Dwaj mistrzowie

Kolejny koncert w ramach BASSO – Biennale Dźwięków Niskich – zawierał w sobie dwie premiery: po raz pierwszy zagrali w duecie Petr Wagner i Władysław Kłosiewicz, a zarazem był to pierwszy występ solowy czeskiego gambisty w Warszawie.

Bo tak się składa, że rzeczywiście choć Wagner często przyjeżdża do Polski, prowadzi kursy mistrzowskie (a teraz poprowadzi w ramach BASSO właśnie), grywa na różnych festiwalach, zapraszany jest do orkiestr – to w Warszawie nie miał jeszcze swojego koncertu. A że z Kłosiewiczem spotkali się na scenie po raz pierwszy, to było absolutnie niezauważalne – byli znakomicie zgrani, jakby grali ze sobą od dawna.

Atmosfera w Studiu im. Lutosławskiego też była niewymuszona: utwory wspólnie wykonywane przeplecione z solowymi, obaj muzycy przebywali na scenie cały czas (z wyjątkiem pierwszego utworu po przerwie, którym była suita Pawła Szymańskiego Les Poiriers en Pologne ou une Suite de Pièces Sentimentales de Clavecin fait par Mr Szymański – to Mr powinno być z małym „r” w górze i wtedy jest poprawnie) i słuchali się nawzajem.

„Niezwykła podróż przez barokową Francję do post-barokowego Ursynowa”, jak został nazwany ten koncert w omówieniu w programie, rozpoczęła się wspólnymi, dość ceremonialnymi 4 utworami na violę da gamba i basso continuo Antoine’a Forqueray, ale później każdy z artystów kontynuował swą podróż solo. Petr Wagner skręcił do Turyngii i w czasy o kilka dekad późniejsze, czyli do Carla Friedricha Abla (Allegro i Arpeggio), a Władysław Kłosiewicz wrócił do Francji i cofnął się znów w czasie, sięgając po V Ordre François Couperina. Tegoż autora muzycy wykonali jeszcze razem Pompe funèbre, którą gambista poświęcił swej zmarłej przed miesiącem matce. Postbarokowy Ursynów – to oczywiście Paweł Szymański, który tam mieszka. No i na koniec znów francuski barok – piekielnie trudny dla gambisty Marin Marais.

Dzisiejsze więc niskie dźwięki były bardziej szkliste i piękne. Dużo było wirtuozerii. Ale też trzeba powiedzieć, że Władysław Kłosiewicz gra teraz w sposób bardziej spokojny i dostojny, choć i u niego wirtuozerii nie brakowało, ale prawie się jej nie zauważało. Suitę Szymańskiego zinterpretował zupełnie inaczej niż Małgorzata Sarbak. W przeciwieństwie do tej klawesynistki, on znał zresztą adresatów dedykacji, państwa Poirier, a na ich klawesynie nagrał suity Rameau. Bardzo by się chciało, żeby ukazały się w końcu na płycie.

A na razie został nagrany ten koncert i będzie odtworzony w radiowej Dwójce – prawdopodobnie gdzieś w lipcu.