Belcea, Beethoven

Tak jak przewidywaliśmy, właśnie dziś o 17. miał miejsce najpiękniejszy jak dotąd koncert tego festiwalu. Belcea Quartet (szkoda, że tak rzadko bywa w Polsce, choć ma polskiego altowiolistę Krzysztofa Chorzelskiego) ostatnie dwa lata spędził wyłącznie z Beethovenem i nagrywał wszystkie jego kwartety. Dobrze więc, że został ściągnięty do Warszawy; szkoda tylko, że koncert był po południu i w sali kameralnej FN. Wypełnionej zresztą szczelnie.

Dwa kwartety znalazły się w programie: op. 59 nr 1, czyli pierwszy z poświęconych księciu Razumowskiemu, oraz op. 131. Bardzo lubię te „rosyjskie” kwartety – cytowane są tu melodie, które mają być ludowe (np. w finale, który nawet nazywa się Theme russe). Na tubie jest interpretacja tego utworu, ale w nieco innym składzie, jeszcze z Laurą Samuel grającą na II skrzypcach (teraz gra Axel Schacher): część pierwsza, druga, trzecia i finał. Op. 131 nie ma na tubie, ale możecie wierzyć (jeśli nie słyszeliście): było przepięknie. Po raz pierwszy w części wariacyjnej odkryłam pokrewieństwo z Wariacjami nt. Diabellego. A ich styl muzykowania… Tu jest właśnie to, czego brakło u Tokijczyków: energia i żar, dbałość o każdy szczegół, o kształt frazy, rozmowa między muzykami. Czyli to wszystko, za co najbardziej kochamy kameralistykę. Na bis muzycy zagrali część wolną z op. 59 nr 2 (będzie można jutro porównać z wykonaniem Artis-Quartett z Wiednia).

Podobnie jak kiedyś w krakowskiej wersji festiwalu, tak i tu najszlachetniejszą jego częścią jest kameralistyka. Jeszcze mam dwa takie koncerty przed sobą i ogromnie się cieszę. I cieszę się też, że Belcea Quartet zagra w tym roku jeszcze raz, w sierpniu, z Piotrem Anderszewskim. I już nie Beethovena, lecz Schumanna i Szostakowicza.

Nie bardzo mi się chciało potem jeszcze słuchać czegokolwiek, ale z ciekawości poszłam jednak na koncert wieczorny. Bardzo miła niespodzianka, jeśli chodzi o dyrygenta: Rafael Payare, szkoła El Sistema. W przeciwieństwie do tego pistoletu z inauguracji – bardzo sensowny i rozsądny muzyk, potrafił dostosować się do możliwości młodej orkiestry (Sinfonia Iuventus). Widać Maestro Abreu jest wspaniałym pedagogiem dyrygentury, poza tym oczywiście, że jest genialnym organizatorem i świetnym człowiekiem.

Rozczarował mnie natomiast Erzhan Kulibaev, ale nie było to wielkim zaskoczeniem, bo pamiętam z Konkursu im. Wieniawskiego, że był dość nierówny (dlatego też dostał tylko wyróżnienie). Nie przepadam też za Koncertem Czajkowskiego, a kazachski skrzypek miał na dodatek kłopoty z intonacją. Jeszcze najlepiej wypadł finał, ale nie wiadomo po co – chyba żeby podkreślić swoje obecne hiszpańskie związki (mieszka w Madrycie) – solista zagrał na bis skrzypcową transkrypcję (autor: Ruggiero Ricci) Recuerdos de la Alhambra Tarregi. Po co to grać na czymś innym niż gitara, zwłaszcza jeśli nie jest się w stanie zagrać czysto, doprawdy nie wiem.