Po katowickiej wizycie
PAK napisał swoje o Kronosach, foma wspomniał o naszej małej imprezce i jedynym toaście (tak się zagadaliśmy, że zapomnieliśmy, że można by jeszcze potoastować 🙂 ), to teraz ja.
Kronosi. Klasa, i owszem. Ale miałam wrażenie, że dawno tych kwartetów nie grali (bo pewnie tak było) i sobie teraz przypominają. To, że są sprawni, to oczywista oczywistość. Ale czy Górecki to muzyka dla nich? Bo ja wiem… Chyba jednak mimo wszystko nie czują do końca jej ducha. Wczoraj po koncercie zamieniłam na ten temat parę słów z p. Andrzejem Kalinowskim, który organizuje fajne koncerty jazzowe w Katowicach. Jemu się podobało, a kiedy ja przywołałam wykonania Kwartetu Śląskiego (to smutne czytać to, co pisze PAK, że jest aż taka różnica w frekwencji na koncertach obu zespołów, bo nasz kwartet jest naprawdę wybitny), on na to, że może właśnie fajnie, że trochę ogołocili te kwartety z romantyzmu, który przydają mu Ślązacy. Pozwoliłam sobie się nie zgodzić, bo wydaje mi się, że Górecki jest duszą romantyczną do imentu i pozbawić jego muzykę tego, to pozbawić jej istoty.
Zresztą nie wiem, czy to nazywać romantyzmem, może po prostu wysokim stopniem emocjonalności. Bebechami, mówiąc po witkacowskiemu. I tych bebechów najwięcej jest właśnie w szybkich częściach kwartetów, nawiązujących do muzyki góralskiej właśnie w jej transowości i zapamiętaniu. I tego, zdaje mi się, u Kronosów jest mało. W II Kwartecie – Quasi una fantasia pierwsza z dwóch szybszych części jest posępnym marszem, w którym przewijają się proste melodie o sardoniczno-obsesyjnym charakterze. Oni jakby przez to przelecieli, nie było słychać ani marsza, ani obsesji. No, zagrali szybki kawałek.
III Kwartet trwa prawie godzinę i składa się prawie z samych wolnych części. Jak już robimy taki ranking 🙂 , to ja bym wywaliła przedostatnią. Ostatnią trzeba by zostawić, bo nawiązuje do pierwszej i robi się formalna klamra. No, trzeba mieć dużą cierpliwość albo się wyłączyć, żeby tego wszystkiego wysłuchać. I pewna jestem (zresztą byłam od początku koncertu), że jak najbardziej wybór kwartetów Góreckiego odnosi się do podtytułu tegorocznego festiwalu Ars Cameralis: Moc snów. Bo te kwartety są jak sny… A już dwie pieśni kurpiowskie (chóralne, w przeróbce na kwartet) były zupełnie hipnotyczne. W kolejce do szatni słyszałam, jak dziewczyna mówiła: „Musiałam bardzo uważać, żeby nie zasnąć”… 🙂
Tak więc skończyło się dopiero o 23, i wtedy spotkaliśmy się en trois i udaliśmy się na Paulanera do gustownego lokaliku zwanego WunderBar. A jak było? Wunderbar 😀
Teraz idę na koncert Orkiestry XVIII Wieku z Nelsonem Goernerem, który miał się odbyć na festiwalu Chopin i jego Europa, ale program został zmieniony z powodu choroby pianisty. A jutro jadę do Krakowa obejrzeć operetę Szymanowskiego. Naprawdę coś takiego napisał!
Komentarze
Co do części — zgodzę się. Po prostu ten finał najbardziej „dał mi w kość”, ale rzeczywiście to klamra spinająca dzieło.
Trudno mi cokolwiek dodawać. Może to, że Kwartet Śląski w środę ma zaprezentować program związany z twórczością Glassa. Koncert jest za darmo, o ile nie zniechęci mnie pogoda wybiorę się na niego i może coś o frekwencji będę mógł napisać.
O koncercie napisałem też dłuższą (niestety Fomo, niestety) relację. Myślę, że Społeczność Tego Blogu, nie potrzebuje tej relacji, ale zapraszam bo jest parę zdjęć z przerw między koncertami. Trzeba tylko klikać i powiększać:
http://pak455.blox.pl/2007/11/Cross-over-Czara-i-fajni-chlopcy-z-Kalifornii.html
Kwartet Slaski wystapil raz na uswietnienie Dni Polskich (czy jakos tak) na Uniwersytecie Bernenskim. Po spotkaniach z Dedeciusem nastapil odczyt Janusza Rajtera (swietny gosc, moglby byc ministrem SZ). Przed odczytem i po – gral Kwartet Slaski, swietnie, wrecz porywajaco. Nie pamietam calego repertuaru, ale bylo cos Bacewicz i innego mniej znanego (mnie) kompozytora. Piekny wieczor zostal „uswietniony” poczestunkiem fundowanym przez Ambasade RP. Co podali? Catering z tajskiej restauracji 😯
Kiedyś w Katowicach Kwartet grał, a IBM sponsorował. I to nie była tajska restauracja, choć oczywiście szczególnie drogo i wykwitnie też nie było 😉 I ja tam byłem, miodu może nie, ale wino piłem.
Pisząc o frekwencji miałem na myśli to, że Kwartet Śląski, jak pamiętam*, zbierał kilkudziesięciu, no może stu-dwustu (w porywach) słuchaczy, gdy lepiej zorganizowane akcję promocji koncertu. Wczoraj Kronos zapełnił słuchaczami 1000-osobową salę i jeszcze sporo osób na wejściówkach musiało podpierać ściany. To coś zupełnie innego.
—
*) Pamiętam, bo ostatnio jakoś nie pasowały mi dni i godziny ich koncertów, więc to nie są aktualne dane.
Z Kwartetem Śląskim jest tak, że oni sobie przecież nieźle radzą, a że maja mniej słuchaczy to już jest sprawa jakości muzycznego rynku, wszak Amerykanie nawet jak stąpią do muzycznego podziemia to i tak ma to swój związek z rynkiem: autokreacją, promocją, wyborem określonej estetyki, która za chwilę stanie się powszechnie obowiązującą i na jej prekursora spłynie złoty deszcz nagród, uznania i zaproszeń. Kronosi uzyskali duży stopień artystycznej niezależności poprzez kontestacje norm wyznaczonych dla kwartetowego grania. Byli pierwsi i już odbierają zasłużone laury. Wprawdzie najbardziej lubię ich w etno-folkowo-technologicznych nagraniach, ale podoba mi się, że tak mądrze wykorzystują snobistyczne potrzeby mieszczańsko-biznesowych elit u siebie, a jak było widać i u nas się to udaje. Drobne niedostatki ich interpretacji nie martwią mnie wcale, zapewne Ślązacy zagraliby inaczej, ale już bez tego „Harringtonowskiego szarmu”, który przydaje wydarzeniu jeszcze więcej blasku. Mnie ten „kalifornijski blask”, dla muzyki wymagającej skupienia, chyba najbardziej uradował, a tysięczna widownia dyskretnie pokasłująca i wstydząca się swoich telefonów komórkowych niesamowicie zaimponowała. Zmartwiło jedno, że na wydarzeniu o sporej przecież randze artystycznej (w Katowicach w tym roku chyba największej) i społecznej, wszelako Góreckiego z Podhala nie łatwo jest wyciągnąć – wiadomo: prawa wieku, dystansu do nowoczesności etc. Zatem zmartwił fakt prawie całkowitego braku zainteresowania samorządowych władz: prezydenta Katowic (chlubnym wyjątkiem był prezydent Bielska-Białej pan Jacek Krywult), marszałków województwa o posłach i senatorach nie wspomnę bo to przecież naokoło nich się świat kręci. Zabrakło też jakiegokolwiek gestu z ich strony w kierunku wielkiego artysty, kompozytora docenionego w świecie, wieloletniego profesora Śląskiej Akademii, wreszcie ziomala. Ten trwały brak zainteresowania kulturą, brak jakiegokolwiek wyczucia, brak wyższych estetycznych potrzeb, brak udziału w ważnym spotkaniu i „nic sobie z tego nierobienie”, nieodmiennie od lat zatrważa. W takich okolicznościach zaciekawienie Góreckim ze strony słonecznych Amerykanów krzepi. A co do rodzimych interpretacji? To cóż nam z tych kilku czułych częstotliwości więcej przyjdzie w tak niezbyt czułej okolicy
Ja tam nie mam nic przeciwko dłuższym komentarzom, byle ich autor miał coś do powiedzenia. PAK zwykle ma 🙂
Witam dre (nie zdradzę, kto to, choć wiem 🙂 ). To, co Pan pisze o władzach samorządowych, to rzeczywiście bardzo smutne. Dobrze że chociaż był prezydent Bielska-Białej, które też coś Mistrzowi zawdzięcza…
A ja wróciłam z koncertu. Słuchajcie, słuchajcie, byłam świadkiem wyjątkowego wydarzenia – pierwszego współczesnego wykonania Mazurka Dąbrowskiego na starych instrumentach – można powiedzieć, z epoki 😉 – w wykonaniu samej Orkiestry XVIII Wieku! W standardowym opracowaniu prof. Kazimierza Sikorskiego. Bardzo ładnie zabrzmiało. Taki akcent na święto narodowe mi się podoba.
Goerner był jak zwykle klasą dla siebie (Wariacje „La ci darem la mano”, Rondo a la Krakowiak, Andante spianato i Wielki Polonez, a na bis Nokturn c-moll), nawet orkiestra zgotowała mu aplauz, a przecież chłopak nie gra codziennie na erardzie. Z orkiestrą zresztą trochę gorzej, zwłaszcza z rogami – po solowym Andante spianato weszły prawie w innej tonacji… Ale IV Symfonię Beethovena zagrali już ładniej (w końcu grają to dłużej), choć i tu zdarzał się nadmierny luz 😉 Ale i tak ich lubię.
Aha, komentując recenzję na blogu PAK-a: Górecki wszystkie trzy kwartety napisał dla Kronosa. Każdy z nich kolejno przetrzymywali rok po prawykonaniu i nikt inny nie miał prawa ich grać. Co do III Kwartetu, rok właśnie mija (zagrali go pierwszy raz zeszłego listopada w Krakowie na Festiwalu Muzyki Polskiej). Już się szykuję na to, co Śląski z tego zrobi 🙂
A jeszcze: ciekawe, czy Kronosi wiedzą, że w III Kwartecie jest literalny cytat z Szymanowskiego. O ile wiem, kwartetów Szymanowskiego nie grali. A dobrze jest znać konteksty…
Przypomnialo mi sie, ze Kwartet Slaski gral w Bernie Zarebskiego i to mi sie tak bardzo podobalo 🙂
No bo to super kawałek. Ciekawe, jak daleko by ten biedak zaszedł, gdyby nie zszedł z tego świata tak wcześnie (31 lat)…
Tyle że ktoś z nimi musiał zagrać jako piąty (na fortepianie), bo to kwintet.
Na otwartej próbie i spotkaniu ze studentami w Śląskiej AM, ktoś zadał Harringtonowi pytanie o to czy zna Szymanowskiego, odpowiedź była negatywna.
No właśnie… 🙁
Pani Doroto:
Tak mi się coś kojarzyło z zapowiedzi jednego z Kwartetów Góreckiego przed laty (II?) na koncercie Kwartetu Śląskiego. Ale że było to przed laty, a pamięć mam ulotną, wolałem jej niedowierzać i tylko zacytować informację z informatora GCK.
Ja tam ogołacanie z romantyzmu bardzo lubię 🙂 Precz z trzęsącymi się rękami! 😆
Hoko,
nie jestes romantyczną dusz? 😉 Nie rozrzewniasz się na myśl o romantycznej kolacji w McDonaldzie? 😀
Hoko: jakby Kwartetowi Śląskiemu trzęsły się ręce, nie zagraliby ani jednej nuty 😆
Oj, zagraliby, mogłoby to być danse macabre w wersji staccato…
Podobno Harringtonowi zarzucano raz, ze nie umie grac trzydziestodwojek, wiec na dowod, ze umie, zagral – jedna 🙂
passpartout,
czyżbyś nawiązywała do serii kawałów o altowiolistach? W tym samym stylu – „Druga pozycja – mit czy rzeczywistość”
http://mikeziel.republika.pl/nav5/jokes/altjokes.htm 🙂
😆
Pani Doroto, mi chodzi o takie romantyczne trzęsienie rąk, jakie Mischa Maisky zaprezentował w suitach Bacha… 🙂
foma: nie jestem romantyczny i nie cierpię, jak ktoś na mnie patrzy, gdy jem. Z kolacji nici 😀
Hoko, jesteś małej wiary 🙂 kolacja w absolutnej ciemności – to jest rozwiązanie 😀
A jak będzie ryba?
Nie twierdzę, że jest to rozwiązanie idealne, ale nie uwierzę, że nie miałbyś wpływu na menu. A w kącie mógłby przygrywać jakiś kwartet ze zmiennym poziome romantyzmu.
Jak ryba, to kwintet 😉
Znaazłam … 🙂 …. Pani Dorota pisze o – Juliuszu Zarębskim (ur. 28 lutego 1854 w Żytomierzu – zm. 15 września 1885 w Żytomierzu) – wg. Wikipedii to utalentowany kompozytor i pianista polski, przedwcześnie zmarły twórca słynnego Kwintetu fortepianowego g-moll, powszechnie uważanego za najwybitniejsze dzieło polskiej kameralistyki romantycznej.
Hoko nie wiedziałam, że taki wstydliwy jesteś … 🙂
No… 🙄
Podejrzewam jednak, że passpartout miała na myśli inny kwintet 😉
Obojętnie romantycznie czy klasycznie i czy znają Szymanowskiego. Ważne jest dla mnie, że mają Góreckiego w repertuarze i jeszcze posyłają mu swoje najnowsze nagranie: Kronos plays Sigur Ros, a Mistrz mówi, że fajna muzyka i że mu się bardzo podoba. Teraz pracują nad czymś z muzykami grupy Wilco a w wolnych od zajęć chwilach słuchają Marii Schneider. Podoba mi się ta szerokość spojrzenia na muzykę.
Od czego innego jest Kwartet Śląski, a od czego innego Kronos. Ostatecznie to jak Ślązacy postanowili trochę pokronosić i nagrali płytę z piosenkami Republiki to był niewypał całkowity bo oni nie umieją tego robić zupełnie, a Kronos jednak w Góreckim czy Gubajdulinie daje radę, a mnie uczy dystansu do tych wszystkich narodowych szkół. Muzyka może przecież być komunikatem o znacznie bardziej uniwersalnym charakterze.
do rybki i dla jolinka 🙂
http://youtube.com/watch?v=wlxVTpEyMEw
passpartout 🙂 🙂 🙂
Gdyby ktoś się nie doszperał, polecam przedruk wywiadu z Keithem Jarretem
http://wiadomosci.onet.pl/1451069,2679,2,kioskart.html?drukuj=1
Foma:
Nie wyszperałem. Ale zerknę jak będę miał więcej czasu.
Foma, Hoko:
Wy to jednak jesteście niedowiarkowie i to Obaj! Gdyż:
1) zawsze może być filet;
2) od czego są noktowizory?
3) jak nie można wymyślić jakieś dyskretne znaczniki, czy podświetlane sztućce, które nie rozświetlałyby samych postaci, ale potrawy owszem;
4) albo osobną kabinę dla Hoko, na przykład osłoniętą lustrami fenickimi…
Możliwości są tysiące! Inna sprawa, co by zrobił komisarz Foma odnajdując w McDonaldsie, w kabinie z lustrami fenickimi, rybie ości świadczące o konsumpcji i zabrakło by świadków…
* * *
Jak jeszcze nie było to przesyłam Kozenę w Bachu (kolega podesłał mi dzisiaj i zaraz zrobiło się lżej na sercu i nawet śnieg na nim stopniał…):
http://www.youtube.com/watch?v=zM3NaXBlhQA
PAKu, dzieki za Magdalene 🙂 Jest wspaniala. Nie dziwie sie, ze Sir Rattle oszalal na jej punkcie 🙂
Po ktorej stronie lustra mialby ucztowac Hoko?
passpartout,
oczywiście, że od strony Alicji. Byłaby pierwszym świadkiem, przesluchanym przez komisarza Fomę. Drugim byłby projektant z chińskiej firmy PAK Ltd., produkującej noktowizory do jedzenia filetów.
Gdyby z filetu zostaly osci, proponuje by i Podhalanski troche poweszyl.
U Jarreta piekne sformulowanie: „Nalog delektacji” 🙂 Uwazajcie z ta uczta w McD 😉
Faktycznie ta Magdalenka wspaniała … 🙂 ….
No! 😀
Alicja swobodnie przechodzi przez lustro, to która jest ta jej strona?
http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/1,35751,4663310.html
Popatrzcie sobie na wrocławskie smaczki! 😎
We czwartek wybieram się do „prawdziwej” opery. Przede mną Król Roger!
Już się boję! 😮
Nelu:
Życzę przyjemnych wrażeń!
Jolinku:
No! No i jak tu się dziwić Proustowi? 😉 (Chociaż Proust akurat w takich Magdalenkach nie gustował. Cóż, jego strata.)
Fomo:
1) PAK Ltd. zajęłoby się raczej genetycznie modyfikowanymi pstrągami, których ości świecą w ciemności, dla ułatwienia konsumpcji.
2) Ale widzę większy problem: ten kwartet grający w ciemności… Ja znam tylko jeden kwartet, który to ma w swoim programie: Grupę MoCarta.
3) A już liczyłem na wpis: „Komisarz Foma był wstrząśnięty tym bezprzykładnym aktem ichtiofagii”.
Czy Ty drogi PAK-u coś sugerujesz? …. 🙂
PAKu,
komisarz Foma jest dobrem publicznym, ale ktoś (czyli ja 🙂 ) musi go moderować i nadawać mu charakterystyczny rys. Komisarz Foma, w przeciwieństwie do martini, wstrząśnięty bywa rzadko, zmieszany – jeszcze rzadziej.
Jolinku:
Ja tam nic nie sugeruję. Przecież każdy wie, że Magdalenka to nie Albertyna, nawet jeśli nosi spodnie. To różnica jak między stroną Swana, a stroną Guermantes.
PAK-u to dobrze, bo już myślałam, że się czymś zasugerowałeś …. 🙂 … czytanie Prousta ma zawsze skutki uboczne …. 🙂 …
a ja lubię się zachwycać ładnymi widokami i śpiewami … 🙂 … i to jest mniej skomplikowane niż się wydaje … 🙂
A tego mogę słuchać i oglądać do znudzenia …. 🙂
http://youtube.com/watch?v=ahR-G_yLB5M
Uwaga, uwaga! Jutro nasz miły Komisarz Foma zadebiutuje na łamach „Polityki” papierowej! Na str. 130 znajduje się jego komentarz z blogu p. Janiny 😀 Gratulacje!
PS. Dzięki za pyszne linki, zwłaszcza passpartout i PAK-owi, a także fomie za Jarretta 😀
Pani Kierowniczko, to ci ńjus, a co ja takiego napisałem, że szanowna Redakcja postanowiła to puścić w obieg? 🙂
Byłeś sobie fomą
Skromnie krytym słomą
Dopadły Cię wnyki
Wielkiej Polityki…
a co Ty zeen, jak ten sęp na wysokości, cicho, cicho, a potem lot koszący… ta strona 130 brzmi bardzo podejrzanie 🙂
To dział Polityka i obyczaje, no, nie najlepiej to wróży 😉
Nie mniej zmienisz nick na fama 🙂
zeen, po chwili zastanowienia, raczej jastrząb 😀
jeszcze zdegradują z komisarza na wiecznego aspiranta 😀 a może to początek zmian w ramówce Polityki?
Tak cicho nie siedziałem, jakbyś zajrzał do Torlina (oj, rozwinął się nad wyraz :)) i do Basi, to byś zobaczył. Akurat tam wykazywałem część aktywności – w ramach relaksu przed jutrzejszym…
P.S. Dlaczego jastrząb?
Aaaaa. sorki potworki….
Załapałem dopiero teraz 🙁
foma: jak to co:
http://paradowska.blog.polityka.pl/?p=130#comment-37915
Jako, że otwiera mi się blog Gospodyni pół godziny -nie wiem czemu – gratuluję fomie i dobrej nocy życzę wszystkim.
Coś się faktycznie zatkało, teraz sie powoli odtyka. A ja chcę jeszcze dziś wrzucić wpisik, bo jutro znów się zmywam 🙂
Przeczytałam komentarz fomy i powiem, że osobiście wątpię, żeby życzenia stały się ciałem.
Takim prostym językiem zrozumiałym dla każdego, były formułowane przedwojenne akty prawne, np. Kodeks Handlowy, czy Prawo o upadłości (te akurat znałam, więc przywołuję). Czytać tamte przepisy to prawdziwa przyjemność, czytelnik czuje się jak rozumny człowiek. Im dalej w las, a szczerze powiedziawszy im więcej wolności, tym bardziej beznadziejne regulacje, a język, jakim są pisane każe wątpić we moce umysłowe własne lub twórców.
Akurat wiem, co piszę, bo ponad 20 lat użerałam się z szeroko rozumianym prawem gospodarczym. Na początku byłam ekspertem z biegiem czasu coraz mniej ogarniałam z tego chaosu.
Może przy okazji wytłumaczę, dlaczego tzw. eksperci z różnych dziedzin, doradzający posłom, nie są zainteresowani prostotą i jasnością sformułowań