Dużo dobrej energii
Tradycją Actus Humanus, podobnie jak wcześniej Misteriów Paschaliów, jest kończenie festiwalu z przytupem, czyli z wirtuozerią.
Mieliśmy tu już paru gwiazdorów kontratenorów z repertuarem dla kastratów. Repertuar pozostał, ale tym razem wystąpił mezzosopran koloraturowy – wspaniała Ann Hallenberg z towarzyszeniem Les Talens Lyriques pod kierownictwem Christophe’a Rousseta. Artystka w tym roku ukończyła 50 lat, ale jej głos wciąż jest ciepły i mocny, brzmiący, by tak rzec, soczyście; osobowość bujna i żywiołowa, z ogromnym poczuciem humoru. Śpiewała arie Riccarda Broschiego (brata Farinellego), Nicola Porpory, Johanna Adolpha Hassego i Leonarda Leo. To jedna z jej specjalności. Inną jest Haendel, którego trzy arie zaśpiewała na bis, w tym słynną Lascia ch’io pianga.
Ale ma jeszcze inne – to naprawdę wszechstronna artystka. Sześć lat temu w Warszawie na Chopiejach śpiewała Rapsodię Brahmsa z Herreweghem (nagrała ją z nim zresztą na płytę) – zupełnie inny świat muzyczny i technika śpiewu. Tutaj z inną orkiestrą, ale pod tą samą batutą. Cztery lata temu pokazała się efektownie na Misteriach Paschaliach, tym razem – jak dziś – z Roussetem. A to przykład repertuaru z dzisiejszego koncertu, i jeszcze dla kontrastu drugi przykład.
Pochwalić też bardzo należy zespół, który z wyczuciem towarzyszył solistce, sam też wykonał parę Sinfonii (uwertur). Rousset z Hallenberg wykonali też niezły teatr przy bisach, bardzo sympatyczny zresztą.
Ostatni popołudniowy koncert wypełniło sześć sonat – od siódmej do dwunastej – z op. 5 Archangela Corellego – symetrycznie do pierwszego wieczoru również wystąpił duet skrzypce-klawesyn, tym razem Grzegorz Lalek i Lilianna Stawarz. Skrzypka kojarzy się z jednej strony z MACV, gdzie jest koncertmistrzem, a z drugiej z takich przedsięwzięć jak zespół Tangata. Zapomina się, że jest on też naprawdę przyzwoitym solowym wykonawcą baroku, z umiejętnością swobodnego ozdabiania tekstu, co jest naturalną cechą tej muzyki. O Liliannie Stawarz wszyscy wiemy, jaka jest znakomita, może tylko małe sprostowanie życiorysowe: nie działa już w Warszawskiej Operze Kameralnej, odeszła stamtąd w tym roku. Na festiwal Actus Humanus Nativitas za rok przewidziane jest wykonanie przez ten duet sześciu pierwszych sonat z tego opusu; jako przedsmak artyści wykonali fragment jednej z nich, z tym, że skrzypek wręczył klawesynistce nuty zaraz przed koncertem, więc grała praktycznie a vista, czego nikt by nie zauważył, gdyby nie wiedział. „To bardzo w duchu tamtej epoki” – skomentował skrzypek.
Żegnamy się więc z Gdańskiem naładowani dobrą energią i wracamy w marcu – na Actus Humanus Resurrectio. Program, jak wspominała Frajde, wisi już na stronie – znowu trzeba będzie układać kalendarz, by pogodzić wszystkie marcowe festiwale.
Komentarze
Przez radio też słuchało się bardzo fajnie.
Może dlatego, iż lubię Ann Hallenberg, tak ogólnie… 🙂
Podzielam ogólnie lubienie a cappelli, więc zamiast zaryzykować petersburski The Rape of Lucretia w WOK (dotarł kto może?), zasłuchałem się w transmisję z Gdańska. I przyznam, że dwa lata temu Hallenberg (z Curtisem) wypadła jednak w FN znacznie lepiej. Nie wiem do końca, czy to kwestia wczorajszej nieco słabszej dyspozycji, czy może dobrania sobie zbyt trudnego technicznie repertuaru (obstawiłbym raczej to ostatnie), ale słyszałem niestety sporo nieczystości i mierzenia sił na zamiary. Na szczęście bisy (w których artystka czuła się już znakomicie) mogły chyba wynagrodzić wszelkie wcześniejsze niedostatki.
Na marginesie: bratu na imię Rysiek 😀
A w sobotę piękny popołudniowy koncert w Łazienkach dały Ingrida Gapova i Anna Radziejewska. Zabrzmiały pieśni i duety Dworzaka: cztery pieśni z op. 73 (V narodnim tonu), m.in. prześliczna Dobru noc, ma mila; potem najpopularniejszy bodaj cykl Ciganske melodie op. 55, a na koniec Moravske Dvojzpevy. Przy fortepianie zasiadł Mariusz Rutkowski, a obie panie śpiewały rewelacyjnie!
Wieczorem zaś grał w Studiu inny pianista o tym nazwisku, czyli Hubert Rutkowski. Z Alexeiem Lubimovem zagrali podwójny koncert Mozarta (na pleyelach). Był również rarytny mozartowski (a właściwie mozartowsko-levinowski) 😉 bis. A także Linzka i uwertura do Clemenzy. Dyrygował Martin Haselboeck. Klasa.
Na drugim z koncertów spotkałem pianofila i Jakóba, to może któryś coś smacznego doda. W każdym razie warto było. Koncert zdaje się rejestrowano, więc pewnie Dwójka niebawem go nada.
Aha, zapomniałem sprostować, że pierwszym bisem nie był jednak Handel, lecz Leonardo Leo (aria Cervo in bosco z opery Catone in Utica).
Nawiasem mówiąc, prowadzący transmisję słusznie tę Uticę akcentował inicjalnie; czemu jednak tak samo potraktował Katona, pojęcia nie mam 🙂
Widzisz! A mi się dostaje regularnie, że mam jakieś wymagania. No to obniżam i zdziwię się dopiero, kiedy powiedzą Kejteny yn Jutike. 😛
No, wymagania rzecz ogólnie słuszna; ale w tym wypadku istotnie wypada docenić, że szklanka była jednak w połowie pełna 😀
W końcu nie takie rzeczy się z anteny słyszało…
Chyba nie było. Instytut Chopina planuje inwestycję w Żelazowej Woli pod Sochaczewem, 60 km. od Warszawy. Niedawno ogłosił konkurs realizacyjny. Przewiduje się salę na 650 miejsc z estradą dla 100-osobowej orkiestry, salę kameralną, studio nagrań, przestrzenie „gastronomiczno-restauracyjne”, pow. biurowe, salę konferencyjną, garaż podziemny itd…
https://kanag.pl/konkurs-na-koncepcje-miedzynarodowego-centrum-muzyki-w-zelazowej-woli/
Dziś w „Gazecie Wyborczej” na CAŁĄ STRONĘ o muzyce klasycznej!!! Zważywszy, iż gazeta ta, która nb. czytam regularnie od samego początku jej istnienia, a od kilku lat prenumeruję, w zasadzie ostatnio prawie wcale się tymi kwestiami nie zajmuje, z koncertów i festiwali recenzji nie drukuje – jest to niespodzianka.
Święta idą i prezenty kupować trzeba, więc może o to chodzi, myślę. Może to po prostu akcja promocyjna, bo na pierwszy rzut oka wydaje się, że to wszystko płyty Universalu, aż żółto od winietek DG. Ale nie, są też jednak inne firmy. To jednak jakoby subiektywny wybór Anny Dębowskiej.
Nie chcę tu szerzej pisać, dlaczego nie podoba mi się to, co jest w tych notkach, z wyjątkiem tego może, iż razi mnie słowo „publika” zamiast publiczność, a szczególnie pisanie o partii wokalnej w muzyce barokowej „wokal” (wiolonczela […] pojawia się czasem […] jako ornament dla wokalu”). I twierdzenie, iż 6 Symfonia Czajkowskiego jest „przesiąknięta melancholią”, bo to przejaw emocjonalnego daltonizmu (melancholią, to może jest „przesiąknięta” wolna część Koncertu skrzypcowego).
Interesuje mnie natomiast szalenie, dlaczego na 10 płyt, aż 6, czyli 60 % jest produktami tego samego wytwórcy/dystrybutora. 5 płyt Deutsche Gramophon (teraz przeciwnicy redakcji z Czerskiej mają namacalny dowód, że jest to niemiecka agentura 🙂 ) i jedna Decca. Poza tym – czy dla zamaskowania owej domniemanej kryptoreklamy? – dodano dość sprawiedliwie po jednym tytule od dwóch największych dystrybutorów „obsługujących” niezależne wydawnictwa: 1 płyta firmy CPO (CMD z Opola), 1 płyta Chandosu (Music Island z Poznania), jedna głównego konkurenta Universalu, czyli Sony Music Poland, za to nic drugiego z konkurencyjnych „majorsów” – Warnera… I jedna produkcja Polskiego Radio. Żadnej płyty polskich wytwórni niezależnych, za to 3 krążki wykonawców polskich i 1 z muzyką polską (Laks).
Ja wiem, że w przeciwieństwie do takich melomanów jak ja, którzy wydają ciężkie pieniądze na kupowanie płyt (zazwyczaj kilkudziesięciu miesięcznie, jak nie więcej), większość dziennikarzy i krytyków muzycznych dostaje płyty za darmo od producentów i dystrybutorów. Ale ma to też taki skutek, że dostają to, co tamci chcą dać. I nie zawsze kupują pozostałe tytuły, bo jak coś się dostaje za darmo,bo się należy, to coś takiego samego w zasadzie kupować się nie chce – rodzi się bariera psychologiczna. Może nie jest tak we wszystkich przypadkach, ale bywa często. Dziwnym trafem w zasadzie wszystkie płyty umieszczone w dziesiątce były to płyty bardzo silnie promowane. Wiemy jak wyglądają dziś półki w Empiku czy Saturnie, w kurczących się działach klasycznych. Tam nikt płyt nie zamawia z katalogu, ale wystawia się to, co dostawcy zechcą przysłać. Ja tam bywam niemal codziennie i doskonale się orientuję, jak to działa. I właśnie zobaczyłem w materiale w GW te płyty, które były w największych ilościach wystawiane na sprzedaż (wyjątek stanowi może płyta Sony z Curentzisem), ale wszystkie płyty Universalu, to jest tzw. „topka”. Czyli, pod pozorem krytyki dostajemy swego rodzaju reklamę. Troszkę wstyd…
Czy to nie są dobre płyty? W większości są. Wszystkie mam i znam. Ale to jest bardzo, ale to bardzo ograniczony wybór z bardzo, ale to bardzo ograniczonej puli. Nie ma ani jednej płyty z grupy Warnera (np. Erato), Harmonii Mundi, Alphy, Glosy, Hyperionu, Naxosu, Signum, Chanell Classics, BIS-u, ECM-u, Avie, Onyxu, Ondine, Supraphonu etc., etc.
Kilka uwag jeszcze:
1. Aż 3 płyty pianistyczne. Wszystkie na DG. Czy najlepsze w roku? Bardzo dobre lub dobre, choć z zachwytami dla Kissina bym nie przesadzał, a tym bardziej nie sądzę, ze Islandczyk jest geniuszem, bo słyszałem go we wrześniu w Beethovenie… A czy jest coś innego, lepszego? Jasne! W końcu Sibelius pod palcami Andsnesa jest zjawiskowy (Sony), podobnie jak fascynujący i znakomity jest późny Brahms Wołodosa (Sony) i kapitalne „Goldbergowskie’ Betarice Rany (Warner). Javier Perianes w Schubercie też jest bardzo ciekawy (Harmonia Mundi). Nelson Goerner z Nokturnami Chopina (Alpha) jest wydarzeniem. Bartók z Cédrikiem Tiberghienem też jest świetny (Hyperion). Nie zapominając o „koncertowej” płycie Sokołowa i Brahmsie Freire, ale wówczas byłoby aż 7 płyt DG.
2. Jedna tylko płyta symfoniczna. Bardzo lubię Curentzisa. Ale czy akurat Byczkow z tą samą Patetyczną i Mafredem Czajkowskiego, nie są czasem ciekawsi? (ale to Decca, byłaby siódma płyta Universalu). A ten sam Byczkow ze Starussem i Franzem Schmidtem (Sony)? A ostatni box Arherich z Lugano, pełen kapitalnych rzeczy (Warner)?
3. Mało muzyki dawnej. Dwie zaledwie płyty na 10, co dziwi, bo wystarczy popatrzeć na stojaki w dowolnym niezależnym sklepie płytowym, albo na strukturę zamówień i sprzedaży. Tyle, że Universal tu nie jest akurat tuzem… Są tu więc tylko dwa tytuły: nieco „rozrywkowa” i sympatyczna płyta Bartoli i Gabetty (Decca) i „Cromatica” Świątkiewicza – ciekawa i też wyrafinowana, dobra płyta. Ale były w tym roku zjawiska iście wybitne. Właśnie zjawiska! Płyta Carolyn Sampson i Freiburczyków z weimarskimi kantatami Bacha (Harmonia Mundi). Są nowe rzeczy Suzukiego (BIS). A polonicum wszędzie wychwalane: „Pory Roku” z Wrocław Baroque Orchestra, Gabrieli Players i McCreeshem (Signum)? A znakomita Podger i „Grandissima Gravita” (Chanell Classics)? A nowe płyty Bernardiniego z Zefiro (Arcana), Gardinera (SDG), Biondiego (Glossa), Antoniniego (Alpha)? Miło, że popiera się swoich (Świątkiewicz), zwłaszcza, jeśli grają bardzo dobrze i nagrywają ciekawe płyty, ale przypomnę, że w 2017 r. wyszły płyty Jeana Rondeau (Warner-Erato) i niezwykły CPE Bach z Lubimowem (ECM).
4. Z wiolinistów tylko Mutter (i to na spółkę z Trifonowem). Przecież świetni są: Ehnes z Beethovenem (Onyx), Tetzlaff z sonatami i partitami Bacha (Ondine), Faust w koncercie Mendelssohna na instrumentach dawnych (Harmonia Mundi), Capuçon z koncertami XX wieku (Erato). Wiolonczela? Bloch, Ligeti & Dallapiccola z Natalie Clein (Hyperion); Altstaedt z Sayem (Erato)… A z kameralistyki też było co nieco: Wanderer Trio z Dvorakiem (Harmonia Mundi) na przykład…
5. A co z innymi „wokalami”, poza Bartoli? Nul, zero, nic! A były wybitne rzeczy! Już było o nowej Samson. A „Piękna młynarka” z Christianem Gerhaherem (Sony)? A taki Belhle w Schubercie (DHM)? A taki Appl i „Heimat” (Sony)? A Gens z Niquetem i ich „Visions” (Alpha)? A Ann Hallenberg i „Carnevale 1729” (Pentotone)? A przewrotna Sonia Prina z „Heroes in Love” (Glossa)? A Iestyn Davies i Arcangelo z Cohenem w kantatach Bacha (Hyperion)?
6. Zero opery! To nie moja bajka, ale ptaszki ćwierkają, ze np. tacy „Trojanie” z Nelsonsem (Erato) są znakomici.
Oczywiście tu jest wymienione mnóstwo płyt, a „rekomendować” można było tylko 10. Ale śledząc rankingi roczne kilku najważniejszych pism (w tym nie muzycznych, np. „Financial Times”, „New York Times”) NIGDY nie ma takiej sytuacji, iż 60 % „zwycięzców”, to są produkty jednej firmy. Bo jest z czego wybierać. Wiec ja tylko chcę wiedzieć, czy to jest dziennikarstwo muzyczne/krytyka, czy zawoalowana sponsorowana publikacja.
Anna Dębowska podpadła mi tekstem z „Pierwszego Biecza” – stopień naiwniutkości, niedokonania bodaj podstawowego rozeznania terenowego, spisywania bez zrozumienia z broszur organizatorów, … przekroczył próg tolerancji.
Odtamtąd opinii „czysto-muzycznych” też nie czytam…
>>> Święta idą i prezenty kupować trzeba, więc może o to chodzi, myślę.
I to jest właściwy trop, jak przypuszczam. Prawdopodobnie jedyny powód, dla którego GW była skłonna poświęcić aż tyle miejsca w wydaniu głównym. A zacytowane „publiki” i „wokale” mogą być z kolei próbą obejścia tegoż miejsca ograniczeń (bo gdyby chcieć rzetelnie napisać coś nietrywialnego o dziesięciu płytach, to ta stroniczka jednak trochę limituje).
Ciekawiej czasami zajrzeć do dodatków lokalnych (ja akurat czytam w internecie, ale przypuszczam, że i w drukowanym wydaniu ten tekst dzisiaj się „załapał”):
http://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,22806904,wskrzeszamy-legende-glosu-slaska.html
Akurat red. Maciejewska regularnie miesza w sprawie tych organów. Wpis z innego forum, na którym się udzielam, by ErykAbraham:
„1. Organy Sauera w Hali Stulecia w 1913 roku miały 200 registrów i 187 głosów realnych, a nie tak jak Pani Maciejewska pisze 192. Dyspozycja tych organów jest zachowana, łatwo sprawdzić. Oczywiście, to są szczegóły, cyferki, ale takie zmyślone dane dyskredytują autora, czyż nie?
Wówczas były to największe organy na świecie – prawda.
2. Po przebudowie w 1937 roku wg projektu Gerharda Zeggerta organy uzyskały 222 głosy realne, ale już nigdy nie były – wbrew temu co pisze Pani Maciejewska – największymi organami na świecie, bo w międzyczasie powstały do dziś istniejące ogromne instrumenty w Atlantic City (1932) i w Filadelfii (1930).
3. Wracając do Św. Elżbiety: Sformułowanie „Głos Śląska” to sformułowanie używane w prasie, kiedy organy w Św. Elżbiecie, po licznych przebudowach, miały już naprawdę mało wspólnego z Englerem. Skąd te przebudowy? Najprawdopodobniej po prostu instrument Englera był awaryjny i z różnych względów niezadowalający dla współczesnych. Musimy pamiętać, że to były instrumenty „okresu przejściowego”, zaczyna się klasycyzm, a klasycyzm w budownictwie organowym to droga ku instrumentom wczesnoromantycznym.
4. Nie będę poruszał wątku rozmieszczenia piszczałek wewnątrz instrumentu, co wg Pani Maciejewskiej sprawia „przestrzenne brzmienie”, bo to problem zbyt specjalistyczny, jak na tak krótki wpis, ale uśmiechnąłem się przeczytawszy to jej zdanie.
5. Największą, mówiąc delikatnie, nieścisłością jest informacja, że organy przeszły przebudowę w latach 40. Jest to nieprawdą. Firma Sauer wybudowała zupełnie nowy instrument. Stary instrument Englera, po przebudowach m.in firmy Schlag & Söhne, został całkowicie zdemontowany, a prospekt organowy został przesunięty do przodu. Dodatkowo wybudowano nowe szafy pozytywów po bokach empory (to wszystko można sobie porównać i zobaczyć na zachowanych zdjęciach). Sauer wybudował nowy instrument, o zupełnie innej trakturze niż Engler (traktura – system przesyłania sygnału od klawisza do piszczałki, w uproszczeniu), o zupełnie innej dyspozycji, czyli zestawie głosów (Sauer 91 gł., Engler 56 gł.), a przede wszystkim o zupełnie innej estetyce kompozycji tej dyspozycji i innej estetyce brzmienia, był to bowiem instrument wybudowany w duchu Orgelbewegung, czyli stylu który wg ówczesnych muzykologów i organologów miał oddawać ducha baroku (od którego Engler uciekał przecież!). To właśnie ten styl (nowoczesny, jak na tamte czasy i jak na czasy powojenne) oraz wielkość instrumentu (czyli bogactwo barw) wzbudzał zachwyt i powodował, że tak chętnie na tym instrumencie koncertowano i nagrywano.
6. Oczywiście Józef Chwedczuk w 1963 roku nagrał płytę winylową (mam ją!) na organach Sauera – wbrew temu co pisze Pani Maciejewska – i w 1976 spłonęły organy Sauera, bo: jak wyżej.
7. Fundacja Opus Organi postawiła sobie za cel rekonstrukcję XVIII-wiecznego instrumentu Englera, sprzed wszystkich przebudów, więc nigdy nie planowano odbudowy instrumentu, który spłonął w 1976 roku.”
@ pianofil, a capella
Szanowni, czego Państwo oczekują po dziennikarzach, którzy zostali zwolnieni ze swoich etatów i pracują za marne wierszówki. Zgadzam się z opinią Pianofila, ale znam obecne realia w GW. Atmosfera kiepska, co rusz ktoś z zasłużonych zwalniany, chyba że akurat udało mu się przetrwać do okresu ochronnego, ale wówczas ma drastycznie obniżaną pensję w imię dobra wspólnego, czyli przetrwania. Zatrudniana młodzież na umowach śmieciowych. Myślę, że nie ma tam obecnie motywacji, żeby wkładać duży wysiłek w jakość tekstów, nawet wśród wieloletnich pracowników. A być może również nie ma takich możliwości, żeby móc w te teksty inwestować. By kupować kilkadziesiąt płyt miesięcznie, trzeba mieć ku temu środki. Proponowałabym zatem raczej refleksję nad poziomem społeczeństwa i pogodzenie się z tym, że rzetelnych informacji trzeba szukać w mediach poza granicami naszego kraju. Tam, gdzie kultura ma jeszcze jakąś wartość.
Ale można oczywiście. Są jeszcze miejsca, które, wbrew zmieniającemu się światu, trwają, jak „Polityka”.
Z przyjemnością przeczytałam tekst PK o Steinwayach. Ktoś musiał jednak dać to obszerne miejsce, by tak niszowy tekst mógł powstać. Inny nieoczywisty tekst, w tym samym numerze, to recenzja z wystawy Basquiata w Londynie. Nie mającej nic wspólnego z Polską i polską sztuką. Ale kto w polskich mediach niepublicznych może sobie jeszcze na taką kulturalną ekstrawagancję pozwolić? Może jeszcze TP, który się rządzi swoimi prawami i aż się dziwię i cieszę, że jeszcze trwa.
Off topic. Bacznie obserwuję ostanie miesiące koncertowe Marii Jao Pires, gdyż cenie bardzo. Zastanawiałam się, choć raczej hipotetycznie, nad koncertem we Frankfurcie czy Monachium, z moim ulubionym a-moll Schumanna, w czasie trasy z LSO i Gardinerem. I okazało się jednak wczoraj, że Maria już chyba bardzo zmęczona. Wygląda na to, że z kilkukoncertowej trasy w Niemczech, Francji i Anglii, na razie ostało się tylko Monachium. Roześmiałam się jednak bardzo, gdy zobaczyłam, że w trasie tej zastąpi Marię kto…? PA:-) Gdybym miała możliwości i kupiła wcześniej bilet, nie byłabym bardzo zawiedziona:-) Choć może odrobinę, bo program się jednak zmienił. Te koncerty miały być w całości Schumannowskie, ze zmieniającymi się uwerturami i symfoniami. PA zmienił koncert na pierwszy Beethovena, co chyba jednak pokazuje, że z jakiś powodów nie po drodze mu z tym akurat, młodzieńczym, Schumannem, nad czym dyskusja tu, swojego czasu, się toczyła. Gdyby ktoś był zainteresowany, szczegóły, póki co, na stronie LSO (pierwsza połowa marca). A najbliższa radiowa okazja, by posłuchać PA, już w piątek:
http://www.worldconcerthall.com/en/schedule/mozart_twice_and_haydn_twice_with_anderszewski_once_from_budapest/38406/.
Tak przy lepieniu pierogów świątecznych. Będą to wówczas specjalne pierogi, jak ciasteczka Buki:-)
@Frajde 13:48
Zgadzając się co do idei wypowiedzi chcę zauważyć, że Basquiat jakowyś związek z polską kulturą ma za sprawą Lecha Majewskiego, który zrobił o nim film, sama postać więc taka obca polskiej kulturze nie jest, aczkolwiek nie powszechnie
Tak, wiem. Razem z Julianem Schnablem de facto, który to figuruje jako reżyser. Z Basquiatem jest jeszcze taka historia, że stał się on znaną figurą, przynajmniej wśród interesujących się sztuką współczesną, ze względu na jego wyjątkową pozycję na rynku sztuki.
@Frajde (263038)
Zgadzam się w pełni. Wpis pianofila bardzo cenny i podziwu godny. Jako najmniej kumaty uczestnik tego bloga (od czasu do czasu), będę go zapewne analizował przez najbliższe pół roku. Niemniej, deklaracja zakupu kilkudziesięciu płyt miesięcznie wydaje mi się już znęcaniem nad przeciwnikiem. Na tle majątkowym. To akurat było zbędne.
Drodzy,
wybaczcie, mało się odzywam ostatnio (a warto byłoby np. odpowiedzieć pianofilowi…), bo musiałam wypchnąć różne robótki przed małymi wakacjami, które sobie wreszcie robię, czyli tradycyjnym świątecznym rodzinnym wyjazdem do Włoch. Ruszamy skoro świt, tym razem do regionu Veneto – meta na tydzień w Weronie (wypady w różne strony, mnie zwłaszcza rajcuje Vicenza z piękną architekturą Palladia, gdzie Losey kręcił swojego Don Giovanniego), potem na wyjezdnym jeszcze dzień w Bergamo.
Kompa biorę, więc będę się czasem odzywać 🙂
Pięknie!:-) Werona ładna, choć trochę tłumy szekspirowskie mnie przygnębiały, ale to było latem. Polecam bazylikę San Zeno, jeśli zwiedzanie kościoła wchodzi w rachubę. Surowość i głębia stylu romańskiego. Lubię też niedaleką Mantuę, z pałacami książąt Gonzaga i duchem Monteverdiego unoszącym się w powietrzu. Choć, w odróżnieniu do gloryfikacji malarzy, nie wygląda, żeby to miasto chwaliło się specjalnie swoim najwybitniejszym kompozytorem. Werona jednak na pewno bardziej malownicza. Niedaleko też Cremona i naprawdę rewelacyjne muzeum Stradivariusa. A nieco dalej, równie ciekawa, Ferrara. W Vicenzie i Bergamo natomiast nie byłam, chętnie zatem poczytam i pooglądam:-)
Nie samą tradycją człowiek żyje stąd pytanie – czy ktoś był na prawykonaniu Pawła Mykietyna w Filharmonii Szczecińskiej przed paroma dniami? Ja niestety bawiłem daleko od tamtych okolic
ps. GW od dawna nie ma szczęścia do muzyki klasycznej. Szkoda, bo to jedyny polski dziennik, który czytam. Ale jak się ma wykupiony dostęp to warto przeglądać dodatki regionalne – tam często są ciekawsze teksty dotyczące kultury niż na stronach krajowych.
Z góry przepraszam, że mało świątecznie:
https://www.apnews.com/ec85623b10db4fa3a814a6b7ae88aaf9/Dutoit-out-at-6-symphonies-amid-sexual-assault-accusations
Pani Kierowniczce i wszystkim Frędzelkom życzę cudownych Świąt w blasku światełek choinkowych lub/i świec chanukowych i niespodziewanie pięknego roku 2018 bez smutków i stresów za to z wyjątkowo wspaniałymi wrażeniami muzycznymi
Wracając jeszcze do problemu poruszonego przez Pianofila, Ł. który czyta blog z pewnym opóźnieniem, stwierdził że swoją wypowiedzią dokładam się jeszcze do krytyki Anny Dębowskiej. Hmm, jeśli tak to zostało odebrane, nie taka była moja intencja. Przeciwnie, chciałam powiedzieć, że mogę zrozumieć powody, dla których ten tekst jest tak okrojony merytorycznie i nie dziwię się. Nie wynika to ani z braku wiedzy o muzyce, ani z lenistwa. Tylko z braku możliwości. Współczuję dziennikarzom zajmującym się kulturą, którym przyszło żyć, i wykonywać ten ciekawy przecież zawód, tu i teraz i w tym kraju. Na Gazetę nie należy już tracić zbyt dużo energii i lepiej starać się rozwijać na innych polach. Myślę, że nie należy tracić tej energii, również jako czytelnicy, niestety. Piszę to, jako osoba, która jednakże wciąż czyta codziennie, w prenumeracie cyfrowej, więc nie bez podstaw.
Całemu koszyczkowi, mimo marnych czasów w naszej ojczyźnie dla części z nas, życzę mocy serca, hartu ducha i niegasnącej nadziei, która przecież się ziści.
A tymczasem dobrego, spokojnego, radosnego czasu Świąt.
Niespodziewanie piękny rok 2018 bardzo mi się podoba, więc podbijam go wyżej- niech się stanie.
Nie koszyczkowi, tylko Dywanikowi, oczywiście. 🙂
Koszyczkowi już złożyłam.
Wszystkim melomanom życzę Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, a Pani Kierowniczce nieustającej satysfakcji z obcowania z muzyką, wytrwałości w sonicznych peregrynacjach i relacjonowaniu wrażeń na niniejszym blogu. W dobie dominacji portali społecznościowych, na których uczestnictwo ogranicza się najczęściej do kliknięcia ikony „Lubię to”, albo wklepania frazesów typu „Super!”, „Fajne” itp., jest to jedno z coraz mniej licznych miejsc w sieci, gdzie można podyskutować o muzyce w gronie pasjonatów.
Niech „gra w tej duszy” jak najdłużej 🙂
PS.
Jako załącznik…
garść kolęd w wykonaniu Collegium Vocale Bydgoszcz, zarejestrowanych ćwierć wieku temu w niewielkim kościółku w Chomiąży Szlacheckiej (niedaleko Żnina):
https://www.youtube.com/watch?v=PlbIrVXic4U
Właściwie już tytuł wpisu może być jednym z życzeń; każdemu przyda się w końcu dużo dobrej energii – zwłaszcza że nie sprzyjają jej ani marne czasy, z coraz bardziej nas otaczającą rzeczywistością, ani pora roku, z nader niekorzystnym biometem 🙁
Drogiej Pani Gospodyni oraz miłym Frędzelkom – udanych Świąt (jeśli się tylko da, to z muzyką) 🙂
Dobry wieczór,
pojawił się program Festiwalu Beethovenowskiego:
http://beethoven.org.pl/festiwal/xxii-wielkanocny-festiwal-ludwiga-van-beethovena/program/program-festiwalu-koncerty-w-warszawie/
Spokoju i nadziei życzę Dywanikowi. I żeby Muzyka w końcu złagodziła obyczaje.
Nie na Dywaniku. Wiadomo gdzie…