ale na tradycyjnie przygotowanych na takie okazje poduszkach).

Wieczór, jak słusznie wczoraj domyślił się z zapowiedzi Wielki Wódz, poświęcony był postaci i muzyce Johanna Adolpha Hassego. Dwie solistki, Justyna Reczeniedi i Dorota Lachowicz, wykonały kilka jego arii z towarzyszeniem kilkorga instrumentalistów z MACV (na klawesynie grała Viola Łabanow, która wcześniej zapowiedziała całość jako osoba mająca pieczę nad cyklem). Ale główną postacią wieczoru był PMac, czyli Piotr Maculewicz, który wygłosił bardzo barwny i kompetentny odczyt z prezentacją wizualną. Przedstawił wraz z kontekstami chronologicznie cały życiorys Hassego, miejsca i monarchów, dla których pracował, małżonkę primadonnę Faustinę Bordoni (nie zabrakło oczywiście tej anegdoty), a na koniec – krótką i zrozumiałą chyba także dla niewykształconych muzycznie analizę formy operowej stosowanej przez Hassego może zbyt automatycznie (co z czasem mogło się słuchaczom znudzić jako coraz bardziej przewidywalne). Podsłuchiwałam reakcje wśród publiczności – były entuzjastyczne (nie mówiąc o tym, że mimo iż trwało to z półtorej godziny, to było cichutko jak makiem zasiał, skupienie absolutne). Pan Piotr ma prawdziwy dar popularyzatorski i dobrze, że będzie miał takie pole do jego wykorzystania.

Potem jeszcze było kilka pieśni Mozarta, już poza salą i przy kawie. Następnie organizatorzy zaapelowali do publiczności o przysyłanie uwag i ewentualnych własnych pomysłów. W szatni były wyłożone listy, gdzie można było wpisywać swoje adresy mailowe do otrzymywania wiadomości na przyszłość.

Widać, że takie inicjatywy są ogromnie potrzebne. Zapewne też niejedną osobę zachęcił darmowy wstęp, ale co to szkodzi. Jeśli nawet z czasem zostałyby wprowadzone symboliczne opłaty za bilety, jak na koncertach Szalonych Dni Muzyki, to też chyba by nieszczęścia nie było. Ważne, że opera otwiera się bardziej na publiczność i wchodzi z nią w interakcję.