Halka: od Haiti do Wenecji
Ciekawam, jakie wrażenia ma Piotr Sarzyński po wizycie na otwartym kilka dni temu Biennale Weneckim i odwiedzeniu polskiego pawilonu, gdzie na gigantycznym zakrzywionym ekranie na kształt niemal Panoramy Racławickiej wyświetlany jest film z eksperymentu przeprowadzonego przez artystów poznańskiego Teatru Wielkiego pod wodzą reżysera Pawła Passiniego i dyrygenta Grzegorza Wierusa.
Dziś w Zachęcie zapoznano nas z tym projektem i pokazano parę kawałków filmu. Sam pomysł, czyli wystawienie na Haiti Halki Moniuszki, jest dziełem polsko-amerykańskiego duetu, tj. polskich artystów zamieszkałych w Stanach Zjednoczonych: Joanny Malinowskiej i C.T. Jaspera (dawniej Christiana Tomaszewskiego). Pierwszą myślą było nawiązanie do pamiętnego filmu Wernera Herzoga Fitzcarraldo, traktującego o szalonym inżynierze, który próbuje stworzyć operę w środku dżungli. Jednak gdy pojawiła się sprawa konkretnego miejsca, tamto nawiązanie straciło na znaczeniu.
Górska wioska Cazale na Haiti jest jedną z kilku „polskich” miejscowości. Tzn. mieszkańcy mówią o sobie Les Polonais, choć Polaków już raczej nie przypominają (ale jeszcze widać ponoć ślady po „mieszance”, jasne oczy czy proste włosy) i o Polsce nie wiedzą prawie nic. Tutaj jest trochę o nich, skąd się wzięli. Są wciąż dość ważną grupą na wyspie; żona prezydenta Haiti też z nich się wywodzi. Tak więc kiedy usłyszeli, że polscy artyści chcą im pokazać polską operę narodową, zaciekawili się, ale też trochę zdenerwowali. Na Haiti jest mieszanka wielu religii (w samym Cazale jest parę kościołów różnych wyznań), ale wszyscy są też pod silnym wpływem voodoo, więc nic dziwnego, że jeden z haitańskich tancerzy oświadczył: „nie będę tego tańczył, bo mi skradniecie duszę”… ale został w końcu przekonany. Bo – co jest ważne – założeniem było też wciągnięcie do projektu mieszkańców.
Ze stolicy Haiti, Port-au-Prince, sprowadzono jedyną chyba na wyspie orkiestrę. Bardzo późno ponoć dostała nuty i składa się częściowo z amatorów, nic więc dziwnego, że grając poloneza fałszowała niemiłosiernie. Ale kontekst sprawił, że to stało się w ogóle nieważne. (Orkiestra ta ma zresztą piękne karty: niedługo po trzęsieniu ziemi grała dla ludzi, żeby im po prostu umilić ciężkie życie.) Poloneza zatańczyli miejscowi tancerze, którzy uczestniczyli wcześniej w specjalnych warsztatach (wyszło to sztywno, ale w rytmie). O ile z początku rzeczywiście nie było łatwo, to ludzie sami w sobie okazali się bardzo otwarci i serdeczni, nawiązano wiele przyjaźni. Samą operę w wersji skróconej do półtorej godziny soliści poznańskiej opery śpiewali z Grzegorzem Wierusem przy keyboardzie sprowadzonym przez polskiego konsula (Wierus dyrygował też tych parę fragmentów z orkiestrą, która bardzo chce, żeby do niej wrócił i coś jeszcze z nimi zrobił). Obecna dziś również w Zachęcie Monika Mych, wykonawczyni roli tytułowej, opowiada, że przeżywali to wykonanie tak emocjonalnie, tak się wciągnęli w tę sytuację (i z taką uwagą byli odbierani), że zapomnieli o całym świecie. A warunki mieli szczególne: pośrodku wioski, a właściwie pośrodku drogi (piaszczystej), którą od czasu do czasu jeździły motory, z publicznością niemal przed nosem.
A jak była odbierana sama Halka? Czy Haitańczycy ją rozumieli? Zapewne nawet lepiej niż dzisiejsi Polacy, dla których być może nie jest już do końca zrozumiałe, dlaczego Janusz nie może poślubić Halki. Na Haiti różnice społeczne są nadal bardzo silne: czarnoskórzy ze wsi kontra Mulaci z miasta. Ponadto (podpowiedział to, podobnie jak służył wszelkimi kontaktami prof. Józef Kwaterko zajmujący się frankofonią, który na Haiti bywał nie raz) narodowym dziełem haitańskim, o którym tamtejsze dzieci uczą się w szkołach, jest poemat pt. Choucoune Oswalda Duranda, który jest jak gdyby Halką na odwrót: głównego bohatera rzuca ukochana dziewczyna, odchodząc do sfrancuziałego fircyka-Mulata z miasta. Nic więc dziwnego, że Cazalczycy tak świetnie zrozumieli, o co w operze chodzi. – Nienawidzili Janusza – śmieje się Monika Mych.
Najważniejsze, powiedział Paweł Passini, rozmawiający z nami z Wenecji przez Skype’a, to to, że z całą pewnością była to wymiana. Jedni dostali coś od drugich i odwrotnie. To była odpowiedź na stwierdzenie paru pań, że to żenujące i że to neokolonializm. Nic bardziej błędnego. Obie strony pracowały nad tym, żeby się wzajemnie zrozumieć. To była interakcja kulturowa, rzecz cenna sama w sobie. A że orkiestra grała fałszywie… To nie ten temat.
Tutaj jeszcze trochę zdjęć, a już 26 czerwca premiera Halki w Poznaniu, również w reżyserii Passiniego. Na pewno będzie całkiem inna (i miejmy nadzieję, że fałszów nie będzie), ale raczej nie tradycyjna. Zobaczymy.
Komentarze
Dla tych, ktorzy wstaja powolutku i pocichutku
https://www.youtube.com/watch?v=fzk13OqfFUA
i dla tych ktorzy potrzebuja silniejszych bodzcow
http://www.izlesene.com/video/john-coltrane-greensleeves-1961/5397969
W Sudio Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego zagrał wczoraj Atom String Quartet, promując nową płytę, która to płyta była zapowiadana na maj, ale jeszcze się nie ukazała, a szkoda.
Kwartet dał bodajże identyczny koncert w tym samym Studio 28 listopada ubiegłego roku.
Z pierwszego rzędu obserwował muzyków Zbigniew Namysłowski.
Dzień dobry 🙂
Obie Pobutki piękne – nawet trudno mi powiedzieć, która bardziej mi podchodzi. Chyba najpierw pierwsza, a potem druga 😉
Nic dziwnego, że za oknem słoneczko.
Jak wspominalem, niedawno bylem w Havanie. Tutaj pobutka spokojniejsza z uklonami dla p. PK
https://www.youtube.com/watch?v=JVzK8Wni_uc
A tu troche zywsza, choc pewnie z zadyszka
https://www.youtube.com/watch?v=UXwLBS3yUkA
We wrzesniu przyjezdzaja do Toronto. Ibrahim Ferrer nie zyje od dziesieciu lat, ale Omara Portuondo caly czas trzyma sie swietnie – pokazuje sie na moment w tle.
Dzień dobry po kubańsku 🙂
Niezapomniany to był film, jeden z lepszych Wendersa (który niestety nierówny jest).
Kilka dni temu słyszałem w pr2, że Gustavo Dudamel przedłużył kontrakt z Los Angeles do 2022. Więc nie on będzie w Berliner. I pewnie nie Chailly, bo chyba został mianowany dyrektorem muzycznym la Scala od 2017 … Zobaczymy
dzień dobry
„buena pobudka” po 70-tce to jest piękna sprawa no bo i w głowie się nie przewraca 🙂
a Halka na Haiti w pierwszym odruchu – ciekawość…
więc jak wczoraj trochę poczytałem samych artystów:
http://www.beczmiana.pl/863,awangarda_peryferii.html
to z wieloma sprawami, nie tylko wszak niektórymi wyraźnymi „ukąszeniami” 🙂 bym się pospierał jednak… ale z niektórymi bym się jednak zgodził 🙂
w sumie jestem wciąż ciekaw, jak to świat odbierze, wiedząc jednak jakie wszak są w tym świecie sztuki i obecnie główne trendy. m
No tak, nawet się zastanawiałam, czy wrzucić tu ten link, ale ta rozmowa była przeprowadzona przed samym projektem, więc punkt widzenia mógł się jeszcze trochę zmienić.
No i błędem jest tu traktowanie opery tak, jak widzi się ją na scenach europejskich (a już na powoływanie się na głupoty Żiżka i Dollara ręce opadają). Właśnie wczoraj pani, o której wspominałam we wpisie, stwierdziła też, że Włochów (na Biennale), którzy przecież kochają operę i się na niej znają, ten żenujący poziom muzyczny odpędzi. Przecież tu nie o poziom muzyczny chodzi. A nawiasem mówiąc, jeśli rzeczywiście Włosi tak kochają operę, to czemu tyle oper się tam zamyka?
Nieskromnie dorzucimy od siebie, że wileńską wersję Halki zagramy w Krakowie 8 lipca, podczas Festiwalu Muzyki Polskiej. W koncertowej wersji, ale za to na historycznych instrumentach.
Serdeczności ślemy!
Dziękujemy i wzajemnie 🙂
W Krakowie pozostając, jutro w MOCAK-u o godz. 18 wernisaż kilku wystaw, w tym Gender w sztuce. W związku z tym ostatnim odbędzie się performans kontratenora Michała Sławeckiego. Aż mi szkoda, że nie mogę być 🙂
Ogrodnicy i zimna Zoska? Choc ode mnie wyglada chlodnawo, chyba nie jest tak zle 😉 Pobutka
https://www.youtube.com/watch?v=urYNRSW3GmU
Dzień dobry 🙂
W Polsce ogrodnicy i zimna Zośka jak najbardziej. Ochłodziło się i leje 🙁
A ja za godzinkę ruszam w stronę Lublina, gdzie od wczoraj trwa festiwal Kody.
Jutro w NOSPR – w ramach festiwalu Kultura-Natura (cykl Metamorfozy) – Gurrelieder Schoenberga, a w sobotę Camerata Silesia prawykona mszę „Ex tempore” Marcela Peresa.
Wybieram się …
To potem opowiesz 🙂
Ja będę mogła wybrać się tylko na Schiffa 🙁
Nie robiłem żadnych badań na ten temat, ale myślę, że wiem, dlaczego we Włoszech zamyka się teatry operowe: bo włoska szkoła wokalna, z której te teatry żyły przez 350 lat, leży w gruzach i nie ma „kim śpiewać”. To były teatry narodowe, grające narodowy repertuar, do którego miały „pierwszorzędnych drugorzędnych” śpiewaków. Dzisiaj już ich nie ma. Jeżeli nawet La Scala nie jest w stanie wystawić na inaugurację sezonu – pierwszorzędnej, włoskiej obsady do Traviaty, tylko musi się podpierać – skądinąd wybitnymi – cudzoziemcami, to co mają zrobić w Parmie, czy w Reggio Emilia?
Przyczyn tego stanu rzeczy jest wiele, ale jedną z nich jest zabójcza ideologia, która znalazła swój wyraz m. in. w książeczce Zyzia i Dolara. Oraz – że to powtórzę jeszcze raz – w fakcie, iż ktoś uznał za rzecz pilniejszą i bardziej wartą nakładów publikację tego knota, niż paru klasycznych, poważnych a niedużych książek na ten temat, z których autorzy jawnie lub skrycie – ściągali.
Jakie dokladnie ksiazki ma Pan na mysli, Panie Piotrze?
Spod dużego palca :
Joseph Kerman : Opera as Drama (1956) – ok. 200 stron
Carl Dahlhaus : Richard Wagners Musikdramen (1971) – ok. 200 stron
F. W. Sternfeld : The Birth of Opera (1993) – ok. 250 stron…
Dziekuje!
Wstyd sie przyznac ale nie wiem tez kto to Zyzio i Dolar…
Czy moze Pan zdradzic?
Bardzo prosze…
Slavoj Zizek i Mladen Dolar, autorzy książeczki „Druga śmierć opery”, o której była mowa wyżej.
Merci Monsieur
🙂
@Joanna Curelaru – to duża,wręcz niepowetowana strata 😉 Kiedyś już wymienialiśmy na blogu opinie na temat „ Drugiej śmierci opery ” 🙂 Pan Piotr chyba z wrodzonej skromności nie przypomniał swojego omówienia tej lektury ( tu : akt I) http://www.rfi.fr/actupl/articles/107/article_6280.asp a naprawdę warto ! Dodam tylko, że w tym samym czasie natrafiłam na dzieło Dolara i Žižka w zaprzyjaźnionym antykwariacie i długo nie mogłam wytłumaczyć mojemu przyjacielowi, właścicielowi antykwariatu, co w tej tak poważnej książce wywołało moją… no właśnie – powiedzieć, że nieopanowaną wesołość, to nic nie powiedzieć :-D. Zrozumiał dopiero, gdy wysłałam mu ten link do RFI.
Akt II 😉 http://www.rfi.fr/actupl/articles/108/article_6515.asp
Tutaj o tym rozmawialiśmy (to już prawie dwa lata temu ) http://szwarcman.blog.polityka.pl/2013/06/08/cyganka-cyganka/ Chyba byliśmy trochę bardziej rozmowni niż obecnie…
Tez mnie to uderza i zastanawiam sie, dlaczego… Ale chyba m.in. dlatego, ze juz duzo rzeczy uzgodnilismy 😉
Pozdrawiam z Lublina 🙂
Dzieki ew_ka!
🙂
Rozmowni jestesmy dalej, ale Pani Kierowniczka ostatnio nie kontynuuje przez Nia sama przedstawionych tematow…;)
Np. Dlaczego Pan Ades byl „mile zaskoczony jakoscia wykonania”…
Pani Joanno, akurat ostatnio byłam i wciąż jestem koszmarnie zajęta…
Teraz z kolei za nowy wpis zabrać mi się trzeba.
Szkoda…
Ale tez fajnie, ze duzo sie dzieje 🙂
Panie Piotrze, czasem cudzoziemcy mają zwyczajnie lepszego agenta z kontaktów z którym La Scala czerpie korzyści biznesowe (nie zawsze się pokrywające z artystycznymi). Przynależność narodowa czy do szkoły wokalnej ma dla aktualnej La Scali drugorzędne znaczenie. Gdybym ja (mówiąc bardzo skromnie) był szefem La Scali spokojnie skompletowałbym włoską obsadę „Traviaty” naprawdę nie ustępującą temu co usłyszeliśmy nawet jeśli cenię p. Beczałe 🙂
Wbijam się w wątek z opóźnieniem i pewnie wypowiedz uleci w archiwum…
Coś niezbyt mnie to przekonuje. Czy sugeruje Pan, że Diana Damrau i Piotr Beczała pojawili się w tej Traviacie nie dzięki swym zaletom, ale w ramach jakiejś „sprzedaży wiązanej”? Jakie „korzyści biznesowe”? Czy ktoś ukrywa przed światem świetnych śpiewaków włoskich?