Prosto z Wersalu
W sobotę w Kaplicy w Królewskiej w Wersalu po raz pierwszy przedstawili ten program, a już we wtorek pokazali go w Gdańsku. Les Talens Lyriques wystąpili w Dworze Artusa z programem poświęconym bożonarodzeniowej muzyce Marca-Antoine’a Charpentiera.
Skład minimalny: dwie wiole sopranowe, jedna basowa i klawesyn/organy (a raczej szpinet/pozytyw; na nich szef Christophe Rousset) plus trzech śpiewaków: znane nam dobrze z różnych koncertów tenory: Anders Dahlin i Emiliano Gonzales Toro oraz baryton Benoit Arnould. W sam raz na to wnętrze, nie bardzo duże i nie bardzo małe, z dobrą akustyką (choć te dzieła zapewne rozbrzmiewały niegdyś w kościele). Tematyka – okołobożonarodzeniowa: maryjna, adwentowa, ale też w drugiej części – motet na Święto Obrzezania Pańskiego. No i Magnificat, bardzo szczególny – nie znam innego w takiej formie: passacaglia oparta na prostym basie, identycznym jak u Bibera.
Przepiękne to było. Co do głosów, nawet trudno mi powiedzieć, który mnie bardziej zachwycił: zawsze mi się ogromnie podobał Dahlin, Gonzales Toro dziś mnie bardzo zaskoczył na plus, choć kiedyś miałam wrażenie, że zbyt forsuje dźwięk. Dziś dostosował się całkowicie do kontekstu i tematyki. Arnoulda chyba dotąd nie słyszałam, jest świetny; wystąpi też na środowym koncercie zespołu Le Banquet Céleste prowadzonego przez Damiena Guillona, również zresztą znakomitego śpiewaka (alt). Niestety ten koncert, z kantatami Bacha, mnie ominie – muszę wyskoczyć do Warszawy, wracam tego samego dnia, ale zbyt późno, żeby się załapać.
Wracając do Charpentiera, ujmujące są też jego instrumentalne opracowania kolęd, grywane na Messe de minuit, czyli francuskiej Pasterce. Zespół zagrał ich kilka, po trzy z dwóch zbiorków. Oczywiście brzmiały zupełnie inaczej niż na zalinkowanym nagraniu, bardziej kameralnie, intymnie, co wyszło im tylko na plus.
Reakcja publiczności była entuzjastyczna, z krzykami i stojakiem. W dwóch bisach muzycy pozostali przy Charpentierze.
Komentarze
Dzis kroluja Panie!
E. Schwarzkopf 100! https://www.youtube.com/watch?v=Bm_AKMV0ME0
C. Supervia 120 https://www.youtube.com/watch?v=9ONbLNHSbEQ
J. Turina 133 https://www.youtube.com/watch?v=-S5T0v8dSn4
Pobutka bis, dla tych ktorzy po budziku ucinaja sobie jeszcze dziesiec minut drzemki
https://www.youtube.com/watch?v=3oxbVz26gLQ
oraz J. Bell 48 https://www.youtube.com/watch?v=8NOF_ueaxJ4 a jakze, z odniesieniem do tytulu 😉
Benoît Arnould śpiewał w Pasji Janowej (2010) a potem w Mateuszowej (2012) z Minkowskim, w Krakowie.
Lej talą lirik – jak usłyszałem wczoraj w pr2
—-
postulowałem zresztą kiedyś by partykułę „ą” wymawiać jak francuskie nosowe „an” czy „en” a dla dzisiejszego „ą” wprowadzić „o” z ogonkiem.
I byłoby logicznie. Ale co tam …
—-
A 2 dni wcześniej – też w pr2 – przy odmianie nazwiska Dantone padło – Onofri Dantonego !!!
Byle nie było „Karmę”…
Lesiu Drogi, wprawdzie z tymi ą i ę tom niegodzien się wymandrzać, ale zapewniam Cię, że odmiana Dantonego jest wzorcowo poprawna. Tak samo jak Faurégo (co zresztą niedawno tu ustaliliśmy).
Na marginesie, rzeczony ma na imię Ottavio, a Onofri to nazwisko skrzypka. Tanti saluti!
Może i wzorcowo to jest, ale w takim razie coś jest nie tak z wzorcem. Też o tym już rozmawialiśmy. Zostanę przy swoim – lepiej powiedzieć obok wzorca, niż idiotycznie. 😎
Komentarze radiowe można i trzeba puszczać mimo uszu, najważniejsze, że udało się dźwięk przekazać na przyzwoitym poziomie. Może czyta nas ktoś z radia i mógłby pod konspiracyjnym pseudonimem wyjaśnić o co chodzi, czy to kwestia sprzętu, czy jak się pan inżynier wyspał, czy jeszcze coś?
Donos: jutro w Mezzo o 20.30 bezpośrednia transmisja z Palais Garnier – „Zamek Sinobrodego” i „Głos ludzki” w reżyserii Warlikowskiego, może warto zobaczyć?
Łał,naprawdę „Sprawa Dantonego”?
Sorry,to od Dantone a nie Danton…
@ Wielki Wódz
No i słusznie: każdy zostanie przy swoim. Coby muzycznie było – ja przy operach Hassego (choć to może nie arcydzieła!) czy powiedzmy fortepianowej sonacie Stolpego; WW zapewne w tej sytuacji przy operach Hasse oraz (jeśli tylko czegoś takiego też słucha) sonacie Stolpe.
Przy okazji, ileż razy już widziałem gazetowe kondolencje składane np. „Panu Janowi Nowak”. Przypuszczam, że dzieje się tak wyłącznie z powodu uporu zamawiającego: skoro jeden z drugim tylko tak właśnie chce, i w dodatku płaci gotówką, to niech sobie ma. 😀
Co jest idiotyczne, a co nie, wcale nie jest w tym wypadku proste i oczywiste. Powtórzę więc: nie czepiajmy się ludzi bez powodu – tutaj go akurat nie było. Czy tak trudno sprawdzić, zanim się coś publicznie zarzuci?
@ łabądek
Oj, przecież chyba wszyscy załapali 😉
A w „Polityce” nominacje paszportowe. Liczyłem, że Jury dostrzeże Ewę Strusińską…
Nawet nie wiem czy ona kiedykolwiek się otarła o nominację?…
A może jednak jest proste i oczywiste? 😉
Urodziny i pobutka 😀
C. Franck 193 i S. Chang 36 https://www.youtube.com/watch?v=gwxzfpo4AEQ
O. Messiaen 107 – sadzac po tonie niektorych wypowiedzi korcilo mnie zeby obudzic PT blogowiczow Quatuor pour la fin du temps – ale nie jestem pesymista 🙂
https://www.youtube.com/watch?v=pPgFFdpYfOA
Don Sebesky 78 https://www.youtube.com/watch?v=gO7dOycoFKw
oraz M. Gould 102
Ptaszki na dzień dobry, to świetny pomysł 🙂
Miło jest budzić się w Gdańsku przy akompaniamencie mew. Choć być może gdybym nie przebywała tu tylko tydzień, obrzydłyby mi… 😉
Wypadłam wczoraj do Warszawy, gdzie nastroje ponure i alarmistyczne. Wróciłam jeszcze wieczorem. Tu, w Wolnym Mieście Gdańsku, jest przyjemniej.
Słuchał ktoś może wczorajszego Niebiańskiego Bankietu, jeśli już przy Messiaenie jesteśmy? (ale chodzi o ten wykonujący Bacha). Ja nie miałam szans zdążyć.
Ja za pozwoleniem Kierowniczki, na trochę inny temat: otóż po ogłoszeniu nominacji do Paszportów Polityki dowiedziałam się ku swojemu osłupieniu, że reprezentuję „Muzykę w Mieście” i „Teatr”. Podkreślając z całą mocą, że z dumą i przyjemnością publikuję teksty w obydwu pismach, oświadczam niniejszym, że jestem krytykiem niezależnym, niezatrudnionym w żadnej redakcji i reprezentującym co najwyżej siebie oraz poglądy wyrażane na mojej stronie internetowej. Jeśli potraktować informacje zawarte w nawiasach jako informację dla Czytelników, to jest to informacja bałamutna, jako że z równą częstotliwością publikuję w „Tygodniku Powszechnym”, współpracuję też z kilkoma innymi tytułami prasowymi. To samo dotyczy pozostałych jurorów Paszportów. Dotarła do mnie wieść, że za owo korporacyjne z ducha „przypisanie” odpowiada pan Bartek Chaciński, który uznał sformułowanie „krytyk niezależny” za „dziwne”. Informuję więc, że najwybitniejsi moi koledzy po fachu za granicą – między innymi Jessica Duchen – poczytują je sobie za tytuł do chwały, bo długo i ciężko na swoją niezależność pracowali. Informuję też, że z przyjemnością zaznaczaliśmy ową niezależność jako redaktorzy, podpisując właśnie w ten sposób niezależnych komentatorów Konkursu Chopinowskiego na łamach „Gońca Chopinowskiego”. To standard światowy, do którego powinniśmy dążyć, a nie zamykać się w ciasnych ramach czegoś, co z pewną dozą przesady nazwałabym dziennikarstwem pańszczyźnianym. Jeszcze raz przepraszam za „oftopik” i dziękuję za uwagę.
Słuchałem ! Pieknie było; ta kantata przed przerwą (numeru ani tytułu nie pamiętam) z motywem O Haupt voll Blut und Wunden (Herzlich tut mich verlangen), a wykonana na zakończenie z motywem Asperges me Domine hysopo, ale z melodią upowszechnioną w kościele polskim.
Musze sprawdzić co jest oryginałem (Ave hierarhia ?)
Dużo ostatnio kantat Bacha; bo w ramach 200 / 200 jeszcze zespół dowodzony przez Krzysztofa Garstkę wykonał w kościele uniwersyteckim.
A za tydzień Herreweghe w Katowicach…
Ścichapęku – tak oczywiście, że Ottavia Dantone.
Stolpego i Hassego mnie nie razi…
Może niektóre włoskie nazwiska się niechętnie poddają.
A wzorcowej reguły nie ma co sztywno stosować..
Ale i tak każdy pozostanie przy swoim …
Pewnie też na „niezależność” jeśli idzie o z gruntu niszową krytykę muzyczną (tak jest, niestety, wszędzie nawet w krajach gdzie kultura i życie muzyczne jest lata świetlne od Polski) trzeba też posiadać odpowiednią ilość środków finansowych. Moja więc teza jest: że nie tylko trzeba sobie na tę niezależność zapracować (intelektualnie i merytorycznie) ale i pewnie zarobić 😉
Co nie zmienia kwestii, że „krytyk niezależny” dla nas melomanów zawsze jest cenną kotwicą. Ale widocznie dla niektórych pojęcia krytyka niezależnego „brzmi dziwnie”, bo niezależność to dla nich… abstrakcja (?). To są ciekawe sprawy.
Ps. Zarobić względnie odziedziczyć spadek 🙂
Wygląda na to, że chorałowe zwieńczenie kantaty 159 pochodzi ze śpiewnika Paulusa Stockmanna wczesnosiedemnastowiecznego twórcy hymnów. Po powrocie w domowe pielesze sprawdzę u źródła czyli u Ch. Wolffa
Ave hierarchia dało początek innej pieśni – adwentowej Zdrowaś bądź
Lesiu, faktycznie kantat dużo ostatnio było, ale za to w zimie kroi się nam chyba dłuższa przerwa, przynajmniej w Warszawie. Nie wiadomo też, co będzie dalej z owym cennym Bachowskim cyklem w tej coraz bardziej nas otaczającej rzeczywistości. Korzystajmy więc, póki można, choćby słuchając takich transmisji jak wczorajsza.
A opór przed deklinowaniem nazwiska Dantonego itp. bierze się nie z jego włoskości (bo przecież od dawna widywało się np. formę: Crocego; zresztą czemu Croce miałby być gorszy od takiego Goethego czy Fichtego… 🙂 ), lecz raczej stąd, że dotychczas mało kto je odmieniał (i w mowie, i w piśmie), więc po prostu nie zdążyliśmy się oswoić. W końcu to jedynie kwestia przyzwyczajenia. Lepiej późno niż…
>>> Wygląda na to, że chorałowe zwieńczenie kantaty 159 pochodzi ze śpiewnika Paulusa Stockmanna wczesnosiedemnastowiecznego twórcy hymnów.
Tutaj:
http://www.bach-cantatas.com/Guide/BWV159-Guide.htm
piszą tak:
—–
„Mvt. 5 Chorale (SATB)
’Jesu, deine Passion / Ist mir lauter Freude’
Jesus, Thy Passion is for me pure joy)
As Mvt. 4, Instruments with voices
This is verse 33 of Paul Stockmann’s ‘Jesu Leiden, Pein und Tod’ (1633) set to Melchior Volpius’ melody (1699), praying that, little though we deserve to share in His suffering ‘Meine Seel auf Rosen geht, / Wenn ich dran gedenke, / In dem Himmel eine Stätt / Mir deswegen schenke.’ (My soul on roses walks as I think that you prepare on abode for us in Heaven’.”
—–
Cała BCW witryna jest doskonała (pod względem zawartości i wygody nawigacji), jeśli ktoś nie zna, polecam gorąco.
Mała auto-errata: w ostatnim zdaniu miało oczywiście być „cała witryna BCW (…)”. 🙂
Myślę, że na kantaty (przynajmniej kościelne) dofinansowanie ze strony p.min.Glińskiego się znajdzie. Bo na te myśliwskie, o kawie czy weselne to byłaby już rozrzutność
akondzie ze skwaku
Dziekuję. Już patrzę
Kantata wykonana przed przerwą to wczesna 153 i rzeczywiście jest tam owo Herzlich tut mich verlangen, które niedługo wejdzie w skład Pasji Mateuszowej
Ścichapęku, nie włączałem się przedtem do dyskusji o mozliwosci polskiej odmiany nazwisk; nie jestem językoznawcą, ale tak przyglądając się budowie rdzenia wyrazu, dobrze odmieniają się te kończące na spółgłoski (ha, jak się one mogą nazywać) typu s (Hasse) t (Goethe) p (Stolpe).
Natomiast zakończenie na spółgłoske dźwięczną i nastepującą jeszcze po niej samogłoskę jakoś mi uniemożliwia tę odmianę. Więc mimo wszystko wolałbym powiedzieć: wykonanie przez Ottavia Dantone niż Ottavio Dantonego.
Miłego dnia
@Robert2 – wielokrotnie dostrzegałam Ewę Strusińską, całkiem niedawno w kontekście warszawskiego „Strasznego dworu”. Nie nominowałam, bo to już trochę tak wobec jej zasług (niestety, docenianych przede wszystkim poza Polską), jakby dać brązową odznakę Zasłużonego dla Kultury Polskiej kawalerowi Legii Honorowej. Precedensy zresztą już były i zawsze potem bywało głupio.
Cieszę się, że problem „niezależności” dostrzegam nie tylko ja. Ma Pan rację, to nie jest lekki kawałek chleba, ale też nigdy nie ukrywałam, że jestem człowiekiem może nie wszech-, ale wielostronnie wykształconym i utrzymuję się z wykonywania kilku zawodów. Wprawdzie wszystkich niszowych, więc czasem nie styka do pierwszego i trzeba prosić Przyjaciół o pomoc, ale za to wszystkich ukochanych, co zapewnia mi pełną satysfakcję z życia. Dlatego tak mocno podkreślam ten status, w Polsce często jeszcze lekceważony. W każdym razie moje dokonania otwierają przede mną drzwi wszystkich instytucji muzycznych na świecie (nigdzie jeszcze nie miałam kłopotów z akredytacją), za to u nas liczy się przede wszystkim „skąd” jestem i ile można medialnie „zarobić” na tym, że mój tekst ukaże się tam, a nie gdzie indziej. Póki żyję, będę walczyć o zmianę tego sposobu myślenia.
A opisana sytuacja doskwiera mi z kilku jeszcze powodów. Niezręcznie mi i głupio wobec PT Kolegów z „Tygodnika”, którzy mogli (i słusznie) poczuć się pominięci w tej wyliczance. Niezręcznie mi i głupio wobec PT Redaktorów pism wymienionych, bo nikt ich nie spytał o zdanie, czy chcą się chwalić Kozińską. Zżymam się na bałamutność opublikowanych informacji, na przykład pominięcie milczeniem współpracy niemal połowy jurorów z „Ruchem Muzycznym” (w jednym przypadku nawet obecności w zespole redakcyjnym). Możemy sobie nowego „Ruchu” nie lubić, ale nie wypada go ignorować.
@Dorota Kozińska,
Ewę Strusińską warto dostrzegać nie tylko wtedy gdy się pojawi w Warszawie z drugą obsadą „Strasznego dworu” lub poza Polską. Warto ją też dostrzegać w Polsce, a konkretnie w takim dalekim i może nie do końca polskim mieście (trochę żartuję 🙂 ) jak Szczecin gdzie pani Ewa jest kierownikiem muzycznym Filharmonii Szczecińskiej. Nie śledzę na bieżąco, ale wiem od bardzo zaufanych i dobrze słyszących znajomych, że gdy ona dyryguje – orkiestra wyraźnie wchodzi na wyższy, czasem zaskakująco jak na renomę (nie przesadnie znaczącą przecież) tego zespołu, wysoki poziom (np. Richard Strauss – Symfonia domestica op. 53 – to akurat słyszałem i potwierdzam). Mam jednak wrażenie, że niektórzy polscy krytycy i recenzenci generalnie za mało się ruszają po Polsce – wolą to co mają pod przysłowiowym nosem. Nie piszę tego w odniesieniu do Pani ani tym bardziej PK, która podróżuje po Polsce niezmordowanie 🙂 To takie ogólne refleksje wynikające z obserwowania tego co udaje mi się przeczytać w polskiej prasie.
A że w Polsce status niezależności jest lekceważony…Cóż, taki mamy klimat? 😉
@Robert2 – pełna zgoda co do Ewy Strusińskiej, nie po raz pierwszy i nie ostatni. Na swoje usprawiedliwienie wtrącę tylko, że w pełni świadomie wyspecjalizowałam się w krytyce operowej i tę grządkę uprawiam na tyle sumiennie, na ile środki pozwalają. I nie mam zamiaru konkurować z PK, której chwała za to, co robi na swoim poletku. A ja sobie na swoim. Serdeczności!
„A pierwsze miesiące, działania pełnienia funkcji są ważne, bo one jak w koncercie symfonicznym nadają pewien ton, który ustala potem całą melodię.”- Aleksander Kwaśniewski
Wrzucam ten cytacik bez żadnego kontekstu, a tylko dlatego, że polityk mówiąc politycznie odwołuje się do kultury wysokiej. 🙂
Może tego nam trzeba? 😉
Lesiu, przypomniałem sobie jeszcze przy tej okazji słowa Hugona Steinhausa, skierowane do osobników nieskorych do odmiany własnego nazwiska: „Jest pan właścicielem swojego nazwiska tylko w mianowniku liczby pojedynczej. Pozostałymi przypadkami rządzi gramatyka!”. Nic dodać, nic ująć. Polszczyzna jest – także gdy idzie o nazwiska (wszystko jedno: rodzime czy obce) – wprost zaborczo fleksyjna; i żadnym kijem się tego nie zawróci. Skoro Dantego jest cacy, to czemu niby Dantonego miałoby być be? Furda twarde, miękkie, bezdźwięczne czy inne takie tam!
Najbardziej zresztą poleca się pełną odmianę (której nie uwzględniłeś), czyli: Ottavia Dantonego. Oczywiście odmienienie samego tylko imienia również jest dopuszczalne – i pewnie długo jeszcze będzie. Ty tak wybierasz; szanuję to, ale proszę o wzajemne poszanowanie pozostałych wariantów (najdelikatniej mówiąc – co najmniej równie poprawnych). Poza tym, zauważmy, wersja ze zdeklinowanym nazwiskiem może się okazać wprost zbawienna w sytuacji, gdy np. imię bohatera wypadnie nam z pamięci; a przynajmniej mnie zdarza się to coraz częściej…
Co zaś do świeckich kantat J.S.B., to może „Peezel” załatwi nam przynajmniej „Chłopską”… 😀
Łączę ukłony!
@Dorota Kozińska
I proszę uprzejmie nadal uprawiać swoją operową grządkę, bo krytyka operowa w polskim piśmiennictwie na takim poziomie to, niestety, rzadkość, by nie powiedzieć: rarytas.
Staram się, w miarę możliwości czasowych, czytać choć Pani wiedza i szerokość spojrzenia czasem mnie onieśmiela by nie powiedzieć: nokautuje 🙂 (czytaj: lekki żart).
Widzę, żeście się rozgadali – ja sobie dziś trochę pospacerowałam, bo podobno od jutra ma się pogorszyć pogoda… Tak a propos „Dantonego a Dantego” – a czy mówimy „Dantego Alighieriego”? 🙂 Choć teoretycznie jest to forma prawidłowa.
@Robert2 17:16
Podpisuję się czterema łapami pod powyższą wypowiedzią 🙂
@robert2 – mam nadzieję, że to żart 😉
Doroto – o ile skromny redaktor się może wypowiedzieć, lesio2 ma na szczęście rację. Reguły odmiany są znacznie luźniejsze, nie ma na przykład obowiązku odmiany obydwu członów nazwiska. Tego nieszczęsnego Dantonego będę musiała sprawdzić, bo aż mi się nie chce wierzyć, żeby nasi poprawiacze polszczyzny aż tak upadli na głowę. Ale wszystko możliwe…
Tzn. mam na myśli upieranie się przy odmianie obydwu członów.
@lesio2 13:40
„Więc mimo wszystko wolałbym powiedzieć: wykonanie przez Ottavia Dantone niż Ottavio Dantonego.” Ja też 🙂 I to niezależnie od obowiązujących zasad „poprawnościowych”,bo nie uzurpuję sobie prawa do wypowiadania się w tej sprawie. To raczej chyba kwestia ” słuchu na polszczyznę”,jak mawiał w podobnych sytuacjach mój śp.wujek Bogdan, notabene profesor polonistyki 😉
@ Dorota Kozińska
„Reguły odmiany są znacznie luźniejsze, nie ma na przykład obowiązku odmiany obydwu członów nazwiska”.
To proszę wskazać, gdzie napisałem, że jest.
Szacun śp. wujkowi. 🙂
To jest chyba tak, jak ze „słuchem na muzykę” – jeden ma, drugi sprawdza w internetach, czy mu się podobało. 😛
Jak mowa o operach, to wyrazy współczucia dla Mitridatego, króla czegoś tam, zapomniałem, i tego drugiego króla, Siroego. Tego od Hassego. Pozdrawiam także Scipionego, Sersego, Ottonego i wielu, wielu innych. Dżizas. Czy raczej Dżizasie.
Bardzo piękny był poza tym koncert przed chwilą, ale najpierw się wykaże Pani Kierowniczka, bo pewnie była. 🙂
Semelego nie pozdrawiam, bo on był kobietą. Chyba. 😕
Była, była 🙂
Pani Doroto K.a nie lepiej być tzw.zależną kryttyk
i sobie pomieszkiwać w wypasionych hotelach i zajadać szamke i
ośmiorniczki w gratisie niż klepać co bóg łaska,a pisać to samo
albo prawie to samo przecie.
toż miała pewnie propozycji Pani bez liiku takowych.
niezależni to są my blogowicze i co nam ślina na usta się ciśnie
to se napiszemy a co kto zabroni np.że Warlikowski to się dawno skończył
tak w okolicach 4.48 albo pare chwil potem.
@ ewka
Jeśli jakieś zasady nie dopuszczają formy Ottavia Dantone, to rzeczywiście chyba tylko „poprawnościowe”, bo te poprawnościowe już z pewnością tak. Bardzo proszę uważniej czytać posty, bo inaczej dyskusja nam jałowieje…
I ja odnoszę się z szacunkiem do słów śp. wujka; co więcej, zgadzam się z nimi do bólu. Tylko z tym słuchem na polszczyznę bywa podobnie jak z gustem. Mamy go zawsze i tylko MY, oponenci zaś – przenigdy! MY gust, ONI – najwyżej guścik…
Nie słyszałem radiowej wypowiedzi zakwestionowanej przez lesia, bo to on przecież wywołał (co jakiś czas tu powracający) temat: „I znowu w tej Dwójce coś tam źle powiedzieli (wymówili)” – ale z treści jego postu wygląda, że tym razem jednak nie miał racji, i to nie tylko z nieszczęsnym Ottaviem/Onofrim.
Nie twierdzę, że nie da się znaleźć różnych powodów do ponarzekania i tam (ostatnio usłyszałem dwukrotnie np. o „grodzie Kiteziu”; aż dziw, że dziewica Fiewronia pozostała intacta…), lecz trzeba to robić celnie. A jak się strzeliło i nie trafiło – zwyczajnie się do tego przyznać. Tyle.
Korekta: ew_ka
To przy okazji jeszcze sobie jadu upuszczę, co mi tam.
Jeżeli przygotowanie się do audycji pan redachtor (dziwnym trafem – ten od Kitezia) ogranicza do obejrzenia okładki płyty z angielskimi tytułami, to potem wychodzi, że niejaki Bartok napisał „Muzykę na smyczki, perkusję i czelestę”…
Strasznie jadowity ten ścichapęk ostatnio, nie wiem, co się stało… Ale te smyczki w tytule utworu Bartóka rzeczywiście pokutują, choć powinno być „instrumenty strunowe”, bo przecież jest tam jeszcze fortepian.
No, skoro już zostałem zdemaskowany 🙂 , to hulaj dusza (przynajmniej do zbanowania 🙁 ).
Fortepian, a jeszcze w dodatku harfa.
To Waleremu Giscardowi d’Estaingowi też ma być?
W życiu! Valéry’emu Giscardowi d’Estaing. 😀
Shucks. Muszę wymyślić coś jeszcze gorszego.
No i mam za swoje 🙂
Ścichapęku, wspieram Cię duchowo i zasadą ze słownika PWN: „Podobnie jak przymiotniki odmieniają się nazwiska włoskie zakończone na -e, np.
Dante, Dantego, Dantemu, z Dantem, o Dantem;
Malaparte, Malapartego, Malapartemu, z Malapartem, o Malapartem.” Co oznacza, że nie ma litości. Odmieniamy, pracowicie wzbogacając polszczyznę. 🙂