Różne nastroje w Poznaniu
Można być w jednym mieście na dwóch imprezach i się nie rozdwoić! Na szczęście premiera Dziecka i czarów Ravela oraz Słowika Strawińskiego w Teatrze Wielkim została wyznaczona na wcześniejszą godzinę, a finałowy koncert Nostalgii – na późniejszą. Tyle dyskomfortu, że trzeba było się przestawić na zupełnie inny odbiór i nastrój.
Nowa premiera w Teatrze Wielkim jest przesympatyczną pozycją dla dzieci. Znany już z tej sceny reżyser (a zarazem choreograf) Ran Arthur Braun (znany też w innych miejscach także jako inscenizator efektów kaskaderskich, np. w Czarodziejskim flecie w Bregencji) miał trochę efektownych pomysłów, a wsparty został przez Justina C. Arientiego, autora strony wizualnej. Żeby nie robić spoilera, powiem tylko na razie, że dość oryginalny jest pomysł na rozmieszczenie chóru w Dziecku i czarach, a Słowik jest dwuosobowy: tancerka wykonuje ewolucje nad sceną (zawieszona na linach), a śpiewaczka śpiewa zza kulis; w obu spektaklach było zresztą więcej takich przykładów. Całość prowadził Grzegorz Wierus – jest jeszcze to i owo do wyćwiczenia w orkiestrze, ale soliści spisują się znakomicie. U Ravela jest dużo ról równorzędnych, więc trudno wyróżniać kogoś specjalnie, może Magdalenę Wilczyńską-Goś w roli Dziecka. Ale cała czołówka tej sceny ma niemało do roboty. W utworze Strawińskiego uznanie za rolę tytułową należy się bez wątpienia Małgorzacie Olejniczak. Ogólnie spektakl jest barwny i na pewno będzie dla dzieci atrakcyjny.
Prosto stamtąd pobiegłam do kościoła dominikanów, gdzie grała Orkiestra Kameralna Autunno pod batutą Adama Banaszaka. Bohaterami tegorocznej Nostalgii byli Tigran Mansurian (obecny osobiście) i Elliott Carter. Trudno o bardziej oddalone od siebie osobowości, a jednak połączenie nie raziło, zwłaszcza w tym zestawie. Najpierw dwa utwory Cartera: Tempo e Tempi, pieśni do słów poetów włoskich ze znakomitą solistką, Natalią Rubiś-Krzeszowiak (którą słyszałam w Świdnicy w Schubercie); ponoć było to jej pierwsze zetknięcie się z muzyką współczesną, ale trudno było uwierzyć, gdy widziało się, jak pewnie się w niej czuje – oraz Sound Fields, wysmakowana miniatura na smyczki. Zawsze wydawało mi się, że muzyka Cartera to czysta spekulacja i matematyka, i jakże mile się rozczarowałam przy tych utworach, zwłaszcza tym drugim, który nawiasem mówiąc kompozytor napisał mając 99 lat! Niesamowite.
Requiem Mansuriana (tu dołączył się Chór UAM i soliści: sopranistka Maria Rozynek i Maciej Straburzyński) poświęcone jest ofiarom rzezi Ormian – i czuje się, że jest to bardzo osobisty, silnie przeżyty utwór. Owszem, można go nazwać eklektycznym, pojawiają się w nim echa zarówno chorału, jak pieśni ormiańskich, a przy tym utwór jest wyraźnie osadzony w tradycji tej formy, kontekście dzieł takich twórców jak Fauré czy Duruflé. Mimo to nie wyczuwa się – jak to zdarzało się w kręgu uduchowionych kompozytorów ze Wschodu, nie będę wymieniać nazwisk – fałszu ani kiczu. Sam Mansurian zresztą jest szczerym, nieśmiałym i skromnym człowiekiem. Skończył w tym roku (w styczniu) 75 lat i również z tej okazji był bohaterem Nostalgii. A po koncercie, na kolacji, wraz z organizatorami i wykonawcami zaśpiewaliśmy jubilatowi Sto lat (kolejna zmiana nastroju).
To jeszcze nie wszystko, bo wcześniej, po południu, byłam na spotkaniu polsko-estońskim: przybyli muzycy i postaci związane z tamtejszym życiem muzycznym, a także Kevin Kleinmann, który dokonał prezentacji (potem był mały koncert i rozmowy „w podgrupach”). Ciekawe, że w Estonii muzycy już od razu na studiach się uczą, jak być własnym menedżerem, jak dbać o kontrakty i w ogóle jak się w tym świecie poruszać. Każdy z nich jest więc wszechstronny pod tym względem, a przy tym współpracują ze sobą. Naszym muzykom też by się coś takiego przydało.
Nostalgia w tym roku zawierała jeszcze parę koncertów (podobno świetny był recital fortepianowy Macieja Grzybowskiego), spotkania i filmy. A także atelier dla młodych dyrektorów festiwali, firmowane przez European Festival Association, co roku odbywające się w innym kraju – w Polsce gościło po raz pierwszy. W przyszłym roku głównym bohaterem Nostalgii ma być Arvo Pärt – na swój wielki jubileusz. Kończy 80 lat.
Komentarze
Doroto, ta znakomita solistka, urocza śpiewaczka nazywa się Natalia Rubiś-Krzeszowiak (żona Krystiana Krzeszowiaka). W istocie bardzo utalentowana młoda Artystka
Pierwsze zdanie rzucające się w oczy po wyguglowaniu: „Natalia Rubiś-Krzeszowiak, żona światowej sławy tenora Krystiana Adama”.
A już myślałem, że znam z grubsza wszystkich tenorów światowej sławy…
Ojej 😳 przepraszam za literówkę, pewnie, że Rubiś. Usprawiedliwieniem dla mnie może być tylko to, że po napisaniu tego wpisu padłam na drzemkę popołudniową…
Mansuriana wraz z Kanchelim (ten się bodajże nie spodobał na WJ) wchłonęło ECM i grają go świetni wykonawcy: Kashkashian, Lechner, Kopatchinskaja, Kavakos, Monighetti, Garbarek, Hilliardzi, Rosamunde Q. Jak ktoś lubi eceemowski the most beautiful sound next to silence, to godne polecenia. Obok Kwartetów nagrał już Testament (Rosamunde Quartett) zadedykowany właśnie Eicherowi.
Niesamowity był ten Carter – 103 lata! Petrassiemu na dziewięćdziesiątkę napisał fortepianowe „90+”, a sam jeszcze żył chyba ze 20 lat.
Jak się przedarłem przez jego Kwartety, szczególnie Trzeci, to już mi nic nie straszne. Potem jeszcze Czwarty Hotatiu Radulescu i już jestem zahartowany na wszystko, nawet na zmiany czasu.
Czy ktoś wysłuchał II Kwartetu Mortona Feldmana? Znakomity utwór, ok. 5 godz. (Flux Quartet), w środku można się zdrzemnąć i po przebudzeniu jest to samo. No, żartuję, ale nie bardzo
A to właśnie Pani Kierowniczce polecam to, co wyżej pisałem o muzyce pod drzemkę (sprawdzone), tylko że się moderuje.
Ja jeszcze przez chwilę o „Kupcu weneckim” – właśnie wróciłam z teatru. Też, jak Pani Kierowniczka nie pojmuję pochwał dla Robsona – mnie dobrą chwilę zajęło zorientowanie się, że ktoś już śpiewa i nie byłam osamotniona. Natomiast Verena Gunz zaskoczyła mnie na plus, pamiętam straszliwą traumę jaką zafundowała niektórym swoim Cherubinem kilka lat temu.
Pobutka.
wydaje mi się że zdjęcie Piotra jednak dano przez pomyłkę – bo gdzieś z książeczki programowej wyleciała errata. Chyba, że również ją dodano prowokacyjnie.
Bo były jeszcze cytaty z LvB, gdzieś mi przemknął Wagner ..
—-
Bardzo podoba mi się hasło Pani Kierowniczki:
WIĘCEJ CZAJKOWSKIEGO !!
Zdecydowanie tak
—–
Ścichapęku – audycja Róży Światczyńskiej znakomita!
O Andrzeju Czajkowskim jako pianiście – mocno niestandardowym – szedł pod prąd z intelektualnym odczytywaniem Chopina.
Czyli Tempo e tempi wykonywała orkiestra smyczkowa i solistka?? Czy nie jest to utwór skomponowany na kwintet?!
@ obserwator – nie napisałam, że w Tempo e Tempi solistka śpiewała z orkiestrą smyczkową. Orkiestra smyczkowa wykonała kolejny utwór, Sound Fields. Cykl Tempo e Tempi został wykonany przez solistkę, obój, klarnet, skrzypce i wiolonczelę.
Zdjęcie Piotra Czajkowskiego jest w tym programie prawidłowo podpisane (trzeba się dobrze przyglądać, ale jednak jest) , więc raczej nie przez pomyłkę.
Sprawdźcie, kochani, jak to z tym zdjęciem było. Jeśli zdarzyła się kompromitująca Instytucję Wielką pomyłka, a przecie nie literówka, to program nadawał się na przemiał, to nie kosztuje miliony.
Musimy domagać się poważnego traktowania widza, nie za darmo przecież!
Raz spytałem w Operze (nie w TW), czy mają w handlu libretto. Oczywiście! – odpowiedziano, i radośnie dali mi składane karteczki ze spisem wykonawców i kilkuzdaniowym synopsisem typu On ją, a Ona jego.
Urszulo,
owszem, podpisane prawidłowo – ale w takim razie po co ta Errata ?
Zresztą, to nieistotne – każdy może pozostać przy swoim
—
Przy okazji pozdrawiam (proszę o wybaczenie prywaty) dawno nie spotkanego Tadeusza Deszkiewicza
Teraz przeczytałem wpis Urszuli. Ale po co dali zdjęcie Piotra Iljicza? Tylko dlatego, że był cytat motywu przeznaczenia?
Kto wie, czy Maciej Grzybowski szykuje jakieś nagranie Czajkowskiego?
Lesiu, do znakomitości audycji prowadzonych przez panią Różę zdążyłem się już poniekąd przyzwyczaić, bo słucham ich dość regularnie… Z ostatniego Chopina osobistego bodaj najbardziej urzekły mnie późniejsze, koncertowe wykonania A.C. (np. niesamowity Polonez-Fantazja!), zarejestrowane przez BBC.
Toccata Classics wydało już płytę z nagraniami z festiwalu w Bregenz. Jest tam Koncert Fortepianowy Czajkowskiego w wykonaniu Maćka (plus Inwencje i Sonata,nagrane przez innych pianistów).
http://www.toccataclassics.com/liner_notes/TOCC0204-cd-notes.pdf
Dziękuję za info. Vol. 1, więc jest nadzieja na inne.
Ze sobie pozwole powrocic do spostrzezenia Pietrka z Kajmanow: mnie „Pory Roku” Glazunowa nieodmiennie kojarza sie z muzyka do filmu „Bialy Kanion” autorstwa Dmitrija Tiomkina. Tutaj zwiazek jest niezaprzeczalny: Tiomkin byl uczniem m.in. Glazunowa w Sankt Petersburgu. Czy John Williams zainspirowal sie Tiomkinem? Calkiem prawdopodobne, w koncu muzyka do „W samo poludnie” i innych westernow to klasyka.
(jrk)
Moze mnie jeszcze PK da rade poprawic:
Wlasnie sprawdzilem, ze muzyke do „Bialego kanionu” (oryg. „The Big Country”) skomponowal nie Tiomkin a Jerome Moross. Nic nie poradze, ze slysze tam (i w innych westernach tez, ale tylko w tych hollywoodzkich, bo nie u Morricone!) Glazunowa.
(jrk)
No bo to wszystko ma wiele wspólnego.
A czemuż to jrk nagle wziął się w nawias 😯 Aż w poczekalni wylądował…
Pobutka.
PS.
Kiedyś sobie sprawiłem płytkę z muzyką filmową Korngolda. I też go słyszę…
Ścichapęku – tak, rzeczywiście, to niesamowita interpretacja – jestem ciekaw, czy to nagranie ukazało się gdzieś na płytach
Na płytach pewnie nie. Nie kojarzę Andrzeja Czajkowskiego na serii BBC Legends.
Ale pliki mp3 i dużo informacji jest tu:
andretchaikowsky.com
Potwierdzam – tak, David Ferre wciąż uaktualnia swoją stronę. Teraz zresztą jest w Warszawie (spotkałam go wczoraj na koncercie, a wcześniej na premierze i preludium) i uzupełnia o tutejsze wydarzenia i reakcje.
Droga Pani Redaktor ! To znów ja… Chcę zapytać czy płyta z premierowym nagraniem Kwintetu smyczkowego „Kartki z nienapisanego dziennika” Krzysztofa Pendereckiego oraz Kwintetem smyczkowym G-dur op. 77 Antonina Dworzaka dotarła do Pani za pośrednictwem Redakcji „Polityki” ? Obecnie w Zabrzu odbywa się II Festiwal Krzysztofa Pendereckiego – to właśnie na jego pierwszej edycji, przed rokiem został prawykonany ów Kwintet. Natomiast mój zespół dokonał premierowego nagrania. Bardzo zależy mi na Pani opinii na temat utworu oraz naszej jego interpretacji. A że Kwintet Śląskich Kameralistów do tej pory kojarzony był z zupełnie innymi gatunkami muzyki, choć jak najbardziej „mieszczącymi” się w przymiotniku „kameralnej” to jednak nietypowymi – klasycznymi opracowaniami przebojów rockowych oraz z muzyką żydowską tym bardziej zależy mi na Pani opinii o naszej „klasycznej” płycie. Pozdrawiam serdecznie ! (i przepraszam za nachalność)
Ja przepraszam Panią Kierowniczkę, ale jak to tak? Bez telefonu, „część?”, a nowe naleweczki? A starre ploteczki? Pokrzywdzona się czuję, zaniedbana, niekochana i w ogóle…
Jaruto kochana, bylam tym razem w Poznaniu bardzo krotko. Ale zaniedlugo zjade na troche dluzej, na Poznan Baroque, i wtedy sie postaram odezwac. 🙂
Krzysztof Korzen – plyta dotarla, dzieki!
Oj tam, zaraz na przemial! Dla kolekcjonerow wszelkiego rodzaju efemer drukarskich taki program bedzie za pare lat bialym krukiem. poszukiwanym i osiagajacym wysokie ceny na e-Bayu.
I te seriozne nawolywania do „szanowania publicznosci”. Dzizaz! Wrzucic troche luzu i poczucia humoru.
Pomylki sie zdarzaja. Beda sie zdarzac. Usmiechnac sie i zachowac w pamieci, gdzie przechowywane sa rozne abegdoty.
Ale namieszał Głazunow!
Słynny jest cytat w Russians Stinga Tańca z suity Porucznik Kiże Prokofiewa, to zaś było muzyką do filmu Aleksandra Fajncymmera, który z kolei awansował bohatera z literackiego pierwowzoru Jurija Tynianowa Podporucznik Kiże.
Pietia (bo jaki on tam Piotruś, kiedyś był też Teodor Dostojewski) miał być grzecznym pionierem. Prokofiew, jak to on, zręcznie połączył indoktrynację z dydaktyką muzyczną i wyszedł przeuroczy utwór. Trudno zliczyć sławnych, którzy w nim narratorowali (nawet Clinton, Gorbaczow i Sophia Loren).
Prokofiew nawet w Zdrawicy zrobił świetną muzykę, ale Josifowi Wissarionowiczowi się nie spodobała.
Ciekawe są drogi różnych motywów na nieszczęście melomana, bo zawsze go dręczy: z czego (kogo) to? Ale obyśmy mieli tylko takie zmartwienia!
Re: Kot Mordechaj
Zgoda! Pewnie żeśmy zrobili bezpłatną reklamę temu programowi. To po ile teraz idzie?
Moja Stara kiedys sie kopnela w nekrologu (!) i Witolda Malzuzynskiego nazwala Karolem i w jakims momencie nie wiadomo bylo, ktory z nich wlasnie byl umarl. I co? I nic! Troche jej dokuczano, ale po tygodniu juz nikt nie pamietal, a nekrolog poszedl w poprawionej wersji.
Zdarza sie.
Błędy w nekrologu to podobno dobra wróżba i Karol bodajże się miewa dobrze. Wychodzi, że Twoja Stara ma dobrą rękę. Można sobie zamówić u Niej nekrolog albo, jak w Krakowie mówią, klepsydrę?
Nekrolog w gazecie, klepsydra wywieszona na domu?
Tak ja to kojarzę.
W Warszawie klepsydra oznacza(la) – bo juz od lat nie widzialem – zawiadomienie o czyjejs smierci naklejone na domu i przed kosciolem.
PS Tlumaczenie w wikipedii B. Schulza „Sanatorium pod klepsydra” na angielski – Sanatorium Under the Sign of the Hourglass 😳
Kocie Mordechaju, to ja zamawiam obydwie! Proszę o rezerwację, bo zaraz będzie kolejka.
TEN Karol Mialcuzynski nei zyje juz od wielu lat.
Kurcze, głupio wyszło i niewybaczalne, że nie sprawdziłem. Koniec żartów!
Dla odczarowania opowiem Wam krakowską anegdotkę. Sędziwy Czesław Miłosz radził się Illga (szef Znaku): Panie Jerzy, gdzie ja powinienem leżeć? Illg opowiedział to Bronkowi Majowi, a ten: Jak to gdzie, oczywiście na Wawelu. To się da załatwić, ale powiedz Mu, że musi być gotowy w przyszłym tygodniu.
Eee ta, niewybaczalne! Abysmy tylko takie pomylki mieli na sumieniu… 😈
Pewnie, już to opowiadałem Ścichapękowi, jak dawny zecer w zdaniu „niebo usłane gwiazdami” zamienił ł na r.
Drogi Anku,
to wszystko jest niezmiernie ciekawe i pouczające, ale czy mógłby Pan nieco wyciszyć?
Tyle wątków, tyle problemów, tyle zachwytów, że nie nadążam ;-);-)
To wszystko jest jednak o muzyce lub wokół. Taka jest uroda blogu, gdzie każdy sobie wybiera to, co go interesuje, i zabiera głos lub nie.
O tak. Racja, jest wolność słowa. To ja w takim razie powiem, że jak kiedyś nagram jakąś płytę, a nie można tego przecież wykluczyć, to też wyślę Pani Kierowniczce i codziennie będę pytał dwa razy, czy już się zapoznała. 😛
A zrobię to wszystko nienachalnie. 🙂
he he 🙂 Pozdrawiam (nienachcalnie) 😉
bo za nieukrywaną nachalność bardzo przepraszam !