Elektroniczny Wrocław

Wpadłam tu jak po ogień na zaledwie dwa z dziewięciu dni składających się na tegoroczną, szóstą edycję festiwalu Musica Electronica Nova. Trudno powiedzieć, że będę miała jakiś obraz tego festiwalu, ale zawsze coś.

Słyszę zresztą, że edycja udana, a do koncertu inauguracyjnego ustawiła się duża kolejka. Ale w tym roku wiele koncertów odbywa się w kinie – albo są to filmy z muzyką na żywo, albo filmy przeplecione muzyką na żywo. Albo też filmy po prostu, w tym z niezmiernie ciekawej dawnej awangardy animacji francuskiej.

Ważną postacią w tym roku, tzw. kompozytorem-rezydentem jest Belg Thierry de Mey, którego twórczości, muzycznej, filmowej i performatywnej, poświęcono kilka imprez. Ja trafiłam na ostatnią z nich – na wieczornym koncercie w Kinie Nowe Horyzonty został wykonany utwór Tippeke – najprościej mówiąc film z towarzyszeniem dźwięków elektronicznych i naturalnych oraz wiolonczeli na żywo. Na filmie oglądamy samą Annę Teresę De Keersmaeker, która wykonuje – słowem i tańcem, a raczej dziwną rytmiczną szamotaniną w lesie pod Brukselą – dziecięcą opowiastkę o chłopcu Tippeke, który nie chciał wrócić do domu. Robi to wrażenie i jest bardzo spójnie połączone z dźwiękiem. Nie powiem, żebym bliżej się dzięki temu zapoznała z twórczością Thierry’ego de Mey, ale już wiem, że zapewne warto.

W programie tego koncertu, w części filmowej, obejrzeliśmy jeszcze film (w trzech częściach) Chorwata Damira Očko, o enigmatycznym tytule The Moon shall never take my voice. W dużym skrócie opiera się to na pantomimie uprawianej przez młodą kobietę – to podobno zniekształcony język migowy – w której każdy ruch jest zgrany z dźwiękiem, z muzyką instrumentalną i elektroniczną. Początkowo wydaje się to ciekawe, jednak w zbyt dużej ilości nuży.

O wiele ciekawsze były dwie kompozycje polskie, wykonane przez Polish Cello Quartet. I Kwartet smyczkowy na cztery wiolonczele Agaty Zubel z  2006 r. może trochę zaskoczyć znających twórczość tej kompozytorki; jak na nią, jest monochromatyczna i z dużą ilością dźwięków celowo chropawych. Jak pisze kompozytorka, „utwór powstał na podstawie pracy dr hab. Ireny Zubel Kształtowanie struktur przestrzennych w krzemie metodą trawienia anizotropowego„. Nie mam na ten temat zielonego pojęcia, więc trudno mi ocenić, co to znaczy. Natomiast u Franciszka Araszkiewicza w utworze Minutki I na kwartet wiolonczelowy, elektronikę i wideo można z grubsza dostrzec, o co chodzi: o bezduszny świat korpo.

To koncert wieczorny. Ale wcześniej jeszcze w Studiu im. Zbyszka Cybulskiego była bardzo ciekawa impreza towarzysząca. Zwykle koncerty terenowych oddziałów Związku Kompozytorów Polskich kojarzyły się z wykonaniami utworów wyciągniętych z szuflad przez zasłużonych działaczy związkowych. Tu było to zupełnie coś innego – ale nie zapominajmy, że jesteśmy we Wrocławiu, gdzie wśród artystów, a szczególnie muzyków, żywy jest duch współpracy.

Pretekstem do tego koncertu była działalność Dziecięcej Wytwórni Filmowej, które Alicja Jodko przy pomocy męża Mariusza prowadzi przy założonej przez nich ponad 20 lat temu Galerii Entropia. Powstają tam filmy animowane, bardziej czy mniej zespołowo tworzone metodą animacji poklatkowej. Pisze Alicja Jodko: „Preferujemy w DWF technikę poklatkową i pracę grupową rozumiejąc, że bezpośredni kontakt z tworzywem i współdziałanie bez rywalizacji są przyjemnościami, których współczesne dzieci zaznają w coraz mniejszym stopniu”. Oj, tak, tak… A jak to jest twórcze zajęcie, można było ocenić oglądając te filmy. Ileż dzieciaki mają wyobraźni i gdzie się to później gubi…

Do każdego z filmów młodzi (w tym studenci) kompozytorzy wrocławscy dorobili muzykę. Najdojrzalsza i najbardziej związana z filmem była muzyka Cezarego Duchnowskiego, ale ogólnie połączenie było więcej niż udane, bo i muzyka wydobyła z filmu różne aspekty, których może bez niej by się nie zauważyło. Twórcy DWF o tym pamiętają i to już nie pierwszy raz, kiedy pod filmy swoich podopiecznych podkładają muzykę – najczęściej zajmował się tym zespół Małe Instrumenty.

Wspaniała to jest sprawa i jakże rozwijająca. Taki rozwój przydałby się każdemu dziecku, niekoniecznie temu, które świadomie chce zostać w przyszłości artystą. Nie musi. To mu dobrze zrobi na rozwój ogólny.