Argentyńskie multikulti

Już samo zestawienie przydomka Chango (i imienia Horacio) z nazwiskiem Spasiuk o tym multikulti świadczy. W Argentynie co krok spotyka się ludzi o najróżniejszych korzeniach. Także środkowoeuropejskich, i to nawet w interiorze, jakim jest północna prowincja Misiones.

Spasiuk, jak jego nazwisko wskazuje, ma korzenie ukraińskie i jest ich całkowicie świadom, ale już jego rodzice urodzili się w Argentynie. W Misiones imigracja ukraińska była całkiem niemała i jej obecność, w połączeniu z elementami latynoskimi i afrykańskimi, daje nietuzinkową kombinację. Wszystko to się odbija w muzyce. A trzeba powiedzieć, że i Chango, i jego współmuzykujący koledzy, którzy z nim przyjechali dziś do Warszawy, to prawdziwki, a muzyka zwana chamamé, która jest ich specjalnością, jest stopem przeróżnych stylistyk, wśród których można spotkać też całkiem swojsko brzmiące ni to polki, ni to kołomyjki. Tutaj krótka rozmowa z artystą, w której mówi parę słów o swoim dzieciństwie.

Długowłosy i brodaty blondyn o szerokim i ujmującym uśmiechu sprawia wrażenie raczej człowieka z Europy Środkowej niż Argentyńczyka. Ale pozostali muzycy, których przywiózł, bardziej wyglądają na Latynosów. Z pokolenia zbliżonego do niego był Diego Arolfo, który grał na gitarze i śpiewał, a towarzyszyło im dwóch bardzo młodych i bardzo przejętych grą ludzi: skrzypek Pablo Farhart i grający na gitarze, instrumentach perkusyjnych i śpiewający Marcos Villalba. Wszyscy byli równymi partnerami dla lidera.

Tristeza to utwór emblematyczny, najbardziej chyba charakterystyczny dla Spasiuka. Ta melancholia pojawia się w wielu utworach. Ale też było wiele innych, radosnych, w tym właśnie owe polki, przy których szalała cała sala. A na jeden z bisów nie zabrakło Libertanga, bo jaka to Argentyna bez Piazzolli? Ale to było jedyne nawiązanie do tanga na tym koncercie. Muzyka z Misiones jest zupełnie inna. Nie wielkomiejska, lecz plebejska, chłopska, wpisana w przyrodę.

Tutaj jest fajny dokument, niestety po hiszpańsku. Świetny fragment, jak Chango uczy się melodii od chłopaczka grającego na bandoneonie, a potem grają w duecie.