Dziś – spod FN

Tym razem nie będzie recenzji. W innych warunkach zapewne byłabym ciekawa, jak Artur Ruciński, w końcu laureat Paszportu „Polityki”, sprawdza się jako Don Giovanni. W tych – nie byłam.

Bardziej mnie zainteresował fenomen, jaki się objawił tego dnia przed Filharmonią Narodową, gdzie koncertowe wykonanie tej opery rozpoczęło tzw. Festiwal Mozartowski, firmowany przez Alicję Węgorzewską-Whiskerd, p.o. dyrektora Warszawskiej Opery Kameralnej. Jak już wszyscy wiedzą, z festiwalu został ogryzek, kilka najpopularniejszych oper, których biedny MACV musiał uczyć się na akord, plus koncerty kameralne i parę symfonicznych. Porównać go z festiwalem choćby zeszłorocznym, choć tamten był już okrojony, po prostu się nie da.

Przed FN więc odbywa się – w tej chwili wciąż jeszcze, bo ma potrwać do końca koncertu – pikieta zainicjowana przez muzyków Filharmonii Narodowej. Gdy dowiedzieli się o tym, że sala będzie wynajęta WOK, próbowali zaprotestować kierując do dyr. Wojciecha Nowaka list podpisany przez 170 osób (orkiestra i chór). On jednak wynajął salę mimo to. Nie pozostało więc nic innego niż zgłosić legalnie protest.

Gest artystów FN zmobilizował instytucje muzyczne w całym kraju, z których przyjechali do nas przedstawiciele. Spisałam z transparentów, które to były instytucje: Sinfonia Varsovia, NOSPR, Opera Narodowa, Opera Bałtycka, Teatr Wielki w Łodzi, Elbląska Orkiestra Kameralna, Filharmonia Krakowska, Filharmonia Opolska, Teatry Muzyczne z Gdyni i Łodzi, Opera Śląska w Bytomiu, oddział warszawski Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków, NSZZ „Solidarność” i Związek Zawodowy Polskich Artystów Muzyków Orkiestrowych.

To był prawdziwy gest solidarności, takiej, jaką pamiętamy sprzed lat. A że to solidarność artystów, wszystko odbywało się bardzo kulturalnie. Nikt nie zamierzał blokować wejścia do filharmonii – zresztą chodnik przed gmachem oddzielony był barierką z czerwonym pasem. Nikt też nie zamierzał w jakikolwiek sposób przeszkadzać w koncercie. Ale było nagłośnienie, więc można było przemawiać do melomanów udających się na koncert (podobno byli tacy, co słysząc te przemówienia i dowiadując się, jaka jest sytuacja, zrezygnowali z wejścia). Była mowa nie tylko o historii konfliktu w WOK i działalności pani doktor dyrektor, ale też np. o poparciu dla zwalnianych muzyków WOK za pomocą specjalnej uchwały podpisanej przez 300 uczestników Międzynarodowej Konferencji Muzyków Orkiestrowych (FIM), która odbyła się miesiąc temu w Montrealu.

Rozrywkowo też było. Pojawiła się nawet oprawa muzyczna – solowa, w wykonaniu znakomitego skrzypka Marka Bojarskiego, który zaczynał w WOK (konkretnie – w Polskiej Orkiestrze Kameralnej Jerzego Maksymiuka), a właśnie odszedł na emeryturę z Filharmonii Narodowej. Najpierw usiadł pod ścianą jak muzyk uliczny, z nutami na pulpicie z napisem: „Mozart. Alicja w krainie garów. Opera komiczna w ostatnim akcie”, potem grał – głównie improwizacje wokół Mozarta, ale też w pewnym momencie zaczął grać Habanerę z Carmen w nawiązaniu do, hm, sztuki odtwórczej p. AWW. Ktoś krzyknął „Za czysto!”, więc solista szybko się poprawił…

Z ładnym transparentem pojawił się PMac: z napisem „Di rider finirai pria dell’aurora, dottoressa!” (oczywiście ostatnie słowo dodane; to tekst posągu Komandora wygłoszony do Don Giovanniego na cmentarzu), obrazkiem z epoki nawiązującym do Don Giovanniego, a nad nim zdjęciem Stefana Sutkowskiego jako Komandora. Wśród przemówień nie zabrakło odczytania pamiętnej, ostatniej wypowiedzi zmarłego Dyrektora. „Czai się zło, które niszczy wielką sztukę”…

Na sali chyba wielkiego tłumu nie było, ale mam nadzieję, że ktoś zda sprawozdanie.