Partnerstwo w muzyce

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj

Myślę, że prof. Jerzy Marchwiński, autor określenia zastosowanego w powyższym tytule, ucieszyłby się, gdyby był na dzisiejszym koncercie Aleksandry Kuls i Marcina Koziaka.

Młodzi muzycy są naprawdę wspaniale zgrani. I aż miło spojrzeć, jak słuchają się i wyczuwają nawzajem, choć skrzypaczka gra z bardzo młodzieńczą swobodą, siłą rzeczy wysuwając się na pierwszy plan. Ale pianista nie jest akompaniatorem, choć śledzi każdy jej gest muzyczny. Po prostu – współpracują.

Ola Kuls grywa też z innymi pianistami. Pierwszą płytę dla firmy DUX, która ma niedługo wyjść, nagrała z córką swojej pani profesor, Justyną Danczowską. A teraz właśnie ukazała się płyta z rejestracją gali z okazji otwarcia Muzeum Historii Żydów Polskich, na której solistka grała Koncert skrzypcowy Ignatza Waghaltera. Zarówno ten jej występ, jak też dzisiejszy czy na operowych Preludiach przedpremierowych, wynika z tego, że jej grę polubił dyrektor ChiJE Stanisław Leszczyński, no, a Marcin Koziak to przecież uczestnik ostatniego Konkursu Chopinowskiego. Dostali więc od festiwalu zadanie: nauczyć się Sonaty Ignacego Jana Paderewskiego.

Piszemy o tym, co ważne i ciekawe

Z tej ciąży nie ma już co zbierać, mówi lekarz na USG. „I czego pani od nas oczekuje?”

Nie wrócę do ginekologa, który prowadził moją ciążę, bo musiałabym skłamać, że poroniłam, opowiada Wioletta. Przez kilka tygodni żyłam jak tykająca bomba, nie jadłam, nie spałam, wyznaje Karolina. Obie przerwały ciążę w drugim trymestrze.

Agata Szczerbiak

Nie jest to jakiś wybitny utwór; po prawdzie to dzieło młodzieńcze, Paderewski popełnił je mając 22 lata. Słucha się jednak miło tych słowiańskich, rozlewnych tematów, choć dłużyzn jest tu niemało. Muzycy poradzili sobie jednak znakomicie z tą formą i myślę, że dodali utworowi jakości. Mają go nagrać – i bardzo dobrze. Dla uzupełnienia wspólnego programu zagrali jeszcze LegendęPoloneza D-dur Wieniawskiego i o ile pierwszy z tych utworów, choć tak oklepany, zabrzmiał pięknie, nietuzinkowo, to pod koniec Poloneza widać było już pewne zmęczenie solistki. Za to mógł zauroczyć bis – Pieśń kurpiowska Szymanowskiego.

To była druga część dzisiejszego koncertu. W pierwszej pokazał się sam Marcin Koziak, ambitnie wykonując cały pierwszy zeszyt Preludiów Debussy’ego. Nie wiem, czy może brzmiało to tak z mojego VIII rzędu pośrodku, ale w tych cichszych, spokojniejszych preludiach, jak Voiles czy La cathedrale engloutie, odnosiłam wrażenie, że pianista trochę nadużywa lewego pedału – całość wydawała mi się zbyt cicha i mało zróżnicowana. Natomiast w preludiach bardziej charakterystycznych, jak Le danse de Puck czy Minstrels, ich nastrój został o wiele lepiej wydobyty. Ogólnie jednak wrażenia pozytywne. Dawno nie słyszałam go solo; rozwinął się od tego czasu i to na pewno nie jest jego ostatnie słowo.

Udostępnij
Wyślij emailem
Drukuj