There is no business…
…like show business. Żaden inny nie potrafi tak zniszczyć wielkiego talentu. Może trochę Was zdziwi, że piszę tu o Amy Winehouse, o której film właśnie wchodzi do kin, ale pisuję tu przecież czasem również o jazzie, a Amy była w gruncie rzeczy śpiewaczką jazzową.
Tony Bennett, o którym ona mówiła jako o swoim idolu i z którym pod koniec życia dokonała świetnych nagrań, powiedział właśnie tak: Amy była śpiewaczką jazzową, a śpiewacy jazzowi nie chcą śpiewać dla 50 tys. osób. Prawdopodobnie jedna z tych rzeczy, które stały się przyczyną jej śmierci, to właśnie rozdźwięk charakteru jej sztuki (i osoby) z wkręceniem jej w konieczność występowania przed tłumami i wydania własnego życia na żer paparazzich. W ogóle żeby coś takiego przetrzymać, trzeba być człowiekiem z żelazobetonu, a nie – jak Amy o sobie mawiała – żydowską dziewczynką z północnego Londynu.
Film, wyreżyserowany przez Asifa Kapadię, a składający się z dokumentalnych i prywatnych filmów i zdjęć, pokazuje coś, co odbywało się na oczach wszystkich, o czym niby wszyscy wiedzieli, ale robi wstrząsające wrażenie (podobnie jak dokument sprzed lat o Elvisie Presleyu). Pokazuje jak na dłoni, w jaki sposób pogodna, ujmująca bezpośredniością dziewczyna, która kocha śpiewać jazz i robiąc to pokazuje wielką indywidualność (bardzo ciekawe jest jej stwierdzenie, że śpiewając inspiruje się raczej instrumentalistami), zmienia się w przerażoną ofiarę narkotyków i alkoholu. Tak, to prawda, że przyczyniły się też do tego osoby trzecie, że narkotyki zaczęła brać z chłopakiem, a potem mężem Blake’iem Fielderem, że problemy osobowościowe zaczęła mieć, gdy rozeszli się jej rodzice (miała 9 lat), że ojciec w późniejszych latach bezczelnie się na niej lansował i lekceważył jej problem alkoholowy, a matka, osoba zahukana, zlekceważyła z kolei problem bulimii, o którym córka powiedziała jej sama.
Jednak zastanowiły mnie właśnie te słowa o tym, że Amy była w gruncie rzeczy rasową śpiewaczką jazzową. Jej kłopoty faktycznie zaczęły się potęgować w momencie, gdy przekroczyła tę dziedzinę i zapuściła się w regiony popowe, co również okazało się tak udane, że sukces był nieunikniony. Sukces śpiewaczki jazzowej, zwłaszcza dziś, gdy jazz stał się poniekąd sztuką elitarną, ma mniejszy kaliber i zdrowsze wymiary. Piosenkarka pop musi obcować z tłumami. Amy tego nie chciała. W filmie wyraźnie widać, że cała sekwencja, która doprowadza w gruncie rzeczy do jej śmierci, rozpoczyna się w momencie, gdy dziewczyna zostaje wbrew swojej woli zmuszona do wyjazdu w trasę koncertową – a już wychodziła na prostą, już miała kolejne pomysły, o których opowiadała przyjaciołom. Postawiła na swoim: zapiła się tak, że nie zaśpiewała już na scenie niczego. Widać w filmie koszmarny epizod z koncertu w Belgradzie, na wolnym powietrzu, gdzie przed estradą stoją nieprzebrane tłumy, a Amy wychodzi i… nie śpiewa. Zrobiła, jak chciała, ale zapłaciła za to najwyższą cenę. Co by się stało, gdyby dało się tę trasę odwołać? Nigdy już się nie dowiemy.
Tony Bennett mówi, że Amy powinno się postawić obok takich gwiazd jazzu, jak Bessie Smith czy Ella Fitzgerald (dając też jakby do zrozumienia, że gdyby Amy została przy jazzie, inaczej by jej życie wyglądało). Co prawda te dwie wielkie artystki również były nieszczęśliwe. Jednak wówczas to jazz pełnił funkcję muzyki popularnej, to on porywał tłumy. Nie mówiąc o tym, że wówczas jeszcze były zupełnie inne czasy dla czarnoskórych muzyków, którzy musieli wydobywać się ze społecznych dołów (przypomina się kolejna filmowa biografia: o Rayu Charlesie), a na dodatek bywali z powrotem w doły spychani.
Na film Amy z pewnością warto iść. Dołujący, ale też pokazujący niezwykłą osobowość.
Komentarze
Dzien dobry ,
tak, wspanialy film z zarazem bliski – obejrzalem go 17 lipca. Chyba po dokumencie o Kurcie Cobain´najlepsza produkcja dokumetalna. Mozna by zrecenzowac ten film : od dziewczecego pokoju az po cmentarz.
Wspaniala wokalistka o przejmujacym glosie (przypomina mi Billie Holliday). Amy – destruktywne zycie pelne glamour a zarazem jakze zwykla, inteligentna, blyskotliwa.
Daddy´s Girl – taki miala tatuaz na lewym przedramieniu.
Pozdrawiem serdecznie
PS Zaliczylem pare koncertow w Sztokholmie podczas festiwalu Music and Arts ( Tori Amos, pianista Nils Frahm, Van Morrison) no, i wspaniale Pride Parade 2015 —-40 tysiecy uczestnikow i prawie 400 000n widzow na ulicach stolicy Szwecji. Zyczyc wypada czegos podobnego Polsce. Ale…to chyba bardzo nireealne.
Dzień dobry 🙂
Tak, rzeczywiście głosowo najwięcej chyba ją łączy z Blllie, kolejną Wielką Nieszczęśliwą… Bardzo charakterystyczny sposób emisji. Amy też mogła robić z głosem, co chciała, mogła wypuścić z siebie pełnię brzmienia, ale wolała rzeźbić w dźwięku, używając brzmień, które obiektywnie rzecz biorąc nie są piękne, ale za to niosą ogromne emocje.
Jej najwiekszym nieszczesciem byl chyba jej maz, ktory wprowadzil ja w narkotyki
Ech, naprawdę trudno powiedzieć, które z nieszczęść było jej największym. Ale mąż zdecydowanie w czołówce. Obrzydliwa postać 🙁
Jeszcze o Amy Winehouse
Asif Kapadia bardzo rzadko zostawia Amy Winehouse, kamera podaza za nia wszedzie.
Mozna doszukiwac sie wielu powodow tej tragicznej kariery. Jej ojciec nie nalezal do sympatycznych postaci. Niektorzy porownuja go do Josepha Jacksona. Kosztem zdrowia Amy. Oczywiscie branza show biznesu jest wyjatkowo cyniczna a wielbiciele gwiazdy niesamowicie egoistyczni. Nikt wlasciwie nie intersowal sie Amy Winehouse – wszyscy podazali za nia. Paparazzi, jej maz, ktory wprowdzil ja w swiat narkotykow (heroina) -to on porownywal ja do Karen Hill (grala ja Lorraine Bracco) z filmu Martina Scorsese „Goodfellas”. A samo srodowisko z Camden czesto ulatwialo dostep do narkotykow.
Bardzo cenila Tony Bennetta i w jego obecnosci czula sie dobrze. Byla trzezwa i zdenerwowana.
Kiedys jeden z wielbicieli zwrocil sie do Amy Winehouse : „Przykro mi, czy bedzie Ok, jak zrobie zdjecie z toba? ” Odpowiedziala mu:”Gdyby ci bylo przykro, to bys nie pytal”.
Duet z Tony Bennettem, „Body and Soul”
https://www.youtube.com/watch?v=_OFMkCeP6ok
E, no, zbytek zaszczytu w tym porównywaniu do Jacksona seniora. Tamten naprawdę swoich młodych wyćwiczył profesjonalnie – można powiedzieć, że tresował, ale skutecznie. Mitch Winehouse był bezczelnym pasożytem swojej własnej córki. Nie zawdzięczała mu niczego.
Jej wystepy na zywo, gdy jeszcze byla przytomna, byly lepsze od nagran studyjnych. Wyjatkowo dobry byl w Londynie 2007; nastawilam linke na moment w ktorym patrzy na Blake’a znajdujacego sie na widowni i spiewa dla niego
http://www.youtube.com/watch?v=UNkuQQ3FJ8U&t=10m15s
No bo ona w gruncie rzeczy była kameralną dziewczyną, która najchętniej śpiewałaby tylko dla tych, których kochała. A że akurat kochała drani… ech.
Dzień dobry w kolejny upalny dzień 🙂
Przelotem (w baaaardzo zwolnionym tempie) melduję, że zdjąłem sweterek. Koty udają że nie żyją.
Tak, to bardzo dobry film. Obejrzałam, choć o Amy Winehouse nie wiedziałam prawie nic. Być może tym większe wrażenie. Dla mnie przede wszystkim film o bardzo zagubionej dziewczynie. Odczytuje jednak, że decyzja przejścia od jazzu do pop nie była wymuszona. Wydaje się, że na początku kariery Amy zadowolona była ze wzrostu popularności, a refleksja pojawiła się, gdy nie można już było tej machiny cofnąć. Bo nie znalazł się nikt, kto by jej w tym pomógł.
Ale dla mnie jest to również film o wielbicielach i pseudo wielbicielach. Jak napisał chyba Robert Sankowski w GW, reżyser odwraca kamerę w naszą stronę. Daje nam lustro do przejrzenia się. Gdyby nie agresja mediów, wscibstwo pseudo wielbicieli, chęć poprawienia sobie samopoczucia poprzez rzekome uzalanie się nad czyimś losem, ta kariera pewnie toczyła by się inaczej. Szokujące są dla mnie dwie sceny z Jay Leno show. W jednym programie Amy fetowana, jako wschodząca gwiazda, by jakiś czas potem w tym samym programie nabijać się z jej nałogu przy gromkich brawach publiczności. Okrutne.
Tak właśnie. Moja koleżanka redakcyjna stwierdziła, że oglądając ten film poczuła się jak ostatnie ogniwo łańcucha pokarmowego.
🙂
Dzien byl piekny, nordyckie lato, temp. tuz ponad 20 C (teraz 14 C).
Upaly w Kraju i w wielu zakatkach Europy.
*
Na katowickim festiwalu Off wystapi jutro, 9 sierpnia, „godmother of punk” PATTI SMITH, poetka i fotograf – madra i piekna kariera. Wielka osobowosc. Nic tu po paparazzich. Zadnych skandali.
Na koncercie katowickim przypomni Patti Smith utwory z albumu „Horses”
*
Ponizej Patti Smith, „Gloria”, z festiwalu Paléo, Szwajcaria, 25 lipca 2015
https://www.youtube.com/watch?v=oNLs-449r9Y&spfreload=10
* Dobranoc
Strasznie Wam w tej Szwecji zazdroszczę! Tu dziś ok. 36 stopni. W cieniu.
Gostku! 😀 (15:43)
Jaki znowu sweterek 😯
A u nas (Toronto) 22 oC 😎
Pobutka – przewidywalna, choc troche smetna, jak na niedzielny ranek
https://www.youtube.com/watch?v=TJAfLE39ZZ8
Zeby Amy Winehouse byla taka artystka jaka ja znamy i podziwiamy to musialo jej zycie niestety tak wygladac tzn. niekochajacy, porabani rodzice, a takze jej fani, narkotyki, skomplikowane zycie osobiste.
Za swoje artystyczne dokonania i mit, ktory powstal po jej smierci musiala zaplacic te cene. „Rehab” nie powstalby, gdyby zgodzila sie na odwyk.
Sa ludzie z kamienia, sa ludzie z papieru jak pisala Agnieszka Osiecka. Ona, tak jak i Osiecka nalezala do tej drugiej kategorii.
Dzień dobry 🙂
Zgadzam się, Witoldzie, że Amy brała natchnienie ze swojego porąbanego życia. Ale nie mamy pojęcia, co by się stało, gdyby jej życie potoczyło się inaczej, gdyby wychowała się w kochającym domu, trafiła na sensownego faceta itp. Talentu by to jej przecież nie pozbawiło, więc… Ale gdybać można zawsze.
Upały, upały… Czegoś takiego jeszcze nie było:
http://www.mnw.art.pl/aktualnosci/galeria-sztuki-xix-wieku-i-galeria-sztuki-xx-i-xxi-wieku-czasowo-niedostepne-dla-zwiedzajacych,213.html
To był taki głupawy dowcip koncepcyjny. Koty nie mogą zdjąć sweterków 🙁
Na Amy była Gostkowa i odczucia ma identyczne, niestety.
A mnie – przekornie – jakoś nie trafia do przekonania obraz Amy Winehouse jako wrażliwej dziewczyny zniszczonej przez zły świat. Każdy oczywiście widzi to, co chce zobaczyć. Ja widzę – przy całym jej olbrzymim talencie – osobowość raczej drapieżną, a nawiązując do niezbyt chętnie już dzisiaj używanych archetypów – typ maniczny. Dziewczynę, która padła ofiarą pragnienia, żeby życie było równie intensywne, jak piosenki, które śpiewa. To niestety kończy się na ogół niedobrze, jak lot ćmy do płomienia świecy. Typowy przykład nieudanej próby kształtowania życia na podobieństwo sztuki. W tym sensie rozważania co by było gdyby, nie mają dla mnie wielkiego sensu. Nie byłoby w ogóle muzyki Amy Winehouse takiej jaką znamy. Bo ludzi, którzy mają wielki talent i świetny głos, nie brakuje. O wielu z nich świat nigdy nie usłyszał i nie usłyszy. She was asking for it.
Można się zgodzić o tyle, że chciała być niegrzeczną dziewczynką. Ale drapieżną? Gdzie tam. Autodestrukcyjną, to prędzej. Drapieżna nie była, nie przejawiała agresji wobec nikogo. Poza tym kierunek był odwrotny: to piosenki, które śpiewała, były przez nią pisane na podstawie własnych przeżyć. Czyli: najpierw zdarzenie, potem opis. Najpierw rozstanie z Blake’iem (niestety nie na zawsze), a potem płyta Back to Black.
Asif Kapadia zrobil film bardzo w nieodleglym czasie po smierci Amy Winehouse. Iluz wielu podobnych jej artystow, ktorzy zaplacili cene najwyzsza, poniewaz powierzyli swoje „zycie” i kariere innym. Tragiczna smierc mlodego czlowieka – nic sie nie dzieje, nikt za to nie odpowiada a jeszcze dochodza glosy, ze to byl jej blad i sama winna swej smierci.
Dla mnie pozostanie Amy Winehouse jako utalentowana, bardzo zwykla, inteligentna, blyskotliwa, zmeczona i czestokroc nieporadna (jakiez to ludzkie!) wokalistka z przepieknym i czarujacym glosem ( 27 Forever).
Jeden z piekniejszych koncertow/BBC dokument/ Amy Winehouse z Dingle ( irlandzki polwysep ) w ktorym artystka opowiada o sobie.
https://www.youtube.com/watch?v=7BfZ1bxuNXI&spfreload=10
Nie drapieżna…. Tylko niegrzeczna. Mhm… bardzo subtelne rozróżnienie. Tylko „chciała” być niegrzeczną dziewczynką, czy może była?
I told you I was trouble/ You know that I’m no good.
Rozważania, co było najpierw, przypominają dla mnie w jej wypadku trochę spór o to, co było pierwsze: jajko, czy kura? Jeżeli miała w sobie autodestrukcję i pragnienie poszukiwania intensywnych, granicznych przeżyć, mogła to robić z chęci wykreowania sztuki z własnego życia. Są tacy, pogrążeni w etosie sztuki, którzy żyją mocno, żeby dostarczyć sobie materiału do twórczości. Koło się zamyka.
Jeśli chodzi o to, co Amy mówiła o sobie, to mówiła różne rzeczy. Nickowi Shymansky’emu, który został jej menedżerem, powiedziała na samym początku kariery …that she had absolutely no interest in making music. Nie wierzył jej ani przez moment.
Dla mnie cały ten obszar wymyka się spod autorytatywnych sądów i rozstrzygnięć. To kwestia różnego rozłożenia akcentów i każdy zobaczy w jej życiu to, co chce. Ja, widząc wielki talent, nie widzę jednocześnie nic oryginalnego w odtwarzaniu po trzydziestu latach historii Janis Joplin, Hendrixa, Morrisona i innych artystów „manicznych”. She should have known better than that. A jej fascynacja „Klubem 27” była oczywista. Owszem, „autodestrukcja” wydaje mi się dobrym kluczem do jej historii. Ale koncepcja wrażliwej dziewczyny zniszczonej przez zły świat show biznesu przemawia do mnie znacznie mniej. Kwestia rozłożenia akcentów.
To nie jest bardzo subtelne rozróżnienie. To jest bardzo mocne rozróżnienie. Drapieżny oznacza agresywny, niszczący innych. Amy niszczyła wyłącznie samą siebie, a prawie wszyscy jej w tym pomagali. Z wyjątkiem najbliższych przyjaciół, ale oni byli zbyt słabi w stosunku do potężnej i krwawej machiny szołbiznesu i do toksycznych osób w najbliższym jej otoczeniu.
Poza tym ona nie odtwarzała niczyjej historii. To my to tak dziś możemy postrzegać, co wynika z faktu jej śmierci w wieku 27 lat. Ale przecież ona sobie daty śmierci nie wybierała. Zresztą podobnie jak jej „poprzednicy”.
To, co mówiła Shymanskiemu, dotyczyło wielkiej kariery, której nie chciała robić. Powiedziała wręcz, że jeśli stanie się sławna, to zwariuje, co się sprawdziło.
Całkowicie off topic. Czy ktoś z wrocławskich Dywanowiczów był może na tym?
http://www.nfm.wroclaw.pl/component/nfmcalendar/event/2662
Autopoprawka. Tekst do „Łatwopalnych” napisał oczywiście Jacek Cygan.
Ech, Pani Redaktor, Pani analizy filologiczne prowadzą Panią czasami na manowce. Jak ta o tym, co rozumiał autor pisząc „drapieżna osobowość”. Eskpansywna, dominująca i zadziorna może? Nigdzie nie napisałam, że bohaterka zrobiła komuś krzywdę. Co znaczy w takim razie „niegrzeczna dziewczynka”? Może w tych ulotnych tekstach wprowadzimy jak w matematyce obowiązek precyzyjnego definiowania pojęć przed rozpoczęciem dyskursu? W przeciwnym razie będziemy się spierać o indywidualne określenia. Pisząc o tym, że nie bawi mnie obserwowanie odtwarzania dawnych historii, nie napisałem „świadomego odtwarzania”. A zacytowane przez Shymansky’ego zdanie Amy Winehouse znaczyło – co możemy zobaczyć, gdy sięgniemy do źródła – dokładnie to, co znaczyło, a nie to, co Pani sugeruje. W niedalekiej przeszłości pastwiła się Pani nad zastosowaniem przez Pawła Szymańskiego nieprawidłowego skrótu francuskiego, a to on, a nie Pani, sięgnął do oryginalnych tekstów francuskich z XVIII w, na które stylizował swój tytuł. Pani Doroto, niech Pani trochę odpuści. Nie zawsze trzeba mieć ostatnie słowo. Pozdrawiam.
http://sjp.pwn.pl/sjp/1;2454014
Wyrazy mają swoje określone znaczenie.
O tym zwariowaniu też Amy na pewno powiedziała, ale kiedy indziej.
Co zaś do skrótu, którego użył Paweł Szymański, to już z nim ustaliliśmy, że po prostu w programie zastosowano pisownię Mr, jak po angielsku, a tymczasem „r” powinno być małą literką na górze, tak jak Francuzi skracają premier – 1er (próbowałam przekopiować właściwą pisownię, ale się nie dało). Na autorskiej partyturze jest prawidłowo, więc to nie jego wina.
Pozdrawiam wzajemnie 🙂
Widzę, że Pani nie odpuści :))
„…też na pewno powiedziała, ale kiedy indziej.”
A to, co Pani pisze o wyglądzie skrótu, dotyczy wyłącznie typografii. A typografia i ortografia to dwie różne rzeczy. W dawnych tekstach francuskich zapisywano zarówno tak, jak Pani podaje, jak i „Mr.” oraz Mr”. Pozdrawiam!
Ach, Pan też nie odpuści 😆
Coś nas łączy 😉
W kwestii pytania PK z 16:41
PK lepiej niech nie pyta o to, czy ktoś był 8 sierpnia w NFM na koncercie testowym, bo od razu ciśnięcie mnię skacze na myśl o tym.
O biletach za 1 zł NFM informowało od prawie 2 miesięcy, że będą w sprzedaży (początkowo podano, że w połowie lipca, później zmieniono datę na 3 sierpnia).
No i 3 sierpnia poinformowano, że na ten koncert biletów nie ma, w zamian można kupić (z małej puli dostępnych) na inny koncert – 7 sierpnia. Ludzie stali w dzikim upale w kolejce przed kasą NFM (na stronie internetowej nie było w ogóle biletów na 7 sierpnia) – i dowiedzieli się, że biletów (już mniejsza o to, że na zupełnie inny koncert) „rzucono” 100 sztuk (słownie”sto”), przy czym pojedyncza osoba z kolejki miała prawo kupić do 19 sztuk.
Większość krytycznych wpisów w tej sprawie z FB NFM usunięto.
Jedyne słowo nasuwające się tutaj na usta to „skandal”. I testowość koncertu nie ma tu nic do rzeczy.
No rzeczywiście ładnie się zaczyna 👿
Pobutka jak nalezy
https://www.youtube.com/watch?v=t32xwDQdjfI
Fajne, nie znałam 🙂
Dzień dobry!
Gorąco, gorąco i nic zelżeć nie chce. Muzycznie za to będzie się zaniedługo dziać. Tzn. w innych miejscach kraju się dzieje (np. Duszniki), ale ja tam nie dotarłam.
Za to już za parę dni zaczyna się Festiwal Kromera w Bieczu. Trochę się boję podróży w ten upał, ale program zapowiada się ciekawie. A wstęp na koncerty wolny!
http://www.polskieradio.pl/8/192/Artykul/1486989,Kromer-Festival-w-Bieczu-Koncerty-gwiazd-za-darmo
A czy Pani Redaktor wie dokąd w najbliższym czasie wybiera się Śląska Orkiestra Kameralna i z kim zagra… ?! 😉 http://www.cmclassics.ch/concerts/569-orchestre-de-chambre-de-silesie.html
Pozdrawiam z gorrrrąąących Katowic, bo w Crans Montana podobno 17 stopni ! Już się cieszę 🙂
No to zazdroszczę 🙂 I powodzenia! Połamcie smyczki. 😉
Bardzo dziękuję w imieniu własnym, koleżanek i kolegów oraz Maestro Kabary dzięki któremu tam pojedziemy 🙂
Wprawdzie P. Dorota nie dotarła do Dusznik, ale są tacy którzy dotarli 🙂 Jeśli można podzielić się kilkoma spostrzeżeniami i wrażeniami, to chętnie to zrobię. Inauguracja (z koncertami Chopina )pod namiotem to dla mnie nieporozumienie. Wprawdzie udział Orkiestry „Amadeusz” z Agnieszką Duczmal, K. Kennera i Ph. Giusiano pozwalał sądzić, ze wszystko przebiegnie jak najlepiej, lecz dookolny szum (rozmawiający spacerowicze, dzwoniące telefony, bawiące się niedaleko dzieci, muzyka dobiegająca z nieodległej restauracji) skutecznie przyćmił nie tylko nadzwyczajne walory gry Kennera. Drugiego dnia wystąpili: Takashi Yamamoto z różnymi utworami Chopina i Yulianna Avdeeva z Chopinem (2 Nokturny, Fantazja op. 49, Mazurki op. 17 i Polonez op. 44) i Prokofiewem (VIII Sonata op. 84). Kontrowersje z konkursu chopinowskiego pozostały. Gra Chopina po swojemu i chyba niespecjalnie przejmuje się polską (chopinowską?) tradycją wykonawczą. Prokofiew był rewelacyjny – w mało zwartej części I porządek ustanowiła „zaciemnionymi” i dynamicznymi odcinkami Allegro, Andante potraktowała jako wstęp do bardzo wirtuozowskiego Vivace – wyrazistego, zwartego i piekielnie precyzyjnego artykulacyjnie.
Pierwszy niedzielny koncert to występ Lukasa Geniusasa. Świeżo zdobyty srebrny medal konkursu im. Czajkowskiego to chyba za mało, by dać dobry recital. I Sonata Brahmsa – zagoniona, głośna i wręcz agresywna (dźwięk); pozostałe utwory (Beethoven – V Sonata, Bartok – 3 Burlesques op. 8c, Chopin – Fantazja op. 49, Mazurki op.63 i 4 Etiudy z op. 25) niewiele lepiej: szybko, głośno i z nadmiarem pedału. Wieczorny koncert to przeciwieństwo popołudniowego. Dang Thai Son z wyborem kapryśnych Wizji ulotnych Prokofiewa, niezwykle fantazyjnie zagranych Die Davidsbundler op. 6 Schumanna i Chopinem (2 Nokturny, Scherzo op. 31, 3 Walce i Polonez op. 53) – jak zwykle u tego pianisty zniuansowanym i bardzo naturalnym. Piękny recital!
Dla tych, którym nie udało się dostać biletu organizatorzy oferują transmisje z sali koncertowej w stojącym obok dworku namiocie. Jednak jakość przekazywanego dźwięku pozostawiała tak wiele do życzenia, że nie wypowiem się o popołudniowym koncercie K.A. Kulki, T. Strahla i A. Przemyk-Bryły (m.in. Sonata wiolonczelowa i Trio g-moll Chopina). Z Ewą Pobłocką, występującą wieczorem, od lat mam pewien problem – jak odnaleźć w tych interpretacjach Jej własne oblicze? Zawsze precyzyjna i jakaś bezosobowa. Nie inaczej było tym razem – bardzo akademicki to Chopin (m.in. Mazurki op. 24, 41 i 59, Nokturn op. 55/2, Impromptu op. 29, Ballada op. 47 i 7 Walców).
Dzisiaj dzień młodych a za chwilę Nokturn.
jastej
Dzięki, jastej, za relację z Dusznik! Mimo wszystko byłam trochę ciekawa, co tam się dzieje.
dzień dobry;
dokument, który ogląda się jak nie dokument i choć zakończenie znamy – do samego końca aż. pourlopowe pa pa 🙂 od 20.08 zaczynam chodzić na Chopina i Jego Europę.
m