Minister odpisał

Dostałam dziś – choć z datą 28 lutego – odpowiedź podpisaną przez min.  Bogdana Zdrojewskiego na naszą petycję w sprawie „Ruchu Muzycznego” (którą opatrzyłam też osobistym listem przewodnim). Treść – jak nietrudno zgadnąć – niemal identyczna z odpowiedziami na poprzednie apele do Pana Ministra, choć drobna modyfikacja jest.

„Szanowna Pani,

z wielką uwagą zapoznałem się z Pani opinią dotyczącą działalności „Ruchu Muzycznego”. Pragnę też podziękować za Pani zaangażowanie w tę sprawę. Na ocenę działalności czasopisma potrzebny jest czas. Pochopne działania mogłyby jedynie zaszkodzić sprawie „Ruchu Muzycznego”. Współdziałam z Dyrektorem Instytutu Książki, Panem Grzegorzem Gaudenem, w celu jak najlepszego rozwiązania sytuacji w czasopiśmie. Z wyjaśnień, które przedstawił w związku z Pani pismem, wynika, że jest on otwarty na dalsze konsultacje z przedstawicielami środowisk muzycznych oraz że popiera pomysł powołania Rady Programowej Ruchu Muzycznego przy Dyrektorze Instytutu Książki, w skład której powinny wejść wybitne autorytety środowiska muzycznego.

Z wyrazami szacunku

Bogdan Zdrojewski”.

Cóż można powiedzieć. Po pierwsze Pan Minister pominął w ogóle fakt, że nie był to tylko mój list, lecz że towarzyszył on petycji, pod którą – i to w kiepskim do mobilizowania ludzi momencie, bo w okolicach Świąt – podpisało się ponad 600 osób. Czyżby samej petycji w ogóle nie przeczytał? O jej treści już nie mówię – pamiętacie przecież, co w niej było. A tu: „potrzeba czasu”, „współdziałam z Grzegorzem Gaudenem”… Po pierwsze, czasu było już aż nadto, dzieło destrukcji zostało posunięte tak daleko, że bardziej nie można. Po drugie, czy naprawdę pismo musi wychodzić w Instytucie Książki? Zwłaszcza jeśli Grzegorz Gauden nie rozumie, że nie jest w przypadku pism patronackich wydawcą, lecz po prostu wypełniającym zlecenie ze strony ministerstwa, które jest wydawcą faktycznym, ale nie może nim być ze względów proceduralnych? A wydawcą ministerstwo jest za pieniądze z naszych podatków, to nie jest wydawnictwo prywatne. Pan Gauden nie może więc sobie uzurpować bycia alfą i omegą, która decyduje o wszystkim.

Data widniejąca na liście świadczy o tym, że został on napisany przed debatą o przyszłości „RM”, która miała miejsce 7 marca. Mimo zapowiedzi nie przyszedł na nią nikt z ministerstwa (zresztą chyba zaproszenie zostało wystosowane zbyt późno), ale myślę, że była ona znacząca. Była nagrywana i zostanie spisana, co zapewne zostanie przedstawione w ministerstwie. Zostało tam mocno i dobitnie wyartykułowane, że aktualny stan rzeczy, zwłaszcza obecność i działalność  w „RM” Tomasza Cyza, jest dla większości środowiska nie do przyjęcia. Niestety, beton jest niewzruszony. Nie pisałam o tym wcześniej, ale chyba już mogę: następnego dnia Cyz wysłał mail do Doroty Kozińskiej i Krzysztofa Kwiatkowskiego, że zgodnie z tym, co powiedział na odchodnym na debacie, łamy są dla nich i w ogóle dla wszystkich otwarte. (Chytrze nie skierował tego maila do Moniki Pasiecznik, która oddała sprawę do Sądu Pracy.) To trzeba mieć tupet: zapraszać na łamy osobę, której osobiście się zniszczyło karierę zawodową (i drugą, która odeszła z powodu jego postępowania). Ale zapewne zrobił to na polecenie Gaudena, żeby mieć podkładkę, że to on „wyciągnął rękę”… (Bardzo dramatycznym momentem debaty był ten, gdy na zwrócenie uwagi przez Dorotę Kozińską, że „stary skład” redakcji jeszcze przed przyjściem Cyza wielokrotnie chciał z nim rozmawiać o przeprowadzeniu reformy pisma, Gaudenowi nagle iskry z oczu się posypały i warknął agresywnie: „A macie państwo na to jakieś dowody?”. Pokazał przez chwilę swoje prawdziwe oblicze.)

Nie, to nie jest tak, że autorzy – dość duże ich grono – nie piszą do „RM”, bo się boją, że się ich nie wydrukuje. Nie piszą, bo nie chcą. Ponieważ nie mają zaufania do pisma w obecnej formie i pod obecnym kierownictwem. Rada Programowa jest dobrym pomysłem (Związku Kompozytorów zresztą), ale nie wystarczy. Ceterum censeo… obecne kierownictwo musi odejść.