Rozpoczęliśmy sezon w FN
Jak przystało na sezon, którego dwie trzecie przypadną na rok rocznicy niepodległości, rozpoczęliśmy z narodowym przytupem z uczczeniem 80-lecia Glassa pośrodku.
Ten przytup zresztą był bardzo specyficzny – Orkiestra Filharmonii Narodowej pod batutą Jacka Kaspszyka wykonała Polonez Krzysztofa Pendereckiego, ten napisany na inaugurację Konkursu Chopinowskiego. Po prawykonaniu zastanawiałam się, czy ten okazjonalny przecież utwór będzie jeszcze kiedyś wykonany – no i okazja dzisiejsza była jak najbardziej odpowiednia. Niestety dziś nie było dużo lepiej niż dwa lata temu, co skłania mnie do wniosku, że jest on po prostu tak trudno napisany i potrzeba do jego wykonania więcej finezji, której zabrakło. W końcu to pastisz i powinien być lżejszy.
Gwiazdami wieczoru były Katia i Marielle Labèque (jak one to robią, że wciąż tak samo młodo wyglądają?), ale repertuar miały niespecjalnie ciekawy. Koncert podwójny na dwa fortepiany i orkiestrę Philipa Glassa jest utworem sprzed dwóch lat, poprawianym ponoć jeszcze po prawykonaniu. Zamówiony został przez kilka ważnych światowych orkiestr i przewidziany do wykonania właśnie przez francuskie siostry. Niestety Glass nie ma w ostatnich czasach wiele do powiedzenia, więc przez cały trzyczęściowy utwór wiało nudą i monotonią, choć solistki próbowały nadać temu jakiś wyraz – pierwszym częściom bardziej energiczny, trzeciej melancholijny. Dopiero bis – Le jardin féerique, ostatnia część Ma mère l’Oye Ravela – sprawił prawdziwą przyjemność. „Nie mogły tak od razu?” – powiedziała siedząca obok koleżanka.
Drugą część wypełnił (przez bitą godzinę) cykl Pendereckiego Powiało na mnie morze snów… Pieśni zadumy i nostalgii. Opisałam ten utwór po jego prawykonaniu, nie wspomniałam tylko, widzę, że w orkiestracji są tu nawet chwilami nawiązania do impresjonizmu. Z wykonawców poza tym, że dyrygował Kaspszyk zamiast Gergieva, zmiana była jeszcze taka, że mezzosopranistkę Agnieszkę Rehlis zastąpiła Małgorzata Pańko-Edery. Napisów dziś na tablicy nie było, ale teksty zostały umieszczone w programie, można więc było zrozumieć, o czym akurat było śpiewane (bo bez tego momentami nie byłoby to łatwe). Tym razem uderzyła mnie ogólnie ponura wymowa dzieła, a zwłaszcza ów finałowy marsz o wędrującej duszy – złowieszczość, która jest w tej muzyce, odzwierciedla tekst fragmentu poematu Kazimierza Przerwy-Tetmajera, w którym – na co dopiero zwróciłam uwagę – jest: „Idzie samotna dusza polem,/idzie ze swoim złem i bólem,/po zbożnym łanie i po lesie,/wszędy zło swoje, swój ból niesie”. Chodzi mi o słowo: zło. Wynikające z bólu, ale jednak zło. Wiele zła ma u swej genezy jakiś – mniejszy czy większy – ból i trzeba człowieczeństwa przez duże C, żeby umieć ból przepracować tak, by nie wynikło z niego zło. Zbyt rzadko to umiemy i niestety efekt oglądamy ostatnio w całej rozciągłości.
PS. Nie wiem, jak było z frekwencją piątkową; dziś widownia była przerzedzona, ale przecież trwają w najlepsze Szalone Dni Muzyki (na które wybieram się jutro). Za to przybył kompozytor. Koncert był nagrywany – może będzie z tego płyta?
Komentarze
Dobry wieczór. Mikrofony nagrywały raczej materiał do podrasowania wczorajszej transmisji live, przed umieszczeniem jej na stałe w internetach. Frekwencja wczoraj była podobna, sporo łysych miejsc. Szkoda. „Powiało” to piękny – choć miejscami monotonny – utwór, kontynuacja psiejsko-czarodziejskiego Pendereckiego z VIII Symfonii, benefis polskiej poezji końca XIX i początku XX wieku. Wśród wykonawców brylował Mariusz Godlewski, jakiż on ma uwodzący, swobodny i retoryczny głos! Za to Jacek Kaspszyk serca do muzyki KP chyba jednak nie ma 🙂
Szymon Nehring laureatem nagrody Koryfeusz Muzyki Polskiej 2017. W znakomitym towarzystwie:
http://www.polskieradio.pl/8/688/Artykul/1872435,Koryfeusz-2017-Jerzy-Maksymiuk-i-Szymon-Nehring-wsrod-laureatow
Z tej okazji, fajna recenzja znaleziona w sieci…a właściwie recenzje dwie:
https://www.pizzicato.lu/szymon-nehring-pure-poesie/
Gratulacje dla laureatów, choć na żadnego nie głosowałam, poza Jerzym Maksymiukiem. Miałam całkiem inne typy w każdej dziedzinie. Cóż, nie zawsze nasze na wierzchu 😆
@Dorota Szwarcman,
może trudno w to uwierzyć, ale coś tak podejrzewałem. A kiedy wszedłem na stronę PR2 i usłyszałem Panią Redaktor przedstawiającą Szanownego Kandydata, to stało się dla mnie zupełnie jasne: po Nehringu…Sprytnie! Ale nie ma tego złego…, pomyślałem, w końcu zarobię tego bana – i Fatum się dopełni 😛
Generalnie, wiem, że Pani szczególnie ceni sobie w artystach osobowość. A jaką osobowość może mieć 22-latek? Tyle że trochę sensowniej zaczyna wyglądać. No więc przypuszczam, że – za przeproszeniem – Koryfeusz, i to jeszcze za Osobowość, dla tego chłopaka, co ładnie gra, to musiała być dla Pani podwójna anatema. Wszak pierwsze jawnie pozytywne (załóżmy) recenzje były, naturalną koleją rzeczy, przewidziane na 2027 r. Oczywiście dla dobra sprawy. Młodzian mógłby przecież przeczytać, wbić się w dumę, i przestać ćwiczyć…Mogę to nawet zrozumieć.
Ja tam dostrzegam inne zarysowujące się już niebezpieczeństwa, ale On NA PEWNO myśli tylko o muzyce 😉
Pozdrawiam w piękne południe (już zupełnie na poważnie).
Tak ściśle, to o te parę słów o Nehringu poprosiła mnie koleżanka z Dwójki i nagrałyśmy je z tydzień temu. Od razu jej zresztą zaznaczyłam, że to nie był mój kandydat 🙂
Ciekawe, co też Pan miał na myśli używając słowa anatema – ono nie ma znaczenia „rozczarowanie” ani nawet „niezgoda” 😉 A kandydatami do kategorii nagrody za osobowość byli też sopranistka Joanna Freszel, saksofonista Paweł Gusnar, pianista, kompozytor i aranżer Nikola Kołodziejczyk oraz kompozytor Artur Zagajewski. Są wśród nich prawdziwe, ukształtowane osobowości – sorry, Gatsby, ale na pewno w większym stopniu niż kształtujący się dopiero Nehring, któremu życzę jak najlepiej oczywiście. No, starsi są od niego, fakt, ale co to ma do rzeczy? Co do pianistów zaś, Piotr Anderszewski w momencie awantury w Leeds miał 21 lat. Że i jaką był osobowością, nie było wątpliwości.
Przyzna Pani jednak, że ocena dojrzałości osobowości człowieka, a w szczególności artysty, to mocno subiektywna sprawa. Nie ja zacząłem z Anderszewskim, ale skoro tak, to „Fleeing the stage in 1990” można równie dobrze potraktować na niekorzyść 21-latka. Jako przejaw pewnej właśnie niedojrzałości. W końcu publiczność zapłaciła, żeby posłuchać muzyki…
http://www.anderszewski.net/writings/index.cfm?writing_id=7
W ogóle widzę tu duże pole do „projekcji retrospektywnej” Równie dobrze za 27 lat ktoś może powiedzieć, że w 2017 Nehring prezentował już wszelkie cechy dojrzałej osobowości (nie tylko artystycznej), wytrzymując psychicznie występy przed 3-tysięczną publicznością i, w konsekwencji, wygrywając 5-stopniowy konkurs o światowej renomie. Bo będzie wiadomo, co było dalej…Nie jestem też pewien, czy byłaby Pani tak łaskawa, gdyby to on zachował się w Tel Awiwie w analogiczny sposób …27 lat temu sami byliśmy inni i inaczej patrzyliśmy na różne sprawy. Często ten sam film obejrzany po latach potrafi nieoczekiwanie zawieść.
Pani wybaczy, ale być może gdzie indziej nie czują się tak związani Anderszewskim czy Zimermanem i po prostu piszą, jak było? A jak było, można sobie posłuchać (i ew. porównać) na tubie. Dla odmiany, polecam Beethovena z finału. Gorszy od Zimermana? Nie sądzę. Ale co ja tam wiem…Jak by nie patrzeć, jeden problem się ostatnio zdezaktualizował, co w zasadzie powinno być powodem do satysfakcji…
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/1603591,1,polscy-pianisci-przed-xvii-konkursem-chopinowskim.read
To jest też kwestia spojrzenia na sztukę – czy decyduje behawior, rzemiosło, doświadczenie życiowe czy raczej przeważają zdolności wrodzone. Ja, na ten przykład, profanem będąc, w kontakcie ze sztuką (niekoniecznie mięsa) staje się trochę bardziej wierzący niż zwykle. Jeżeli Cho zagrał w Warszawie Etiudę Rewolucyjną, jak niedawno zagrał, to raczej nie dlatego, że przechadzał się latami po równinie mazowieckiej pośród wierzb. Pytanie, skąd to „coś” mu się wzięło – z dojrzałości psycho-fizycznej, z artystycznego „przebiegu lat”? (SIC!). Może to dobre geny? Tylko pytam, bo nie wiem. A sam Chopin to oczywiście dojrzały był od pacholęctwa. Teraz już to wiemy, „kult Chopina” słusznie pielęgnując.
Temat z mojego artykułu bynajmniej się nie zdezaktualizował. I nie kto inny, ale sam Nehring dobrze to wie, dlatego teraz chce się od Chopina uwolnić, przynajmniej czasowo.
A poza tym nie mylmy kwestii dojrzałości artystycznej i emocjonalnej. Anderszewski w 1990 był już pianistą, który miał bardzo wiele do powiedzenia od siebie, przez ową „ucieczkę ze sceny” może dodatkowo skupił na sobie uwagę niektórych, choć jak go znamy nie myślał wówczas o tym. Ważne, jak grał, a nie jak się wtedy zachował. Ja zauważyłam go na koncertach, nie dlatego, że wykręcił numer w Leeds, tylko dlatego, że grał wybitnie. Na każdy kolejny utwór już wtedy czekało się jak na wydarzenie z ciekawością: jakiż on ma na niego pomysł? Nie jest to jedyny artysta (i pianista), w stosunku do którego mam taką ciekawość. Ale tak wielu ich nie ma.
Akurat chodziło mi o „polską szkołę pianistyczną” w ogóle, w której istnienie się powątpiewa. Czasem coś się jednak udaje. A jest jeszcze m.in. Krzysztof Książek, którego chyba skrzywdzono w Konkursie Chopinowskim. Być może 2 Polaków w finale to byłoby zbyt wiele…Szkoda, bo zdaje się, że już się nie zmieści w limicie wieku (<28).
Co do Nehringa, to wskazywałbym raczej na naturalną szczupłość dorobku, niż jakąś generalną niedojrzałość wykonań dzieł kompozytorów wszelakich…Niektóre wykonania są raczej znakomite (i nie jest to moje widzimisię).
Ciekaw jestem, jak Pani oceniłaby Nehringa jako szopenistę (na tym etapie) w porównaniu z Rafałem Blechaczem, czyli tym, który wygrał Konkurs Chopinowski, bo "jako jedyny się przygotował"…Ten cytat to duża część mojej wiedzy o Blechaczu, więc nie ma tu żadnej złośliwości.
Bardzo podoba mi się skromność Nehringa, a przy tym wysoki stopień motywacji.
Dlaczego Krzysztofa Książka nie dopuszczono do finału, to akurat rozumiem, choć widzę w nim ciekawe zadatki. Ale straszliwie go ponosi w szybkich tempach. Może dorośnie.
A ten cytat o Blechaczu to ze mnie 😉 Chodziłam i wtedy na cały konkurs i niestety tak było.