Chopin multimedialny
Cieszę się jak dziecko z nowej zabawki! Przyniosłam dziś do domu ze spotkania promocyjnego w NIFC wydany właśnie przez instytut leksykon multimedialny prof. Mieczysława Tomaszewskiego i oderwać się od niego nie mogę.
Profesor po raz pierwszy potraktował Chopina multimedialnie dokładnie 20 lat temu, w formie CD-ROM. Już wtedy miał pomysły, które wyprzedzały możliwości ówczesnych komputerów. Wielopoziomowość narracji i interaktywność była dla niego czymś całkowicie naturalnym. Profesor sam wówczas pracowicie wyrysowywał plansze, według których zrealizowano tę publikację. Najnowsze dzieło jest jeszcze bardziej wielopoziomowe, barwne, a nawet dowcipne (pokazywanie się i znikanie sylwetek zależnie od najechania kursorem), a przy tym naprawdę eleganckie. Przypomnę na marginesie, że w listopadzie ten nowocześniejszy od nas wszystkich Profesor ukończy 94 lata, ale cóż to dla niego – kiedy obchodził 90. urodziny, ogłosił, że życie zaczyna się po 90-ce. Na uwagę, że ten leksykon jest już na tyle multimedialny, iż jeszcze tylko ulubionego przez Chopina zapachu fiołków brakuje, odpowiedział dziś, że nie traci nadziei i czeka, aż i to będzie możliwe. Na razie na dzisiejszy wieczór pracownicy NIFC zamówili na jego cześć czekoladki z kandyzowanymi fiołkami, a wręczając mu ogromny kosz z kwiatami umieścili tam również fiołki, afrykańskie co prawda, ale zawsze.
Co można znaleźć w tym leksykonie? Wiadomości biograficzne, analizy muzyczne (poszczególnych utworów można też oczywiście posłuchać). Można poczytać o Chopinie jako kompozytorze, pedagogu, pianiście, człowieku, a także o miejscach (wszystkich chyba), gdzie przebywał i które odwiedził, o życiu prywatnym, o kontrowersjach z nim związanych. I oczywiście jest kalendarium rok po roku. Wszystko zgrabnie, lekko podane, do wszystkiego jest bibliografia, której śladem można pójść, żeby dany problem lepiej zgłębić.
Naprawdę wspaniała sprawa, że wyszło to akurat w roku konkursowym (a są jeszcze angielska i niemiecka wersja językowa). NIFC wydał to cudeńko we współpracy z firmą Netigen, tą samą, która zrobiła aplikację Konkursu Chopinowskiego na komórki. Ale dziś święciliśmy podwójnie, ponieważ NIFC wydał jeszcze – po raz pierwszy po angielsku – tzw. biblię prof. Tomaszewskiego, czyli (używając już angielskiego tytułu) Chopin. The man, his work and its resonance, wersję poprawioną i uaktualnioną, w tłumaczeniu Johna Combera. Dyrektor Artur Szklener opowiadał, jak NIFC próbował znaleźć na to tłumaczenie wydawcę w Wielkiej Brytanii lub USA, ale bez powodzenia, ponieważ ci, których byłoby na to stać, uważali, że to za mądre dla czytelników, tych natomiast, którzy tak nie uważali, nie było na to stać. Dlaczego mnie to nie dziwi.
NIFC wydał więc to kompendium w końcu sam, za to mógł zadbać o piękną oprawę graficzną (Macieja Buszewicza). Na stronie instytutu jeszcze ta pozycja nie wisi, ponieważ jest to absolutna świeżynka, ale niedługo się pojawi. Przy okazji, dopiero zdałam sobie sprawę, że już wyrosło całe pokolenie młodych muzykologów, które chowało się na tej książce. Do mnie ona przyszła już w wieku dojrzałym, ale też oddała mi przy wielu okazjach nieocenione usługi. Profesor dziś opowiedział anegdotę, jak to zdawała kiedyś u niego studentka, która pisała pracę dyplomową o balladzie romantycznej. Kiedy ją spytał, dlaczego w swojej pracy w ogóle nie uwzględniła Chopina, odpowiedziała, że prof. Andrzej Jasiński, który był jej promotorem, stwierdził, że o Chopinie nie ma co pisać, bo wszystko już jest w książce prof. Tomaszewskiego.
Myślę, że NIFC nie straci na wydaniu tej książki – na pewno w tym roku znajdzie się niemało nabywców. A ja się właśnie zastanawiam, czy postawić to wydanie obok poprzedniego, czy nowym – choć po angielsku – zastąpić stare. W każdym razie należy mu się honorowe miejsce, ponieważ jak nie mam zwyczaju zbierać autografów, tak tym razem zgłosiłam się do Profesora – i warto było, bo otrzymałam wzruszającą dedykację. Raz jeszcze dziękuję, Panie Profesorze!
Komentarze
Zaczniemy troszkę z boku:
http://wyborcza.pl/1,75475,18140564,Eugeniusz_Rudnik___zywa_legenda__mistrz_dzwiekoslowa.html
Chłopcy laptopowcy odkryli pana Gienia i dziwują się, jak to takie rzeczy można było robić bez komputera…
Tak to jest, jak się nie zna (czy nie chce poznać) historii branży, w której się pracuje.
Niezależnie od tego, kupiłem jakiś czas temu box z miniaturami Rudnika wydany przez Requiem Records – kawał dobrej roboty, a same miniatury wręcz rewelacyjne. Słucha się tego naprawdę „jak dobrej muzyki”.
Miniatury tu:
http://requiem-records.com/pl/albumy/91,0
Dzień dobry 🙂
Napisałam z tego reckę na papier:
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/muzyka/1621189,1,recenzja-plyty-eugeniusz-rudnik-miniatury.read
A w MHŻP w niedzielę o godz. 17 koncert promocyjny.
http://www.polin.pl/pl/wydarzenie/kostka-rudnika-miniatury-koncert-premierowy
A – ha (tonem cesarza w filmie „Amadeusz”).
Remiksy to niestety plaga dzisiejszych czasów, a bardzo nie lubię, kiedy (jak w tym zestawie Miniatur) są trochę na siłę dołączane do „oryginałów”.
Rudnik – dźwiękowy kosmos na wyobraźnię działający, a nie „jedynie prosty efekt dźwiękowy”. Taki leksykon należy się więc i Rudnikowi 🙂
A remiksy do remisów 🙂 … no z takimi dźwięków kreatorami nie doprowadzą nigdy…
Myślę sobie jednak, że niektórzy z tych „chłopców laptopowców” dobrze znają historię branży, w której pracują… W ich własnych, często pięknych i już kreacyjnych, dźwiękach po prostu słyszę i to co było przed… Oczywiście, może to tylko przypadek :):) pa pa m
Ja nie a propos, ale pod wplywem swiezo przeczytanej recenzji PK sprzed kilku dni z wystawy Johna Lurie(dzieki !!!!!), chcialam polecic wystawe na plocie Łazienek od Alej Ujazdowskich. Swietne meksykanskie plakaty. Kolorowe i z polotem, troche przypominaja niektóre nasze z lat prosperity plakatowej. Autorów jest dwóch: German Montalvo i Benito Cabanas, plakaty beda wisiec do 12 sierpnia, naprawde warto. A wokol pachna jasminy i lipy. A i japońszczyzna ze zbiorów polskich w Muzeum Narodowym zapowiada sie ciekawie. Ale tez będzie krótko, do 2 sierpnia. trzeba się śpieszyć.