Hu, hu, hu

Nowość na rozpoczęcie tegorocznego festiwalu Actus Humanus: muzyka bożonarodzeniowa z Hiszpanii. W wykonaniu odpowiednim: zespołu Al Ayre Español pod kierownictwem Eduardo López Banzo.

Dobry tekst napisał do programu Jakub Puchalski. Tak, muzyka hiszpańska to zupełnie osobne zjawisko, choć czasem widoczne są wpływy zagraniczne, przede wszystkim włoskie. Mimo jednak tej włoskości niektórych punktów programu (niewielu jednak) włączenie doń również utworu Vivaldiego – Sonaty op. 5 nr 6 – było pewnym zgrzytem. Pasowało to stylistycznie jak pięść do nosa i domyślam się, że jedną z pobudek zamieszczenia go tu była chęć pokazania się skrzypków, rzeczywiście niezłych. Jednak było to zakłócenie całości.

Jest jednak wiele cech niepowtarzalnych muzyki hiszpańskiej – skłonność do chromatyzmu, a w kwestii charakteru z jednej strony mistycyzm, a z drugiej ludowa żywiołowość. Sprecyzujmy: słuchaliśmy w tym programie muzyki przede wszystkim pierwszej połowy XVIII w. Czyli wcześniejsi José de Torres, José de San Juan i najstarszy z nich Juan Cabanilles (tylko utwory na pozytyw w wykonaniu szefa zespołu) oraz późniejszy Juan Francés de Iribarren, który został zaprezentowany właśnie bardziej włoskim utworem, choć hiszpańską formą – Vilancico de Reyes:  Siendo influjo el ardor de una llama, ale również już czysto hiszpańską formą jacara – wesołą piosenką na fiestę kończącą święta Bożego Narodzenia.

Twórcy hiszpańscy komponowali na ten świąteczny czas specyficzne bożonarodzeniowe kantaty i vilancicos, ale właśnie również jacaras – dwie wykonane tego wieczoru stanowiły wręcz kwintesencję hiszpańskości. W pierwszej z nich, wspomnianego Iribarrena, pojawiły się nawet kastaniety. W drugiej, Una noche que a los reyes de San Juana, utrzymanej w andaluzyjskiej stylistyce zmierzającej już w stronę flamenco, jest cała scenka aktorska, w której baryton odgrywa arystokratę nadętego na świętującą tłuszczę i odstraszającego ją okrzykiem: hu, hu, hu (o ile dobrze zrozumiałam tłumaczenie, jakiego później udzielił nam szef zespołu). Było to tak zaraźliwe, że po koncercie wciąż powtarzaliśmy owo hu, hu, hu.

Dzięki temu programowi i kilku słowom komentarza Banzo, m.in. właśnie o owej fieście ulicznej na zakończenie świąt, nie tylko zapoznaliśmy się z ciekawą muzyką, ale dowiedzieliśmy się również czegoś nowego. Oczywiście jeśli ktoś wcześniej nie był w Hiszpanii na Boże Narodzenie.