Artysta redaktor
Od kilku dni informują mnie znajomi (także blogowicze), że zostałam zaczepiona we wstępniaku do nowego numeru „neo-Ruchu Muzycznego”. Nie ciekawi mnie jakoś, co myśli o mnie Tomasz Cyz. Ale ponoć mowa jest tam także o etyce, a zestawienie tego pojęcia z autorem wstępniaka jest dużo ciekawsze. Choćby w sprawach, o których poniżej.
Dostałam już ze 20 zapowiedzi hucznej konferencji prasowej pewnego festiwalu. Odbędzie się ona nie byle gdzie, bo w Instytucie Adama Mickiewicza, w obecności jego dyrektora Pawła Potoroczyna. Będzie też obecny burmistrz miasta, w którym festiwal się odbywa, jak również organizatorzy oraz – cytuję – „artyści 6. edycji festiwalu: Justyna Bargielska i Tomasz Cyz”.
Artysta Tomasz Cyz, jakby kto miał wątpliwości, jest tożsamy osobowo z redaktorem Tomaszem Cyzem, czyli nominantem Grzegorza Gaudena sprzed ponad roku na stanowisko jedynego polskiego patronackiego pisma muzycznego – zatem jedynego, które naprawdę powinno być fachowe i budzić zaufanie. Artystka Justyna Bargielska jest z kolei tożsama z felietonistką Justyną Bargielską, pozyskaną dla tegoż pisma przez redaktora Tomasza Cyza.
Felietonistka Bargielska w swoim pierwszym felietonie na owych łamach była uprzejma zaliczyć najsłynniejszą pianistkę swoich czasów, Clarę Schumann, do kategorii groupies. Redaktor Cyz ten nonsens wydrukował. Artystka Bargielska przeczytała w końcu życiorys Clary Schumann i na jego podstawie napisała monodram pt. Clarissima. Artysta Cyz wyreżyseruje go na festiwalu.
Artysta Cyz jest studentem warszawskiej Akademii Teatralnej na wydziale reżyserii i zamierza być reżyserem operowym. Czy te studia ukończy, trudno przewidzieć – jak dotąd nie udało mu się ukończyć żadnych innych. Ojtam, ojtam. Czy brak studiów przeszkadzał mu w stanięciu na czele jedynego polskiego patronackiego pisma muzycznego? A reżyserem operowym, i to na jednej z ważniejszych polskich scen, został już przecież na długo przed rozpoczęciem studiów reżyserskich. Może ktoś jeszcze pamięta Rusałkę Dvořáka w Teatrze Wielkim w Łodzi? Niewielkie szanse, bo spektakl ten, choć wygenerował moc wydatków, po paru wieczorach zleciał z afisza. Ale w sieci nic nie ginie – można znaleźć recenzje, wszystkie druzgocące.
Czy gdyby coś takiego popełnił artysta Cyz dzisiaj, miałby szansę na obiektywną recenzję w jedynym polskim patronackim piśmie muzycznym, kierowanym przez redaktora Cyza? Chyba nie bardzo. Czy jeśli produkcja Clarissimy również (na szczęście za dużo mniejsze pieniądze) okaże się niewypałem, będzie miała szansę na obiektywną recenzję tamże? Też raczej nie bardzo. Co najwyżej w relacji z festiwalu pominie się problem, podobnie, jak było po produkcji artysty Cyza na poprzedniej, zeszłorocznej edycji – tak, to już drugi raz dano tam artyście szansę. I tak, gdy w zeszłym roku występował tam jako artysta, był już redaktorem wymienionego pisma. Konflikt interesów? Ojtam, ojtam. Co to w ogóle za przedpotopowe pojęcie.
Nie można więc się dziwić, że redaktor Cyz, któremu przyszłość artysty Cyza jest zapewne bliska, pozbył się w pierwszej kolejności szefowej działu operowego pisma – Doroty Kozińskiej. Abstrahując od oficjalnie podawanych powodów zwolnienia, redaktor Kozińska miała jedną zasadniczą wadę: była zbyt niezależna w ocenie tego, co dzieje się w naszych teatrach operowych, a z teatrami redaktor Cyz wolałby dobrze żyć – przecież to one mają zatrudniać artystę Cyza. Dziś dział operowy w jedynym polskim patronackim piśmie muzycznym prowadzony jest przez recenzenta „Rzeczpospolitej”, zatrudnionego przez redaktora Cyza. Zatem kolejna zagadka: czy również na łamach „Rzeczpospolitej” będą jeszcze mogły się ukazać negatywne recenzje produkcji artysty Cyza, takie, jak powiedzmy ta z Łodzi?
Jeszcze jeden drobny szczegół. Festiwal, o którym mowa wyżej, został dofinansowany przez MKiDN sumą 150 tys. zł (trzeba powiedzieć, że wezmą w nim udział naprawdę ważni i interesujący artyści, ale z jakiegoś powodu w zaproszeniu na konferencję wyeksponowani zostali nie tamci, lecz ci, których wymieniam). Pismo – wiadomo, w całości jest na ministerialnym garnuszku.
A artysta redaktor ma czelność wypowiadać się o etyce.
Komentarze
Nie matura lecz chęć szczera zrobi z ciebie reżysera.
Justyna Bargielska to, o ile wiem, pisarka, nie tylko felietonistka(choć nie czytałam jej książek), być może jej tekst będzie świetny, tu bym nie przesądzała, ale żeby ktoś bez doświadczenia i wykształcenia reżyserował za państwowe pieniądze, i to jeśli już odnotował wcześniej spektakularną klapę, to sięwydaje być dużym nieporozumieniem. Co innego gdyby zrobił przedstawiene poza festiwalem, z własnoręcznie uzbieranych funduszy i odnósł sukces, wtedy, można by to przedstawienie zaprosić na festiwal. I to by było OK. A tak .. brak słów dla polityki kadrowej.
„Artysta Cyz jest studentem warszawskiej Akademii Teatralnej na wydziale reżyserii i zamierza być reżyserem operowym. Czy te studia ukończy, trudno przewidzieć – jak dotąd nie udało mu się ukończyć żadnych innych.”
A czy to nie Pani kpiła z zarzutów kierowanych pod adresem pana Adamusa, nie ma ukończonych studiów i formalnego dyplomu? Że to niby czepianie się o papierki?
Oczywiście, że pisarka, nawet miała nominację do Paszportu „Polityki”. Felietony pisuje też do „Znaku”.
Nie przesądzam o jakości tekstu, nie czytałam go.
ps. Chodzi o jego studia w Holandii
Chevalierze, tu jest zdecydowana różnica. Ukończył studia w Krakowie, w Amsterdamie uzyskał absolutorium, z tego, co pamiętam.
A, no właśnie, napisaliśmy jednocześnie – to się tutaj nazywa „łajza”.
Sam Pan wie, że się Pan czepia 😀
Dodam jeszcze ciekawostkę w kwestii JTA. Brak dyplomu z Amsterdamu wypominali mu „dymiący” muzycy z zespołu CC. Teraz ci, którzy kiedyś dymili, są najbardziej wciągnięci w Capellowe projekty i entuzjastyczni.
Niechaj będzie, że się czepiam, czepialstwo odwołuję, Pax między chrześcijany. Cyz żadnych studiów nie ukończył? Widać geniusz urodzony, po co mu jakieś dyplomy. Gdy czytam jego eseje, mam zawsze wrażenie obcowania z kaskadami górnolotnego bełkotu.
A mnie się zdaje, że głównym problemem nie jest tu brak studiów (póki życia, póty nadziei, że uda się je w końcu pozytywnie zakończyć), tylko brak talentu. I to zarówno w dziedzinie reżyserii, jak pisarstwa. W końcu czytanie tekstów Trelińskiego też , z przyczyn wyłożonych przez Chevaliera (w kwestii p. Cyza) nie należy do przyjemności, ale za to MT zdarza się popełniać spektakle znakomite. No i on na szczęście nie kieruje żadnym czasopismem.
Oczywiście, że ze studiami może być różnie.
Ale, po pierwsze, bez studiów trudno jest prowadzić kompetentne pismo. Studia zresztą, poza kompetencjami, uczą dyscypliny myślenia, a ona też jest niezbędna w takiej działalności. Jesli to ma być działalność na poziomie.
Po drugie, najważniejsze w tym wszystkim wydaje mi się nawet nie to, czy Cyz jest geniusz, czy antytalent, tylko to, że próbując działać na niwie artystycznej i planując (zapewne, bo inaczej po co by studiował) bardziej regularną taką działalność w przyszłości jednocześnie organizuje recenzje i od niego zależy, co się ukaże w – powtarzam z uporem – jedynym polskim patronackim piśmie muzycznym.
Ja nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego ludzie nie dostrzegają tej paranoi. Dlaczego dopuszczają do takich dwuznacznych moralnie – co ja mówię, całkowicie jednoznacznych! – sytuacji.
A dlaczego na wszelkiej maści konkursach muzycznych profesorowie, jeśli nawet nie oceniają własnych studentów (co też się zdarza), to bezceremonialnie handlują punktami na zasadzie ty mojemu, ja twojemu? To też jest chore. Uczciwość w życiu publicznym (różnych jego przejawach) ciągle niestety pozostaje marzeniem. A przecież można …
Niestety, to też prawda.
Czytam, czytam i „jakaś dziwna mię pochwyca / bez brzegu i bez dna tęsknica, / niewysłowiony żal…”
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Pobutka piękna. I ja postaram się znaleźć dziś jakiś przyjemniejszy temat. W piątek jadę na inaugurację nowego gmachu Filharmonii Szczecińskiej, a weekend spędzę w Gdańsku na Festiwalu Goldbergowskim.
A do Wrocka kiedy, Pani Kierowniczmo?
Za tydzień. 🙂
Ponieważ nie mam innej możliwości, to tą drogą proszę PK o przekazanie red. Kacprowi Miklaszewskiemu najgłębszych ukłonów i słów wdzięczności za lata Jego pracy w RM. Wdzięczności za kulturę, życzliwość, finezję i poczucie humoru.
Całe szczęście mamy jeszcze dwójkowy Trybunał – gdzie młódź może jeszcze uczyć się odeń zawodu. Zaś my – cieszyć z Jego mądrej obecności.
Szanowny Panie Kacprze: kochamy Pana i dziękujemy.
PS. Powyższe słowa mają związek z faktem, że red. K.M. nie jest już sekretarzem redakcji RM.
Dzięki, 60jerzy, myślę, że się ucieszy z tych słów.
Tym bardziej, że stała mu się, jak paru innym osobom, krzywda z rodzaju tych, które skutkują uszczerbkiem na zdrowiu 🙁 Ale Kacpra widziałam ostatnio na Chopiejach i jakoś się trzyma, a zapewne pod niejednym względem mu ulżyło…
No właśnie Doroto, to jest powód dla którego Cyz wyrzucił z pracy redaktorki działów operowego i krajowego, a mnie nie, bo co mu tam przeszkadza dział muzyki współczesnej i zagraniczny. Był mocno zdziwiony, jak wręczyłem mu rezygnację, no bo jakże to nie chcieć współpracować z tak wybitnym artystą i intelektualistą…
Na pewno nie chodziło o tylko o to, że Cyz wyrzucał osoby mu nieprzychylne, bo ja przecież też pisałem i podpisywałem oświadczenia i protesty oraz dawałem wyraz temu, co myślę o nowym Naczelnym i o jego protektorze, który z całego „Ruchu Muzycznego” rozumie co najwyżej obrazki – to akurat żadna insynuacja ani przesada z mojej strony: dyr. Gauden otwarcie przecież stwierdzał, że „na muzyce się nie zna” (na przykład w czasie Otwartego Forum Muzyki Polskiej lutym tego roku, w siedzibie PWM, debaty nagrywanej, więc można sprawdzić), a odwiedzając redakcję tuż po przekształceniu „Ruchu Muzycznego” w miesięcznik interesował się wyłącznie funkcjonowaniem nowej szaty graficznej i na wszelkie uwagi merytoryczne ze strony byłego zespołu redakcyjnego po prostu nie odpowiadał.
Wracając jeszcze do skomentowanej już tu relacji Łukasza M. Gołębiowskiego w RM 6/2014 z Konwencji Muzyki Polskiej (niestety byłem chory i nie mogłem tam być), który się oburza, że byli redaktorzy chcieli mieć w „Ruchu Muzycznym” bezpieczną i ciepłą posadkę: proszę Pana, z miesięcznego uposażenia w wysokości bliskiej płacy minimalnej (mniej niż 1500 złotych netto, żeby poświęcić się tak kiepsko płatnej pracy potrzeba motywacji ze sporą domieszką idealizmu) zrezygnowałem, bo nie chciałem mieć nic wspólnego z tak redagowanym i zarządzanym pismem. O kwestiach merytorycznych napiszę zresztą wkrótce i obszernie.
Temat „przyjemniejszy”, i to dużo, już jest w nowym wpisie. Ale nie szkodzi to dalszej dyskusji pod innymi wpisami, zresztą zawsze tu tak było.
Nie jestem stroną w sprawie i może nie powinnam zabierać głosu, bo jedynie obserwuję to, co od ponad roku dzieje się w związku z Ruchem Muzycznym, ale mam kilka spostrzeżeń i uwag, którymi chciałabym się podzielić. Przede wszystkim jest mi przykro, że konfliktu nie udało się szybko zażegnać, a przy dobrej woli obu stron zapewne można by wypracować konsensus. Teraz o zgodę będzie chyba trudniej, bo padło zbyt wiele słów i zbyt wiele zrobiono, by pogłębić przepaść. Szkoda, że z tego powodu najwięcej traci zwykły czytelnik. Było jasne, że RM potrzebuje zmian, ale czy nie można by ich przeprowadzić bez uszczerbku dla merytorycznej wartości czasopisma, bez radykalnych działań, na spokojnie? Teraz niektóre artykuły wciąż są interesujące, ale trafiają się też takie, które stanowią pretensjonalny bełkot i niestety takie zapadają najbardziej w pamięć. Zamieszanie wokół RM sprawiło, że sporo czytelników się zraziło do pisma, co skutkuje tym, że wartościowe rzeczy z RM przepadają lub nie docierają do potencjalnie zainteresowanych. Najgorsza jest radykalna polaryzacja środowiska, co powoduje, że kompromis jest chyba w tym momencie mrzonką.
Zawsze mnie uczono, że warto słuchać innych oraz że nie zawsze mamy rację. Jeśli jedna osobami mówi, że się mylę – jest 50% szans dla nas obojga. Jeśli 10 osób – moje szanse radykalnie maleją. Jeśli jeszcze są to osoby doświadczone, mające wiedzę, której mnie brakuje, to jestem wdzięczna za udzieloną lekcję i staram się doskonalić. Zmiany są dobre tylko wtedy, gdy nie są rewolucją, gdy nie wymagają ofiar i okopów. Dobry szef musi o tym wiedzieć, jeśli nie wie – nie powinien być szefem, bo wówczas więcej straci niż zyska. A nie wiem, czy warto w imię swoich celów stracić szacunek środowiska, w którym chce się żyć, pracować i tworzyć. Na pewno natomiast warto lubić ludzi, warto ich słuchać i warto być pokornym. Warto również dążyć do zmian, DOBRE zmiany są dobre, ale gutta cavat lapidem non vi sed saepe cadendo.
Lu – witam.
„Warto lubić ludzi, warto ich słuchać i warto być pokornym” – otóż tych cech nowy redaktor naczelny nie wykazał w najmniejszym stopniu.
„Warto również dążyć do zmian” – ależ „wypędzeni” chcieli zmian. Tylko chcieli je przeprowadzić mądrze i kompetentnie. Także jeśli chodzi o stronę wizualną, która w wykonaniu obecnego grafika wciąż jest koślawa, czcionka nie daje się czytać, bo oko czkawki dostaje, bałagan w działach, ich nazwach i oznaczeniach, ilustracje kompletnie od czapy. Ale grafik (narzucony przez Gaudena) chciał zrobić doktorat, więc zrobił „bardzo artystyczną” makietę. Znamienne, że ten sam grafik zmieniał szatę „Tygodnika Powszechnego” i nie poważył się tam na takie głupoty.
Rozmawiać od początku nie było o czym, choć „wypędzeni” próbowali. Ale nie chciała druga strona. W efekcie byłoby to tak, jakby rozmawiać z „zielonymi ludzikami”… Żadnych względów dla zespołu, który się zastało, może na początku parę kurtuazji, a potem odsuwanie od wszystkiego, od jakichkolwiek decyzji, nawet od redagowania. Obrzydliwe.
Nie ma tu żadnej równowagi.
60jerzy – Kacper bardzo dziękuje za miłe słowa 🙂
A swoją drogą ciekawa jest ta uparta, wieloletnia, nieskuteczna jak dotąd dążność antybohatera tego skandalizującego serialu do uzyskania jakiegokolwiek dyplomu. I kto tam teraz kogo na Miodowej uczy i poucza w sprawie reżyserii operowej po pamiętnych łódzkich doświadczeniach reżyserskich studenta z „Rusałką”. Szczerze mówiąc niewiele sobie po tych rozbuchanych ambicjach obiecuję. No, może jedynie – co daj Bóg – uwolnienie od swojej osoby „Ruchu Muzycznego”. Czas już, czas najwyższy.
Dobrze że od roku rozmawia się o pewnym sprawach „otwarcie”. W 2010 roku redaktorzy pisali na siebie anonimy do dyr. IK, teraz jest inaczej
Pani Doroto, z całym szacunkiem dla Pani osoby i tekstów, które czytam od lat i cenię, czy nie jest przesadą omawianie w ten sposób wydarzenia, które się jeszcze nie odbyło? może będzie słabe, mierne, może będzie dobre, ciekawe, ale skazywanie czegoś na porażkę tylko dlatego, że chce się komuś dokopać, nie łączy się z Pani profesją i tym, jak ją Pani uprawia.
lutekdanielak (natchnienie z Wodzireja? 😉 ) – witam.
Po pierwsze, do @23:22: jacy redaktorzy, jakie anonimy? Ma Pan jakąś wiedzę tajemną? Proszę się nią z nami podzielić. Bardzo wszyscy jesteśmy ciekawi. Także tego, skąd ta rzekoma wiedza. Uwielbiamy doprawdy takie insynuacje.
Po drugie, do @9:47: proszę uważnie przeczytać, o czym jest wpis. Wydarzenie, które ma się odbyć, nie jest w ogóle omawiane. Wpis dotyczy niemoralności podwójnych działań tej samej osoby jako „artysty” i redaktora. Nie ma tu ani słowa nieprawdy. O co więc Panu chodzi?
Pani Doroto, inaczej zapowiada Pani spektakl w Zakopanem, inaczej w Warszawie („Agryppina”). nie znam Cyza, może zrobi źle, może dobrze. nie znam Kozłowskiej, może zrobi dobrze, może źle. chodzi mi o to, że Pani, jak na profesjonalistkę przystało, chyba nie powinna w różnym tonie zapowiadać wydarzeń. chyba że chce Pani zaszkodzić festiwalowi w Zakopanem, chyba że chce Pani wesprzeć premierę w Warszawie.
Wesprzeć premierę w Warszawie chcę, bo jest tego warta.
A o festiwalu w Zakopanem w ogóle nie pisałam. Chodziło mi wyłącznie o postępowanie pewnego pana. Na festiwalu będą rzeczy bardzo wartościowe, ale fakt, że zatrudnia on kogoś, kto w ten sposób postępuje, i jeszcze go specjalnie promuje, jest dla mnie dyskwalifikujący.
Bo proszę zauważyć: w zawiadomieniu o konferencji słowa nie było o tym, że wystąpi tam kwartet Apollon Musagete czy że będzie prawykonanie utworu Roxanny Panufnik. To byłoby o wiele ważniejsze, prawda?
Czekam też na Pana dokłądniejsze „informacje” o rzekomych anonimach do dyrektora IK. Kto, gdzie, kiedy. Bo jak na razie, to Pan jest anonimem.
Proszę zadać to pytanie dyr. Gaudenowi. Wtedy się okaże, czy są rzekome, czy też nie. A pytanie o konferencję prasową i sposób komunikacji powinni przeczytać organizatorzy festiwalu, bo to oni czy dział pr kreuje otoczkę wokół zdarzenia. Inaczej niż Pani, nie otrzymuję informacji prasowych. Wiedzę czerpię z takich miejsc jak to. rzuciło mi się w oczy, że od razu Pani coś przekreśla, na dodatek w finale wpisu głównego rzucając cień na dotację z MKiDN. A czy w czasie konferencji byli przedstawiciele Apollon czy sama Roxana? Czy kompozytorka będzie w Zakopanem?
I zdaje mi się, że pisała Pani o festiwalu we wpisie. przeklejam: „Dostałam już ze 20 zapowiedzi hucznej konferencji prasowej pewnego festiwalu. Odbędzie się ona nie byle gdzie, bo w Instytucie Adama Mickiewicza, w obecności jego dyrektora Pawła Potoroczyna. Będzie też obecny burmistrz miasta, w którym festiwal się odbywa, jak również organizatorzy oraz…”. hasło „pewnego festiwalu” jest znaczące. tak mi się wydaje, ale jestem tylko biernym obserwatorem-uczestnikiem życia kulturalnego. od lat.
lutekdanielak – czyżby sam Grzegorz Gauden do mnie pisał?
No to proszę, Grzegorzu. Zeskanuj, prześlij, wszystko opowiemy. ZUO trzeba tępić w zarodku 😉
Nie zrobisz tego, bo to nieprawda. Jeśli ktoś z redakcji pisał do Ciebie listy, to nigdy anonimowo. Zawsze z podpisem (podpisami). A Ty wrzucałeś je zapewne do kosza, bo nie odpowiedziałeś na nie NIGDY. Podobnie zresztą było z licznymi prośbami o spotkanie. Koledzy opowiadali mi o tym na bieżąco.
Co do festiwalu: właśnie dlatego pisałam nie o „festiwalu w Zakopanem”, tylko o „pewnym festiwalu”. Bo nie chodziło mi o samą imprezę, tylko o żenującą sprawę.
Na konferencji nie byłam – tak się śmiesznie złożyło, że w tym samym czasie były jeszcze dwie inne.
A o dotacji piszę, ponieważ za nasze, publiczne pieniądze osoba prywatna jednocześnie się produkuje i się lansuje.
Jak można nie widzieć niewłaściwości takiego postępowania ❓
Pani Doroto, bardzo mi miło, że połączyła Pani moją skromną osobę z osobą dyr. Gaudena. ale trafiła Pani kulą w płot. to się zdarza. wciąż nie wiem tylko, jak cyz prywatnie za publiczne się produkuje i lansuje? festiwal, jak mniemam, zdobywa środki w różnych źródłach. rada programowa czy jakaś inna hydra hybryda postanawia o wydatkowaniu tych różnych środków (publicznych, prywatnych) na program. ktoś za niego odpowiada. cyz zrobił w ubiegłym roku wieczór z Chyrą i Kreutzerem. jedni znajomi z Krakowa mówili mi rok temu, że było nieźle. teraz robi drugi. powtórzę, może będzie dobrze, może źle. nie wiadomo. wiadomo będzie jakoś w połowie września. jak widzę w programie, gra tego wieczoru pianista Marek Bracha. to nie jest nikt. to jest ktoś. Panią Justę widziałem raz w filmie „Ekipa”. bardzo dobra aktorka. trzeba by pytać organizatorów, czy na ten cel wydatkowali pieniądze z MKiDN, miasta Zakopane, małopolski, czy prywatne.
Ja się oczywiście domyślam, że nie jest Pan Grzegorzem Gaudenem, i tym bardziej są dla mnie zdumiewające Pana insynuacje. Ponieważ o takiej sprawie może wiedzieć jedynie adresat rzekomych anonimów. Proszę przyznać, że nie wiedząc nic na ten temat obraził Pan członków dawnej redakcji. Należą im się od Pana przeprosiny.
Nie piszę tu przesądzająco, że spektakl będzie zły – choć po tym, co Cyz robił wcześniej, niewiele można się dobrego spodziewać. Marek Bracha będzie pewnie dobrze grał, p. Justy nie znam.
Z pieniędzmi na festiwal jest zwykle tak, że zbiera się je do jednej puli. Chyba że jakiś prywatny sponsor chce zafundować coś konkretnego. Nie słyszałam, żeby tu coś podobnego zachodziło. Jeśli nawet byłoby tak, że monodram byłby osobno, prywatnie fundowany, to zawsze pozostaje jeszcze kwestia, że Cyz stoi jednocześnie (!) na czele pisma patronackiego. Gdyby sobie pisał prywatnie blog w internecie, proszę bardzo, może się autopromować do bólu.
I w ogóle czy naprawdę to nie jest oczywiste, że jeśli kto sam udziela się na muzycznym rynku i jednocześnie decyduje o recenzjach z tegoż rynku, to nie jest to w porządku?
patrzę na redaktorów naczelnych pism patronackich: Bohdan Zadura, poeta, wciąż aktywny, a naczelny. Tomasz Łubieński, pisarz, wciąż aktywny, a naczelny. Krzysztof Mieszkowski, dyrektor teatru, naczelny. Jacek Sieradzki, do niedawna dyrektor festiwalu Interpretacje. A Mycielski? a Kisiel? toutes proportions gardées. Czy obraziłem redaktorów? o tych anonimach była mowa na spotkaniu o „RM” z Polską Radą Muzyczną. wiem to od kogoś, kto w tym spotkaniu brał udział.
No właśnie – toutes proportions gardées. To była (i jest) inna klasa ludzi. Żaden z nich siebie nie promował. Myciel i Kisiel, kiedy byli naczelnymi (a było to dość krótko), prawie nie komponowali. Zresztą czasy były inne.
Obraził Pan redaktorów. Spytałam dwoje przedstawicieli Polskiej Rady Muzycznej: Joannę Grotkowską i Grzegorza Michalskiego. Żadne z nich nie potwierdza takiej „informacji”. Jeżeli ktoś to Panu powiedział, to skłamał. Mógł to być tylko Tomasz Cyz albo Grzegorz Gauden.
Czekam więc na te przeprosiny.
Dziękuję za odpowiedź i nakreślenie, jak to z tym kompromisem było – przykro, że rewolucja nie była pokojowa, moim zdaniem dałoby się, gdyby nie wiara we własną nieomylność. Strona wizualna zaś RM sprawia, że pismo niestety nie jest do czytania, ale do oglądania. Bardzo źle się to czyta. Czasem lubię, gdy coś jest świeże, oryginalne, inne, ale gałka oczna nie może się bez przerwy akomodować podczas czytania, bo ją to po prostu męczy.
Nie wiem, czy pan redaktor Cyz tu zagląda, ale prosiłabym o więcej empatii dla czytelnika, który musi się mordować z czcionką – przyznaję, że część artykułów omijam, bo bolą mnie oczy. No i nie ma też jak cytować artykułów (tych wartych cytowania), bo nie mają tytułów.
No właśnie, ten bałagan – i pretensjonalność – że artykuły mają tytuł w spisie treści, a nie mają we właściwym miejscu.
Pani Doroto, jeśli wymienieni przez Panią członkowie Polskiej Rady Muzycznej byli jedynymi obecnymi na spotkaniu, o którym mowa, to coś jest na rzeczy, jeśli nie, będzie Pani dzwonić do wszystkich obecnych? i zakłada Pani, że to właśnie Cyz i Gauden kłamią? to tak, jakby założyć, że tylko jedna strona ma rację. Zresztą w Pani wpisach głównych (z racji wieku nie jestem biegłym użytkownikiem internetu, nie wiem, czy poprawnie nazywam to, co jest u góry, wobec tego, co na dole, czyli komentarzu) nie zauważyłem, żeby Pani udzieliła głosu jednemu czy drugiemu. życząc miłego dnia
Bo tak właśnie jest: tylko jedna strona ma rację.
Nie ma o czym dyskutować, nie ma po co tym panom udzielać głosu. Sami sobie udzielają go aż nadto w innych miejscach.
Grotkowskiej i Michalskiemu wierzę. Znam ich wiele lat, cenię fachowość i uczciwość obojga, nigdy nie spotkałam się w ich wydaniu z kłamstwem.
Cyzowi i Gaudenowi nie wierzę. Nawiasem mówiąc, Cyz rozpoczął swoją działalność wokół „RM” od wyjątkowo paskudnego kłamstwa, które może kiedyś ujawnię.
I w ogóle mam dość tych anonimów, plucia na uczciwych ludzi przez gościa podpisującego się nickiem z Wodzireja – przypomnę, że Lutek Danielak był dość szemraną postacią.
Albo się Pan podpisuje własnym imieniem i nazwiskiem przynajmniej w adresie mailowym (a nie sfałszowanym, jakiego Pan używa) pod oszczerstwami, albo znika Pan stąd. I czekam wciąż na przeprosiny pod adresem redaktorów. Opluć łatwo, przeprosić trudniej.
Pani Doroto, ja widzę na tym blogu mnóstwo osób podpisujących się „pseudonimami”, więc nie widzę potrzeby, abym podpisywał się imieniem i nazwiskiem. znikanie brzmi jak groźba. a ja chciałem się tylko włączyć do dyskusji.
myślę że jest o czym rozmawiać, a nawet warto rozmawiać, z różnych stron. Poza tym zna Pani mój adres mailowy, więc możemy tam wymienić się innymi uwagami i prywatnymi informacjami. a zdanie „Cyz rozpoczął swoją działalność wokół “RM” od wyjątkowo paskudnego kłamstwa, które może kiedyś ujawnię.” brzmi wyjątkowo paskudnie.
Brzmi, bo klamstwo bylo paskudne.
A do anonima nie mam powodu mailowac. Jesli nawet Pana adres dziala, to jest sztuczny, poniewaz Lutek Danielak nie istnieje.
Z wiekszoscia tu piszacych, mimo nickow, zapoznalam sie osobiscie na koncertach i przy innych okazjach, znam ich imiona, nazwiska i zawody. Rozmawiamy zreszta o muzyce, a tp temat, ktory i z anonimem mozna poruszac. Pan anonimowo ovzernil grupe ludzi i noe przeprosil. Kwalifikuje sie Pan do banu.
Jak mniemam, w tym miejscu anonimowo (przecież to, że Pani wie, kim są Ci, którzy podpisują się tu nickami – dziękuję za zapoznanie mnie z kolejnym nieznanym słowem, nie znaczy, że wie o tym duża grupa Czytelników, a sama Pani wie o poczytności tego bloga) wypowiada się znaczna grupa użytkowników. anonimowo ocenia utwory, wykonania, anonimowo ocenia, a nawet oskarża ludzi. a co do oczerniania grupy ludzi: tu mamy odmienne stanowiska. tylko proszę zrobić wszystko, żeby to sprawdzić. nie tylko coś.
Zrobilam wszystko, spytalam dwoch osob powszechnie zaufanych, w ktorych uczciwosc nikt nie watpi poza Panem jednym. Teraz takze ich Pan obrazil, posrednio im rowniez zarzucajac klamstwo.
A teraz przeprosiny – dla dawnych redaktorow „Ruchu Muzycznego” oraz dla czlonkow Polskiej Rady Muzycznej – albo ban.
a tak łagodnie Pani patrzy ze zdjęcia, a tu jakaś ostrość. i wybaczy Pani, ale nie zarzuciłem kłamstwa tym dwóm jakże zasłużonym osobom dla polskiego życia muzycznego. to Pani interpretacja
Bo ja ogólnie jestem człowiekiem nastawionym pokojowo, ale kiedy robi się krzywdę niewinnym ludziom, muszę być ostra.
I w krytyce też – taki zawód.
Podał Pan w wątpliwość, że te zasłużone osoby mogą mówić prawdę. Czymże to jest, jak nie zarzutem kłamstwa?
Ogólnie mam już dość tej wymiany zdań, która prowadzi donikąd.
I gdzie tu się teraz wpisywać? gdzie dyskutować? jako osoba niewprawna w niuanse sieci (głównie z racji wieku) wciąż nie umiem się pogodzić z tym goniącym czasem. A chciałem napisać, że przyjaciele byli na „Agrippinie” i rozsmakowywali się w śpiewie, w muzyce, i także w teatrze.
Z uwagą śledziłem tę wymianę zdań, bo wprowadziła jakiś dialog do dość jednostronnie opisywanej sytuacji. pozdrawiam wszystkich blogowiczów, jak i prowadzącą tę stronę.
No to dobrze, ze Agrippina sie podobala. Warto bylo zachecac 😉
Na e-teatrze pojawiła się właśnie entuzjastyczna recenzja spektaklu Cyza – szczególny fenomen bo to „materiał nadesłany”, na dodatek anonimowy. Ciekawe czemu recenzent wstydzi się swojego nazwiska?
http://www.e-teatr.pl/pl/artykuly/188793.html
Sceptyczny – witam. Jest to pijarowski materiał rozsyłany przez biuro prasowe festiwalu, które prowadzi w tym roku p. Ada Ginał-Zwolińska, więc to prawdopodobnie ona jest autorką.
To coraz częstsza praktyka stosowana na festiwalach: podsumowania kolejnych dni są rozsyłane po redakcjach, prawdopodobnie w celu zainspirowania dziennikarzy do napisania pozytywnych recenzji 😉 Ale już widać, że pijarowskie teksty zaczynają funkcjonować jako materiał dziennikarski… Żeby tylko nie zaczęły go wypierać 🙁 Fakt, ze zamieszcza je tak porządny portal jak e-teatr, jest raczej smutny.
Fakt smutny, ale tekst wesoły.
„(…) potem małżeńskie napięcia między dwoma muzykami” – powiedział Cyz.
Albo języka jest za trudna, albo głodnemu chleb na myśli. Sodomia i dżęder w każdym razie. 😛