Więcej Czajkowskiego (Andrzeja)
I za nami polska premiera Kupca weneckiego. Wspaniała muzyka – to trzeba znów powiedzieć. Inscenizacja problematyczna, a w stosunku do premiery bregenckiej również pod względem obsadowym. Ale Keith Warner zrobił jedną ładną rzecz: na zakończenie, podczas ukłonów, przyniósł zza kulis ustawione na sztalugach wielkie zdjęcie kompozytora.
Problematyczność obsadowa polegała przede wszystkim na tym, że w roli Shylocka wystąpił… Afroamerykanin, Lester Lynch. Zachodził tu pewien dysonans sytuacyjny. Artysta w zalinkowanej wczoraj tu audycji z radiowej Dwójki powiedział, że rozumie Shylocka, ponieważ wie, co to wykluczenie. Ale to było wykluczenie zupełnie na czymś innym polegające! To amerykańskie – na pewno bardziej upokarzające. Żydzi nigdy nie byli niewolnikami, byli osobną grupą, nie dopuszczaną przez wieki do centrów miast, nie dopuszczaną także do większości zawodów. To przecież chrześcijanie sami sprawili, że jednymi z zawodów dopuszczalnych dla Żydów były te związane z pieniędzmi – a potem na nich zwalali wszystkie pretensje w tej dziedzinie. I to jest również widoczne w sztuce Szekspira. Afroamerykanie przeciwnie – tą właśnie dziedziną się nie zajmowali. Pominąwszy ów dysonans (chyba dla dopasowania Jessica – Marisol Montalvo, ładnie zresztą śpiewająca – była Mulatką), głosowo Lynch był momentami niezły, ale też chwilami cienki. W wersji bregenckiej akurat Shylock był świetny, więc szkoda, że nie udało się go sprowadzić.
Większość zresztą śpiewaków była inna – z tamtej obsady powtórzył się tylko świetny Bassanio – Charles Workman (warszawska publiczność poznała go również jako znakomitego Eryka w „taplającym się Holendrze”), niezła Nerissa – Verena Gunz oraz Jason Bridges – Lorenzo.
Antonio, kontratenor, i w tym spektaklu nie był mocną postacią – z początku wręcz nie było go słychać. A śpiewał tym razem Christopher Robson. Bardzo mi się za to podobała Portia – Sarah Castle. Polakom jak zwykle przypadło parę niewielkich ról – króciutko błysnęła Katarzyna Trylnik (Chłopiec), trochę dłużej Dariusz Machej (Książę Wenecji). Spektakl prowadził Lionel Friend, ten sam, co dyrygował nową wersją Diabłów z Loudun Pendereckiego (także w reżyserii Warnera); ciekawe, że znał Czajkowskiego osobiście. Ale dyrygent bregencki również był lepszy.
Dość porównań – najważniejsza jest muzyka. A ta robi za każdym razem większe wrażenie. Jest bardzo trudna wykonawczo, a i w słuchaniu niektórym sprawiała problemy – w przerwie trochę osób wyszło (ale ogólnie frekwencja dopisała nawet na najwyższych balkonach). Mnie się słuchało jej chyba jeszcze lepiej, objawiały się nowe konteksty – np. w cudownym epilogu, w owym księżycowym epizodzie, usłyszałam pewne echa Szymanowskiego, co zresztą wydaje się całkowicie naturalne, ale zaskakuje. Bo skojarzenia np. z Bergiem – i tu rzucić można jeszcze kilkoma nazwiskami, głównie z kręgu ekspresjonizmu i ogólnie entartete Musik – są oczywiste.
Tym razem słuchanie Czajkowskiego orkiestrowego sprawiło, że trochę innym okiem spojrzałam na np. Inwencje fortepianowe. W przeddzień premiery odbyło się w Salach Redutowych Preludium premierowe, w ramach którego Sonatę na klarnet i fortepian op. 1 grał Julian Paprocki z Maciejem Grzybowskim, potem sam Grzybowski wykonał właśnie Inwencje, by na koniec zagrać Siedem sonetów Szekspira z cudownie śpiewającą Urszulą Kryger. Teraz, słuchając opery, zdarzało mi się słyszeć w niej fragmenty podobne do utworów kameralnych, które jednak w innej instrumentacji miały inny nastrój, inną wymowę – co rzucało z kolei inne światło na tamte utwory. Np. trochę się zdziwiłam, gdy przeczytałam w ciekawym omówieniu Marcina Gmysa, że ostatnia Inwencja, poświęcona Michaelowi Riddallowi, partnerowi Czajkowskiego przez kilka lat (jemu też zadedykowana jest Sonata klarnetowa, a Sonety były pisane z myślą o nim), stanowi „wspaniały pomnik wielkiego uczucia, które wiązało Andrzeja z Michaelem”. Na mnie ta Inwencja zawsze wywierała wrażenie czegoś ogromnie smutnego, wręcz tragicznego, taki krajobraz po totalnej burzy. A w operze całkiem podobna muzyka na innych instrumentach brzmi zupełnie inaczej, całkiem lirycznie, i jak najbardziej ją z uczuciami można połączyć. Z pewnością jednak te uczucia, i w operze, i w życiu, nie były łatwe.
Jeszcze trzy spektakle. A potem kiedy Kupiec wróci – nie wiem. W każdym razie zaistniał wreszcie w ojczyźnie kompozytora, i niech istnieje.
Komentarze
Pobutka.
Dzień dobry 🙂
Jadę zaraz do Poznania. Tam dość intensywnie spędzę czas, bo i premiera w Teatrze Wielkim, i ostatni dzień Nostalgii – będę się dzielić 😉 i wieczór zapewne skończy się dość późno, więc wpis zrobię w niedzielę po powrocie, a dziś tylko w miarę możliwości będę się odzywać.
Miłej, zimnej, ale słonecznej soboty 🙂
Recenzja i kilka zdjec Salome Trelinskiego z Pragi (premiera w zeszly czeartek, a w TWONie w 2016 roku):
http://operaplus.cz/nova-inscenace-salome-jako-genialni-psychothriller/?pa=2
Dzien dobry Pani Doroto.
Wprawdzie nie byliśmy „razem” na wczorajszej , warszawskiej premierze, ale z Pani słów wynika, ze, był to sukces! Ogromnie żałuje, ze nie mogłem być na przedstawieniu. Nie skrywam, ze od całego tego wydarzęnia w Bregenz, postać Andrzeja jakby odżyła i jednocześnie ożywiła wspomnienia młodości. Jestem w trakcie lektury biografii Andrzeja autorstwa Anastazji Belina-Johnson. Fenomenalna lektura! Andrzej, jak żywy. Jego psychika, wręcz oszałamiająca.
Niezwykle ciekawe Pani oceny wczorajszego wykonania i nade wszystko, samego dzieła. Przyznam sie Pani, ze jestem bardzo zadowolony z określenia, ktorego użyłem na panelu w Bregenz, po obejrzeniu
spektaklu: ” Jest to arcydzielo!”. Wyglada na to, ze znowu sie nie różnimy.
Pozdrawiam serdecznie z Madrytu. JotEm
I ja wzajemnie pozdrawiam! Tez jestem bardzo ciekawa tej biografii. Mam nadzieje, ze wyjdzie tez po polsku.
Ten czarnoskóry Shylock przypomniał mi stary dowcip nowojorski. Że taki Afroamerykanin wchodzi do rabina i mówi, że chciałby przejść na judaizm. Rebe patrzy na niego ze smutnym uśmiechem i powiada : „biedaku, jeszcze ci mało?”
To jedna z najpiękniejszych oper !
Absolutna równowaga miedzy słowem i muzyką…
Czy trudniejsza w odbiorze ? (to a propos wychodzących w przerwie i niedługich oklasków po zakończeniu) – chyba nie …
Dużo ludzi zapewne nie zwróciło uwagi na imię kompozytora i spodziewali się muzyki Piotra C.
Nomen omen – w książeczce programowej na str. 30 tez znalazło się zdjęcie ogólnie znanego Czajkowskiego. Siła przyzwyczajenia
@lesio
Aż tak? Może były same vipy? Naprawdę dali zdjęcie Piotra Iljicza? To wina Pani Kierowniczki, że nie wygłosiła prelekcji wstępnej. W moim mieście pewnie by było tak samo.
czy „Qudsja Zaher” będzie wznawiana?
Nie, w moim mieście publika by klaskała na stojąco, bo taka jest miła i kurtularna.
Alez owszem, Piotr Iljicz rowniez byl, przez minute – w II akcie jest cytat motywu fatum z IV Symfonii, kiedy jeden z zalotnikow Portii trafia na pusta szkatulke 🙂
Nawiasem mowiac, istnieja czarnoskorzy Zydzi, a raczej Falaszowie, Etiopczycy wyznania mojzeszowego. Zostali sprowadzeni do Izraela w ramach tzw. Operacji Mojzesz. Ale nic mi nie wiadomo, zeby Shylock sie z takich wywodzil 😈
Żeby znowu nie było na mnie! Nie tykałem czarnoskórych Żydów, Falaszów ani Etiopczyków!
A ja wyczułam, że w przeciwieństwie do Szekspira reżyserowi wcale nie chodziło ani o Żyda, ani o Afrykanina, ale generalnie o wszelką Inność, co jasno daje do zrozumienia, nie tylko taką obsadą roli Shylocka. Świetne przedstawienia. A pomyłka portretowa Andrzeja z Piotrem? No cóż, taka bywa cena za przywłaszczanie dekoracyjnego nazwiska. A swoją drogą ciekawi mnie, czemuż to Robert Krauthammer nie powrócił po wojnie do własnego imienia i nazwiska?
Tratata tratatu
Słucha ktoś
Trybunału? 🙂
Jasne. Raz jeden z sędziów trybunału stwierdził, ze „to takie mało Hiszpańskie”. Potem się okazało, że to Alicia de Larrocha.
E, to się już nie raz okazywało i nie dwa 😆
@Saba
Jeszcze był jako Uyu Dala.
http://www.rp.pl/artykul/1029161-Wielka-milosc-trudnego-artysty.html?p=2
@Hoko
Ja bym mógł, ale to był dobry pianista.
Znowu przepraszam za omyłkowe wutłyszczenie!
Zgadzam się z Sabą. Ja też odebrałam to jako przedstawienie problemu o wszelkiej „inności”. Takie obsadzenie roli Shylocka poszerzyło temat poza odwieczny problem antysemityzmu. Swietne przedstawienie. „Wpadka” ze zdjęciem w programie trochę wg mnie wstydliwa.
Mam te wyzszosc nad Pania Kierowniczka, ze inscenizacji nie widzialem, ale mnie sam pomysl obsadzenia w roli Shylocka Afro-Amerykanina zachwycil. Dopiero taki widoczny z daleka Shylock, tak rozny od innej ludzkiej tapety na scenie, jest lub moze byc dzis przekomujacy. Wykluczenie jest wykluczeniem, niezaleznie od tego czy chodzi o kolor skory, wyznanie czy za przeproszneiem ja kogo gender. I oczywiscie gdy Shalock wypowiada (wyspiewuje) swoje slynne oskarzenie pod adresem swiata Hath not a Jew eyes? Hath not a Jew hands, organs, dimensions, senses, affections, passions? Fed with the same food, hurt with the same weapons, subject to the same means, warmed and cooled by the same winter and summer, as a Christian is? If you prick us, do we not bleed? If you tickle us, do we not laugh? If you poison us, do we not die? And if you wrong us, shall we not revenge?
czyz nie mowi on w imienu wszystkich wykluczonych, ponizanych, przesladowanych? Szekspir jest jak gabka, mawial Kott. Wchlania kazda epoke i kazde cierpienie.
Zgadzam się z Kotem we wszystkim, z wyjątkiem tego, że tylko taki (tzn. czarnoskóry) Shylock może być przekonujący. Może być również każdy inny, pod warunkiem, że… będzie przekonujący. 😎
„Tylko” nie mowilem. Mowilem „dopiero”. Bo juz na starcie wiadomo, ze nie chodzi tylko o Zydow.
A, to sorry, nie całkiem zrozumiałem. Ale myślę, że Żyd też mógłby nadal być przekonujący. Właśnie dlatego, że wykluczenie jest wykluczeniem.
Dla mnie w ogole ta sztuka jest zdumiewajaca, bo to – jak we wspolczesnej Polsce, nie przymierzajac – antysemityzm bez Zydow. O ile czegos nie myle, to wydaje mi sie, ze za Szekspira Zydow w Anglii nie bylo. Nic dziwnego wiec, ze nie ma o nich zielonego pojecia, a nie ma, bo gdyby mial, to w zyciu nie przyszloby mu do lepetyny, ze Shylock moglby sie upominac o ten funt ciala – to jest absolutnie sprzeczne ze wszelkimi zasadami judaizmu i w ogole dla Zyda nie do pomyslenia.
Nie wiem, czy wspominano na tutejszych lamach, ze Grigori Sokolov podpisal cyrograf z „żółlta nalepka”.
http://www.deutschegrammophon.com/en/gpp/index/grigory-sokolov-signing
O żesz ty! Właśnie mi powiedzieli, że się czas zmienia. Kolejny raz protestuję, nie majstrować z czasem, bo to się nie może dobrze skończyć! Nawet jeśli to Pani Kierowniczka zarządziła, to ja jestem za, a nawet przeciw!
Kupiec mial trudna historie w teatrze i faktycznie przez stulecia odczytywany byl i pokazywany jako sztuka zajadle antysemicka. Dzis odczytujemy ja jednak inaczej , bo Szekspir jest jednak bardziej skomplikowanym dramaturgiem niz wiekszosc autorow antysemickich sztuk – moralitetow czy Marlowe’a.
Zydow faktycznie w czasach Szekspira w Anglii nie bylo, ale stereotyp jednak istnial i to dosc dlugo, do XIX wieku, kiedy zaczeto Kupca odczytywac wlasnie jako sztuke o nietolerancji relogijnej, a Shylocka pokazywac jako postac z gruntu tragiczna i ofiare nietolerancyjnych praw i uprzedzen.
Jeszcze się to zdarza:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114873,5009034.html
http://teatrdlawas.pl/recenzje/2946-trzynascie-refleksji-po-premierze-kupca-weneckiego
@Preludek
Ścichapęk doniósł. Nie wiem tylko, czy on podpisał cyrograf na nowe, czy też to będzie coś z zapasów DG? Tak czy owak, jest to świetna wiadomość.
Pobutka.
Obawiam się, że spory i wątpliwości wokół postaci Shylocka wynikają z jednego, pierworodnego nieporozumienia: Shylock jest tylko na tyle Żydem, na ile Czechami są Czechy z Opowieści zimowej (te, do których pustyń przybijają okręty). To nie jest literatura realistyczna.
Szekspirowi obca jest wszelka rodzajowość (poza tą, z którą mogli się identyfikować jego widzowie, a nawet tej nie nadużywał). Shylock jest klasyczną postacią komediową, przebraną w kostium żydowski, bo coś takiego Szekspir znalazł u jednego z włoskich nowelistów, któremu ukradł trzy czwarte intrygi. Historia o pożyczce i makabrycznym zastawie skusiła go nie ze względu na kwestię żydowską, ale z uwagi na komediowy potencjał sytuacji Shylocka. Dodał mu mianowicie motywację, której we włoskim oryginale nie ma: porwanie córki. I wiedział co robi.
W sztuce jest dwóch Shylocków: ten sprzed porwania, racjonalny biznesman, który nie ukrywa swoich uczuć, ale potrafi nad nimi bardzo skutecznie zapanować, i ten po porwaniu, który, straciwszy rozum, sprzeciwia się naturze, swojej własnej, racjonalnego biznesmana (bo zamiast majątku żąda niejadalnego befsztyka, co sam mówi) i „prawu naturalnemu”.
To najklasyczniejszy temat komedii, która sławi zgodność z naturą i umiarkowanie, a bezlitośnie potępia gwałcenie tych praw i nieświadomość siebie.
P. S. Jak słusznie zauważył Tomasz Flasiński, jeżeli ten właśnie śpiewak został obsadzony w roli Shylocka dlatego, że najlepiej ją śpiewał, to wszystko w porządku, bo w operze chodzi o śpiewanie. Jeżeli jednak obsadzono go ze względu na kolor skóry, to byłby to nie tylko idiotyzm na wielu płaszczyznach naraz, ale afront wobec śpiewaka.
Pierwszym nagraniem Sokołowa dla DGG ma być nagranie recitalu z Salzburga z 2008 r. Tak więc nihil novi.
Na marginesie, czy ktoś informował, że nagrania Collegim Vocale Bydgoszcz zostały zremasterowane, zremiksowane i są obecnie dostępne w postaci plików FLAC 24/88?
(A ja je wreszcie mogę odtworzyć po bożemu, ale to już inna historia).
Chciałabym podzielić się informacją nie związaną z tematem powyższym, ale dość aktualną. Otóż w ubiegły piątek miałam przyjemność być na znakomitym recitalu ni mniej ni więcej tylko fantastycznego Thomasa Hampsona. Przyjechał po raz pierwszy do Polski i wystąpił z młodą orkiestrą i świetną dyrygentką Moniką Wolińską w pięknej sali Filharmonii w Gorzowie Wielkopolskim. Było to niezapomniane wydarzenie.
Pozdrawiam serdecznie
Krystyna Kwaśniewska
Antysemityzm – jak slusznie zauwaza p. Dorota – obecnosci Zydow nie wymaga. Trzeba tez pamietac, ze antysemityzm byl (i jest) propagowany przez Kosciol Katolicki. Choc Szekspir zyl za czasow mlodego Kosciola Anglikanskiego, pewne pomysly musialy byc mu jednak nieobce.
Ale, tak jak to bardzo ladnie wylozyl p. P. Kaminski – chodzi o stereotypy zachowan, a nie ich konkretne przyklady.
Zupelnie z innej beczki – dlatego osobny wpis. Czasowo siedze na Kajmanach – muzyki ZADNEJ – zadnego porzadnego klubu – ani reggae ani nawet ska! 😉
Slucham wiec radia: Dwojki, Avro i D-Dur. Ni stad ni zowad idzie Starwars – przewodni temat, czyli leitmotif. Patrze co w programie – nie do wiary! – balet Pory Roku Glazunowa! 😯 Czy ktos to zna na tyle, zeby potwierdzic, ze sie przeslyszalem? 😳
Historia namieszała Szekspirowi bezlitośnie i mam wątpliwości, czy w dzisiejszych czasach w tzw. ogólnej percepcji da się postać Shylocka od antysemityzmu całkiem oddzielić. Nawet jeśli poprzez czarnoskórego aktora czy śpiewaka reżyser rozszerzy sprawę na wykluczenie jako takie, to przecież i tak odbiorca skojarzy intencję właśnie dlatego, że wie, kim był pierwotnie Shylock. Ale ja bym o to perepcyjne przesunięcie nie miał pretensji, boć to widomy dowód, że Szekspir wiecznie żywszy nawet od Lenina. 😉
W dwójkowym Chopinie osobistym – także Andrzej Czajkowski!
Re: Pietrek
Benedykt XVI już zmienił słowa modlitwy „za ten lud zaślepiony”, a na resztę to wystarczy poczekać jakieś marne 100 lat.
Sabo (25 października 18:16), bardzo wielu Zydow ktorzy przezyli II Wojne na aryjskich papierach pozostalo przy aryjskich nazwiskach po wojnie.
Spóźnione dzień dobry 🙂
Przede wszystkim chciałabym zwrócić uwagę Sabie i powtarzającym za nią zarzuty, że w programie spektaklu umieszczono zdjęcie Piotra Czajkowskiego przez pomyłkę, że w tym samym programie jest pięć zdjęć Andrzeja Czajkowskiego, a w spisie zdjęć podano, skąd je wzięto, nie podając oczywiście strony z Piotrem Czajkowskim, bo to było zamieszczone z całkowitą premedytacją. Być może właśnie ze względu na jedyny w twórczości Andrzeja cytat z Piotra, który znajduje się w tej operze.
Co do problemu antysemityzmu, zgadzam się z Bobikiem, że ogólnie to Hitler Szekspirowi namieszał. Ale z wykluczeniem jako takim bym tej sztuki nie łączyła – słowo Żyd jest powtarzane w niej dziesiątki razy, wszyscy zwracają się do Shylocka „Żydzie”. Argument PMK o dwóch Shylockach wcale do mnie nie przemawia. Sprawa z funtem ciała jest równie ohydnym powtórzeniem stereotypu jak obraz mordu rytualnego w kościele w Sandomierzu – jedno i drugie wynika z przypisywania Żydom wszelkiego zła tego świata, a – jak wcześniej powiedziałam – jest całkowicie niemożliwe dla jakiegokolwiek wyznawcy judaizmu. Tak, ów przejmujący monolog Shylocka jest postępem w postrzeganiu Żydów. Jednak później wracamy do stereotypu, bez cienia refleksji. Kupiec wenecki nie zapowiadał oczywiście nazizmu, ale bez wątpienia był kamyczkiem na drodze do niego i nic tego nie zmieni, nawet genialność Szekspira.
Co zaś do roli Lestera Lyncha, zapewne wybór był przypadkowy (choć głosowo znaleźliby się lepsi od niego – może był tańszy, powiem brutalnie). W premierze w Bregencji Shylock nie był czarnoskóry, tak więc nie wynikało to z żadnych wstępnych założeń reżysera.
Dla Andrzeja Czajkowskiego zaś wątek żydowski w tej operze był dużo mniej istotny niż homoseksualny. Nawiasem mówiąc, nie wiem, za co właściwie Tomasz Flasiński tak chwali Robsona (Antonia) – był kompletnie bezbarwny, a na początku prawie wcale nie było go słychać. Polemizowałabym jeszcze z wieloma aspektami tego tekstu, ale długie to by było.
Re: Pietrek
Tak, Czajkowski też takie fortepianowe zmajstrował. Głazunow to był nawet niezły kompozytor.
Pani Krystyno, Hampson w Gorzowie? 😯 Szkoda, że nie wiedziałam. Tym bardziej, że nie widziałam sali w Gorzowie, a ciekawa bym była. No, ale w piątek bym i tak nie mogła. Hampsona na żywo miałam przyjemność usłyszeć kiedyś w Salzburgu (aria Almavivy na koncercie rocznicowym Mozarta).
Pani Kierowniczkobędę wdzięczny za odmoderowanie mojego wpisu w „Z blogowego życia francuskich…”
Re Ank – dzieki, ale nie chodzi mi tu o tytul, tylko o melodie – czy ktos ma to skojarzenie, ze Starwars brzmi identycznie jak kawalek Por Roku Glazunowa? Cos, tak jak „Kiedy ranne wstaja zorze” gdzies w ktoryms koncercie Mendelssohna 😉
Rzeczywiscie rozni rosyjsko – radzieccy kompozytorzy jak Glazunow, Glier sa malo znani, i co za tym idzie malo grywani.
Ja się zamorduję, zapominam o ostatniej strzałce i tak wychodzi, najmocniej przepraszam!
Re: Pietrek
To nie potwierdzę ani nie zaprzeczę, może tak jak Sting (świadomie) z Prokofiewa.
Inny Afro – Amerykanin u Szekspira. Denzel Washington gral Don Pedra w „Wiele halasu o nic” w rezyserii K. Branagha z reszta obsady raczej jasnoskora na czele z K. Branaghiem i Emma Thompson.
Re: Krystyna Kwaśniewska
Nowa Filharmonia? Pytam z krakowskim kompleksem.
Re.Ank
Piszę powtórnie, bo zniknął mój wpis. Tak, Gorzów Wielkopolski ma fantastyczną, nową Filharmonię. Główny budynek z dużą salą i osobny z salą kameralną, świetnie wkomponowane we wzniesienie terenu. Całość w jasnych barwach, duża sala bardzo przyjemna w wystroju i kolorystyce, o bardzo dobrej akustyce (kameralnej nie widziałam). Orkiestra jest bardzo młoda i ma znakomitą szefową-dyrygenta – Monikę Wolińską. A publiczność oddychała prawie z Hampsonem i orkiestrą, nie było oklasków nie w porę, odzywających się komórek ani kaszlu. Koncert magiczny.
Pozdrawiam
Krystyna
Re: Krystyna Kwaśniewska
To zazdroszczę, Filharmonii i Hampsona, bo my mamy ponure gmaszysko, które objeżdża tramwaj. I do tego wynajmowane od Kurii Metropolitalnej. Już obiecywałem, że więcej o tym nie będę, ale jak tu wytrzymać, kiedy się słyszy takie wiadomości.
To niech Wam wszystko gra, a szczególnie muzyka,
Ank
Re:Ank
Ja jestem łodzianką, u nas też Filharmonię objeżdża tramwaj, choć nowo zbudowana na gruzach starej. W Gorzowie Wlkp. byłam po raz pierwszy, stąd ten zachwyt wszystkim.
K.
Antonio był dla mnie porywający ze względu na świetną , większą niż u kogokolwiek z kolegów czy koleżanek zdolność ewokowania śpiewem nastrojów i stanów mentalnych , na wielką (jak na kontratenora) moc głosu , na diablą sprawność techniczną. Oczywiście jest to w dużej mierze rzecz gustu , podobnie jak to , czy śpiewak jest barwny , czy nie – dopuszczam zresztą też możliwość , że w nieznanej mi wersji bregenckiej występował w tej roli tak wspaniały artysta , iż Robson wypadł w porównaniu blado. Natomiast słyszalny był znakomicie , przynajmniej dla mnie , acz może na tym częściowo ważyć fakt , że siedziałem w 3 rzędzie.
No tak. Punkt słyszenia zależy od punktu siedzenia. Ja siedziałam w amfiteatrze (z przodu) i strasznie to blade było (zwłaszcza w I akcie, kiedy nie słychać było z jego śpiewu prawie nic). „Porywający” to najostatniejsze słowo, którego bym użyła 🙂 W przypadku kontratenora z Bregencji zresztą też. Marzyłam wtedy o kimś, kto rzeczywiście potrafiłby zrobić wrażenie i aktorsko, i głosowo. Nie masz, ach, nie masz (jak na razie) następcy Paula Esswooda w roli Śmierci w Raju utraconym Pendereckiego.
W Bregenz Antonia śpiewał Christopher Ainslie, o którym krytyk NYT napisał, że miał głos „too small for the role”.
Falseciści, których głosy nie są j.w., zwłaszcza w salach tych rozmiarów, należą do rzadkości. Czajkowski pisał w czasach, kiedy Esswood (napewno jeden z największych śpiewaków i artystów tej kategorii) był u szczytu możliwości. Warto zauważyć, że Robson, który nigdy nie był Birgit Nilsson, dzisiaj przekroczył sześćdziesiątkę.
Byłam na niedzielnym spektaklu. Muzyka oczywiście zachwyca, jest jednocześnie na tyle ciekawa, że chciałoby się mieć możliwość słuchania jej również po przedstawieniu i tu następuje problem. Chciałam przygotować się do spektaklu poznając nagrania Kupca. Poza nagraniami, niezbyt dobrej jakości, na youtubie, znalazłam tylko nagranie epilogu na oficjalnej stronie poświęconej Andrzejowi Czajkowskiemu (trafiłam na nią przez wikipedię). Nie udało mi się dotrzeć do żadnego wydawnictwa, ani przez stronę festiwalu w Bregenz, ani wyszukać w inny sposób. Jeżeli, ktoś z Państwa ma wiedzę, czy są jakieś nagrania całości opery lub czy są planowane, proszę o informację.
Na niedzielnym spektaklu sala była oczywiście pełna ci, którzy starali się o bilety, wiedzą, że nie było łatwo. Miałam wrażenie, że odbiór spektaklu był bardzo dobry, nie zauważyłam, żeby ktoś zrezygnował w przerwie. Wydaje się, że widownia w trakcie premiery jest bardziej zróżnicowana, pewnie część osób otrzymująca zaproszenia nie wyczekuje na spektakl tak jak Ci, którzy na długo przez spektaklem starają się o bilety.
@ monika_p – wyszło jedynie DVD z nagraniem z Bregencji – oni zresztą zwykle to robią. Można je nabyć tu:
http://www.cmd.pl/sklep/product_info.php?products_id=9769&manufacturers_id=20
Wiadomo, że na premiery często przychodzą tacy, co chodzą… na premiery 😉
A ja właśnie też wracam z Opery Narodowej, z koncertu (zamkniętego) z okazji otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich. Grała Sinfonia Varsovia, dyrygował rozczarowujący Andres Mustonen (albo za wolno, albo za szybko, rozpadały mu się utwory). Dobrzy soliści: Ola Kuls w Koncercie skrzypcowym Ignatza Waghaltera i Marcin Zdunik w Fantazji na wiolonczelę i orkiestrę Mieczysława Weinberga. Ponadto orkiestra grała Rapsodię polską Aleksandra Tansmana, Pieśń o sokole Grzegorza Fitelberga i Polonez symfoniczny Karola Rathausa. Mógł to być piękny program, gdyby był znakomicie zagrany. A przy tym, jak na taką uroczystość, przydługi. Ale podobno ma być nagrany na płytę. To niech może najpierw trochę poćwiczą.
Na samo otwarcie muzeuma się nie wybieram. Jadę do Katowic na Beczałę 🙂
Pani Kierowniczko,
„Dobrzy soliści” to mało. Ola Kuls po wyjściu za mąż za Marcina Koziaka (co to był za ślub!) jest jeszcze lepsza. Jak zagrali bluesa w Sonacie Ravela na Konkursie, to zaraz było widać, że coś się święci.
Niesamowita jest ta rodzina Koziaków, wszyscy grają.
I ja jestem już po Kupcu. Ogólnie świetne wrażenie, choć nie mogę porównać ze spektaklem bregenckim, bo może wtedy byłbym krytyczniejszy. Oczywiście nie dotyczyłoby samej muzyki, ta bowiem silnie do mnie przemawia nie od dziś. A opera odwołuje się przecież – twórczo i przekonująco – do gigantów XX wieku, których i ja wielbię: od Berga, Bartoka czy Brittena po Strawińskiego, Straussa i wspomnianego Szymanowskiego (niektóre cytaty nie są nawet specjalnie krypto…). Znakomita, koronkowa robota. Oglądało się też dobrze, nie narzekam – zwłaszcza że ostatnią widzianą przeze mnie robótką reżysera było Wesele Figara… Obsada wydała mi się (z jednym wyjątkiem) dosyć wyrównana, choć rzeczywiście najlepiej śpiewali (a niekiedy i wyglądali!) ci najbardziej chwaleni przez PK. Ten wyjątek to Antonio. Mimo że bliżej siedzieć już można, też odniosłem wrażenie słabej nośności głosu. Ale na tym nie koniec; nawet to, co dochodziło, było momentami rozpaczliwie marne: wolumen, barwa, intonacja – słychać było, jak śpiewak męczy się okrutnie w roli, która (przynajmniej obecnie) o głowę go przerasta. Czy nie lepiej więc dać szansę któremuś z naszych najzdolniejszych falsecistów? Czyżby za gażę Anglika żaden nie zechciał się nauczyć tej – z pewnością trudnej – partii? Przecież język również od dawna nie jest problemem. Bo chyba nie dostaliśmy Antonia w pakiecie z dyrygentem??
W sumie jednak duże przeżycie – i po wielu latach spełnione marzenie.
Poprzednio wypadło jedno nie – coby nie było wątpliwości, siedziałem w pierwszym rzędzie parteru.
Przy okazji: rzęsiste oklaski podczas krótkiej przerwy technicznej na zmianę dekoracji wydały mi się jednak wczoraj nadgorliwością – mam nadzieję, że ten zwyczaj się nie upowszechni…
Muszę przyznać, że byłem zachwycony nowozelandzką mezzosopranistką, Sarah Castle. Fantastyczny poziom wokalny i doskonałe przygotowanie dramatyczne. Ciekaw bym był zobaczyć ją ponownie na deskach naszej opery, w innym repertuarze. Pozdrawiam p. Doroto! Recenzja dobitna! 😉
Shylock – spory i watpliwosci
A ja sie obawiam ze spory i watpliwosci wokol postaci Shylocka wynikaja z nie jednego pierworodnego nieporozumienia:
“Zydow faktycznie w czasach Szekspira w Anglii nie bylo” – otoz byli. Ze Edward 1 wygnal oficjalnie Zydow z Anglii w 1290 (“act of expulsion”) – to fakt, ale to nie oznacza ze Zydow w Anglii nie bylo. Byli, i to nie tylko pojedyncze jednostki czy przechrzty (Domus Conversorum) ale i male spolecznosci, szczegolnie Sefardyjscy uchodzcy z Hiszpanii i Portugalii (post 1492). Najbardziej znana jest rodzina Lopezow, a szczegolnie Rodrigo Lopez, ktory byl nie mnie ni wiecej tylko osobistym LEKARZEM KROLOWEJ ELZBIETY 1 – ! I to ta postac jest czesto przywolywana jako inspiracja dla postaci Shylocka.
“…ale stereotyp jednak istnial i to dosc dlugo” – i od dawna! Jeszcze przed wygnaniem w 1290 mowi sie o 200 lartach rosnacych przesladowan, wlacznie z pogromami w York 1190, czy wygnaniem z Leicester edyktem ktory nie wiem czy do tej pory byl oficjalnie anulowany; Anglicy byli tez pierwsi (1218) ktorzy nakazali nosic Zydom znaczki, zeby bylo wiadomo kto jest kto.
“Shylock jest klasyczną postacią komediową, przebraną w kostium żydowski, bo coś takiego Szekspir znalazł u jednego z włoskich nowelistów, któremu ukradł trzy czwarte intrygi.” Prawda, a nawet cztery czwarte. Kiedy chowalem sie przed Wojskiem Ludowym robiac dyplom Technika Teatralnego, jednym z projektow byla stylistyczna adaptacja sztuki teatralnej, w moim przypadku Kupca Weneckiego dla comedii dell’arte – okazalo sie ze pasuje jak ulal! Szkielet intrygi, typowe postaci, typowe rozwiazania dramatyczne itd. Szekspir nie tyle ze podkradal intrygi wloskim novellistom (vide Othello czy Romeo i Julia by wspomniej njalepiej znane) ale caly jego teatr to stara ludowa (ludyczna?) koncepcja teatru w pelni uformowana kiedy Stradfordczyk wszedl do tego interesu i go nie tyle stworzyl na nowo co genialnie adaptowal na obraz i podobienstwo. I Rozenkrantza z Guildernsternem tez nie wyssal sobie sobie z palca 😉
Wczoraj na projekcji filmu o Minkowskim zauwazylem w podpisach, ze jakis magik przetlumaczyl “przechrzte” jako “a Shylock” – ??? Tlumaczenie czy tzw toomuchenie?
A tera bedzie bez punktow 🙂
Ja tez bylem na przemierze Kupca, z ciekawosci podszytej nostalgia bo wiadomo ze przemiera to niej jest najlpeszy moment zeby ogladac przedstawienie. I rzeczywiscie po przerwie wokol mnie sie mocno wyludnilo ale w sumie mam raczej odwrotne wrazenia (niz np Pani Kierowniczka 🙂 — dobra produkcja, ale nie tak dobre przedstawienie muzyczne. Przede wszystkim wlasnie ta dobra muzyka byla tak mocno eksponowana ze zalala teatr, w sensie metaforycznym tez. Gesta, trudna i zdawala sie dziac obok dramatu na scenie, w swoim wlasnym wymiarze. Byc moze nagranie studyjne i odsluchanie z plyty bedzie blizsze temu jak Czajkowski slyszal i widzial to w glowie. Produkcja, scenografia, organizacja przestrzeni scenicznej, swiatlo i przede wszsytkim gra aktorska wszystkich(!) ludzi na scenie – i to wlasnie tych ktorzy akurat nie spiewali – dawaly scenie zycie ktore z zaintersowaniem ogladalem, w przeciwienstwie do niektorych produkcji pana Tralalinskiego. Byc moze to dobroczynny wplyw ENO gdzie potrafia robic opere dla ludzi, ie trzymac teatr i muzyke w jednym miejscu i czasie (choc tez tylko czasami :-/)
Fakt ze mozna miec pretencje do Antonio ze mial slaby glos, szczegolnie w pierwszej czesci odczuwalem to jako nieprzyjemny ubytek w materii muzycznej. Niezgrabny Shylock z wielka zwisajaca warga, grajacy cwanego straganiarza z Brixton tez byl trudny do przelkniecia. Ale po przerwie, kiedy akcja rusza z kopyta i jestesmy w srodku konfrontacji, kiedy Shylock jest nadal straganiarzem z Brixton ale wie o co gra, a biednemu Antonio trzesa sie rece nawet kiedy nie spiewa – wszystko nabiera dramatycznej glebi. Kruchy, zdarty glos starej cioty Antonio jest gleboko poruszajacy. Zalamanie Shylocka jest totalne – stracil corke i boga. Nie ma nawet sily rzucic butem w prezydenta…
Wiadomo, dobrze wychowana publika chce wspierac underdoga ale tez chce zeby byl ladny, dal sie lubic i nie obciazal nadmiernie wrazliwego serca. A tu znowu wyszlo jak zawsze – wykluczeni sa wykluczeni z jakiego brzydkiego powodu. W sumie poruszajacy spektakl, i pouczajacy.
Fishneck – dzięki za „wykład” i wrażenia 🙂 Zdumiewające z tym podpisem w filmie o Minkowskim 😯
To swoją drogą pouczające, jak daleką drogę przeszła Anglia. Kiedyś to tam zaczęło się z prototypami ” żółtych łat”, a po wiekach był to pierwszy kraj, gdzie Żydzi mogli zostać uszlachceni…
Jednak „trzy czwarte” intrygi, bo są w sztuce brakujące w noweli „dwie ósme” : przede wszystkim Jessika i jej porwanie (w noweli anonimowy Żyd nie ma córki), ponadto zaś zabawa ze szkatułkami (w noweli Porcja zachowuje się raczej jak Turandot, ale próba, na którą wystawia zalotników, ma charakter seksualny, za karę obcina im zaś nie łeb, ani inne rzeczy, tylko sakiewkę z całym majątkiem). Bassanio (Giannetto w noweli) przegrywa dwa razy, skutkiem czego Antonio/Ansaldo (przybrany ojciec osieroconego chłopca) finansuje go trzykrotnie, dopiero za trzecim razem zapożyczając się u Żyda. Reszta, tzn. przede wszystkim rumsztyk i proces, jak u Szekspira.
Fishneckowi niemniej serdeczne podziękowania za pasjonujący wykład.
Very nice to read these many interesting comments. Of course, the Bregenz opera production is now on DVD and Blu-ray and the entire Bregenz opera production is on the andretchaikowsky.com website. There is also a complete biography on the andretchaikowsky.com website in English, and it’s free. This was written more than 20 years ago by an American, in tribute to Andrzej Czajkowski. The wonderful Anastasia Belina-Johnson biography includes the private diaries of Andrzej Czajkowski, which makes it particularly valuable.
Bardzo sie ciesze ze wyklad sie podobal, tak lubie 🙂 A co sie tyczy “dlugiej drogi Anglii” to moze on i dluga ale tez przypomina kolo, szczegolnie w swietle ostatnich zapowiedzi anti-emigranckich ruchow legislacyjnych. Niektore kola sa dlugie a niektore pomysly chodza po kolach krotkich; jak np pomysl na obozy koncentracyjne wymyslony przez Anglikow w czasie wojen burskich na przelomie 19/20w. A propos stereotypow – czy flegmatyczni Anglicy mogli cos takiego wymyslec? Jak mawial Jozio z Wetliny – e, ludzie takie som…
A jesli chodzi o “stereotyp istniejacy w Anglii do XIX wieku” (pan Kot): pare ladnych lat temu robilem dokumentacje do filmu o Benjaminie Wilkomirskim i rozmawialem z potomkinia paryskiej Misi, dobrze osiadla w Londynie, i okazalo sie ze to co my w naszych zimnych okolicznosciach przyrody nazywamy antysemityzmem funkcjonuje w cieplejszym ale wilgotniejszym klimacie Golfstromu rowniez. Zaowocowalo to artykulem w Daily Telegraphie(?) ktory oczywiscie przeszedl bez echa. Przynajmniej wsrod elit czytelniczych Daily Telegraphu…
Natomiast apropos cwierci funta intrygi, ktora rozliczyl pan Piotr – pare tygodni temu przy obiedzie z elita angielskiej poezji uslyszalem ze Otello ma korzenie sycylijskie; a ja kiedys w polskim radio slyszalem ze o telo o kielo… 🙂
„E, ludzie takie som”… Józio z Wetliny ma rację, niestety. Choć człowiek przez długie lata życia wierzy, że możliwy jest jakiś rozwój, jakaś edukacja, jakiś postęp… ale „ludzie takie som”, więc ten postęp musi się potem wyrównać regresem, i tak w kółko ten świat się toczy. O ile się nie dotoczy do jakiejś kolejnej zagłady.