Po skandynawsku i po neoklezmersku
…zakończył się katowicki Jazz Art Festival. Choć słowo „neoklezmerski” jest tu nie do końca ścisłe.
Bardzo szanuję 40-letnie dokonania Kronos Quartet, ale dzisiejszy koncert zespołu był jednym z tych, które mniej mi się podobał. Choć oczywiście wszystko, co muzycy mieli do wykonania, było wykonane znakomicie. No i było dość reprezentatywną częścią etnicznych zainteresowań Kronosów.
Program Uniko, zrealizowany z fińskimi muzykami Kimmo Pohjonenem, grającym na akordeonie i czasem podśpiewującym, i Samuli Kosminenem używającym perkusyjnego samplingu, powstał w Helsinkach w 2004 r., wykonany został zaledwie kilka razy, nagrany na płytę cztery lata temu. Cóż można powiedzieć – było tam wiele brzmień kojarzonych ze Skandynawią i jej przyrodą: szum wody, przesypywanie piasku itp., plus nastrojowe melodie smyczkowe. Bywało nie tylko lirycznie, ale i bardziej burzliwie; fragmenty były nawet ciekawe. Ale w całości jednak niemało było banału. Takie przynajmniej jest moje zdanie; muzyka ta w większości, chyba nawet cała, jest do odsłuchania na YouTube. Było jak zwykle efektownie, z reżyserią świateł i dymkami, które jakoś przysłoniły szpetotę dużej sali Dezember-Palast…
Przeciwieństwem był koncert ostatni, w klubie Hipnoza: skromny, bez szykan, po prostu trzech wspaniałych, mądrych muzyków – i muzyka. Wystarczy. Cała trójka współpracowała z Johnem Zornem i to się częściowo słyszy, ale z drugiej strony Zorn, jak wiadomo, wybiera najlepszych.
Najmłodszy z nich był lider, klarnecista Ben Goldberg. W jego triu uczestniczyli też kontrabasista Greg Cohen („the smartest person I know” – zachwalał go Goldberg, i coś w tym jest, ale cała trójka była very smart) i perkusista Kenny Wollesen (od czasu jubileuszu Zorna ściął na szczęście przydługie włosy). Tak więc linia wiodąca, bas – i w środku tylko perkusja. Taka asceza musi być mądrze wykorzystana i tak było. Muzyka stylistycznie oscylowała między free jazzem a neoklezmerką a la Zorn właśnie, ale o wiele bardziej klezmerską – co oczywiście miało coś wspólnego z tym, że liderem jest klarnecista, który od czasu do czasu wstawia klezmerskie gesty, równoważące się z jazzowymi. Niektóre z wykonanych utworów miały tytuły – jak wyjaśniał klarnecista – wzięte prosto ze snów. I była to muzyka trochę jak ze snów. Ale mimo tych oniryczno-klezmerskich odniesień zdecydowanie był to jazz, więc na koniec jazzowego bądź co bądź festiwalu do jazzu powróciliśmy.
Komentarze
Na tę śpiącą pogodę (żegnaj, majówko…) Pobutka spokojna; polska, bo święto narodowe; z Kronosem w nawiązaniu do wpisu:
http://www.youtube.com/watch?v=yyEFzRFjLZ0
Wczoraj właśnie zapowiadający koncert przypomniał, że poprzedni raz w tej sali, jesienią 2007 r. Kronos Quartet grał wszystkie trzy kwartety Góreckiego. Byłam na tym koncercie, był tam również PAK, a potem spotkaliśmy się jeszcze z fomą i odbył się pierwszy minizlot blogowy (w kilka miesięcy po powstaniu Dywanika) w barze Wunderbar na Plebiscytowej. Jakie miłe wspomnienia…
A tymczasem z Chicago budująca wiadomość o sukcesie polskiej choreografii „Romea i Julii” Krzysztofa Pastora w Joffrey Ballet:
http://voices.suntimes.com/arts-entertainment/the-daily-sizzle/joffrey-ballet-seizes-every-moment-in-uniquely-modern-romeo-and-juliet/#.U2ITE6KzNMg
Po takiej recenzji od razu robi się raźniej i pogodniej…
Dzień dobry!
Pogoda wspaniała na pozostanie w domu, czytanie, słuchanie muzyki, pisanie…To lubię 🙂
Mam pytanie-prośbę do Pani Redaktor i odwiedzających Dywan.
Walce Chopina były zarejestrowane na płytach przez wielu dobrych i znakomitych pianistów. Co wybrać, zdaniem Państwa? Nie musi być to jedna propozycja – szukam po prostu wartościowych nagrań.
Vladimir Askenazy? Claudio Arrau? Dinu Lipati? Rubinstein? A może jeszcze ktoś inny?
Z wdzięcznością za wskazówki pozdrawiam!
Re: Marcin D. Tu jest inna propozycja https://www.youtube.com/watch?v=9ZCxO9lPMUs
Ja mam Lipattiego i Rubinsteina – trudno te dwa nagrania porownywac w kategoriach lepsze/gorsze. Nagranie Lipattiego jest na zywo (Besancon), no i niestety tylko 13 z 14 (caly recital jest zreszta na youtubie).
Słuchajcie dzieci Haydna… (w Trybunale) 🙂
Valciki bardzo lubię z takiej czeskiej płyty, którą ktoś nawet wrzucił na tubę
http://www.youtube.com/watch?v=5Q3sx4S6gAQ
Alleluja i do przodu 🙂
Poza tym Francois; fajnawy, choć dość specyficzny, jest Hough. Lipattiego jakoś nie mogę.
Marcinie D. – To jeszcze ja swoje trzy grosze. Kiedyś robiłem skrótowe i bardzo subiektywne omówienie przeglądu nagrań, więc się wyręczę dawną pracą http://tygodnik.onet.pl/kultura/chopin-na-plytach-czesc-trzecia-klasyk/27qzg (o walcach jest tam jeden z dalszych akapitów), ale ją odrobinę uzupełnię. Bez ograniczeń miejsca (które warunkowały tamten cykl tekstów) nie dodałbym jednak tym razem Rubinsteina (tutaj jest po prostu „akuratny”, a chciałoby się czegoś więcej), na pewno natomiast dodałbym Samsona Francois, o którym też była mowa (ile się tutaj dzieje! – a propos, wyszedł ostatnio jego świetny zestaw nagrań koncertowych, o którym piszę u siebie). Zwróciłbym też uwagę na nowe nagranie Alice Sary Ott, na Deutsche Grammophon. Bardzo udane, pełne subtelności i melodyjne, zachowujące charakter walców, ale zdecydowanie w odcieniu melancholijnym, nie brillante (popisowości może komuś brakować).
I jeszcze jedno: większość starszych nagrań daje podstawowych 14 walców, dopiero kompletne komplety, jak Ashkenazy (swoją drogą dobry – jeśli nie ma się awersji do jego dźwięku i lubi się prostolinijność interpretacji), mieszczą 19, ze wszystkimi uzupełnieniami. Ott gra już pełny zestaw.
Na pewno jednak nie da się mówić o Walcach bez fenomenalnych klasyków – Lipatti, Anda, dorzuciłbym też do nich Cortot. Niezastąpieni.
No i dla epickich introwertyków Arrau. A co!
O, a tu nagle o walczykach 🙂
Ja za Lipattim jak najbardziej – nie bez kozery dałam je do „Politykowej” kolekcji, zresztą cały ten recital w Besancon to niesamowita sprawa. To było jego pożegnanie z publicznością, heroiczne i wzruszające, bo już był umierający, a zebrał siły i dał z siebie coś takiego (przykład triumfu ducha nad materią). Muszę powiedzieć, że najwięcej podziękowań w kwestii owej serii usłyszałam właśnie w związku z tą płytą.
No, ale i Ashkenazego lubię. Akurat walców Samsona Francois nie pamiętam (słuchiwałam jego nagrań w dzieciństwie, bo radio je często puszczało, ale fascynowały mnie głównie jego wykonania impresjonistów). Na pewno jest wiele wykonań znakomitych; ja osobiście lubię takie, które wydobywają elegancję i paryskość tych utworów.
Pobutka! 🙂
http://www.youtube.com/watch?v=wZ53Q6eDywY
Daniłko we środę w Warszawie. Bez walczyków jednak.
http://filharmonia.pl/koncerty-i-bilety/repertuar/recitale-mistrzow—recital-fortepianowy2
Ucieszyło mnie, że Jakub Puchalski na swej krótkiej liście umieścił nagranie walców z Alice Sarą Ott, bo również uważam je za wyjątkowe udane; to bodaj najciekawsza z dotychczasowych płyt młodej pianistki.
Mam zresztą nieodparte poczucie, że (ogólnie biorąc) damy jakoś lepiej czują owe Chopinowskie stylizacje, ich ulotny, tajemniczy charme i elegancję – począwszy od Felicji Blumental sprzed ponad pół wieku, poprzez współcześniejszą wersję Marii Joao Pires z połowy lat 80. (nb. ona nawet mazurki grywa walczykowato), aż po ostatnie nagrania Ingrid Fliter i właśnie A.S. Ott.
Na szczególną uwagę – zwłaszcza wielbicieli historycznych instrumentów – zasługuje z pewnością kreacja nieodżałowanej Tatiany Szebanowej na erardzie.
Jeśli idzie o panów, przynajmniej tych jeszcze niewymienionych – pamiętam, że w początkach lat 80. duże wrażenie zrobił na mnie (oczywiście z winyla) Zoltan Kocsis – słyszałem wtedy w jego wizji wiele świeżości, a chwilami też buntu wobec wykonawczego ugrzecznienia; to zatem rzecz dla miłośników bardziej ekstremalnych doznań (wznowiona zresztą w chopinowskiej kolekcji GW, więc łatwo sprawdzić).
Z nieco nowszych i znacznie mniej ryzykownych płytowych przedsięwzięć dorzuciłbym – fascynująco łączącego tradycję z nowoczesnością – Alexandre’a Tharauda (skądinąd jedną z wielu ofiar wiadomego konkursu). Interpretacji innego Francuza, Jeana-Philippe’a Collarda nie znam.
Liczni wykonawcy walców – a pośród nich najwspanialsi pianiści różnych epok – w moim pojęciu grzeszą albo nadmiarem testosteronu (Braiłowski, Małcużyński, Simon, Fiorentino, Kovacevich), albo nadmiarem popisowości (Cziffra, Katsaris, Luisada, Hough); a nie są to bynajmniej zbiory rozłączne:-).
Zauważmy na koniec, że nagranie walców dokonane (niedługo po zdobyciu konkursowych laurów) przez Krystiana Zimermana dla Deutsche Grammophon nigdy nie doczekało się kompaktowej reedycji.
To jeszcze dorzucę Ohlssona – część kompletu pierwotniena Arabesque, potem przejął to Hyperion.
Nawiązując do ścichapęka:
http://www.youtube.com/watch?v=cAamVL6d-Ak
🙂
Z komplecistów wymieniłbym jednak przede wszystkim Nikitę Magaloffa (jakoś zdawało mi się, że to świetne nazwisko już padło).
Dodam na wszelki wypadek, że przywołani przeze mnie wyżej bardzo męscy i/lub popisujący się uroczo panowie rzecz jasna też bywają warci nadstawienia ucha; byleby nie odbywało się to kosztem – o ileż bardziej czarujących – pań…
A nasz czołowy pianista skądinąd od lat pomstuje na tę nieszczęsną (dlań) tubkę – że niby zabija muzykę.
Punkt siedzenia jego publiczności jest wszakże, co oczywiste, zupełnie inny.
PK, na tym koncercie Kronosów w 2007 ja również byłem. Pamiętam nawet, że w szatni posłałem PK uśmiech – bo to był już czas, gdy moja facjata była dla PK mniej anonimowa. Na marginesie Caine`a i informacji o obowiązku zapisu partii fortepianu – wspominałem PK o koncercie UC w Krakowie 2 lata temu – z Mahlerem i Gershwinem. Zagrał wówczas z pięcioosobowym zespołem Błękitną rapsodię z takim biglem, przy którym oryginał jest grzeczną południową herbatką. Ale o co mi chodzi – ta gershwinowska część jest już od jesieni na płycie – i ku mojemu zaskoczeniu znalazłem na niej temperaturę nieco niższą od tej zanotowanej w mym umyśle po koncercie w synagodze Tempel. Przede wszystkim różni się partią fortepianu (częściowo również składem zespołu), ale nade wszystko tym, że jest nagraniem studyjnym. Ale truizmem jest pisanie, że nawet w tym samym składzie każdy wieczór jest jednorazowym zdarzeniem „kompozytorskim”. W kontekście tego obowiązek zapisania własnej partii w partyturze widzę raczej jako mękę piekielną dla UC. Ale że gość pogodny jest i cierpliwy (o pracowitości nie wspominając) – zniesie i to.
Ścichapęk-u: a ileż to nagrań KZ z owego „pionierskiego” okresu ocalało przed jego zakazem dalszej dystrybucji? Po części – jak w przypadku bachowskich rejestracji – może i zrozumiałej. A że poza wolą Maestra dostępnej na tubie – też dobrze.
To trochę zagmatwane, bo są nagrania Zimermana dla DG, które z wersji LP w swoim czasie przeniesiono jednak na CD (większa część albumu z wczesną muzyką Brahmsa na fortepian solo, tj. komplet sonat, ballad oraz scherzo op. 4), lecz także i takie, które – o ile mi wiadomo – nigdy się tego zaszczytu nie doczekały (Bachowska Chaccone w opracowaniu Brahmsa na lewą rękę z rzeczonego albumu, wspominane wyżej walce Chopina oraz sonaty Mozarta).
A późniejsze zakazy to już inna historia (choć np. Brahmsowskie scherzo z wycofanego przez artystę boxu kilka lat później znalazło się wszakże na płytach tzw. złotej serii Philipsa).
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Z 60jerzym było dość śmiesznie, bo faktycznie od pewnego czasu zaczęliśmy się witać nie znając się – tak mam z wieloma melomanami – ale kiedy w końcu do mnie podszedł (bodaj w Studiu im. Lutosławskiego), zaczął gadać tak, jakbyśmy się znali sto lat, a ja przez dłuższą chwilę nie miałam pojęcia, kto zacz? A przecież już się spotykaliśmy wtedy na blogu 🙂
Wspomniałam po Misteriach Paschaliach, że miałam tam nagminnie takie przygody, a jeden miły pan powiedział nawet: „Wydawało mi się, że się znamy, a to przecież ja znam panią z blogu” 😆 „No to już się znamy” – odpowiedziałam i przedstawiliśmy się sobie formalnie 🙂
Wracając do nagrań – w pewnym sensie rozumiem KZ, że np. z takim wykonaniem powyższego walczyka się dziś nie identyfikuje. Jest przecież o lata świetlne dalej, pod każdym względem. Z drugiej strony, jest to jednak dokument.
Ciekawe, jak to będzie 6 maja w Amiens – mam nadzieję na reckę 😉
Jeden z ciekawszych kazusów wycofywania nagrań przez KZ jest d-moll Brahmsa – wycofany na CD, ale dostępny na DVD w Brahmsowskiej kolekcji Bernsteina.
…no i jeszcze jest Beethoven/Bacewicz/Prokofiew na Muzie i sonaty Mozarta z Danczowską na Wifonie 🙂
Właśnie donosił mi 60jerzy, który był ostatnio w Amsterdamie i słyszał KZ w „demolu” (zresztą w ostatniej chwili wstawionym zamiast zapowiadanego Beethovena), że odniósł wrażenie, jakby on chciał się jak najbardziej odciąć od tamtej interpretacji, bo gra to teraz zupełnie inaczej 🙂
Dodam jeszcze do nocnego komentarza, że wśród Brahmsowskich cymeliów, które najwyraźniej po prostu nie zmieściły się na 2-płytowym albumie CD, a były wydane na winylach, znalazła się również kompozytorska transkrypcja fortepianowa wariacyjnej części z Sekstetu smyczkowego op. 18 (skądinąd rzadko grywana, więc może warto zalinkować):
http://www.youtube.com/watch?v=ecrxw5ICIpw
Jest także na tubce wymieniona przeze mnie wcześniej (i jeszcze rzadziej grywana) leworęczna Chaconne (którą to nazwę poprzednio też chyba musiałem wpisywać lewą ręką, skoro aż pomerdałem geminaty – skądinąd na włoską modłę…); korzystajmy więc, póki można!
Nie wiem czy słusznie to wycofał, czy nie, ale mimo wszystko…
https://www.youtube.com/watch?v=NKYyiD8ypCo
Gostek chyba ma w archiwach – nie d moll – ale, B dur z Rubinsteinem i Munchem, ktora to plyta tez byla wycofana, na zyczenie pana AR, ze znanych powodow: nie trafil w klawisz tu i tam. Ale, powtorne nagranie z Kripsem nie ma juz tej werwy. Pytanie, ktore powraca jak kometa Halleya – stale i wciaz – co sie naprawde liczy: precyzja trafiania w klawisze, czy nastroj? Wszyscy polecaja walce Chopina z Cortot – nastroj, czy precyzja? 😆
Na pewno nastrój.
Ale kiedy słucha się z płyt, nieprecyzyjność trafiania w klawisze zaczyna przeszkadzać. Na sali poddajemy się nastrojowi. Jeśli jest właściwy.
No tak – nastroj: kieliszek zacnego malbecu – my teraz jetesmy zawlaszczeni przez argentynskia wina – (moje wino – mea culpa 😯 ).
@ pietrek
…nie ma już tej werwy? Zawsze przecież można to nazwać ładniej: pogłębieniem wyrazu, artystyczną dojrzałością, interpretacyjną mądrością itp.
Co do Cortota, to w młodości grywał jednak nieco precyzyjniej, czego ślady znajdziemy we wcześniejszych rejestracjach (choć pamiętajmy, że pierwsze nagrania zrobił już po czterdziestce).
A melomaniacy zasługujący na owo miano znają (a czasem nawet posiadają) wszystkie możliwe wersje – przynajmniej ulubionych artystów – i te precyzyjne, i te nastrojowe.
Ciekawe skądinąd, przez jakie wina był zawłaszczony Cortot? Obstawiałbym rodzime. Może to one właśnie tak mu szkodziły na technikę…
W każdym razie ogrom jego win z czasów, gdy „zabawa trwała w najlepsze” nie ulega wątpliwości, niestety.
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Cortot to jednak dla mnie jakiś manieryczny jest 😈
A już początek – wielu pianistów niestety tak gra – brzmi, jakby był na cztery, nie na trzy. Nieznośne.
Smutna wiadomość z Niemiec – posłużę się oświadczeniem prezesów Związku Kompozytorów Polskich, Polskiego Towarzystwa Muzyki Współczesnej i Polskiej Rady Muzycznej:
Z wielkim smutkiem żegnamy zmarłego w dniu 29 kwietnia br. teoretyka muzyki i dziennikarza Reinharda Oehlschlägela, założyciela – w roku 1983 – i redaktora naczelnego opiniotwórczego pisma poświęconego muzyce współczesnej „MusikTexte” wydawanego w Kolonii – honorowego członka Międzynarodowego Towarzystwa Muzyki Współczesnej. Reinhard Oehlschlägel wielokrotnie odwiedzał „Warszawską Jesień”, pisał o tym festiwalu i o muzyce polskich kompozytorów. Promował polską muzykę współczesną zarówno na łamach stworzonego i prowadzonego przez siebie pisma, jak i w niemieckim radiu, zamawiał audycje i artykuły u polskich muzykologów.
Czas intelektualnego oddziaływania Zmarłego stanowi kolejny rozdział
polsko-niemieckego dialogu kulturowego – okres przełomów estetycznych, kulturowych i politycznych, zaczynający się od połowy lat siedemdziesiątych i trwający do chwili obecnej. W Zmarłym tracimy Przyjaciela muzyki polskiej i wnikliwego obserwatora muzycznych idei.
Będziemy o Nim pamiętać.
Od siebie dodam: także pamiętam pana Reinharda z jego rozwichrzoną ciemną (później coraz bardziej siwą) brodą i żółtą okładką „MusikTexte” pod pachą, przez wiele lat wiernie przyjeżdżającego na Warszawskie Jesienie. Był jednym z najlepszych ambasadorów naszej kultury. Współpracował z nim regularnie Andrzej Chłopecki. Teraz nie ma już obu 🙁
Ja dzielę nietrafienia (termin ogólny, niekoniecznie „sąsiad”) na udane i nieudane. (To zasadniczo dotyczy koncertów. Na płytach studyjnych tego raczej nie ma.)
Udane nietrafienia to takie, które nie przeszkadzają w odbiorze – spowodowane uniesieniem artystycznym itp.
Nieudane nietrafienia to zwykłe niechlujstwo lub braki w technice.
A co do AR z Munchem – dawno nie słuchałem tej płyty, ale nie kojarzę jakichś dramatycznych kiksów.
Kiedy z Rubinsteinem jest taka sprawa, że on akurat miał dużo nietrafień udanych 😉 Bez jednego z nich czegoś mi zawsze brakuje w środkowej części IV Koncertu Beethovena 🙂
Otóż to. Właściwie wszystkie nietrafienia Artura są udane. Dlatego jego wykonań można słuchać bez końca, a np. d-molla z KZ i Rattlem słuchać się nie da w ogóle.
Spieszę z informacją, że wg oficjalnych informacji na stronie NIFC, Piotr Anderszewski JEDNAK wystąpi na ChiJE i to aż dwukrotnie (!), za każdym razem w zacnym towarzystwie Belcea Quartet.
Dwukrotnie wystąpi też Martha Argerich – do obiecanego po raz kolejny III koncertu Prokofiewa dorzuci kameralny, poranny koncert (piątek, 29 sierpnia o 11:00) z Apollon Musagète Quartet. Z góry przepraszam, jeśli powielam informację już przeżytą, przetrawioną i przeświętowaną w komentarzach czytelników i Autorki 🙂
A gdzie tak jest napisane? 😯 Program na stronie wisi ten sam, bez Anderszewskiego i bez porannego koncertu (to zresztą w ogóle byłoby do Marthy niepodobne, jeśli 11, to raczej wieczorem 😉 )…
W angielskiej wersji programu, którą otworzyłem z zawodowego przyzwyczajenia… Rzeczywiście w polskiej wersji tych cacuszków nie ma o.0
http://en.chopin.nifc.pl/festival/edition2014/info
Są, tylko nie ma nazwiska PA:
Poniedziałek, 25 sierpnia, g. 20 Nadzwyczajny koncert kameralny
Sala Koncertowa Filharmonii Narodowej
WIELKIE POWROTY
Belcea Quartet
w programie:
Ludwig van Beethoven: Kwartet smyczkowy F-dur op. 59 nr 1
Antonín Dvořák: Kwinet fortepianowy
No to pewnie pierwotna wersja angielska wisi 🙁
I faktycznie tam jest Martha&Apollon Musagete o 11:00 p.m. 😉 Inaczej nie mogłoby być. Ale po polsku nie ma.
Po bardzo udanym Lohengrinie, kolejny sukces Stefana Soltesza w TWON. W nagłym zastępstwie poprowadził dwa spektakle Elektry. Ja widziałem drugi i jestem zachwycony wysokim poziomem muzycznym, z rewelacyjną Christine Goerke w partii tytułowej oraz jak zwykle fantastyczną Ewą Podleś jako Klitemenestrą. Reszta wykonawców także pokazała klasę godną żywiołowej owacji na zakończenie spektaklu.
Dobra passa w TWON trwa.
@gucio
Zgadzam się, że Goerke była bardzo dobra, Ewa Podleś stworzyła wyjątkową kreację, orkiestra robiła, co mogła i momentami było naprawdę niezle, ale z resztą wykonawców chyba Pan nieco przesadził: nie nadążali za poziomem dwóch wspomnianych pań w żaden sposób.
Ale nawet Goerke i Podleś momentami musiały walczyć na tej trudnej brzmieniowo scenie o bycie słyszalnymi. Soltesz, mimo wszystko, mógł trochę oszczędzać ich głosy.
Rzeczywiście Halbwachs jako Chryzostemis była nieco słabsza i nie zawsze była w stanie przebić się przez orkiestrę, ale reszta a szczególnie Martin Winkler, Orestes, była bardzo dobra i nie było problemu ze słyszalnością.
Na szczególne uznanie zasłużył też kwintet służebnic, a szczególnie panie: Lubańska, Rehlis i Bernacka.
Mam, niestety, zgoła inne wrażenia na temat wykonawcy Orestesa, ale, być może, wczoraj był lepszy. Widziałem niedzielne przedstawienie.
Pobutka!
http://www.youtube.com/watch?v=gqZ8zqJTq0Q
Choć widzę, że niektórzy nie zasnęli od wczoraj… 😉
Dobrze, że Elektra wróciła. Nie wybrałam się jednak na spektakl, więc nie opowiem się po żadnej ze stron…
Potwierdzam: Goerke zawładnęła sceną, Podleś wspaniale wyważyła aspekt teatralny i wokalny partii Klitemnestry, Chryzostemis nieco słabsza, a orkiestry w tak dobrej kondycji dawno nie słyszałem. Z pierwszego rzędu miało się dodatkowo doznania ze strony dyrygenta (można powiedzieć, że mieliśmy dodatkowego wokalistę :-), natomiast rzeczywiście niekiedy głosom trudno było się przebić.
P.S No i miło było popatrzeć na ciążową sylwetkę Anny Bernackiej 🙂
Drogi ścichapęku, a czy może masz nuty tej leworęcznej szakony ?
Albo ktoś z PT Frędzelków …
W UMFC – niet
Drogi lesiu, a od czego internet? 😀
http://www.bh2000.net/score/pianbrah/bp65.pdf
Wróciła i już znikła, tylko 2 spektakle były. Ale jakie! Orkiestra przykrywała trochę głosy , ale i tak grali dobrze. Orestes moim zdaniem OK, ale takiego duetu jak Goerke i Podleś dawno nie słyszałam w TWON i pewnie szybko ponownie nie usłyszę. Służebnice świetne, i cóż za dykcja!
ŁAŁ, Pani Kierowniczko, dziękuję, jakoś nie mogę wciąż zapamiętać, że w neciku wszystko znaleźć można
Zaraz popatrzę, jestem ciekaw jak jeden B oddaje intencje drugiego B.
O trzecim B nie wspominam, bo jest dla mnie za trudny (Raff chyba zresztą też)
Do zobaczenia na Daniłce
Jeszcze żeby tylko p. Goerke była odrobinę lepsza aktorsko… Ale to już jedynie tytułem marudzenia.
lesiu, ja często korzystam z tego miejsca:
http://imslp.org/
Te stare nuty nawet mają swój urok.
Duet Podleś i Goerke był absolutnie elektryzujący. Nie zgadzam się z kimś z Przedmówców jeśli idzie o aktorstwo Amerykanki. Siedziałem blisko sceny i uważam, że w tej przestrzeni, którą zaproponował inscenizator (moim zdaniem nie było to mistrzostwo świata) śpiewaczka była sugestywna i przekonująca.
Jeśli idzie o dykcję to nie podejrzewałem Ewy Podleś o tak wybitną niemiecką wymowę. Dla mnie – jeśli idzie o podawanie tekstu – ona miała w niedzielę „pierwsze miejsce” 🙂
Gostku,
bardzo dziękuję, rzeczywiście piękna strona
Cóż, nawet najprzepastniejsza dziadkowa szafa nie może iść w paragon z coraz bardziej nas oplatającą siecią.
Zastanawia mnie tylko, czemu na zalinkowanej partyturze podano BWV 1016, bo – o ile wiem – W.S. nadał ten numer trzeciej sonacie E-dur na skrzypce i klawesyn.
No fakt 😯 Nawet na to nie spojrzałam, tylko na nuty…
nie dość że 1016 to jeszcze rzeczona wczytuje sie tylko do strony No 4
Jak to do 4? Może to po prostu pdf długo się otwiera. Możesz spróbować jeszcze z tego:
http://www.free-scores.com/download-sheet-music.php?pdf=1288
Dzis urodziny Czajkowskiego. Lista przebojow w CBC juz od rana.
PK 15:20
Dziękuję, ale z pewna dumą donoszę, że też udało mi się znaleźć tę stronkę i JUŻ MAM 🙂
A tak naprawdę, to po co drukować – można grać z tabletu ..
Już widywałam takie występy… 😉