Strajk!

Genialne debiutanckie dzieło 26-letniego  Siergieja Eisensteina z 1924 r. znakomicie zilustrowane dźwiękowo przez 25-letniego Pierre’a Jodlowskiego było jedynym punktem dzisiejszego programu – i słusznie, bo nic więcej się nie da ani przedtem, ani potem.

Cztery lata temu Pierre był kompozytorem-rezydentem festiwalu Musica Electronica Nova. Od tej pory jego związki z Polską się pogłębiły, nie tylko z powodu korzeni, ale i z innych prywatnych przyczyn, więc jest jedną nogą we Francji, jedną we Wrocławiu – można powiedzieć, że już trochę „nasz”.

Bardzo też pomaga przy festiwalu w tym roku, będąc konsultantem programowym i czuwając nad projekcjami, np. nad wczorajszą. Dziś przedstawił się sam. Najpierw, po południu w kawiarni Cocofli (gdzie w ciągu roku, jak mi powiedziała ew_ka, odbywają się co jakiś czas spotkania z kompozytorami związanymi z Wrocławiem, organizowane przez tutejszy oddział Związku Kompozytorów Polskich), opowiedział o pracy nad tym szczególnym przedsięwzięciem.

Pierre otrzymał to zamówienie od Cinémathèque de Toulouse piętnaście lat temu, kiedy miał zaledwie 25 lat. Wyzwanie było ogromne – jak ogromne, zdał sobie w pełni sprawę dopiero podczas pracy, która trwała w sumie dwa lata – ale stwierdził, że skoro Eisenstein mógł stworzyć coś takiego w wieku 26 lat, to czemu on nie miałby się z tym dziełem spróbować. Jest to film propagandowy, ale niezwykły artystycznie, już ukazujący najlepsze cechy eisensteinowskiego stylu i montażu. Opowiada o krwawo stłumionym buncie robotników z 1905 r.

Robota kompozytora była żmudna. Na nagrania terenowe pojechał do fabryki pod Marsylią. Są tam też dźwięki elektroniczne i instrumentalne przetworzone. Obróbka i montaż – to było najbardziej złożone. Jako że nie jest to sensu stricto ścieżka dźwiękowa filmu, Pierre musi za każdym razem kontrolować projekcję dźwięku.

Punktem wyjścia było dla niego zdanie sobie sprawy, że film sam w sobie – mimo iż niemy – zawiera muzykę, rytm, plastyczną ekspresję. Powiem więcej: ten film, choć niemy, krzyczy. Ale, jak słusznie założył kompozytor (mimo iż jest autorem licznych instalacji i projektów z udziałem wideo, zawsze podkreśla, że jest kompozytorem, muzykiem, i to muzyka jest dla niego najważniejsza), dosłowne ilustrowanie byłoby banałem. Z jednej strony chciał pokazać swoją samodzielność, ale też z drugiej strony nie chciał zdominować Eisensteina. Opowiedział o paru zastosowanych przez siebie chwytach, np. o antycypacji – dźwięk (np. zegara czy syreny fabrycznej, imitowanej zresztą przez przetworzone dźwięki puzonu) pojawia się wcześniej niż obraz. Albo o podłożeniu odpowiedniego dźwięku tylko pod jeden gest – pod kolejne takie same już nie ma potrzeby. W końcu ścieżka dźwiękowa się usamodzielnia, a w ostatnich scenach rzezi już przedstawia własną rzeź, na swojej płaszczyźnie. Ten dźwięk też krzyczy. Choć w wielu miejscach jest dyskretny. Tutaj malutka próbka. Tutaj – niestety tylko dla frankofonów – Pierre mówi trochę o dziele. Cały Strajk można też obejrzeć tutaj, ale z inną muzyką. Jednak myślę, że nawet z wyłączonym dźwiękiem robi wrażenie. Siedziałyśmy z ew_ką co jakiś czas uśmiechając się na różne propagandowe chwyty, ale jednak wbite w fotele.

Niestety moja krótka obecność na tym festiwalu dobiegła końca, rano ruszam do Katowic. Będącym we Wrocławiu polecam dalsze imprezy MEN, zwłaszcza pokazy filmowe – awangardę francuską animowaną z lat 60., ilustrowaną muzyką z pamiętnego studia Groupe de Recherches Musicales, we czwartek filmy ze współczesną muzyką polską – dwa teledyski do utworów Katarzyny Głowickiej i Artura Zagajewskiego oraz film 15 stron świata z muzyką Eugeniusza Rudnika, w piątek Chronopolis Piotra Kamlera z muzyką Luca Ferrariego (Piotr Kamler, który będzie na pokazie osobiście, to fascynująca postać zbyt słabo znana w jego rodzinnej Polsce), wreszcie w sobotę, na zakończenie, pokaz słynnego Człowieka z kamerą Dzigi Wiertowa z muzyką klasyka muzyki konkretnej, Pierre’a Henry’ego.